
Kto kieruje Orbánem
Z pasją śledzę reakcje środowisk opiniotwórczych na symptomy zacieśniającej się współpracy węgiersko-rosyjskiej. Jak wiadomo, premier Viktor Orbán i prezydent Władimir Putin sfinalizowali rozmowy na temat budowy dwóch nowych reaktorów w węgierskiej elektrowni atomowej, położonej w miejscowości Paks. W efekcie zawartej umowy, Budapeszt otrzyma wsparcie kredytowe opiewające na sumę prawie $14 mld.
Kulisy transakcji
Intencje Putina są z grubsza jasne. Wykorzystuje bierność i nieudolność USA oraz Unii Europejskiej w polityce zagranicznej, poszerzając wpływy rosyjskie we wschodniej i centralnej części Europy. Były oficer KGB sypie pieniędzmi na prawo i lewo. To przyrzeka Ukrainie $15-miliardową pożyczkę i zniżki cen gazu, to pożycza Białorusi „skromne” $2 mld. Wydeptaną przez Putina ścieżką podąża m. in. Rosatom, wykonawca kontraktu w Paks, który stawia kolejne reaktory, poczynając od Bangladeszu i Iranu, teraz już po kraje UE.
Intencje Orbána również nie wydają się być tajemnicą. Próbuje on reformować swój kraj, nie chcąc go przy tym uzależnić od bliższego sąsiada. W przypadku Węgier nie jest to Rosja, a finansjera światowa, która w latach 90. opanowała tam system bankowy i kredytowy, a ostatnio próbowała rzucić rząd Fidesz-u na kolana.
Trauma wydaje się kierować Orbánem, który podał „czarną polewkę” darczyńcom z FMW. Po trosze też na pewno kwietniowe wybory parlamentarne. Elektrownia jądrowa już teraz wytwarza 40% państwowej energii elektrycznej, a w przyszłości, poza nowymi megawatami, dostarczy 10 tysięcy dodatkowych miejsc pracy.
Nieprzyjaciele Orbána o Orbánie
Zachodnie media, nieprzychylne rządzącym na Węgrzech elitom, zareagowały złośliwymi komentarzami, trafnie zresztą wypominając Orbánowi ewolucję jego poglądów. W 2007 r., będąc jeszcze w opozycji, zarzucał on postkomunistycznej władzy, że chce uzależnić Węgry od Rosji, czyniąc kraj „najszczęśliwszym barakiem Gazpromu”. To oczywiście nawiązanie do epoki sprzed 1989 r., bowiem Węgrzy, jak i my, przekonani są, że to oni byli najszczęśliwszym barakiem w „bloku”. Mówił też wtedy Orbán „o powrocie do rosyjskiej sfery wpływów”, o ekonomicznej formie „okupacji”, itd., itd.
W Polsce prorosyjskie media i politycy szydzą z „prawicy”, że ta nie takiego sojusznika sobie malowała. Śmieją się od 2012 r., kiedy rząd Orbána zadeklarował swe poparcie dla budowy gazociągu South Stream. Jesienią zeszłego roku „Gazeta Wyborcza” torturowała nas listem Orbána do Wałęsy, który uznał swego adresata za „wspaniały model do naśladowania uosabiający człowieczeństwo, empatię oraz umiłowanie wolności”, „sumieniem Europy” nie pozwalającym na żadną niesprawiedliwość czy ograniczenie wolności”, itd.
Marnotrawny bratanek
Stosunek części „prawicowych” komentatorów do Orbána normalny nie jest. Zrazu zdominowała go platoniczna i nieodwzajemniona miłość oraz poszukiwanie „polskiego Orbána”, „polskiego Fideszu” czy wreszcie „węgierskiej rewolucji”.
Nie chcę pisać o trywializmach, w rodzaju: mamy inne niż Węgrzy, położenie geopolityczne, inne doświadczenia, większy i bardziej liczebny kraj. Rozczarowanie fanów Orbána, czasem zakochanych w nim do nieprzytomności, może być cucące lub przeciwnie. Biograf Orbána właśnie napisał: „To ryzykowne dla Węgier, […] to nie jest dobre dla Europy Środkowej, której wizję z premierem Węgier podzielałem. Viktor Orbán popełnił strategiczny błąd. Przykro mi to pisać, ale muszę być uczciwy wobec siebie”.
Po co iść tak daleko? Błąd może się okazać błędem zaledwie taktycznym albo żadnym, a wówczas trzeba będzie przeprosić samego siebie za niesprawiedliwe potwarze. A propos tych ostatnich. Istnieje u nas jeszcze jedna tendencja. Sprawę Orbána zawsze można zaliczyć do kategorii: „zdrada agenta”.
