Prawo i Sprawiedliwość przeciwko Jadwidze Chmielowskiej? - cz. 2

 |  Written by Jadwiga Chmielowska  |  3
Tekst Jana Kowalskiego z portalu goniec.net

Na wszelki wypadek piszę odcinek, a nie część, bo wygląda na to, że cała sprawa pociągnie się trochę dłużej, niż to na początku wyglądało. W interesie publicznym zamierzamy się temu procesowi przyglądać w jak najszerszym jego kontekście.
Najpierw drobne usprawiedliwienie za poprzedni tekst. Parę osób zarzuciło mi brak logiki. Poszło o zdanie, że wszystkie zarzuty Wojciecha Poczachowskiego przeciwko Jadwidze Chmielowskiej są prawdziwe, a powinienem napisać, że wszystkie zarzuty są nieprawdziwe. Ponieważ dalsze zdania tłumaczenia nie na wiele się zdały, powtórzę jeszcze raz: wszystkie zarzuty, z jakimi przeciwko Jadwidze Chmielowskiej wystąpił do sądu Wojciech Poczachowski, są zgodne z prawdą.


Po pierwsze, oskarżył ją o to, że zarzuciła mu niegospodarność i działanie na szkodę Radia Katowice w czasie jego prezesury. Dwa tylko przykłady, z wielu do jakich udało mi się dotrzeć: kwota wydatkowana na sygnały dźwiękowe – wzrost z 20 000 do 100 000 złotych. Za wyemitowanie koncertu bez wymaganej licencji kara wyniosła prawie 100 000. Zarzut niegospodarności jest zatem jak najbardziej zgodny z prawdą.


Po drugie, oskarżył ją o twierdzenie, że nie był kierownikiem sekcji polskiej Radia Essen. I tu jak powyżej, zgodne z prawdą jest twierdzenie pozwanej. W Radiu Essen nigdy nie było redakcji polskiej, a na dodatek Wojciech Poczachowski nie był nawet w tym radiu zatrudniony; w swoim czasie pisała o tym "Rzeczpospolita". Jako dowód w sprawie powód złożył kserokopię świadczącą o tym, że współpracował z Radiem jako wolny strzelec (niektórzy Polacy znają język niemiecki).


Po trzecie, chociaż Jadwiga Chmielowska z ostrożności procesowej wcale tego nie twierdzi, oskarżył ją o dezawuowanie swojego udziału w walce o wolną Polskę i bycie osobą represjonowaną. Ponieważ "Goniec" jest jak na razie wolną gazetą w wolnym państwie Kanada, pozwólmy sobie na odrobinę złośliwej odwagi. Powiem tak, sam chciałbym być tak represjonowany za komuny jak Wojciech Poczachowski, który swoją karierę zawodową rozpoczynał jako nauczyciel w roku 1983 z pensją 15 dolarów miesięcznie.
Potem, zaraz po wojsku wylądował w Telewizji Katowice w roku 1985, po wprowadzeniu stanu wojennego bojkotowanej przez wszystkich porządnych dziennikarzy. A potem w ramach upor-czywych represji awansował na stanowisko pełnomocnika ds. kontaktów z mediami Międzynarodowych Targów Katowickich, które to represje spowodowały zarazem spory wzrost jego miesięcznego wynagrodzenia. Kolejna fala represji spowodowała jego dobrowolne zapisanie się do lepiej sytuowanego narodu niemieckiego.
W roku 1988, w którym Wojciech Poczachowski odkrył swoją prawdziwą narodowość i wyjechał do Niemiec Federalnych, odmówiono mi wydania paszportu w celu wyjazdu na Węgry, bratniego socjalistycznego państwa, chociaż nie miałem najmniejszego zamiaru się zwęgrzyć. Wybaczcie ten wtręt osobisty.


Po czwarte, Wojciech Poczachowski oskarżył Jadwigę Chmielowską o to, że jego wielkiego polskiego patriotę nazwała Volksdeutschem. Abstrahując od tego, że Jadwiga Chmielowska wcale go tak nie nazwała, a w swoim tekście "Kto wkręcił Pospieszalskiego" jedynie przewidywała takie określenie ze strony Kazimierza Kutza, to przecież mamy tu znowu do czynienia z wyprzedzającą prawdą. Wojciech Poczachowski, przystępując w roku 1988 do wielkiego narodu niemieckiego ze względu na pochodzenie, sam określił siebie jako Volksdeutsch(er) – członek narodu niemieckiego. To, że słowo Volksdeutsch źle się kojarzy Polakom po II wojnie światowej, nie powinno chyba przeszkadzać członkowi narodu niemieckiego i powinien to być raczej dla niego komplement.


