Pragnę poinformować, że nie kupuję już...

 |  Written by krzysztofjaw  |  7

... i nie będę na razie kupował żadnych produktów w niemieckich sieciach handlowych: siostrzanych sklepów Lidl i Kaufland oraz drogerii Rossmann.

Decyzja owa jest wyłącznie subiektywna a jej publiczne przedstawienie ma jedynie charakter  informacyjny i nie może być w żadnym stopniu traktowane jako zachęta podjęcia podobnej przez inne osoby.

W przypadku pierwszych sieci posiadających tego samego właściciela impulsem do takiej decyzji było moje  przekonanie o wartości życia i sprzeciw wobec zabijaniu nienarodzonych dzieci a mam wątpliwości czy owe sieci podzielają moje przekonanie lub są chociażby wobec niego neutralne i nie popierają morderstwa dzieci. Innym zaś (mniej ważnym) argumentem stały się na równi m.in.: dzisiejszy Światowy Dzień Zwierząt i wynikająca z niego troska o ogólnie pojmowane dobro krów i innych zwierząt oraz subiektywne, moje poczucie (typ) piękna kobiet jakie preferuję.

Z kolei w przypadku drugiej sieci inspiracją stało się - również subiektywne - poczucie poniżenia i niechęci  tej sieci wyrażonego w stosunku do polskich rodzin wielodzietnych i alokacji przez nie środków finansowych.

Innym elementem wpływającym dodatkowo na moje decyzje jest powolne odbudowywanie u mnie subiektywnie pojmowanego patriotyzmu konsumpcyjnego.

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
http://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com


ilustracja z:http://e5.pudelek.pl/959c9e244af1a5dd8913cfb11caab89c50984e94.jpg
Hun

5
5 (2)

7 Comments

Obrazek użytkownika krzysztofjaw

krzysztofjaw

Ps.1. Ewentualne skojarzenie treści tekstu z takimi osobami jak D. Wellman i A. Młynarska jest przypadkowe i/lub wynikające jedynie z osobistego wrażeniami czytelnika".  Niemniej warto nadmienić, iż pani D.Wellman jest twarzą reklamową Lidla i zdecydowaną zwolenniczką aborcji oraz stwierdziła, że "kobiety nie są głupimi krowami i..." a pani A.Młynarska jest (lub była już po publikacji miesięcznika Rossmanna) redaktorem naczelnym pisma reklamowanego Rossmanna, gdzie w październikowym numerze ukazały się dwa teksty dotyczące negatywnych skutków dla Polaków programu 500+ i uwłaczające godności Polaków. 


P.S.2. Różne tego typu decyzje dotyczące niemieckich sieci podejmowałem od dawna. Dziś tylko dokonałem potwierdzenia owych decyzji dla podkreślenia pewnej wymowy dotyczącej ludzi zatrudnionych dla promowania tych sieci i w związku z aktualnym problemem, również tym aborcyjnym.

Mam też osobiste doświadczenia ze wsp[ółpracy z Niemcami. Przez kilka lat pracowałem w globalnym i światowym koncernie niemieckim na stanowisku, które pozwalało mi uczestniczyć np. w posiedzeniach kierownictwa firmy z Niemiec z naszym kierownictwem (tzw. spotkania doradczo-sprawozdawcze) oraz w czasie spootkań towarzysko-alkolowych z takimi niemieckimi prezestami czy też dyrektorami. Doświadczenia są jak najgorsze a cała nienawiść do Polaków wychodzi dopiero po spożyciu przez nich alkoholu. Próbowali mnie zwolnić dyscyplinarnie (w perfidny sposób). Nie dałem się i było porozumienie stron na czym choć zyskałem finansowo (zakaz pracy u konkurencji).

I prawie wszystkie sieci zagraniczne (niemieckie szczególnie) stosują pewną segregację swoich produktów. Do Europy Środkowo-Wschodniej wysyłają i oferują do sprzedaży produkty o niższej jakości niż na dawnym zachodzie mimo, iż nazwa jest identyczna.

Obrazek użytkownika Waldemar Żyszkiewicz

Waldemar Żyszkiewicz
Dorota Wellman nie jest twarzą reklamową Lidla, lecz raczej tuszą reklamową tej firmy.
 

Waldemar Żyszkiewicz

Obrazek użytkownika ro

ro
Nie mam najgorszej opinii o niemieckich firmach w Polsce - świadczę usługi kilkunastu spółkom o kapitale niemieckim - ale może dlatego, że nie chodzę z właścicielami na zakrapiane imprezy, a mam szczęście do polskich prezesów i kierowników tych spółek; na ogół porządni ludzie i świetni fachowcy (szkoda, że pracują na Niemca).

Natomiast co do jakości  niemieckich towarów... Próbuję porównać sytuację w tym zakresie przed i po wstąpieniu do Unii. I wychodzi mi, że w pewnym momencie zaczęła w Niemczech obowiązywać norma SNP 2004, co należy rozwinąć "Scheisse nach Polen". Wcześniej wszystkie hipermarkety przekonywały towarami, że "warto do Unii" - do dziś mam półbuty "Made in Germany", które kupiłem na jednych z pierwszych moich zakupów w Makro, chyba jeszcze w XX wieku (firmę założyłem w 2000 roku i dopiero wtedy mogłem dostąpić "zaszczytu"). 
Dziś - szkoda gadać!