Romantyzm i pozytywizm
W Polsce kwitło swego czasu uwielbienie dla byłego prezydenta Gruzji, Micheil’a Saakaszwilego. Ten uznawany był kiedyś za ucznia Eduarda Szewardnadzego. Zdradził byłego szefa MSZ Związku Sowieckiego i zajął jego miejsce na stanowisku prezydenta Gruzji. Zdradził bolszewika – wybaczalne. Mimo szczerej sympatii do Polski, wielkim przyjacielem Saakaszwilego pozostał dlań białoruski dyktator Aleksandr Łukaszenka, kolega Władimira Putina. I jak, był Micheil „zdrajcą” Zachodu?
My Polacy uwielbiamy muzykę: „za wolność nasza i waszą”. Wsparliśmy rewolucje „pomarańczową”, „róż” i tę nad Dunajem. Warto sobie przypomnieć, że od 1848 r. trochę czasu minęło. Mamy jako taką państwowość i względny na nią wpływ, a z czym to się wiąże podpowiedzą choćby rozterki Józefa Piłsudskiego. Po prostu, nie wiadomo, z kim polskiemu „Orbánowi” będzie w przyszłości po drodze. Oby nie było zawodu.
Te rozważania nie mają nic wspólnego z głośnym ostatnio „czeskim” podejściem do naszych dziejów, negującym sens buntów narodowych, ani z lewackim relatywizmem negującym sens wszystkiego. To próba pogodzenia pragmatyki politycznej z wartościami, metod z ideami, przy wyostrzeniu różnic pomiędzy jednym i drugim.
Labirynt
Na koniec jeszcze jeden przykład. Pojawił się taki oto jakby-apel znanego dziennikarza, który tak oto „zapraszał” w mediach na imprezę na ukraińskim Majdanie:
„W Polsce niektóre media podające się za prawicowe [sic!] jak i te, które oficjalnie wspierają reżim, postanowiły tę informację przemilczeć. Nie ważne, czy ktoś nazywa się katolickim, liberalnym, czy lewicowym. Dzisiaj podział jest inny: na wasali Moskwy i tych, którzy chcą wolności [sic!]. Będą Państwo mogli się łatwo przekonać kto jest naprawdę kim [sic!] patrząc na relację z Majdanu i Hybryd”.
„Toż to towiańszczyzna” – powiedziałaby Zofia Szymanowska, że sięgnę znowu Mickiewiczu. Niestety „towiańszczyzna” to labirynt składający się wyłącznie ze ślepych zaułków, a polityk powinien mieć co najmniej jedną drogę ucieczki. To jest właściwe dobre pytanie do Orbána, czy ją ma?
il. z: www.pism.pl
Z pasją śledzę reakcje środowisk opiniotwórczych na symptomy zacieśniającej się współpracy węgiersko-rosyjskiej. Jak wiadomo, premier Viktor Orbán i prezydent Władimir Putin sfinalizowali rozmowy na temat budowy dwóch nowych reaktorów w węgierskiej elektrowni atomowej, położonej w miejscowości Paks. W efekcie zawartej umowy, Budapeszt otrzyma wsparcie kredytowe opiewające na sumę prawie $14 mld.
Kulisy transakcji
Intencje Putina są z grubsza jasne. Wykorzystuje bierność i nieudolność USA oraz Unii Europejskiej w polityce zagranicznej, poszerzając wpływy rosyjskie we wschodniej i centralnej części Europy. Były oficer KGB sypie pieniędzmi na prawo i lewo. To przyrzeka Ukrainie $15-miliardową pożyczkę i zniżki cen gazu, to pożycza Białorusi „skromne” $2 mld. Wydeptaną przez Putina ścieżką podąża m. in. Rosatom, wykonawca kontraktu w Paks, który stawia kolejne reaktory, poczynając od Bangladeszu i Iranu, teraz już po kraje UE.
Intencje Orbána również nie wydają się być tajemnicą. Próbuje on reformować swój kraj, nie chcąc go przy tym uzależnić od bliższego sąsiada. W przypadku Węgier nie jest to Rosja, a finansjera światowa, która w latach 90. opanowała tam system bankowy i kredytowy, a ostatnio próbowała rzucić rząd Fidesz-u na kolana.
