Pomoc wbrew

 |  Written by ossala  |  23
   Wybrałam sobie ciężki kawałek chleba, co nie jest równoznaczne ze stwierdzeniem, że się żalę czy narzekam. To tylko stwierdzenie faktu, jak w przekleństwie „bodajbyś czyjeś dzieci uczył” jest wiele prawdy.

   Nasi podopieczni, to ludzie starzy, chorzy, niepełnosprawni, niejednokrotnie samotni. Nie zawsze jednak samotni i kiedy jest tak, że rodzina współpracuje i pomaga – i podopiecznemu jest lepiej i nasza praca nie jest tak uciążliwa.
   Zdarza się jednak, i to jest autentyczną zmorą naszej opieki, gdy w rodzinie są ciągle żywe dawne konflikty i spory, jakieś niewyrównane rachunki krzywd, których nie znamy. Każdego dnia uczymy się, aby nie wyciągać zbyt pochopnych wniosków na temat sytuacji zastanej „tu i teraz”, bo jak człowiek zaczyna powoli zbierać dane i wgłębiać się, siłą rzeczy, we wciąż żywe konflikty, to sytuacja w rodzinie bardzo rzadko okazuje się taką, jaką z początku wyglądała. Dystans do sprawy staje się wtedy jedynym rozsądnym rozwiązaniem.

   To było zaledwie w zeszłym tygodniu, gdy poszłam na, wydawać by się mogło, całkiem normalną interwencję (wizytę) wieczorem do pani, która ma 95 lat, nic nie widzi (nie wiem czy na skutek wieku czy choroby), ma niczym nie wyjaśnione bóle w plecach tak silne, że nie może siedzieć dłużej niż chwilę na zjedzenie posiłku.
Mieszka sama jak palec, choć córka mieszka niedaleko i jest na emeryturze (córka), więc do starszej pani przychodzi raz dziennie pielęgniarka zmierzyć ciśnienie, podać rano lekarstwa, a my pojawiamy się później w południe i wieczorem, aby przygotować posiłek, posmarować bolące plecy, pomóc przebrać się w koszulę nocną, porozmawiać.
   Ta akurat staruszka jest sama w sobie dość trudną osobą. Miewa zmienne nastroje: raz wita tak mnie jak i inne koleżanki z radością zwracając się do nas „moja córciu”, a kiedy indziej mówi z niesmakiem „a, znowu pani, nie mieli kogo innego?”
   Jednak głównym utrudnieniem w kontakcie z nią jest nieustanny płacz i narzekanie, dlaczego Bóg każe jej tak cierpieć, dlaczego już zabrał jej dwóch synów, a ją tu ciągle trzyma, kiedy ona chce już umrzeć i mieć święty spokój. Do tego dochodzą skargi na córkę, z którą się nienawidzą, staruszka żali się, że córka ją szarpie, pokazuje siniaki i płacze, że ona nie rozumie, jak można się tak znęcać nad kimś, kto jest tak stary i tak chory jak ona!
   Oczywiście, procedury mamy takie, że jesteśmy zobligowane do natychmiastowego zgłaszania takich zdarzeń i tak się też dzieje.
   Byłam u niej kilka razy w grudniu, więc miałam z czym porównać stan jej zdrowia i kondycję, w jakiej się znajduje. Ale kiedy przyszłam wieczorem w pierwszych dniach stycznia, znalazłam ją w łóżku (co się nie zdarzało), zgiętą w pół, ledwie oddychającą i kaszlącą non stop tak, że się dodatkowo dusiła tym, co wykrztuszała.
Spytałam czy czegoś nie potrzebuje, po czym, po podaniu wody i chusteczek, o które poprosiła – natychmiast skontaktowałam się z koleżanką dyżurującą na gorącej linii naszego serwisu. Taka jest procedura postępowania.
Koleżanka, usiłując się skontaktować z córką staruszki, zadzwoniła natychmiast po pogotowie ratunkowe. Wg procedury powinna to zrobić po skontaktowaniu się z rodziną, a jeśli to nie jest możliwe – decyzję podejmuje sama. Jednak mojej koleżance nie dane było rozmawiać z córką, gdyż ta w tym samym czasie zadzwoniła do mieszkania staruszki na telefon stacjonarny i darła się na mnie jak opętana! Że ona sobie nie życzy żadnego pogotowia, że nasz serwis to jest jedno wielkie gówno (merde), że matka ma bronchit i dlatego kaszle, że jutro rano przyjdzie lekarz, że ona kategorycznie zabrania, aby jej matkę zabrało pogotowie i że już jedzie!

