Kraśniany po boju - ślady odnajdywane na drodze do Polski

 |  Written by Kazimierz Suszyński  |  0

Pod koniec lipca 1945r. doszło do krwawych walk w okolicy Sokółki. Szczególnie zacięty charakter miały one w rejonie wsi Kraśniany. 
Uzupełniając temat, i cykl, zarazem zamieszczam zebrane, dostępne mi, relacje naocznych świadków i uczestników wydarzeń oraz okolicznych mieszkańców. Materiały uzupełniam fotografiami ludzi oraz miejsc pamięci.

Ze wspomnień „Pioruna”:

(...) Czujki zaalarmowały o nadciągającej olbrzymiej tyralierze w czerwonych otokach, która okrąża nasz zagajnik i część lasu. Po raz drugi na ziemi polskiej ogłoszono alarm bojowy. Dowódca podzielił oddział na trzy grupy bojowe, do ataku na skrzydło prawe, lewe i środkowe(…)

Kiedy(…) zbliżyliśmy się na odległość strzału nieprzyjaciel już szedł do ataku z wielkim krzykiem „hurra” i bezcelna strzelaniną. Kiedy uznałem, że pomimo lasu ogień będzie bardziej skuteczny - dałem znak reką -„ognia”. Cel był bardzo widoczny i dość bliski, ogień prawdopodobnie skuteczny, ponieważ po 15 minutach (około) intensywnego strzelania, nieprzyjaciel przerwał ogień i zaczął się wycofywać z linii ostrzału (…)

/Polska Zbrojna z 24-26 IX 1993/
Kwiecień 1945. Oddział sierż. Władysława Janczewskiego "Lalusia", Wojdagi koło Koleśnik. Druga od lewej leży Leokadia Bojanowska z domu Nosewicz z zaścianka Niewniańce, której wioną 1944 sowieci wymordowali krewnych, członków AK. Trzeci od prawej stoi Witold Szalewicz  "Szczur".

Relacja Franciszka Jeglińskiego ”Jurka” – dowódcy drużyny kowieńskiej:

(...) Część AK-owców bez rozeznania rozbiegła się w różne strony po lesie. Pięcioosobowa grupa z bronią dobrnęła do wsi Gliniszcze Wielkie na północ o 3 km od miejsca walki. Wpadli tam sowieci na samochodach. W popłochu każdy krył się na swoja rękę. Dwóch pojmano. Byli to: Brunon Jankiewicz „Janczar” kpr z Poniewieża I NN „Szpak”. Ujęto ich w gospodarstwach Janiny Szumiało i Zygmunta Panasiewicza. Ujętych zbito a następnie w lesie zastrzelono. Franciszek Jegliński i pozostali dobrze się ukryli dzięki pomocy gospodarzy i tak ocaleli.
Chorąży Mieczysław Górewicz - „Czeński”, z dwoma kolegami NN, w trakcie walki przeskoczyli rów dzielący lasy państwowe od gruntów wiejskich i w rowie strzeleckim, w polu natknęli się na patrol sowiecki. „Czeński” z posiadanej broni ostrzelał sowietów i zginął a pozostali dostali się do niewoli. Po osadzeniu w Grodnie dostali 10 lat łagrów .Powrócili do Polski.
Inna grupa partyzantów zmierzając od lasu przez pola do wsi Kraśniany spotkawszy Sowietów idących naprzeciw wydała im rozkazy po rosyjsku co wprowadziło sowietów w błąd a im pozwoliło ocaleć.
(...)

 

Relacje Kazimierza Czarnowicza z Kraśnian koło Sokółki -
naocznego świadka bitwy pod Kraśnianami,

1.  
W nocy z 2 na 3 sierpnia 1945r. [błędnie odnotowana, w pamięci mieszkańców, data walki] oddział „Lalusia" przeszedł granicę państwa polskiego w okolicach Kuźnicy Bia­łostockiej, podążając bocznymi zalesionymi drogami w kierunku Sokółki.

Po przejściu kilku kilometrów oddział znalazł się w nieznanej okolicy wsi Malawicze, gdzie został ostrzelany przez wojska sowieckie i NKWD. Kilku żołnierzy AK na odkrytym terenie zostało rannych. W tej sytuacji oddział musiał szukać schronienia w lesie pod wsią Kraśniany w pobliżu zabudowań rodziny Czaplejewiczów i Bałdowskiego. Nie mając żadnego rozpoznania terenu, a także łączności z organizacją konspiracyjną Armii Krajowej w Kraśnianach żołnierze (5 osób) zostali ukryci w stodole Wacława Bałdowskiego w odległości około 500 m. od lasu. Jednocześnie zwrócono się do ro­dziny Czaplejewiczów o pomoc w przygotowywaniu posiłku dla rannych i pozostałych żołnierzy „Lalusia", co szybko i chętnie uczyniono.