Trauma wydaje się kierować Orbánem, który podał „czarną polewkę” darczyńcom z FMW. Po trosze też na pewno kwietniowe wybory parlamentarne. Elektrownia jądrowa już teraz wytwarza 40% państwowej energii elektrycznej, a w przyszłości, poza nowymi megawatami, dostarczy 10 tysięcy dodatkowych miejsc pracy.
Nieprzyjaciele Orbána o Orbánie
Zachodnie media, nieprzychylne rządzącym na Węgrzech elitom, zareagowały złośliwymi komentarzami, trafnie zresztą wypominając Orbánowi ewolucję jego poglądów. W 2007 r., będąc jeszcze w opozycji, zarzucał on postkomunistycznej władzy, że chce uzależnić Węgry od Rosji, czyniąc kraj „najszczęśliwszym barakiem Gazpromu”. To oczywiście nawiązanie do epoki sprzed 1989 r., bowiem Węgrzy, jak i my, przekonani są, że to oni byli najszczęśliwszym barakiem w „bloku”. Mówił też wtedy Orbán „o powrocie do rosyjskiej sfery wpływów”, o ekonomicznej formie „okupacji”, itd., itd.
W Polsce prorosyjskie media i politycy szydzą z „prawicy”, że ta nie takiego sojusznika sobie malowała. Śmieją się od 2012 r., kiedy rząd Orbána zadeklarował swe poparcie dla budowy gazociągu South Stream. Jesienią zeszłego roku „Gazeta Wyborcza” torturowała nas listem Orbána do Wałęsy, który uznał swego adresata za „wspaniały model do naśladowania uosabiający człowieczeństwo, empatię oraz umiłowanie wolności”, „sumieniem Europy” nie pozwalającym na żadną niesprawiedliwość czy ograniczenie wolności”, itd.
Marnotrawny bratanek
Stosunek części „prawicowych” komentatorów do Orbána normalny nie jest. Zrazu zdominowała go platoniczna i nieodwzajemniona miłość oraz poszukiwanie „polskiego Orbána”, „polskiego Fideszu” czy wreszcie „węgierskiej rewolucji”.
Nie chcę pisać o trywializmach, w rodzaju: mamy inne niż Węgrzy, położenie geopolityczne, inne doświadczenia, większy i bardziej liczebny kraj. Rozczarowanie fanów Orbána, czasem zakochanych w nim do nieprzytomności, może być cucące lub przeciwnie. Biograf Orbána właśnie napisał: „To ryzykowne dla Węgier, […] to nie jest dobre dla Europy Środkowej, której wizję z premierem Węgier podzielałem. Viktor Orbán popełnił strategiczny błąd. Przykro mi to pisać, ale muszę być uczciwy wobec siebie”.
Po co iść tak daleko? Błąd może się okazać błędem zaledwie taktycznym albo żadnym, a wówczas trzeba będzie przeprosić samego siebie za niesprawiedliwe potwarze. A propos tych ostatnich. Istnieje u nas jeszcze jedna tendencja. Sprawę Orbána zawsze można zaliczyć do kategorii: „zdrada agenta”.
Romantyzm i pozytywizm
W Polsce kwitło swego czasu uwielbienie dla byłego prezydenta Gruzji, Micheil’a Saakaszwilego. Ten uznawany był kiedyś za ucznia Eduarda Szewardnadzego. Zdradził byłego szefa MSZ Związku Sowieckiego i zajął jego miejsce na stanowisku prezydenta Gruzji. Zdradził bolszewika – wybaczalne. Mimo szczerej sympatii do Polski, wielkim przyjacielem Saakaszwilego pozostał dlań białoruski dyktator Aleksandr Łukaszenka, kolega Władimira Putina. I jak, był Micheil „zdrajcą” Zachodu?
My Polacy uwielbiamy muzykę: „za wolność nasza i waszą”. Wsparliśmy rewolucje „pomarańczową”, „róż” i tę nad Dunajem. Warto sobie przypomnieć, że od 1848 r. trochę czasu minęło. Mamy jako taką państwowość i względny na nią wpływ, a z czym to się wiąże podpowiedzą choćby rozterki Józefa Piłsudskiego. Po prostu, nie wiadomo, z kim polskiemu „Orbánowi” będzie w przyszłości po drodze. Oby nie było zawodu.
Te rozważania nie mają nic wspólnego z głośnym ostatnio „czeskim” podejściem do naszych dziejów, negującym sens buntów narodowych, ani z lewackim relatywizmem negującym sens wszystkiego. To próba pogodzenia pragmatyki politycznej z wartościami, metod z ideami, przy wyostrzeniu różnic pomiędzy jednym i drugim.