   Sytuacja, w której byłam ja, na miejscu, była tak traumatyczna, że z trudem zachowywałam spokój skupiając się przede wszystkim nad opieką nad staruszką i sprawdzaniem, czy pogotowie już przyjechało. W międzyczasie jeszcze 3 razy dzwoniła córka i wydzierała się na mnie coraz głośniej. Kiedy jej zwróciłam uwagę, aby nie krzyczała, wrzasnęła, że ona nie krzyczy, tylko tak głośno mówi.
   Prawdziwy burdel zaczął się jednak, gdy wparowała do mieszkania matki. Pracownicy pogotowia, po dwukrotnym kontakcie z lekarzami zaczęli przygotowywać chorą do zabrania do szpitala. Spadł jej bowiem poziom tlenu we krwi do takiego poziomu, że musiała oddychać przez maskę, poza tym niezwykle groźny był kaszel i to, co wykrztuszała.
Na co, „wparowana” właśnie  córka wydarła się, podobnie jak wcześniej na mnie: „Nie!!!”. Tłumaczenie sanitariuszy na niewiele się zdawało: „Nie, bo nie ma takiej potrzeby i jutro rano przyjdzie lekarz!!!”.

   Pracownicy pogotowia mają, na szczęście, swoje procedury, podobnie jak my. Skontaktowali się ponownie z lekarzem, który zdecydował, jak następuje: oczywiście, nie możemy, wbrew woli rodziny, zabrać kogoś na siłę do szpitala, ale w związku z realnym zagrożeniem życia osoby starszej i chorej, córka ma podpisać zobowiązanie, że niniejszym przejmuje opiekę nad chorą  matką i bierze na siebie całą odpowiedzialność za konsekwencje swojej decyzji.

   Drąca japę non stop córka staruszki nie podpisała takiego oświadczenia i naszą podopieczną zabrano do szpitala.

   Jeśli ktoś sobie teraz wyobraża, że córka odpuściła, bo wyszło na to, że nie ma racji, że każda ze służb zachowała się właściwie – to się bardzo grubo myli. Nic z tych rzeczy. Następnego ranka, tuż po otwarciu biura, zadzwoniła do pani dyrektor naszego serwisu i wydarła się również na nią! O co? Otóż o to, że ona sobie kategorycznie nie życzy, niezależnie od sytuacji (!!!), aby wzywać do jej matki pogotowie. I w tej sprawie została skierowana przez nią skarga do mera, któremu podlega nasz serwis.

   Mnie, kierującą się w pracy trzema zasadami: obserwacja, analiza, przekaz informacji – zostało się jedynie cieszyć, że został mi po tym zdarzeniu tylko jeden dzień pracy a potem kilka dni urlopu, aby ochłonąć, odsapnąć i nabrać dystansu do tego, co zaszło.
 
 
 
5
5 (7)

23 Comments

Obrazek użytkownika tł

Bardzo ciekawy tekst, Ossalo. Właściwie nie ma co komentować. Napiszę tylko tyle, że gdy w 1993 roku po wielu latach powtórnie wyjechałem na tzw. Zachód, zaskoczył mnie fakt, jak rzadko moi mieszkający tam znajomi widują się ze swoimi rodzicami...

