Sto lat temu. Przywitanie Paderewskiego w Warszawie

 |  Written by Tomasz A S  |  1

25 grudnia 1918 r. Paderewski przybył do Gdańska na pokładzie brytyjskiego krążownika „Concord”. 27 grudnia (na zdjęciu) przyjechał pociągiem do Poznania. Jego wizyta  wywołała wielką patriotyczną manifestację, przyczyniając się do wybuchu Powstania Wielkopolskiego.
1 stycznia 1919 na dworcu
Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej nastąpiło uroczyste powitanie Ignacego Paderewskiego  w Warszawie. Wkrótce zostanie premierem II Rzeczypospolitej.

Poniżej przytaczam wspomnienia mojego wuja Romana Rogowskiego, który przybliża mało znane nam szczegóły tego wydarzenia.
Jest to fragment napisanej przez niego książki "Do widzenia, stary domu".
Tomasz Andrzej Szymański

W końcu listopada 1918 r. Szwadron Wojewódzki Ziemi Mazowieckiej, do którego zaciągnąłem się, jako ochotnik, stanął kwaterą pod Zamkiem, przy ulicy Bugaj. Dowódcą szwadronu był rtm. Tadeusz Kossak (bliźniak Wojciecha). Wyróżniał się wojskową postawą, a my, podkomendni porównywaliśmy go do kawalerzystów z epoki napoleońskiej.
31 grudnia 1918 r. rotmistrz Kossak otrzymał z Komendy Miasta polecenie, aby nazajutrz z dwoma plutonami na godzinę 16-tą stawił się przed dworcem Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej. Te dwa plutony miały stanowić eskortę honorową przybywającemu do Warszawy I.J. Paderewskiemu
Ponieważ ułani, przed miesiącem cywile, nie byli jeszcze dobrze wyćwiczeni, rotmistrz Kossak polecił swoim oficerom, aby z całego szwadronu wybrali najlepiej wyszkolonych ułanów dla stworzenia dwóch plutonów.
Ciężar tego zadania spadł na barki wachmistrza Józefa Kołodziejskiego, który nas wszystkich znał na wylot.
Zatrąbiono na apel. Szwadron stanął w dwuszeregu, oficerowie z wachmistrzem wywoływali wybrańców - znalazłem się w ich liczbie. Nadszedł rtm. Kossak i przywołał mnie do siebie. Trochę ze strachem stanąłem na baczność przed nim, a on uśmiechając się i podkręcając wąsa powiedział:
„Słuchajcie, Rogowski, mam do was prośbę: moja klacz „Mery” zakulała, więc pożyczcie mi na jutrzejszą uroczystość waszego kasztana”.
(Był to mój własny koń, wspaniale wyjeżdżony, rosły traken, pochodził ze sztabu gen. Mackenzena). Oczywiście zgodziłem się prosząc o przydział innego konia na jutrzejszy wyjazd.
 
W dzień Nowego Roku od wczesnego ranka zaczęło się pucowanie koni, czyszczenie butów z cholewami „na glanc”, przypinanie do lanc proporczyków, które były w kolorze granatowo-żółtym (barwy województwa mazowieckiego).
Następnie w pierwszym szyku wachmistrz podzielił nas na dwa plutony i pouczył pod okiem por. St. Szczuckiego, jaką czynność ma wykonać każdy pluton – znalazłem się w 2-gim plutonie.
Po południu o godz. 14-ej ubrani w płaszcze siedzieliśmy na koniach w dwuszeregu. Była odwilż, powiewał ciepły wiatr, radośnie furkotały proporczyki.
Na froncie 1-go plutonu był por. St. Szczucki, na 2-gim ppor. L. Temler.
Regulaminowo za dwuszeregiem siedział na koniu wachmistrz Kołodziejski; nadjechał rtm Kossak, świetnie się prezentując na moim kasztanie. Przywitał nas, objął komendę, padł rozkaz "od prawego trójkami” i ruszyliśmy do miasta. Jechaliśmy stępa. Po niepełnej godzinie byliśmy przed dworcem Warszawsko-Wiedeńskim, który był udekorowany flagami o barwach narodowych. Na uboczu czekały' pojazdy z Belwederu. Wyjaśniono nam, że 1-szy pluton będzie kłusować przed pojazdami, tuż za rtm Kossakiem, a drugi za landem wiozącym Paderewskiego z małżonką.
Formowaliśmy się w trójki. W chwilach oczekiwania zauważyliśmy tłumy zalegające plac. Co chwila zapalały się pochodnie. Usłyszeliśmy jak wtoczył się pociąg wiozący dostojnych gości.
Wkrótce ukazali się państwo Paderewscy, a za nimi towarzyszące im osoby i witająca delegacja. Można było wyczuć, że państwo Paderewscy byli zaskoczeni tą ciżbą, oświetloną pochodniami i gromkimi okrzykami „niech żyje". Paderewski zdjął z głowy melonik i długo go trzymał wzniesioną ręką w górze. Okrzyki nie milkły.
Podjechało lando, państwo Paderewscy zajęli tylne miejsca a na vis a vis dwóch oficerów w niebieskich, hallerowskich mundurach.
Ruszył rtm. Kossak, a za nim 1-szy pluton, nastę­pnie lando i 2-gi pluton. Za nami jechały powozy ze świtą i delegacją. Tłum był tak wielki, iż do Alej Jerozolimskich orszak jechał stępa.
Jadąc w drugiej trójce za landem widziałem w blaskach pochodni rozwiewające się bujne włosy Paderewskiego, który co chwila unosił melonik.
Z Alej Jerozolimskich, już kłusując, skręciliśmy w Nowy Świat. Na chodnikach tłumy, sklepy oświetlone „a giorno”, balkony przystrojone, wypełnione po brzegi.
Orszak podjechał pod Bristol i tu znów owacje, pochodnie, okrzyki.
Może w 10 minut po naszym przybyciu na oświetlonym balkonie 1-go piętra Bristolu ukazał się Paderewski, podniósł rękę w górę i donośnym głosem zaczął mówić. Skupiony tłum słuchał w ciszy przemówienia; były to słowa płynące z serca wielkiego patrioty.
Wiadomo było jak porywająco umiał przemawiać I.J. Paderewski. Po skończonym przywitaniu przybyłych gości z warszawiakami, pokłusowaliśmy w stronę koszar. Teraz przyszła i na nas kolej, bo z chodników rozlegały się serdeczne okrzyki.
A wieczorem, w kantynie, przy obficie zaopatrzonym bufecie przez naszych najbliższych obchodziliśmy hucznie Nowy 1919 rok.
Roman Rogowski
 
5
5 (2)

1 Comments

Więcej notek tego samego Autora:

=>>