Labirynt
Na koniec jeszcze jeden przykład. Pojawił się taki oto jakby-apel znanego dziennikarza, który tak oto „zapraszał” w mediach na imprezę na ukraińskim Majdanie:
„W Polsce niektóre media podające się za prawicowe [sic!] jak i te, które oficjalnie wspierają reżim, postanowiły tę informację przemilczeć. Nie ważne, czy ktoś nazywa się katolickim, liberalnym, czy lewicowym. Dzisiaj podział jest inny: na wasali Moskwy i tych, którzy chcą wolności [sic!]. Będą Państwo mogli się łatwo przekonać kto jest naprawdę kim [sic!] patrząc na relację z Majdanu i Hybryd”.
„Toż to towiańszczyzna” – powiedziałaby Zofia Szymanowska, że sięgnę znowu Mickiewiczu. Niestety „towiańszczyzna” to labirynt składający się wyłącznie ze ślepych zaułków, a polityk powinien mieć co najmniej jedną drogę ucieczki. To jest właściwe dobre pytanie do Orbána, czy ją ma?
il. z: www.pism.pl
(8)
12 Comments
29 marca odbędzie się „marsz niepodległości i przyjaźni rosyjsko
28 January, 2014 - 22:11
Węgierskie organizacje obywatelskie, popierające centroprawicowy rząd Viktora Orbana i Fideszu, zapowiedziały organizację marszu 29 marca. Manifestacja ma dotyczyć niepodległości kraju i przyjaźni rosyjsko-węgierskiej.
O tegorocznej inicjatywie poinformował András Bencsik, redaktor naczelny konserwatywnego tygodnika „Magyar Demokrata”. We wstępniaku do nowego wydania pisma, stwierdził on, że Węgry pod rządami Orbana prowadzą niezależną politykę zagraniczną, wzmacniając tym samym fundamenty niepodległości kraju. Przykładem takich działań ma być umowa z Rosją, dotycząca rozbudowy elektrowni atomowej w Paks. Bencsik twierdzi, iż Rosja w ciągu ostatnich dziesięcioleci odcięła się od dziedzictwa Związku Radzieckiego, stając się konserwatywnym krajem, natomiast Władimir Putin nie zamierza ingerować w wewnętrzne sprawy Węgier.
Naczelny jednej z głównych gazet wspierających rządzący Fidesz, przeciwstawia Rosję Stanom Zjednoczonym, krytykując kandydatkę na ambasadora USA w Budapeszcie. Stwierdziła ona bowiem, że będzie brać udział w zwalczaniu „nietolerancji”, a także będzie chciała doprowadzić do zmian w głośnej ustawie medialnej.
na podstawie: demokrata.hu, hungarianambiance.com
http://www.autonom.pl/?p=8107
Czy nie zabardzo wierzą Putinowi?
Po rozbudowie elektrowni przybędzie 10.000 miejsc pracy. To jest ważne.
ciociababcia
Ta łatwość
28 January, 2014 - 22:22
Czy po to obronili się przed zakusami Unii i naciskami lobby bankowego, żeby teraz dobrowolnie oddać swoją suwerenność Wielkiemu Przyjacielowi?
Może ambicja, aby uniezależnić się od MFW okazała się zbyt wygórowana?
A może ulegli konserwatywnym, antygenderowym sloganom głoszonym na potrzeby "użytecznych idiotów" przez władze Rosji?
"Miejcie odwagę... nie tę tchnącą szałem, która na oślep leci bez oręża,
Lecz tę, co sama niezdobytym wałem przeciwne losy stałością zwycięża."
Kocie, ja tego nie rozumiem.
28 January, 2014 - 22:56
Ale generalnie Węgrzy nie lubią Rosji. Żadnej. Nawet w ich języku nie chcieli rozmawiać!
ciociababcia
@Paweł Zyzak
28 January, 2014 - 23:09
W pierwszej kolejności bardzo dziękuję za ten tekst, ponieważ po dzisiejszej pyskówce na twitterze mięrzy Samuelem Perejrą a Rafałem Ziemkiewiczem nie wiedziałem za bardzo, o co chodzi temu drugiemu, ponieważ nazwał on Orbana "marionetką Putina".
W mojej ocenie Orbana na pewno nie jest politycznym idiotą i zapewne doskonale zdawaje sobie sprawę z konsekwencji, jakie niosą za sobą tego typu działania. Jedni tradycyjnie będą go krytykować a inni bronić do ostatniej kropli krwi, jednak jest chyba za wcześnie podejmowanie jakichkolwiek działań i decyzji.
