Zlikwidujemy to, czego wcześniej nie udało nam się zlikwidować. Zlikwidujemy kopalnie, zlikwidujemy PiS, zlikwidujemy przekop Mierzei Wiślanej, sprywatyzujemy KGHM Polska Miedź i PKN Orlen (tylko trzeba odwagi – pisze na TT polityk PO), zlikwidujemy TVP, zlikwidujemy wszystko co nie nasze, albo zabierzemy wszystko, żeby było nasze. A żeby tak było, zlikwidujemy CBA, a to czego nie zlikwidujemy, oddamy w dobre ręce, nasze lub obce, i wtedy zbudujemy taką Polskę, której tak naprawdę już nie będzie, ale nasi Polacy, nie tamci Polacy, będą „w tym kraju” szczęśliwi. Żeby nie było, że to jest jakaś przerysowana czarna wizja, to takie, i podobne im postulaty, stanowią dziś oficjalny przekaz liderów Platformy Obywatelskiej. Oceńmy realnie. Partia, która głosiłaby bliźniacze pomysły w Niemczech czy we Francji, zostałaby w miesiąc wyrzucona na śmietnik historii. W Polsce ma jednak swoich zaciekłych zwolenników, gotowych uwierzyć w największy absurd, jeśli tylko ów absurd stoi w opozycji do partii rządzącej. Trochę to porażające, ale skoro jedna trzecia Narodu uważa, że to jest dobra koncepcja, to nie można się obrażać. Wolność i demokracja.
Kampanię prezydencką można śmiało podzielić na dwa zasadnicze etapy. Najpierw była kampania oparta na strachu. Zabójcze koperty, widmo dyktatury, ustawione wybory, sfałszują, Duda wygra w I turze, bo tylko szaleńcy z PiS będą dotykać zarażonych kart wyborczych, więc my do tego nie dopuścimy. Udało się. Rewolta samorządów, panika i destrukcja w Senacie uratowała PO przed klęską, którą, żeby było jeszcze bardziej paranoicznie, od początku sama sobie reżyserowała, lekceważąc własną kandydatką na Prezydenta. Drugi etap, a więc wszystko to co dzieje się po 10 maja, to kampania destrukcji – prowadzonej na wielu poziomach, która zaczęła się od nagłego zwrotu: idziemy na wybory! Ale tak było tylko przez tydzień, bo przecież Platformie wcale nie chodzi o zwycięstwo wyborcze, choć może niektórym politykom tej formacji wydaje się, że uczestniczą w jakimś wyścigu wyborczym. Media i politycy zajmują się woltami w Senacie, sprzecznymi komunikatami, nielegalną zbiórką podpisów (kto robi sobie takie „jaja”, jeśli chce na serio wygrać wybory), przeciąganiem prac nad ustawą, a tymczasem nie taki jest przecież cel kampanii destrukcji. O co chodzi opozycji? – słusznie pyta jeden z liderów PiS. No na pewno nie chodzi jej o zwycięstwo Rafała Trzaskowskiego. Chodzi tylko i wyłącznie o chaos w państwie, o zniszczenie jego demokratycznych struktur, choćby poprzez niewybranie w konstytucyjnym terminie głowy państwa.
Mariusz Janicki, z tygodnika „Polityka”, sam się dziwi co się dzieje z Koalicją Obywatelską, i szerzej z opozycją, i pisze o drugiej blokadzie wyborów, ostrzegając, że ona działa przecież na niekorzyść opozycji. Ale w tejże opozycji nikt ważny się tym nie przejmuje, ponieważ wajcha została przestawiona, a cel został jasno wytyczony: pęd ku destrukcji, a nie ku zwycięstwu wyborczemu. W tym ogromnym zamieszaniu nieźle już się pogubił Władysław Kosiniak – Kamysz, który teraz goni wynik Małgorzaty Kidawy – Błońskiej. Ale przecież w tym absurdalnym świecie i to się może jeszcze zdarzyć, że w końcu odpadnie Trzaskowski, a jego miejsce zajmie lider PSL. Właśnie o to chodzi Platformie i siłom niekoniecznie wewnętrznym, by powstał wielki zamęt, by było sto interpretacji konstytucyjnego terminu wyborów, by trwał nieprzerwanie wielki szum medialny, by zwykły wyborca miał tych wyborów serdecznie dość, by uwierzył wreszcie, że to PiS prowadzi Polskę do ruiny i dyktatury.
To wydaje się jednak (oby) dziś zadaniem niewykonalnym, bo pojawiło się coś takiego, co można już chyba nazwać, wyczekiwanym przez dekady, pragmatycznym myśleniem Polaków, choć nie pozbawionym romantycznej tradycji. Świadomością, że nawet jak PiS jest dla części wyborców taki straszny, to przecież w Polsce nie jest strasznie, co więcej, jest dziś znacznie mniej strasznie niż na Zachodzie. A nawet jeszcze więcej, że Polska jest już tym dawnym, starym, dobrym Zachodem na poziomie ekonomicznym i społecznym. Bo przecież tego Zachodu, za którym podążaliśmy już nie ma, on teraz jest u nas, dopiero co zawitał. I dlatego coraz częściej, tak wyborców PiS jak i PO, irytują te wszystkie zachwyty, że ktoś nas gdzieś pochwalił. Albo jęki, że zganił. To jest kluczowy dorobek Polski i Polaków po trzydziestu latach III RP, że zaczynamy czuć się w pełni wartościowym narodem o wielkich możliwościach i dużych aspiracjach. To właśnie najbardziej niepokoi wszystkich tych, którzy chcieliby utrzymać stary porządek, w którym jest „ciemny lud” i oświecona elita, zupełnie tak, jak to działo się blisko dwieście lat temu.
Orze się więc codziennie i niemiłosiernie, w takich mediach jak TVN 24, świadomość Polaków, że Zachód już nie może znieść tej pisowskiej dyktatury, wbija się do głów, że nic nie działa, że wszyscy już pięknie pokonali pandemię tylko nie my, że wszędzie płyną do firm miliardy euro tylko nie w Polsce, że ciągle łamana jest Konstytucja, że wybory prezydenckie tylko wtedy będą konstytucyjne, jeśli zarządzi je mecenas Mikołaj Małecki. To jest realizowana z premedytacją kampania destrukcji państwa, żeby można było w miejsce takiej Polski jaką dziś mamy, już zasobnej i stabilnej, mieć Polskę słabą, rządzoną w interesie obcych państw i zepsutych elit, a nie w interesie Polaków. Można pomstować do woli, że to teoria spiskowa, że to absurd, że opozycja chce mieć swojego prezydenta. Jeśli tak, to dlaczego realizuje ona scenariusze, które nie mają nic wspólnego z kampanią zwycięstwa, za to znakomicie wpisuje się w kampanię, której celem jest doprowadzenie do upadku demokratycznego państwa.
1 Comments
To jest trafne podsumowanie.
29 May, 2020 - 19:40
Mam wielką nadzieję, że koalicja rządząca będzie szła konsekwentnie za głosem PJK, JG i ZZ, to znaczy że wybory odbędą się 28 czerwca i basta.
Odmiennym fenomenem jest tu karzeł Grodzki (i nie wzrost mam tu na myśli).
Facet odleciał, jakoś innych określeń nie chce mi się szukać, Wałęsa ze swoim ego może się przy nim schować w mysi kąt.
Ossala