Skazaniec Horst Bienek

 |  Written by Andrzej Pańta  |  1
HORST BIENEK
 
 
SKAZANIEC
 
 
Nigdy nie miałem szczęścia do śmierci, pomyślał Schuchhar; na wargach poczuł gorzki posmak cykuty. Przejechał po nich językiem: pełzał po nich niczym nagie zwierzę po suchej, ogromnej ziemi. Schuchhar wyczuł cicho rozlegający się ból w prawym ramieniu. Jednak nie poruszył się. Leżał bokiem na wyliniałym, zbutwiało–wilgotnym sienniku rozciągającym się na środku wąskiej celi na cementowej podłodze. Powoli otwierał oczy i czuł się tak, jakby się budził (chociaż nie był pogrążony we śnie). Przed nim wynurzała się pociągnięta na olejno, przybrudzona niebieska ściana; była pokryta wydrapanymi znakami, spojrzenia Schuchhara błądziły zaś między literami a krzyżykami, nazwiskami a słowami. Wówczas uświadomił sobie, że od wielu dni nie oglądał już niczego innego oprócz tej ściany. Łagodne drżenie przebiegło po mięśniach twarzy; zmęczony rzucił się na drugi bok, przy tym z ramion ześlizgnął się brązowy, postrzępiony płaszcz wojskowy, służący mu zamiast koca. Widział teraz równie przybrudzoną niebieską ścianę, tylko owe znaki było tutaj rozmieszczone inaczej. Nad obitymi żelazną blachą drzwiami celi, które zajmowały nieomal całą szerokość ściany, znajdowała się naga żarówka, nieprzerwanie wysyłająca matowożółte strzały światła. Schuchhar poczuł palenie w oczach, wyżej podciągał płaszcz, dopóki twarz nie znalazła się w cieniu.
Przypominał sobie pierwsze godziny spędzone w tej celi, gdy rozgorączkowanymi oczami czytał owe napisy, zataczając się zbity z tropu od ściany do ściany. Zawsze, kiedy pod jakimś nazwiskiem odczytywał znak KŚ (Kara Śmierci), pod nim zaś datę, która często znajdowała się w przerażającej bliskości, odczuwał wtedy tępe uderzenie. Dwa razy zwymiotował do kibla, lecz jeszcze długo potem, gdy wyczerpany zanurzył się w sienniku, w swym wnętrzu czuł, jak jakieś zwierzę podchodzi mu do gardła. Po paru dniach, gdy w dole na sali sądowej odczytano mu jego własny wyrok śmierci, przyjął go tedy ze zdumiewającym spokojem i obojętnością: końcem grzebienia wydrapywał teraz swoje własne nazwisko i rok urodzenia, pod tym zaś niezgrabne K i Ś; był w stanie obserwować ową ścianę z taką samą obojętnością jak sędziego śledczego po dziesiątym przesłuchaniu albo swoją lewą rękę, która coraz mocniej przyjmowała żółtawe zabarwienie gangreny.
Schuchhar spoglądał sztywno na przybrudzoną niebieską ścianę, powoli zamykał oczy i myślał: Kiedyś przyjdą. Następnie zasnął. Śnił o tygrysie bezgłośnie ślizgającym się po drzewach. Śnił o walce zapaśniczej, podczas której odnosił zwycięstwo, ale publiczność nie krzyczała i nie klaskała, lecz płakała. Obudził się minutę później, sądził zaś, że spał długo i głęboko. Przypomniał sobie, jak będąc chłopcem wędrował po cmentarzu, jak na nagrobkach obliczał różnice między latami urodzenia a latami śmierci, aby wedle tych liczb uzmysłowić sobie los owych umarłych. Często był przerażony, zwłaszcza kiedy po dwukrotnym liczeniu wychodziła liczba jednocyfrowa, jak na przykład siedem, nie znajdował jednak odpowiedzi na pytanie, dlaczego musiało się już umierać w tak młodym wieku. Przypomniał sobie swój chłopięcy czas, kiedy chorował wiele razy; raz zapadł na tyfus plamisty, lekarze uważali go już za straconego. Jednak nie umarłem, pomyślał. Nigdy nie miałem szczęścia do śmierci.
Schuchhar usłyszał jakiś szmer. Podniósł nieco głowę i ujrzał, że za judaszem przesunęła się do góry blaszana klapka. Wiedział, że za tym szkiełkiem czyhało teraz oko klawisza. Czasami żartował sobie z tego, w podobnej chwili, gdy dochodził do niego cichy, skroboczący szmer judasza, swoje oko przyciskał do tego szkiełka od środka, aż żołnierz, który tak niespodziewanie nie zauważał niczego poza tym okiem (a ono z tej bliskości było podobne bardziej do jakiegoś zwierzęcia z Apokalipsy), umykał przerażony.