Pozdrawiam
Obrazek użytkownika ossala

ossala
czy starość przytłacza, a właśnie samotność. Czasem tak się im ułożyło: małżeństwo było bezdzietne a mąż zmarł 25 lat temu lub kobieta nigdy za mąż nie wyszła, nie ma dzieci, sama była jedynaczką, więc zostają jacyś dalecy krewni.
Ale nad wyraz dużo mamy pod opieką ludzi chorych i starych, którzy mają dzieci, wnuki i wcale nie na drugim końcu świata.
I jeśli taka osoba jest pogodzona z nieobecnością dzieci, to jakby idziemy do przodu, staramy się ogarniać problemy dnia codziennego. Jeśli jednak uszy ciągle nasłuchują a oczy wypatrują, to boli.
 

Ossala

Obrazek użytkownika Ellenai

Ellenai
Powiem zupełny truizm, ale obrazek, który nakreśliłaś, wiernie oddaje kierunek, w którym zmierza współczesny świat - by z ludźmi starymi, chorymi czy niepełnosprawnymi mieć jak najmniej kłopotusad. Tę tendencję, w różnym stopniu jej natężenia, można dziś odnaleźć wszędzie.
Pani, o której piszesz, najwyraźniej ma pretensję do losu, że nie dał jej takiej możliwości, jaką miałaby już dziś w Holandii, gdzie rodzina bez większych problemów jest w stanie namówić osobę chorą do poddania się eutanazji. Moja młodsza córka mieszka w Amsterdamie i nasłuchałam się trochę opowieści, które w mediach podawane są zwykle ogólnikowo i dosyć beznamiętnie.
Prędzej czy później rozleje się to niestety na całą Europę.

W Polsce, choć eutanazja dozwolona nie jest, to jednak pojawiają się symptomy, że jakaś część społeczeństwa nie miałaby nic przeciwko jej wprowadzeniu. Na razie stosuje się inne sposoby, by problem starych rodziców "mieć z głowy" choćby na jakiś czas. Spotkałam się z tym zjawiskiem kilka lat temu, leżąc w szpitalu w środku sezonu urlopowego (na przełomie lipca i sierpnia). Na moim oddziale leżało 6 staruszek, którym prócz starości nic nie dolegało. Od pielęgniarek dowiedziałam się, że to typowy sposób pozbywania się "kłopotu" na czas urlopu. Po prostu rodzina przywozi taką osobę na dyżur, każąc jej uskarżać się na złe samopoczucie.
Szpital musi w tej sytuacji przyjać ją na badania, choćby tylko na dzień czy dwa. Problem w tym, że rodzina jej potem nie odbiera. A raczej odbiera dopiero po powrocie z wakacji.
Obrazek użytkownika Anna.

Anna.
także - o zgrozo! - w okresach świątecznych. Stary czy chory człowiek nie pasuje do świątecznej atmosfery czy do świątecznego wystroju...
A emeryci z Holandii wyprowadzają się z tego kraju, np. do Polski. Czytałam o takim przypadku. Ale makabra i tu ich dopada: ubezpieczyciel wysłał agenta, który wypytuje ich sąsiadów, czy jego klienci aby na pewno dobrze się czują. Bo czują się chyba za dobrze. Gdyż w Polsce odżyli, a więc istnieje opcja, że będą (zbyt?) długo cieszyć się emeryturą...
Obrazek użytkownika Ellenai

Ellenai
O pozbywaniu się strauszków na świeta nie słyszałam.
To okropne...


Emeryci z Holandii najczęściej wyprowadzają się do Portugalii i do Hiszpanii.
Tam jeszcze eutanazja jest nielegalna.
A oni wierzą, że w krajach tak katolickich, jak te dwa, nigdy nie będzie wprowadzona.
No, przynajmniej jeszcze za ich życia.

