Samarytanie czy faryzeusze

 |  Written by waw75  |  1

To było na ulicy Kuźniczej we Wrocławiu, mniej więcej 20 lat temu (niech krew zaleje jak ten czas pędzi...). Zaczepił mnie młody chłopak, ubrany jak zbuntowany reck-and-roll-owiec i spytał która jest godzina. Był miły i spontaniczny, może tylko trochę za bardzo nakręcony. Jak mu powiedziałem która jest, to wystrzelił ze szczerą radością: „Nieźle! Stary! W trzy godziny zebrałem sto pięćdziesiąt zeta! Na kartkę że mam „hiva:!”. Pożegnałem go wyrazistym słowem i rzuciłem na odchodne że przez takich gnojków jak on ludzie którzy naprawdę chorują na Aids są traktowani jak oszuści. Pamiętam że był szczerze zaskoczony ... .

Za takie karygodne zachowanie dziś pewnie zostałbym uznany za ksenofoba kierowanego nienawiścią, wszak pomagać trzeba każdemu – i rzeczywiście choremu i potrzebującemu, i temu kto się pod niego podszywa. Jednak ilekroć pomyślę sobie o tym zdarzeniu widząc w telewizji młodych, zdrowych facetów którzy przedzierają się do Europy żeby lepiej zarabiać, to nie potrafię się pozbyć skojarzeń z tym wrocławskim spotkaniem. Przez nich rodziny uciekające ze swoimi dziećmi przed pociskami karabinów i odłamkami bomb toną w przepełnionych barkach i łodziach, przez nich koczują ze swoimi dziećmi na dworcach i skwerach i z lękiem patrzą na europejskich policjantów. To przez nich ci którzy naprawdę potrzebują pomocy nie mogą na nią liczyć, bo dla wszystkich nie wystarczy. To nie Europa grzeszy, bojąc się lub nie będąc w stanie przyjąć wszystkich imigrantów – ale te dziesiątki czy setki tysięcy młodych bysiów niszczących swoje dowody tożsamości, podrabiających paszporty i udających uchodźców z terenów ogarniętych wojną, odbierają szanse naprawdę skrzywdzonym i cierpiącym ludziom.

A gdzie ich rodziny – żony, dzieci, matki, ojcowie? Jeśli groziło im śmiertelne niebezpieczeństwo – bomby, karabiny, pały policyjne czy maczety band grasujących po ulicach, to dlaczego zostawili swoich bliskich na pastwę tej przemocy? My w Polsce też mieliśmy wojnę, też mieliśmy okupację. Kto miał taką możliwość wysyłał dzieci, żonę, siostry czy rodziców do rodziny, do znajomych gdzieś w bezpieczne miejsce. To dla nich najpierw starał się o paszporty, transport, bezpieczną podróż. A potem myślał o sobie. Czy w Afryce jest na odwrót? Czy faceci najpierw uciekają w bezpieczne miejsce a potem myślą o swoich żonach, dzieciach, ojcach czy matkach? Jeśli tak to dla takich facetów nie powinno być miejsca w Europie – szczególnie że Europa musi dziś pomóc bezbronnym. Nie powinno być dla nich też miejsca na barkach i statkach przemytników – ale mafiom przemytniczym przecież nie zależy na tym żeby pomagać tylko tym najbardziej potrzebującym. Czy nam też jest wszystko jedno?

Ten exodus nie zaczął się pół roku temu. Nawet jeśli Europa od lat była na niego ślepa. Dzisiejsza gigantyczna fala tych imigrantów została napompowana tymi którzy się podpięli pod nieszczęśników ratujących życie swoje i swoich dzieci, i którzy się pod nich podszywają. Jak mój „znajomy” który zarobił „sto pięćdziesiąt zeta” podszywając się pod nieboraka dotkniętego wirusem HIV.

