Jak tylko się dowiedziałem o śmierci należącej do Shirley Watts klaczy Preria będącej czasowo w stadninie koni Janów Podlaski, to w pierwszym odruchu zamieściłem taki wpis na FC:
No proszę, Preria nie słyszała o "dobrej zmianie", jaka się dokonała w spółce Stadnina Koni Janów Podlaski i zdechła na skręt jelit, jak wcześniej Pianissima. Skoro za rzekomy bark nadzoru weterynaryjnego w przypadku śmierci Pianissimy wcześniej został odwołany Marek Trela, to teraz - jak rozumiem - obaj nowi członkowie zarządu, Marek Skomorowski i Mateusz Leniewicz-Jaworski, też zostaną odwołani w trybie natychmiastowym. Panie ministrze Jurgiel, panie prezesie ANR Humięcki bądźcie konsekwentni!
Jak ochłonąłem, to mi się zrobiło głupio.
To śmierć konia jest tu najważniejsza. W pierwszej kolejności należało złożyć wyrazy współczucia Shirely Watts, właścicielce tej 16-letniej siwej klaczy. Wielkiej admiratorce polskich koni arabskich i osobie, która od lat rozsławiała i rozsławia polską hodowlę na całym świecie. Należało złożyć wyrazy współczucia hodowcy, czyli Markowi Treli i całej załodze stadniny, bo przecież w Janowie Podlaskim urodziła się w 2000 roku Preria. Nawiasem mówiąc, i Preria, i Pianissima, wywodzą się od pięknej siwej Pilarki, urodzonej w 1986 roku. Preria jest wnuczką, a Pianissima – prawnuczką Pilarki.
Kiedy piszę te słowa, mam w oczach Pilarkę i jej hodowcę, Andrzeja Krzyształowicza. To był rok 1990. Sztokholm. Rozgrywane tam były wówczas pierwsze Światowe Igrzyska Jeździeckie (czyli mistrzostwa świata w sześciu jeździeckich konkurencjach w jednym miejscu i czasie), a polskie araby brały udział w jakimś pokazie; już nie pamiętam jakiej rangi. Ale pamiętam „fruwającą” siwą Pilarkę wzbudzającą zachwyt publiczności i rozradowaną twarz Andrzeja Krzyształowicza.
Po latach miałem okazję widzieć, jaki zachwyt miłośników koni arabskich wzbudzała Pianissima i obserwować uzasadnioną dumę jej hodowcy, a ucznia Krzyształowicza – Marka Treli. Komuś to jednak przeszkadzało i musiał to zniszczyć, w imię czego? W imię „dobrej zmiany” czy może z powodu podszeptów nikczemnych, zawistnych ludzi?
/. . . /
To przecież oczywiste. Teraz zacznie się najazd prokuratorów - podległych od niedawna prokuratorowi generalnemu Zbigniewowi Ziobrze - na stadninę i szukanie winnych spisku. Przecież to oczywiste. Ta klacz nie mogła zdechnąć tak sobie. Do tego musieli doprowadzić ludzie, którzy chcą za wszelką cenę udowodnić, że Marek Trela nie był winny śmierci Pianissimy. Ludzie, którzy dla udowodnienia tej tezy uśmiercili Prerię.Wiem, że to brzmi strasznie i niedorzecznie.
Niedorzecznie dla nas, koniarzy. Którzy wiemy, jak nieprawdziwe jest przysłowie o końskim zdrowiu. Którzy wiemy, jak delikatny jest przewód pokarmowy konia. Którzy wiemy, jak wiele cennych koni padło ofiarą skrętu jelit. Skrętu, który nie wybiera: zabiera konie mało znane, śmiercią których przejmują się tylko ludzi z nimi związani, i koni wybitnych, których śmierć jest newsem na całym świecie. Wiemy, że nie ma na to lekarstwa. Wiemy, że jak nie da się zrobić operacji w pół godziny (a technicznie jest to niemożliwe), to tylko cud może takiego konia uratować. Wiemy, jak niedorzeczne są zarzuty ANR i ministra rolnictwa Krzysztofa Jurgiela, że winnym śmierci Pianissimy jest Marek Trela.
My koniarze wiemy też, że nie jest winnym śmierci Prerii ani nowy prezes (czy p.o. prezesa) Marek Skomorowski, ani nowy członek zarządu (czy p.o.) Mateusz Leniewicz-Jaworski.
Ale nie da się ukryć, że Agencja Nieruchomości Rolnych – na skutek smutnego zrządzenia losu – wpadła teraz we własne sieci.
Niestety, obawiam się, że aby się z tej sieci wyplatać, stado prokuratorów będzie teraz prowadzić niedorzeczne śledztwo. I będzie się starało za wszelką cenę udowodnić, że za śmiercią Prerii stoi… no właśnie. Kto będzie tym kozłem ofiarnym?
Marek Szewczyk
cały tekst:
http://hipologika.pl/modules/news/article.php?storyid=163