Co do Holandii, to moja córka twierdzi, że w ichniejszej TV trafiają się program "oswajające" z problemem eutanazji.
Ona posługuje się językiem holenderskim, więc bez problemu jest w stanie zrozumieć miejscowy przekaz.
Opowiadała mi o ostatnim, jaki widziała tuż przed tegorocznymi świętami Bożego Narodzenia.
Szpital, uśmiechnięty i bardzo rzeczowo tłumaczący lekarz, równie uśmiechnięta rodzina, która tłumaczy
dlaczego ich bliski powinien się poddać eutanazji dla swojego własnego dobra  i sam staruszek - nieco niepewny,
ale także tłumaczący, że zdecydował się na eutanazję, bo nie chce obciążać swojej rodziny, a nadziei na wyzdrowienie już nie ma.
W głowie się nie mieści....sad
 
Obrazek użytkownika ossala

ossala
świata, w którym władzę przejmą roboty a nie ludzie.
Jak to dobrze, że większość "moich" staruszków nie jest tego świadoma i tak się cieszą na każde przyjście i z każdej pomocy smiley

Ossala

Obrazek użytkownika Ellenai

Ellenai
Myślę, że sama to wiesz, ale o dobrych rzeczach trzeba mówić głośno i wyraźnie.
Napiszę więc wprost - wykonujesz bardzo dobrą, szlachetną i potrzebną pracę.
Staruszka, o której opowiedziałaś, być może zawdzięcza Ci życie, a ci inni co najmniej
drobne chwile radości i nadzieję, że nie cały swiat o nich zapomniał.


Szacunek !
Obrazek użytkownika Anna.

Anna.
"staruszek - nieco niepewny, ale także tłumaczący, że zdecydował się na eutanazję, bo nie chce obciążać swojej rodziny".
Bo "rodzina" nie powie: "Ależ tato/mamo/dziadku/babciu/wujku/ciociu/..., ty nie jesteś dla nas ciężarem! Kochamy cię i chcemy, żebyś żył/a jak najdłużej i jesteśmy gotowi opiekować się Tobą do końca Twoich dni".
Rozumiem, że są przypadki, że rodzina czy dany członek rodziny chorego z takich czy innych wzgledów nie jest w stanie zaopiekować się swoim chorym, ale tu nie o to chodzi.
Co do staruszków podrzucanych na święta do szpitali - to zjawisko jest coraz częstsze. Oto pierwszy z brzegu link z wyświetlonych przez Google: http://zdrowie.dziennik.pl/aktualnosci/artykuly/372020,polacy-podrzucaja...
Obrazek użytkownika Ellenai

Ellenai
To podobny scenariusz...

Rodziny często mówią wprost: chcą odpocząć przez święta.  Jedni biorą na litość, inni zaczepnym tonem pytają, czy pacjent jest zdrowy. – A wiadomo, że osoba starsza zawsze ma jakieś kłopoty ze zdrowiem. Więc rodziny straszą, że zadzwonią do prawników i mediów opowiedzieć, jak wyrzucamy chorych ze szpitala i narażamy ich życie – opowiada dyrektor.
 
Obrazek użytkownika ossala

ossala
Pamiętam jak dziś, że tutaj, tj. we Francji, lekarze niejednokrtonie mi proponowali, abym oddała chorego Maćka do hospicjum i nie mogli się nadziwić, że odmawiam. Nawet się bałam, że mnie do tego zmuszą, tj, nie wyrażą zgody na hospotalizację w domu.
Kiedy zmarł i byłam zmuszona zawiadomić o tym lekarza prowadzącego ze szpitala św. Józefa, na koniec rozmowy facet mnie spytał, czy zdaję sobie sprawę z tego, jaką odważną kobietą jestem?
To nie była chwila na dyskusje, bo wyłam jak pies, ale odpowiedziałam mu tylko, że nigdy nie patrzyłam na to w takich kategoriach. Był moim mężem, ojciec moich dzieci i inne rozwiązanie w ogóle nie wchodziło w grę.
Lekarz Maćka był młodym człowiekiem, sądzę, że nie zrozumiał.
 

Ossala

Obrazek użytkownika Tomasz A S

Tomasz A S
Tak jest jak powiedziała Ellenai
"Staruszka, o której opowiedziałaś, być może zawdzięcza Ci życie"

Porawiłbym je tylko tak:
Staruszka, o której opowiedziałaś,  zawdzięcza Ci życie - Ossalo.