Mam nadzieję, że Orban wie, co robi, że uda mu się "ograć" Putina (co prawie nikomu się nie udało), że ma szczegółowo rozpracowane wszystkie scenariusze i możliwości. Jeśli jednak tak nie jest, to mamy do czynienia z kolejną "marionetką Putina" albo człowiekiem, który za bardzo uwierzył w swoją "szczęśliwą gwiazdę" i nieomylność.
Tomasz "Geolog"
Pozdrawiam Serdecznie
nie wiem czy p Zyzak
28 January, 2014 - 23:12
Niemniej, tekst jest pewnym nieporozumieniem.
Śmiertelnym wrogiem Węgier nie jest putinowska Rosja tylko Bruksela.
Dziwi mnie że tego nie widać.
Więcej niż poprawne stosunki z Rosją miał i Klaus w Czechach.
I co?
I jajco:)
Nurni,
28 January, 2014 - 23:19
Jeszcze jest pytanie, czy Orban świadomie próbuje coś rozgrywać (oby nie przeliczył swoich sił!), czy też rozpaczliwie szuka pomocy?
"Miejcie odwagę... nie tę tchnącą szałem, która na oślep leci bez oręża,
Lecz tę, co sama niezdobytym wałem przeciwne losy stałością zwycięża."
Szary kot
28 January, 2014 - 23:39
Nie widziałem prezydenta Czech w Tibilisi gdy Lech Kaczyński organizował słynną wyprawę.
Myślę że do polityki państw NIEPODLEGŁYCH (mam na mysli tak ówczesne Czechy Klausa jak dzisiejsze Węgry Orbana) mozna mieć uwagi. Tyle że one potykają się wówczas gdy przypomnimy sobie znaczenie słowa racja stanu.
Racja stanu...
29 January, 2014 - 00:06
A wyprawa do Tibilisi?
Cóż, było w tym również hasło "Za wolność Waszą i naszą", ale jednak uważam, że jednoczenie i współpraca państw Europy wschodniej i wspólne przeciwstawianie się Rosji były naszą, polską racją stanu. O tym, że była to słuszna koncepcja i co najważniejsze, że mogła przynieść i Polsce, i pozostałym krajom korzyści świadczy Smoleńsk.
"Miejcie odwagę... nie tę tchnącą szałem, która na oślep leci bez oręża,
Lecz tę, co sama niezdobytym wałem przeciwne losy stałością zwycięża."
@nurni
28 January, 2014 - 23:26
Tyle wiemy na pewno. :)
Pozdrawiam.
Cytat:
Jeśli będziecie żądać tylko posłuszeństwa, to zgromadzicie wokół siebie samych durniów.
Empedokles
Danz
29 January, 2014 - 00:21
Pzdr:)
@nurni
29 January, 2014 - 00:25
Pozdrawiam.
Cytat:
Jeśli będziecie żądać tylko posłuszeństwa, to zgromadzicie wokół siebie samych durniów.
Empedokles
Jeśli mogę wtrącić swoje 3 grosze
29 January, 2014 - 15:36
Nacjonaliści mają zwyczaj podczepiać patriotyzm pod swoją ideologię, podczas gdy patriotyzm jest czymś o niebo szerszym. Nie można być krajem naprawdę suwerennym w oparciu o nacjonalizm.
Patriotyzm to wyższa forma nacjonalizmu, a więc stworzenie takiej jego wersji, która ma cechy idei uniwersalnej. Taki patriotyzm stworzyła swego czasu Rzeczpospolita i ma on nazwę sarmatyzmu.
Stworzyła go kiedys też rewolucyjna Francja i niestety także Sowiety. Stąd może nieufność nacjonalistów do idei uniwersalnych. Jeśli dobrze rozumiem, Orban jest nacjonalistą. W pewnym sensie dał sie złapać w pułapkę własnych poglądów. Będąc nacjonalistą nie ma nic do zaoferowania Europie, więc musi ją opuścić.
Tu jest wskazówka dla nas, że patriotyzm byłby dla nas lepszą drogą, gdyż pozwoliłby on na wykorzystanie cudzych zasobów dla własnych celów. Lech Kaczyński chyba dobrze to rozumiał: korzystać z zasobów UE, a na obszarze wschodnim propagować sarmatyzm. Zapłacił za to życiem. To świadczy o tym, że miał rację. Innej drogi nie widzę. Musimy jako naród kontynuować dzieło Kaczyńskiego na wszystkich polach!