Wyobraźmy sobie, że król Prus albo Bismarck obraziłby się o to, że ktoś nazwie go Prusakiem. Może i jest Volksdeutsch pewnego rodzaju anachronizmem, ale przecież anachronizmy jedynie wzbogacają nasz język. Z innej beczki, weźmy przykład takich "podludzi" jak Cyganie. W ostatnich latach prawie nie można już ich tak nazywać, bo ponoć są Romami. Ale przecież ich słynna poetka Papusza nie życzyła sobie, żeby ktoś ją nazywał Romką i sama siebie nazywała Cyganką. Jeśli Wojciech Poczachowski poczuł się rozżalony domniemanym określeniem Volksdeutsch, to przecież mógł Jadwigę Chmielowską, w której żyłach płynie zdecydowanie więcej krwi niemieckiej niż w jego, wyzwać w języku niemieckim od Polek. Swoją drogą, zgodnie z tym co twierdzi Chmielowska w swoim artykule, taka kreacja w ogóle nie powinna występować w programie Pospieszalskiego, reprezentując PiS i polskość na Śląsku. On dobrowolny Niemiec przeciwko szefowi Ruchu Autonomii Śląska Gorzelikowi, którego dziadek walczył w Powstaniach Śląskich (po stronie polskiej) i przeciwko Kazimierzowi Kutzowi, którego cała rodzina Kuców, walczyła również o polskość Śląska.
Kończąc te wszystkie zarzuty przeciwko Jadwidze Chmielowskiej, które są przecież zgodne z prawdą, stawia powód Poczachowski Wysoki Sąd przed nie lada wyzwaniem. Brakuje jeszcze oskarżenia jej o rozgłaszanie, że po szczęśliwym zakończeniu trzech małżeństw, żyje w czwartym związku. Byłoby to również zgodne z prawdą – Wojciech Poczachowski żyje w czwartym związku (wiedział coś o tym Ojciec Dyrektor, udostępniając temu wysoce moralnemu patriocie narodowości niemieckiej antenę Radia Maryja?). Niestety, Jadwiga Chmielowska nigdzie tej piątej prawdy nie ogłosiła i nie może być o to przez Wojciecha Poczachowskiego oskarżona, a szkoda, Wysoki Sąd miałby jeszcze więcej uciechy.
Jak zatem widzimy, 26-letnia przynależność prezesa Poczachowskiego do dumnego narodu niemieckiego odcisnęła piętno na jego rozumowaniu i posługiwaniu się językiem. To w języku niemieckim mamy tzw. podwójne przeczenie, co dodatkowo wzmacnia twierdzenie. Postanowił zatem w języku polskim zastosować podobną konstrukcję – podwójne twierdzenie tak tak, co w jego rozumieniu, jak przypuszczam, miałoby zaowocować wzmocnionym przeczeniem.


A zatem jeżeli twierdzę, że Jadwiga Chmielowska oskarża mnie o to, że jestem Volksdeutschem, to ponieważ nim jestem, sąd wyciągnie wniosek, że tym bardziej nim nie jestem i skaże Chmielowską.
Nie śmiejmy się jednak z Wojciecha Poczachowskiego, chociaż jak przy swojej niemieckiej logice może być zatrudniany w polskim radiu lub telewizji, przy rekomendacji Prawa i Sprawiedliwości, doprawdy trudno zrozumieć. Ja nie rozumiem. Przejdźmy do spraw o wiele poważniejszych. Wygląda na to, że cały atak na niewygodną dla kół pro-RAŚ na Śląsku, bo uczciwą polską patriotkę Jadwigę Chmielowską, został misternie zaplanowany. Świadczy o tym koordynacja działań przeciwko niej, których proces sądowy jest jednym z elementów. Drugim jest próba jej finansowego wykończenia. Na początku tego roku została pozbawiona stanowiska w Radzie Nadzorczej (1230 złotych miesięcznie), chociaż swoją kompetencją przyczyniła się do tego, że spółka jako jedna z dwóch spółek komunalnych w województwie śląskim wygrała przetarg na zbiórkę odpadów. Dodatkowo ZUS w Chorzowie, po donosie i kontroli w dniu, w którym musiała być na posiedzeniu zarządu Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, wstrzymał wypłacanie jej zasiłku chorobowego w wysokości 1340 złotych. Swoją drogą decyzja o tym zapadła podczas jej kolejnego pobytu w szpitalu kardiologicznym. A przecież Jadwiga Chmielowska, po trzech przebytych zawałach i pięciu zabiegach inwazyjnych na sercu, według wskazania lekarza, który od dawna chce ją wysłać na rentę, nie powinna leżeć w łóżku jak osoba chora na grypę. I chyba może pełnić funkcje publiczne? – pytanie do ZUS w Chorzowie. Zatem stałe dochody miesięczne Jadwigi Chmielowskiej wynoszą obecnie 1400 złotych.
Innym dowodem na zaplanowaną nagonkę jest akcja złośliwego podgryzania w mediach elektronicznych prowadzona przez śląskiego dziennikarza i członka Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, Tomasza Szymborskiego. Insynuuje on jej nieuczciwość finansową, znając przecież prawdę. Doprawdy nie wiem, dlaczego SDP milczy w tej sprawie. Jakby tego było mało, Jadwiga Chmielowska jest nękana esemesami, jeden dotarł do niej w święta Bożego Narodzenia, a inny podczas pobytu w szpitalu. Nasuwa się przypuszczenie, że tu wcale nie chodzi o wygranie procesu w sądzie, ale o wykończenie człowieka.