Schuchhar westchnął i poczuł, że owo westchnienie na długo pozostanie w tej celi. Naga żarówka zwisała smętnie ze ściany, jej matowożółte światło rozchodziło się po pomieszczeniu niczym jakiś zakrzepły płyn. Schuchhar poczuł delikatny ucisk w pęcherzu, jednak niespodziewanie doznał takiego uczucia, że nie będzie w stanie przeniknąć tego matowożółtego powietrza. Podniósł się z niezdecydowanie i otworzył kibel. Nad nim trzymał pokrywę podniesioną do połowy, jego nos zaś był stromo zwrócony do góry, lecz ostry, gryzący zapach chloru słał się gęsto, pokrywał jego twarz i wyciskał mu łzy. Pomyślał, że mogą zabrać go w każdej chwili. Zatem także i w tej. Przeszło go drżenie. Wyobraził sobie bowiem, o czym przypuszczalnie będzie myślał, kiedy zwiążą mu dłonie i wzdłuż korytarza będą go wlec do piwnicy. Zamknął kibel i powoli powracał na swoje leże.
Przymrużonymi oczami przemierzał celę, lecz widział jedynie pustkę i samotność. Był samotny na tej ziemi, samotny pod tym niebem, samotny w tej rozświetlonej ciemności. Strach przelatywał po nim niczym chłodny przeciąg powietrza. Bez tego strachu, który atakował go czasami z tyłu niczym dzikie zwierzę, nie byłby już w stanie świadomie rozróżniać między teraz a potem. Zatrzymał się i nadsłuchiwał: Było tak cicho, że wierzył, iż wypadł z czasu. Zrobił jeszcze parę niemrawych kroków, następnie zaś sztywno runął na siennik. Z zimną krwią rozpostarł nad swoim ciałem rosyjski płaszcz wojskowy i podciągnął go wysoko aż do podbródka. Sztywno wpatrywał się na przybrudzoną niebieską ścianę zagubionymi, pustymi, samotnymi oczami. A samotność była tak ogromna, że nie wiedział, czy znajdowała się w jego oczach albo czy jego oczy rozpływały się w tej samotności. Być może byłoby lepiej, gdyby wówczas skończyło się to wszystko, wtedy po dwunastym nocnym przesłuchaniu, gdy już nie wytrzymał i zardzewiałym gwoździem rozpruł sobie tętnicę…
Schuchhar przewrócił się niespokojnie na drugi bok. Oczami śledził pająka na podłodze (jednak nie było tam pająka). Nigdy nie miałem szczęścia do śmierci, pomyślał; wyparł wspomnienie o swej ranie, bowiem jeszcze teraz sprawiała mu słabiutki ból w lewym przedramieniu.
I niespodziewanie narzuciła mu się myśl, że mogą przyjść w każdej chwili. Poczuł, jak strach podnosi mu się do gardła, bębniąc w jego piersiach w tępym zamieszaniu. Żwawo zeskoczył z łoża, jakby słyszał już kroki plutonu egzekucyjnego. Jego język był zupełnie zeschnięty i nabrzmiewał w ustach. Czoło przycisnął do przybrudzonego niebieskiego muru tej ściany i wypełnił go magiczny chłód katedr. Pomyślał: Któraż może być godzina? — i wtedy pojawiła się jakaś szczelina w czasie. Krata nie była już kratą, kamień nie był już kamieniem, drzwi były już tylko drzwiami, wspomnienie zaśnie było jeszcze zupełnie wspomnieniem; wszystko istniało tedy w absurdalności nie do końca przemyślanego bytu. Jednak potem znowu zamknął się czas, Schuchhar oddychał, szybko wsysał powietrze, czując na wargach smak krwi.
Wdychał zgrozę. Zgroza dygotała przez jego krew, zgroza wędrowała przez komory jego serca, zgroza rozpościerała się w jego ciele, zgroza paraliżowała jego członki. Wdychał zgrozę i pot połyskiwał na jego czole. Nadsłuchiwał i dosłyszał kroki, ciche, człapiące, kroki zanikające w nieskończoności. Schuchhar odwrócił się, sam jednak znajdował się w celi.
Kiedy przyjdą, nie powinni mnie zaskoczyć, pomyślał. Z napięciem wsłuchiwał się w szmery poza celą, że na jego czole ukazały się żyły. Kroki prześlizgiwały się po jego drzwiach. Nawet nie podniósł się judasz. Nie wiedział, kiedy przyjdą. Wiedział jednak, że będzie czekał (opierając się przygięty o przybrudzoną niebieską ścianę); w ten sposób będzie wyczekiwał, dopóki nie przyjdą. Nie powinni mnie zaskoczyć, chcę być przytomny i mieć jasno w głowie, kiedy przyjdzie umierać. Być może tym razem będę miał więcej szczęścia do śmierci, pomyślał. Na wargach poczuł gorzki posmak cykuty.
 
Za zgodą Autora
 
Z niemieckiego przełożył Andrzej Pańta
5
5 (3)

1 Comments

Obrazek użytkownika Szary Kot

Szary Kot
Zapewne Bienek napisał to pod wpływem włsnych przeżyć, na szczęście nie czekał na wyrok śmierci.
Czasami myślę o tym co czują tacy skazańcy, co czuli, co myśleli żełnierze niezłomni, zanim po nich przyszli... I co ja bym czuła na ich miejscu???
 

"Miejcie odwagę... nie tę tchnącą szałem, która na oślep leci bez oręża,
Lecz tę, co sama niezdobytym wałem przeciwne losy stałością zwycięża."

Więcej notek tego samego Autora:

=>>