Rosja w kampanii prezydenckiej 2015

 |  Written by MD  |  1

Polityka zagraniczna w kampanii prezydenckiej jest bardzo ważnym składnikiem rywalizacji o elektorat, zwłaszcza, że to właśnie akurat w tej dziedzinie głowa państwa ma znaczną część swych uprawnień. Nic zatem dziwnego, że w debacie publicznej poruszana jest kwestia stosunków z Rosją. Dziwne natomiast jest w jaki sposób o relacjach z Rosją toczy się dyskusja z udziałem dominującej większości kandydatów przy wydatnym udziale dominujących mediów i ich funkcjonariuszy, bo dziennikarzami trudno ich nazwać.

Otóż Rosja przedstawiana jest jako nasz największy i najpotężniejszy sąsiad. Że Rosja jest największym państwem świata to fakt niepodważalny, ale największa obszarowo. O potędze państwa nie decyduje jednak jego powierzchnia w kilometrach kwadratowych a przede wszystkim potencjał gospodarczy. I tu, dla wielu masowych odbiorców papki pseudo informacyjnej, niespodzianka. Biorąc pod uwagę wielkość gospodarki najpotężniejszym sąsiadem Polski są Niemcy. Ich potencjał szacowany był w 2014 roku na blisko 3,9 biliona dolarów. Gospodarkę wielkiej Rosji natomiast oceniano na na niecałe 2,1 bln dolarów co w zestawieniu z ogromnym terytorium i masą bogactw naturalnych jest dramatycznie słabym wynikiem. W tym rankingu spośród państw europejskich tę "potężną" Rosję wyprzedzają jeszcze Francja(2,9 bln dol.), Wielka Brytania(2,8 bln dol.) a nawet Włochy(2,2 bln. dol.). Jeszcze dla porównania gospodarkę USA obliczono na 17,5 bln dol. Gdzie zatem jest ta potęga Rosji?

Innym argumentem na rzecz potęgi Rosji jest fakt, że państwo to dysponuje bronią jądrową i jak  raczyła w przypomnieć w debacie telewizyjnej Magdalena Ogórek, Kreml w swej doktrynie wojennej ma zapisaną możliwość prewencyjnego uderzenia jądrowego. Pytanie tylko co z tego wynika? W Europie bronią jądrową dysponuje również Francja i Wielka Brytania. Liczba i moc głowic nuklearnych będących w dyspozycji USA i Rosji jest teoretycznie wystarczająca do wzajemnego unicestwienia obu państw, ale tylko teoretycznie. Do wykonania uderzeń jądrowych potrzebne są konwencjonalne środki do ich przenoszenia a na tym polu gołym okiem widać, że Rosja ma potężne problemy. Zwłaszcza agresja przeciw Ukrainie obnażyła słabość armii rosyjskiej, stąd natężenie wszelkiego rodzaju demonstracyjnych ćwiczeń by utrzymać mit potężnej Rosji. Natomiast wpisanie takiego czy innego zdania do doktryny wojennej w Rosji nie ma żadnego znaczenia bowiem tam działania podejmuje się na podstawie decyzji konkretnych osób a nie przepisów prawa.

Słabość Rosji nie oznacza jednocześnie jej rezygnacji z ekspansji.  Rzeczywistą siłą Rosji jest wywieranie skutecznego wpływu na gremia decydujące w ważnych dla Moskwy państwach. Klasyczny przykład takiej operacji przedstawił Jerzy Łojek w swej pracy pt. "Geneza i obalenie Konstytucji 3 Maja". Uwikłana od 1787 roku w wojnę z Turcją Rosja została zagrożona atakiem koalicji państw północnych; Wielkiej Brytanii, Niderlandów i Prus. Dyplomacja petersburska doprowadziła do kryzysu gabinetowego w Londynie w wyniku czego rząd brytyjski zmienił stosunek do ekspansji rosyjskiej w basenie Morza Czarnego, pozwalając na pokonanie Turcji i to w sytuacji gdy udało się już wyeliminować z tej wojny Austrię-sojusznika Rosji. Operacja została wykonana bardzo precyzyjnie i wymierzona w głównego inicjatora i najpotężniejszego udziałowca przedsięwzięcia. Bardzo podobną akcję służby rosyjskie przeprowadziły w czasie II wojny światowej celem zablokowania operacji wojennej aliantów zachodnich, której celem miało być wyzwolenie krajów Europy Środkowo-Wschodniej. Tym razem również ostrze operacji wymierzone było we władze najpotężniejszego partnera czyli w otoczenie prezydenta Roosevelta. W wyniku tej operacji premier Wielkiej Brytanii Churchill został osamotniony ze swoją koncepcją „uderzenia w miękkie” podbrzusze Europy. O skali, metodach i zasięgu operacji rosyjskich mających na celu zmianę nastrojów społecznych na Zachodzie w XX wieku bardzo dobrze mówi film Grzegorza Brauna i Roberta Kaczmarka „New Poland”. Ślady podobnej akcji propagandowej, której celem było zwalczanie nastrojów sympatyzujących z powstaniem styczniowym, wskazuje Jarosław Szarek w swej publikacji „Powstanie Styczniowe. Zryw wolnych Polaków.”

Mając taką świadomość trudno nie zauważyć jak poważny wpływ Rosja wywiera na kampanię prezydencką w Polsce w 2015 roku. Obok tradycyjnie przyjaznych Moskwie ugrupowań, które ledwie szyldy zmieniły, ale nadal otwarcie odwołują się do dziedzictwa PRL takie jak PSL czy SLD czy też związany z WSI Bronisław Komorowski, którego urzędnicy przez całe lata głosili miłość do Rosji i Putina a teraz dostają nagle głębokiej amnezji, pojawiły się na fali „antysystemowości” nowe środowiska, które coraz bardziej otwarcie manifestują swoją miłość do Kremla. Przez tę, iście szatańską, operację próbuje się, wmówić narodowi, że tacy ludzie jak Leszek Miller, Bronisław Komorowski czy Ewa Kopacz są politykami zaprzedanymi Zachodowi a dopiero prawdziwie „wyważonymi” są ci, którzy gotowi są współpracować, i to ponoć w naszym interesie, z Rosją tacy jak Marian Kowalski, Janusz Korwin-Mikke czy o zgrozo wymieniony już tu Grzegorz Braun.

Dość skutecznym wyznacznikiem postaw w tej sprawie jest agresja Rosji przeciw Ukrainie. Przerażające jest, że dominująca większość kandydatów na najwyższy urząd w państwie głosi konieczność neutralności wobec tej wojny. Nie jest to niczym innym jak spełnienie pragnienia Rosji by ofiara jej agresji była izolowana i zdana wyłącznie na własne siły w obronie swej suwerenności i integralności terytorialnej. Niczym nadzwyczajnym jest, że w dużej zbiorowości znajdują się środowiska nawiązujące do najgorszych tradycji, albo łączący niedorzecznie ze sobą sprzeczne idee. Jednak liczba kandydatów w tych wyborach prezydenckich strasząca Rosją, zachwycająca się Putinem, bądź nagle przypominająca sobie o zagrożeniu banderowskim mocno zastanawia.

fot. fronda.pl

4.2
4.2 (5)

1 Comments

Obrazek użytkownika polfic

polfic
Nie wiedzieć czemu, historia nigdy nikogo niczego nie nauczyła.

Więcej notek tego samego Autora:

=>>