Pozdrawiam  
Obrazek użytkownika Waldemar Żyszkiewicz

Waldemar Żyszkiewicz
Jeszcze w czasach peerelowskich peweksów towary nominalnie identyczne (pasty do zębów, szampony etc.) kupione za bony trudno było porównać z ich odpowiednikami przywiezionymi z zagranicy. Podobnie było (to nie tylko moje osobiste doświadczenie) w okresie między rokiem 1989 a 2004. W proszkach nominalnie identycznych widocznie było mniej drogich składników decydujących o końcowym efekcie prania.

Resumując, towary dla bantustanów nigdy i nigdzie nie osiągały jakości swych odpowiedników dla metropolii.

Pozdrawiam,

Waldemar Żyszkiewicz

Obrazek użytkownika ro

ro
My też nie byliśmy lepsi...
Na studiach w czasie wakacji pracowałem w zakładzie chemicznym produkujacym chemikalia, na ogół bardzo dobre, ale metodami z czasów Michała Sędziwoja.
Dwa miesiące to wystarczająco długo, by dostrzec pewne niuanse.
Taki jodek potasu na przykład - bardzo udane szarże "szły" do Wielkiej Brytanii (ale wiadomo było, że to dla farmacji), nieco gorsze, ale jeszcze czda, do Niemiec,  Szwecji, Danii i "na kraj", a pozostałe "partie" do kanalizacji. Chyba że zapotrzebowanie zgłosił "rynek radziecki"...
Obrazek użytkownika krzysztofjaw

krzysztofjaw
Mój brat mieszka za granicą (nie w Niemczech) i też potwierdza inną jakość wyrobów tam a inną taką samą z nazwy tu...

Zresztą swego czasu była medialna dyskusja, bo jakiś szef zagranicznej sieci potwierdził, że do Polski napływają towary niższej kategorii jakościowej (nie pamiętam który to szef i jakiej sieci).

Niemcy są strasznymi hipokrytami. Ja też mam dobre doświadczenia z polskimi szefami zagranicznych koncernów (spółek-córek) w Polsce. Są fachowcami lepszymi niż np. szefowie niemieccy, ale cóż z tego, skoro pracują dla Niemców. Mi się to nie podobało. Szczególnie, że każde ich słowo było przez Polaków (ale też np. przez Niemców wobec swojego przełozonego - taka mentalność, dzięki której mozliwy był nazizm) było wykonywane bez żadnej dyskusji. Nieraz byłem jedynym, który wchodził z nimi w polemikę i nawet wyrażał sprzeciw.

Aby zobrazować ogólny stan niektórych polskich szefów (tych mniej kometentnych, ale za to usłużnych) to powiem, że nieraz stawali na baczność przed telefonem, gdy dzwonił do nich szef niemiecki. Śmkieszne? Nie tragiczne!

Żaden też Niemiec przez lata nie mówił nawet "dzień dobry" po polsku (Holendrzy są trochę inni), choć byli u nas co miesiąć.

I naprawdę "po kieliszku" wychodziły z nich brzydkie rzeczy i pogarda dla Polaków.

Pozdrawiam
Obrazek użytkownika ro

ro
Powiedzmy sobie szczerze: ze wzajemnością, i to bez kieliszka. wink

Dobrze wspominam Duńczyka, który - gdy zachodnie eko-zidiocenie (w sensie przepisów) zaczęło na dobre docierać do Polski, sprzedał firmę Niemcom i dał sobie spokój z chemią. Pod koniec mówił nieźle po polsku (ale zaraz na początku znalazł sobie nauczycielkę). 
Holendra znałem jednego - nieciekawy gość: prezes, do polskich kontrahentów wychodził na korytarz i rozmawiał przy stoliku dla oczekujących na audiencję. Ale to był eksponat z wykształceniem Bolka, jak się okazało, rodzina (właściciele dużej holenderskiej spółki) wysłała go na wysuniętą placówkę w kolonii, żeby nie szkodził w "metropolii". Sterował wszystkim ręcznie, sam, pod sobą miał księgową, sekretarkę - tłumaczkę i... mistrzów zmianowych. Raz wyjechał z podporzadkowanej i firma poszła za grosze, też w ręce niemieckie. 
Niemców - jakom napisał, raczej nie miałem okazji poznać dokładniej

Ale żeby było sprawiedliwie, to miałem też do czynienia z właścicielem - okazem rodzimym. Gość nie chodził, tylko poruszał się, nie mówił, lecz wygłaszał, a rękę na przywitanie podawał wierzchem dłoni zwróconym ku górze. Podejrzewam, że był słupem. Spalił się. Razem z niezapłaconą dokumentacją, którą dla niego zrobiłem.

 

Więcej notek tego samego Autora:

=>>