Ja wiem że to niezwykle trudny problem – ale jeśli w terenów objętych wojną czy okupacją nagle wyjeżdża cała lawina młodych, zdrowych facetów to ciśnie mi się na usta pytanie: dlaczego nie zostaliście bronić swoich rodzin? Ale nie potrafię też pojąć dlaczego Europa tak bardzo wykrzywiła paradygmat miłosierdzia, paradygmat niesienia pomocy. Przecież kiedy ratuje się ludzi – w obojętnie jakich okolicznościach – to zawsze obowiązuje zasada: najpierw kobiety i dzieci. To uniwersalna zasada ludzkości – chroniąca najsłabszych i bezbronnych. I dziś powinna dominować ta sama kolejność. Samotni faceci powinni być po prostu odsyłani z powrotem. Nawet jeśli z dobrymi intencjami chcą po prostu lepiej zarabiać. Dobrze! - emigracja zarobkowa być może jest dziś podporą starzejących się społeczeństw. Ale nie w tym momencie kiedy giną ludzie. To nie ten czas. Dziś zdrowi samotni faceci powinni być zatrzymywani na brzegu i koszarowani w obozach. Bo ściągając do Europy odbierają szansę przeżycia kobietom, dzieciom i starcom nie mogącym się bronić przed przemocą. Odbierają szanse tym którzy ratują swoje życie.

To prosty mechanizm – jeśli ratownicy dotrą ofiar jakiejś tragedii, która dotknęła wiele osób to najpierw pomagają najciężej rannym. Najpierw biorą „na pokład” tych których życie jest zagrożone. Na lżej rannych przyjdzie czas potem. I nie obowiązuje zasada że w pierwszej kolejności udziela się pomocy tym którzy najgłośniej się tego domagają – ratownik decyduje kto najbardziej cierpi. Czy to przejaw ksenofobii? A Europa dziś niesie przecież  pomoc ofiarom katastrofy.

W Afryce mamy dziś do czynienia ze strasznym kryzysem nie tylko na poziomie zabezpieczenia socjalnego czy wysokości stopy życiowej. Afryka jest dziś mentalnie zdeprawowana ciągłą wojną, ciągłym konfliktem, politycznym, wojennym czy plemiennym. Każda z tych rywalizacji od dziesiątek, od setek lat grozi tam utratą życia. Nie jesteśmy ani lepsi, ani mądrzejsi, ani bardziej inteligentni. Nie kochamy bardziej ani nie wierzymy bardziej. Nie mamy większej ufności niż oni. Ale dzięki Bogu nie jesteśmy skażeni mentalnie wojną. Życie ludzkie jest dla nas świętością a nie amunicją do przeforsowania swojej dominacji. Ta mentalna dramaturgia wojny – deprawacja wojną jaka zaraziła dzisiejszą Afrykę nie zniknie wraz z przekroczeniem granicy Europy.

Dla nas jedyną drogą do osiągnięcia życia wiecznego jest miłosierdzie. W naszym pozaziemskim raju jest miejsce tylko ludzi dobrej woli. W muzułmańskim – tylko dla tych którzy wcześniej zabiją niewiernych. To ta różnica – to zaślepienie deprawacją wojny, która wypaczyła religię Islamu. Czy da się to pogodzić? Ci ludzie muszą wyrzucić z siebie tą traumę wojny. Jedni tu – w zaciszu Europy, inni w swoich domach, w miastach, w państwach północnej Afryki. Ale na „terapię” w Europie może być miejsce tylko dla tych którzy ratują życie, i tylko dla tych którzy nam nie zagrażają. To nie czas na pomoc zarobkową – choć i na to przyjdzie przecież pora.

Spór o przyjęcie imigrantów dzieli dziś chrześcijan. Choć wiemy, że nawet dla rodzącej Maryi, nie było miejsca w gospodzie. Nie uciekamy też od słów Chrystusa: „Wszystko coście uczynili jednemu z braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili... (Mt 25, 40). Całe przesłanie Dzienniczka Siostry Faustyny uczy nas miłosierdzia i ufności w jego wielkość. To wszystko prawda. Jednak miłosierdzie ma też swoje podstawy. Ma też swoje paradygmaty. I nawet w nauce Chrystusa nie jest ono dane wbrew wszystkiemu – choćby nawet wbrew woli potrzebującego. Czy Szymon Hołownia, tak mocno krytykujący dziś obawy przed udzielaniem pomocy wszystkim imigrantom, wpuściłby do szpitala fundacji Kasisi tłum pikietujących? Czy wpuściłby ich wszystkich nie sprawdzając ilu z nich naprawdę jest głodnych a ilu chce wejść żeby szabrować? Odpowiedź jest oczywista, trudniej się jednak zasłonić ideologią – a nawet szlachetną doktryną wiary, kiedy naprawdę trzeba podjąć decyzję – wiedząc że decyduje się o bezpieczeństwie podopiecznych.