I dodam jeszcze
Udaremniłaś szatański plan córce.
Obrazek użytkownika ossala

ossala
trochę ponad rok mojej pracy.
I za każdym razem życie ludzkie jest ratowane. Bolesna prawda jest taka, że nauczyłam się bezbłędnie, podczas choroby męża, rozróżniać ludzki oddech i tego nie zastąpią żadne szkolenia. Osiem miesięcy półtora metra od siebie 24 godziny na dobę robi swoje.
Uwielbiam tę swoją pracę, staram się nadać jej wyjątkowy wymiar i dać tym ludziom odrobinę radości, pokazać, że każda chwila z nimi jest ważna i niepowtarzalna. Ile mi z tego wychodzi, nie mnie oceniać, ale bardzo się cieszę, że pracuję z ludźmi a nie zliczam towaru w jakimś magazynie.
 

Ossala

Obrazek użytkownika Anna.

Anna.
to najpiękniejsza służba (bo trudno ją nazwać pracą). Ale też bardzo trudna.
Szacun, Ossalo.

PS
Lubię słowo 'szacun' i chyba z niego nie zrezygnuję, mimo że ktoś (nie pamiętam kto) tu napisał, że używanie go przez osoby nienależące już do młodzieży uważa za sztuczne (czy jakoś tak)...
Obrazek użytkownika Anna.

Anna.
faktycznie na blogu Dixi to było, a Ty tam Obiboka poparłaś no i wyszło, że z Ciebie "zdrowo zakpiłam" albo "się wyzłośliwiłam"...
Naprawdę niechcący :)
Obrazek użytkownika ossala

ossala
Nawet nie wiem, czy w jakimkolwiek języku to jest poprawnie cheeky.
Chciałam napisać, że nie ma problemu wink

Ossala

Obrazek użytkownika katarzyna.tarnawska

katarzyna.tarnawska
Tytuł notki - przewrotny.
Przeżyliśmy - z "moim" Duńczykiem - tuż przed Świętami Bożego Narodzenia szok!
Dobrze Mu znany lekarz holenderski, ambitny członek Międzynarodowej Ligi do Walki z Epilepsją (której to Ligi mój Mąż był niegdyś prezydentem) wysłał swemu dawnemu "szefowi" i innym członkom Ligi okrężny list (mail), w którym informował, że - gdy list "otworzą" - jego nie będzie już wśród żywych.
Mogens był wściekły - natychmiast próbował porozumieć się z "człowiekiem", ale okazało się to niemożliwe.
Zatelefonawał do "partnerki" - dowiedział się, że lekarz "przeprowadził" swój zamiar i - wbrew wszelkim radom bliskich i jej samej, wbrew proponowanym "akcjom" czy przewidywanym "atrakcjom" w Rodzinie - nie chciał dłużej żyć - bo uważał, że pogorszyła i stopniowo nadal się pogarszała - jego sprawność intelektualna. Znalazł także dwu lekarzy, którzy poparli jego "punkt widzenia" - że przecież nie musi kontynuować życia "gorszej jakości".
"Partnerka" była mocno zdeprecjonowana, ale nic nie mogła zrobić, wbrew woli "zainteresowanego".
A Mogens twierdzi, że facet miał tendencje kabotyńskie i to był "ostatni akcent" jego "kariery": chciał "zabłysnąć" po raz ostatni w życiu.
Nie mniej - eutanazja została "przeprowadzona".
Do dziś nie możemy ochłonąć!

 
Obrazek użytkownika ossala

ossala
zjawiska, których nie ogarniam. Jak nie ogarniam, podobnie jak reakcji chemicznych zachodzących w wątrobie, to się nawet z nimi nie mierzę.
I rzecz nie w tym, że unikam trudnych tematów. Nie o to tu chodzi. Tworzę w głowie, w celach obronnych, świat, w którym takie zjawiska nie mają miejsca.
To nie jest wygodnictwo i zapewnianie sobie spokoju duszy, tylkom obrona: żeby nie zwariować, nie zrobić głupstwa ni sobie, ni najbliższym.
Prawda jest bowiem taka, że obecne trendy mnie przerażają i wywołują strach, a zmagań z dniem powszednim mam aż nadto.

