Rudolf Weigl, pan redaktor Wójcik i prof. Wacław Szybalski. Mity? Czy fakty! (cz. III)

 |  Written by katarzyna.tarnawska  |  0
Dziś, gdy Polską miotają porywiste wichry, gdy ważą się jej losy na arenie międzynarodowej - może nie czas na historyczne rozważania o losach Rudolfa Weigla.
A jednak...
W okruchach historii Jego życia - przegląda się, jak w zwierciadle, niejedno zdarzenie współczesne, niejeden dramat, niejedna tragedia.
Historia magistra vitae... I to nie eskapizm - gdy wracamy do dawnych, a jeszcze wciąż blisko znanych wydarzeń.
Moją, podobnie jak wcześniej mego Ojca, intencją jest dziś "ocalić od zapomnienia".
Czasem - wydarzenia śmieszne, czasem poważne, albo zwyczajne - ludzkie, niekiedy - dramatyczne.
We wspomnieniach "starych weiglowców" przewija się stale motyw bliskich, nieomal rodzinnych relacji pomiędzy Profesorem i Współpracownikami. Nieco śmieszą późniejsze rozważania "młodych", np. pof. Kryńskiego, dotyczące choćby sprawy obu małżeństw Profesora.
Kto jeszcze pamięta, że wielką przyjaciółką Profesora, z czasów kawalerskich (i nie mam na myśli absolutnie nic dwuznacznego) była dr Karolina Reisowa. Ona również przyjaźniła się z Zofią Kulikowską.
A Zofia nie była, jakby wynikało ze wspomnień prof. Kryńskiego, jakąś mało atrakcyjną panienką. Z wykształcenia biolog, z kulturalnej, "dobrej", lwowskiej rodziny, o "korzeniach" ziemiańsko-mieszczańskich. Zresztą - późniejszy profesor Kryński nie znał jej osobiście, przyszedł do Instytutu w czasie gdy Zofii już nie stało.
Zofia była damą w każdym calu; gdyby można ją z kimś porównać - chyba najbardziej z Melanią Hamilton z Przeminęło z wiatrem
A historie, opowiadane przez dr Reisową - o sobie, o swej rodzinie... Oczywiście - z czasów przedwojennych
O podróżach z mężem i synem - do Francji, do Anglii... Władała zarówno fancuskim, jak angielskim, nie mniej - we Francji posługiwała się angielskim, w Anglii - francuskim. Miała w ten sposób przewagę nad "tubylcami" gdyż wiedziała, o czym mówią.
O przygodzie w Paryżu, gdzie w eleganckiej restauracji - oboje z mężem zamówili znane sobie potrawy w "wydaniu wykwintnym", natomiast syn zażądał jakiegoś dania specjalnego - owoców morza. Gdy nie  wiedział, jak "zabrać się" do tego arcydzieła sztuki kulinarnej - wówczas dopiero przywołany przez panią doktor kelner udzielił instrukcji...  
Tenże syn zrobił kiedyś "instalację": ze spinacza biurowego wygiął sylwetkę baletnicy, którą ustawił w bocznym świetle - tak by rzucała cień, a fotografię "figur" zatytułował "Zwei kurven".
Mąż - Wiktor - detaszowany profesor Uniwersytetu, okulista - był również czlowiekiem niezwykle kulturalnym. Zresztą - w tamtym gronie - kultura była czymś absolutnie naturalnym, zrozumiałym "samo przez się". Ze względu na zainteresowania teatralne i muzyczne małżonka - pani doktor przestawiła swój rytm dobowy - z porannego skowronka - na wieczornego słowika. Nie chciała, by znalazła się jakaś "życzliwa dusza", pragnąca asystować panu profesorowi w wydarzeniach kulturalnych - gdyby nagle zabraklo przy nim małżonki. 
W nieco podobny sposób, jako ta "życzliwa", wkroczyła w życie Profesora jego asystentka - podczas wyjazdu do Abisynii...
Dr Reisowa "matkowała" trochę młodszym asystentom - ucząc ich technik laboratoryjnych, była też powiernicą Profesora...
Albo późniejszy profesor Uniwersytetu Woclawskiego - Edward Zubik - zabawnie opowiadający o swoich przygodach narciarskich, gdy szusował po "tak wilgotnym i ciężkim śniegu, że 1 m³  ważył ponad tonę". Czy o tym - jak - podczas lotu awionetką - naprawiał jakieś uszkodzenie skrzydła samolotu - wychodząc na skrzydło...
I przepiękne wspomnienia O Profesorze Weiglu i "Weiglowcach" - dr Władysława Wolffa, z 1983, wydane przez Jego Syna - Kazimierza w 2003 (http://www.lwow.home.pl/wolff/Wolff.html).