Wypaczenie tych paradygmatów chrześcijańskiego miłosierdzia prędzej czy później zakończy się tylko jednym: masowymi deportacjami za kilka lat. Wbrew ludzkim potrzebom nie da się bowiem – jak zakłada to laicka dogmatyka organizacyjna Unii Europejskiej – regulować życia ludzkiego wyłącznie dyrektywami. Przekierowanie imigrantów do poszczególnych, a przede wszystkim biedniejszych państw Unii pod hasłami europejskiej solidarności dla wielu – a zapewne nawet dla większości tych ludzi będzie jak zesłanie. I niezależnie od tego jakie światłe hasło tym transportom nadamy to prędzej czy później doprowadzimy w ten sposób do transportów ludzi w zamkniętych wagonach albo do przetrzymywania ich w obozach.

A dla tych, którzy dziś oskarżają katolików o hipokryzję i wyrywkowe traktowanie nakazów swojej religii mam na koniec pytanie: nie wdając się w kwestie rozumienia zasad wiary, naprawdę jesteście przekonani że żądacie aby katolicyzm nie rozgraniczał dziś sfery religii od decyzji politycznych? Jeśli tak, to darujcie sobie na przyszłość narzekania że żyjecie w państwie wyznaniowym.

5
5 (3)

1 Comments

Obrazek użytkownika Waldemar Żyszkiewicz

Waldemar Żyszkiewicz
mafiom przemytniczym przecież nie zależy na tym żeby pomagać tylko tym najbardziej potrzebującym.

Mafiom przemytniczym zależy, jak to zwykle mafiom, na forsie (czasem też na strachu przed nimi), toteż przewożą głównie nie tych najbardziej potrzebujących, prawdziwych uchodźców, którzy ruszyli w świat w jednej koszuli i nie mają po kilka-kilkanaście tysięcy euro na osobę, lecz na tych dostatecznie zasobnych lub takich, którym ktoś opłacił kosztowny przerzut na nasz kontynent.

dla tych, którzy dziś oskarżają katolików o hipokryzję i wyrywkowe traktowanie nakazów swojej religii mam na koniec pytanie: nie wdając się w kwestie rozumienia zasad wiary, naprawdę jesteście przekonani że żądacie aby katolicyzm nie rozgraniczał dziś sfery religii od decyzji politycznych? Jeśli tak, to darujcie sobie na przyszłość narzekania że żyjecie w państwie wyznaniowym.

Dobry tekst, zwłaszcza uwaga do Żakowskich i Palikotów (choć Pan nie używa nazwisk), którzy rugi Kościoła i katolicyzmu ze sfery publicznej uzasadniają świeckością państwa, a teraz nagle próbują (niestety nieraz z sukcesem, w czym wina części pasterzy) brać katolików "pod szpic" tzw. miłosierdzia, które im najwyraźniej myli się z lewacką wrażliwością społeczną. Ale i katolicy są słabi w rozróżnianiu bezgranicznego Miłosierdzia Bożego od zasady "ordo caritatis", która precyzyjnie formułuje obowiązki wyznawcy Chrystusa w zakresie pomocy bliźniemu. Męczeństwo za wiarę jest posiewem Kościoła, ale od szeregowych wiernych nie wymaga się heroizmu, tylko wypełniania, tego co komu należne.

PS O Hołowni szkoda mówić. Pańska nadzieja, że skończy się tylko deportacją, przypomina wulkan optymizmu. Będzie gorzej, skończy się zamachami, terrorem i rzezią, nie wiem jeszcze do końca, w którą stronę. Może (co daj Boże) Europa choć w cześci się opamięta. Z drugiej strony, ten proces jako całość został przecież zaindukowany i jest robiony, wciąż wzmacniany, sterowany i finansowany. Uzasadnienie znajdzie Pan w credo sztokholmskiego instytutu Paideia. Polecam lekturę.
 

Waldemar Żyszkiewicz

Więcej notek tego samego Autora:

=>>