Ossala

Obrazek użytkownika nurni

nurni
mozna coś zrobić by przerwać ten oszalały kult młodości.

Od najprostszych gestów: przy stole najważniejsze miejsce ma senior czy seniorka rodziny - a nie jak to czesto bywa, to najmłodsze, to takie przecie urocze.
Skąd nasze dzieci, czy dzieci naszych dzieci, mają tak naprawde wiedzieć że najważniejsi są (jak to drzewiej bywało) właśnie seniorzy rodzin. Nie dowiedzą się tego z telewizji czy fejsbuka, mogą dowiedzieć się tego wyłacznie od nas.

Zatem nie jesteśmy tacy znowu bezradni.

Wiadmości ze świata są okropne - przykład: zaszokowało mnie informacja przeczytana kilka lat temu że w bodaj Szwecji istnieje problem z magazynowaniem ciał czy urn po prochach zmarłych tamże. Wiele rodzin przy okazji śmerci babci czy ojca załatwia całkiem sprawnie sprawy urzędowe (spadek, ubezpiecznie na życie...) ale potem zapomina odebrać cos co wymaga widać jeszcze jakiegoś wysiłku.

Takie informacje mogą nas szokować. ale nie powinny nas ubezwłasnowolnić. Odebrać nie tylko nadzieje ale i chęć by cokolwiek zrobić. Jakoś, nie wiem, poddać się.
Sprowadzić się do roli tego staruszka, jak ktoś tu napisał, któremu pozostaje tylko kiwać głową iż owszem źle się czuł i rzeczywiście będzie lepiej jak zostanie w przeddzień Sylwestra w szpitalu.

Botoks (czy jak to się nazywa) zawsze jest szkaradny.
Zawsze.

Zmarszczki mamy czy babci to oprócz piękna (czemu podziwiamy stare, często połamane, chore drzewa, zamiast tych dopiero co posadzonych?) to chyba coś co przywraca porządek rzeczy.

Dziekuje za wątek i za komentarze.
Obrazek użytkownika ossala

ossala
niejednokrotnie ci starsi ludzie mają niezmiernie młode dusze! Czy Ty wiesz, ile radości mi przynoszą swoim poczuciem humoru, ripostami, reakcjami na głupstwa, które wyczyniają moje młodziutkie koleżanki?
Czasem mi trudno nad sobą zapanowac długą chwilę i śmiejemy się obie niemal do łez.
To prawda, taka praca to powołanie. Trzeba ją lubić.
Niestety, tak jak wszędzie, i tutaj mam koleżanki, które same siebie traktują jak pomoc w sprzątaniu.
Gdyby i ze mna tak było - nigdy bym takiej pracy nie podjęła.
P.S. Ostatnio jedna pani, ktora nie widzi, opowiadała mi o tym, jak posłała moją młodszą koleżankę na zakupy.
I mówi tak: "I wiesz, Anita, czego ona w tym hipermarkecie nie znalazła? No, jak myślisz? Czego nie było? No, nie bój się! Zgadnij! Czego mogło nie być w całym Carrefour? Ani luzem, ani w paczkach? I w siateczkach też nie!"
Ja już dawno się śmieję, bo wyobrażam sobie tylko, że chodzi o coś banalnego, ale "moja" staruszka nie jest z tych, co rzeczywistość widzą w szarych kolorach! Kończy więc tak:
"Wiem, że trudno jest to sobie wyobrazić, ale ona NIE ZNALAZŁA ... zie - mnia - ków!"

Ossala

Obrazek użytkownika Ellenai

Ellenai
Bardzo pięknie to napisałeś. Wydobyłeś coś, co jest w tym wszystkim najważniejsze.
Dziękuję Ci za ten głos w dyskusji.

Więcej notek tego samego Autora:

=>>