A zatem, kto tak naprawdę chce wykończyć Jadwigę Chmielowską? Przecież nie Wojciech Poczachowski ze swoim śmiesznym oskarżeniem i nie Tomasz Szymborski, z nie mniej śmiesznymi atakami. Obaj wydają się być tylko pionkami w grze. Pewną podpowiedzią wydaje się być komentarz pod poprzednim moim tekstem zamieszczony przez Zygmunta Korusa, szefa Klubu Gazety Polskiej w Chorzowie. Wskazuje on wprost na jedną osobę – Grzegorza Tobiszowskiego, wszechwładnego posła Prawa i Sprawiedliwości na Górnym Śląsku. I tym tropem spróbuję pójść w następnym odcinku. Jadziu trzymaj się!

Jan Kowalski


źródło
 

3.6
3.6 (5)

3 Comments

Obrazek użytkownika Recenzent JM

Recenzent JM
Autorze!
Nadał Pan swojej notce dziwny i niezrozumiały dla mnie tytuł. Sugeruje Pan, że PiS prześladuje panią Jadwigę, choć z przytoczonych przez Pana faktów wcale to nie wynika.
Pisze Pan:
"Wskazuje on wprost na jedną osobę – Grzegorza Tobiszowskiego, wszechwładnego posła Prawa i Sprawiedliwości na Górnym Śląsku. I tym tropem spróbuję pójść w następnym odcinku"
"Wszechwładny poseł PiS-u" - czy po tylu latach rządów PO, ktoś taki w ogóle istnieje?
Pytam, bo mieszkam akurat na Górnym Śląsku i nazwisko Tobiszewski słyszę po raz pierwszy. Może rzeczywiście jakaś szara eminencja?
To by rzeczywiście potwierdzało pogłoski, że sojusz Platformy z RAś na Śląsku to była czysta fikcja i że nieprzerwanie rządzi w Polsce PiS.
Pani Jadwidze życzę niezmiennie dużo zdrowia i sprawiedliwego wyroku sądu w jej sprawie.
Pozdrawiam
Obrazek użytkownika JaN

JaN
Zastanawiam się kto z PiSu miał by interes w atakowaniu wspaniałej i niezłomnej p. Jadwigi którą znam od dość dawna i niezmiernie szanuję. Byłem na uroczystości na której pani Jadwiga, Kazimierz Michalczyk i ś.p. Anna Walentynowicz odbierali ordery przyznane im przez ś.p. Prezydenta Rzeczpospolitej Lecha Kaczyńskiego. 
Obrazek użytkownika ro

ro
Jako że mieszkam blisko Górnego Śląska, przeraziłem się nie na żarty, czytając że żyje tam okrutny i wszechwładny poseł Tobiszowski. Zapytałem więc szybko ciocię Guglę, kto zacz?
Wyszło mi, że... właściwie nic mi nie wyszło.
I tyle w kwestiach poselskich. 
 
Za to w kwestii podwójnych zaprzeczeń mamy takie oto meandry.
Na wykładzie profesor mówi do zasłuchanej sali: 
-Proszę Państwa,  w wielu językach świata występuje pojedyncze przeczenie i oznacza ono wyłącznie zaprzeczenie. Podwójne przeczenie, oznacza zazwyczaj potwierdzenie. Z przeciwnej strony: pojedyncze potwierdzenie oznacza oczywiście potwierdzenie i nic ponadto, zaś podwójne potwierdzenie też jest potwierdzeniem, tylko bardziej emocjonalnym. 
Jednak są języki, na przykład język polski, w których podwójne przeczenie jest zaprzeczeniem. Ale proszę Państwa, w żadnym języku na świecie nie ma zaprzeczenia składającego się z podwójnego potwierdzenia. 
Głos z tylu sali:
-Dobra, dobra...

PS
Panią Jadwigę Chmielowską, niezależnie od tego, co kto pisze, podziwiam i pozdrawiam.

Więcej notek tego samego Autora:

=>>