Obaj już od nas odeszli.
I wracające po latach, jak bumerang, opowieści o sabotażu w Instytucie Lwowskim. Źródłem tych bajań jest niewątpliwie Przybyłkiewicz, czyli prof. Zdzisław Przybyłkiewicz z Krakowa.
Jego "biogram" z Archiwum ofiar terroru nazistowskiego i komunistycznego w Krakowie 1939 - 1956 jest równie mętny, nieprecyzyjny, jak sama osoba Przybyłkiewicza.
Do końca życia prof. Weigla, a nawet po Jego śmierci, w okresie powojennym, intrygował przeciw Weiglowi. Był tym gorliwszy, że sam wspólnie z Hermanem Eyerem, kierownikiem laboratoriów przeciwtyfusowych w Generalnej Guberni, "popełnił" publikację naukową (Zeitschrift f. Hygiene und Inf. Bd. 122) O ile Eyer zachowywał się wobec Prof. Weigla lojalnie, o tyle Przybyłkiewicz, pewien swej bezkarności, jako marionetka - miał zapewnione poparcie "mistrza". Tak więc - z jednej strony - budował swoją legendę o sabotowaniu produkcji szczepionki w krakowskim Instytucie - podczas wojny, z drugiej - rewanżował się Weiglowi - za jego negatywną recenzję marnej rozprawy habilitacyjnej. Ponieważ drugi recenzent ocenił tę pracę pozytywnie, prof. Hirszfeld proszony by rozstrzygnąć wątpliwości odmówił, tłumacząc się brakiem kompetencji (znał zakulisowego "mistrza" marionetki).
Smutne, że "wzorując się" na Przybyłkiewiczu - pojawiają się następni "wojenni sabotażyści". Nie żyje już prof.Jan Starzyk, a szczególnie jego należaloby pytać - w jaki sposób właściwa szczepionka trafiała do getta we Lwowie, w Warszawie, do Armii Podziemnej, a jaką ostatecznie otrzymywali Niemcy.
Pojawiają się także późni apologeci, czasami nieco komiczni w swej nadgorliwości. Np. mgr Marian Kłapkowski, który "broni honoru" prof. Mosinga, uznając, że w opisie prof. Andrzeja Nespiaka ówczesny doktor Mosing przedstawiony jest bez należnej estymy.
I wreszcie - bardzo "świeża" pozycja Arthura Allena: Fantastyczne Laboratorium Doktora Weigla, Lwowscy uczeni, Tyfus i Walka z Niemcami.
Po przeczytaniu poniższej recenzji dr Paula A. Offita: Niezwykła historia żydowskich naukowców więzionych w Buchenwaldzie, którzy produkowali szczepionkę przeciwko jednemu z największych zabójców w historii: tyfusowi. W wielkiej tajemnicy dostarczali skuteczną szczepionkę innym więźniom obozu, a dla niemieckich żołnierzy na froncie wschodnim produkowali fałszywą. Prawdziwy thriller napisany przez Arthura Allena łączy w sobie "Łowców mikrobów", "Listę Schindlera" i "Strefę mroku". Nie potrafiłem się oderwać od tej książki oraz po powierzchownym przekartkowaniu wersji angielskiej - nie mogę na razie "zebrać się" do przestudiowania tego dzieła.
Muszę natomiast wyrazić wdzięczność profesorowi Szybalskiemu, który w liście do redakcji Academia  w sprawie artykułu Józefa Kozieleckiego Polski "Schindler" (http://www.portalwiedzy.pan.pl/images/stories/pliki/publikacje/academia/...) kategorycznie sprzeciwił się temu określeniu, jako uwłaczającemu Profesorowi Weiglowi.
Cóż - habent sua fata libelli, a Osobowości mają swoich apologetów i wrogów. Nikt, kto poznał Weigla - nie mógł wobec Niego pozostać obojętny.
Ideą mego Ojca było rzetelne, historyczne opracowanie "Osoby i Dzieła prof. Weigla" - jako wkładu do Historii Medycyny.
Może znajdzie się ktoś, kto nie budując własnych mitów - tak jak ostatnio czyni to red Wójcik - zajmie się rzeczywistymi faktami.
Oby tak się stało.
 

 

Ilustracja: Prof. Dr. Rudolf Weigl - ZWYCIĘZCA TYFUSU PLAMISTEGO 
(z albumu 23 karykatur wykonanych przez artystę malarza Leszka Szczepańskiego, ofiarowanych Profesorowi w dniu Imienin 17.IV.1941 r.) 
Akwarela (38,0x20,5) MP.H. 372 
Własność: Muzeum Narodowe Ziemi Przemyskiej w Przemyślu

http://www.lwow.home.pl/weigl/album/karykatury.html
 
 
5
5 (3)

Więcej notek tego samego Autora:

=>>