
Tekst, który Państwo dziś zechcą (lub nie) przeczytać, pochodzi z roku 2008. Wtedy właśnie przez Polskę przetoczyła się dyskusja na temat przymusu szkolnego dla sześciolatków. Wówczas - ostatecznie - partia pod przewrotnym kryptonimem "Obywatelska" ostatecznie się ugięła przed argumentami społeczeństwa, ale - gdy się drwa rąbie, to i wióry lecą. Dlatego Jackowi Żakowskiemu (nieformalnemu rzecznikowi PO od zawsze) wymsknęła się prawda o "reformie". Myślę, że warto dowiedzieć się, o co tak naprawdę chodzi - bo akurat Żakowski jest, był i pewnie jeszcze długo, niestety, będzie, osobą świetnie wtajemniczoną w zamiary partii rządzącej:
Sześciolatki do szkoły, czyli o co chodzi naprawdę.
W ostatnim numerze "Polityki" w artykule "Sześć, siedem, pięć" mój ulubiony Jacek Żakowski, tytan intelektu (niektórzy o nim piszą "subtelny intelektualista") agituje za przymusowym posłaniem do szkół dzieci sześcioletnich. Z prawdziwym zainteresowaniem przeczytałam, jakież to argumenty ma pan redaktor, aby nas o tejże konieczności przekonać. Nie mogłam się doczekać, jakież to korzyści odniosą dzieci z wcześniejszej indoktynacji. Otóż pan redaktor wykazał się znaczną szerością. Wręcz, powiedzmy to sobie, przerażającą szczerością.
Otóż pan redaktor nie powołuje się na żadne - ŻADNE! - korzyści dla dzieci. Korzyść ma odnieść, mianowicie, środowisko nauczycielskie i akademickie. Bo, wicie-rozumicie, sześciolatki obecnie są w absulutnym dołku demograficznym. Gdyby nie zmusić ich do nauki, to trzeba byłoby pozwalniać nauczycieli i pozamykać szkoły. Odbudowanie tego potencjału w okolicach następnego wyży demograficznego potrwałoby jakiś czas, a co z biednymi nauczycielami? Czyżby mieli pójść do jakiejś innej pracy? O nie, tego by pan redaktor nie zniósł ...
Ale to jeszcze nie koniec tragedii. "Gdyby sześciolatki nie poszły w przyłszłym roku do szkoły, rzeź w szkolniciwe wyższym nie byłaby jednak najgorszym skutkiem demograficznego dołka. W połowie lat 20. prawdziwie katastrofalne mogłyby być skutki suszy na rynku pracy." No proszę, jak długofalowo potrafi myśleć mój ulubiony redaktor! Po to, żeby w połowie lat dwudziestnych paru nauczycieli nie straciło pracy, trzeba do szkoły - złej i źle uczącej, co do tego nie ma kwestii - obowiązkowo posłać sześciolatki ....
Pan redaktor podkreśla też, że "zięki posłaniu sześciolatków do szkoły skrócą się kolejki po miejsca w przedszkolach, a część osób dotychczas opiekujących się dziećmi w domach tafi na rynek pracy". Czyż nie uroczo? A to, że wydłużą się kolejki do szkoły oraz że powiększy się bezrobocie, socjaliście Żakowskiemu do blond główki nie przyjdzie.
Co prawda Żakowski uważa, że dla dzieci będzie jednak pewna korzyść": wcześniej się zsocjalizują. Biedakowi się wydaje, że dziecko niepoddane terrorowi szkolnemu nie styka się z innymi dziećmi ... A sam pisze, że ma córkę. Czy ma to oznaczać, że trzymał dziecko w domu, w odosobnieniu?
Oj, bo jakaś opieka socjalna się panem redaktorem zainteresuje i będzie problem
ilustracja z:http://a.wpimg.pl//a/f/jpeg/28474/wkurzone-dzieci-szkola-thp-468.jpeg
Hun