Po powrocie sióstr Stanisławy i Marianny Czaplejewicz do swego domu, po dostarczeniu żywności żołnierzom niespodziewanie teren z przebywają­cymi tam żołnierzami „Lalusia" zostaje okrążony przez NKWD i UBP z Sokółki z udziałem Władysława Cz. - funkcjonariusza UB z Sokółki. Była godzina 11.00, padają pierwsze strzały z broni maszynowej. Po krótkiej przerwie (około 30 minut) i ściągnięciu dodatkowych posiłków NKWD, walki rozgorzały ponownie już na większą skalę.

Ja wraz z ojcem i bratem Aleksandrem znajdowałem się w tym czasie na swoim polu oddalonym około 300 m. od miejsca bitwy. Oddział „Lalu­sia" w czasie walki zostaje rozproszony po lesie i polu, gdzie pracowali rolni­cy przy żniwach. Część żołnierzy AK zaczęła uciekać okopami do lasu w kie­runku Sokółki i Bogusz. Pojawił się wóz opancerzony - tankietka sowiecka, która zaatakowała z broni maszynowej wycofujących się żołnierzy AK. W wyniku tych ostrzeliwań została zabita mieszkanka wsi Kraśniany - Ste­fania Kunda. Z rozproszonych i uciekających w kierunku Bogusz, 2 żoł­nierzy ukryło się w piwnicy na kolonii w zabudowaniach Michała Wierz­bickiego w odległości 1,5 km od Kraśnian i 2 km od Bogusz. Tam w dobrej kryjówce przetrwali bezpiecznie do jesieni 1945r. Następna grupa 5 żołnie­rzy także wydostała się z okrążenia i przez moje podwórko skierowała się w pobliskie zarośla gęstej olszyny na działce Adama Tochwina, Józefa Rećki i Władysława Kundy. Także pozostała 5-osobowa grupa wyrwała się z kleszcz NKWD i UB i dotarła do wsi Sokolany, gdzie spotkała się ze Sta­nisławem Sańką, który ułatwił przemieszczenie się w bezpieczne miej­sce do zabudowań we wsi Trzcianka gm. Janów.

Po rozbiciu oddziału „Lalusia" i zakończeniu walk, przybył do Kra­śnian kierownik sokolskiego Urzędu Bezpieczeństwa i polecił sołtysowi Antoniemu Tochwinowi wyznaczyć ludzi w celu zakopania zwłok „bandy­tów" zabitych w czasie walki. Sołtys wysłał mnie oraz Józefa Czaplejewicza, Jana Minkowskiego i Michała Miltyka, poszedł z nami również funk­cjonariusz UB Władysław Cz. wraz ze swymi kolegami, by wskazać ciała zamordowanych akowców. Po przybyciu na teren walk, Władysław Cz. wszedł nogami na klatkę piersiową pierwszemu zabitemu 19-letniemu żołnierzowi AK i z uśmiechem zaczął skakać oraz kopać butami po twarzy i uzębieniu, krzycząc po rosyjsku „nu czto ot adwajawał Polszu job twoju mać".

Widząc to bestialstwo jego kolega zawołał do Władysława Cz. - „Wło­dek! Co ten młody człowiek zrobił złego tobie, że ty tak go po śmierci maltre­tujesz". Pomyślałem sobie wtedy, co się stało z tymi rzekomymi Polakami, którzy z tak zimną krwią zabijają rodaków idących z kresów do swojej ojczy­zny. On słysząc słowa kolegi zszedł z ciała zamordowanego i rozkazał nam zakopać we wskazanym miejscu.

Pozostałe ciała, które leżały w pobliżu także zakopano w oddzielnych grobach. Pochowano 10-ciu żołnierzy z oddziału „Lalusia" w 8-miu grobach. W czasie pochówku tylko u trzech zabitych nie stwierdziliśmy obrażeń - bestialskiego znęcania się i prawdpodobnego dobijania jeszcze żyjących żołnierzy Armii Krajowej. Ciała zabitych były tylko w bieliźnie, gdyż odzież i obuwie zostało pozdzierane przez siepaczy NKWD i UB. Nie mieliśmy su­mienia zasypywać piaskiem prawie nagich ciał, więc przykrywaliśmy czym się dało, szczególnie oczy, a jedno całkowicie nagie ciało przykrył swoją własną marynarką Jan Minkowski.

— Po dokonaniu pochówku w tym samym dniu poinformował mnie Jan Tochwin, że w pobliżu wsi w olszynie jest 5 żołnierzy „Lalusia" i proszą o żywność oraz wymianę wojskowych ubrań na cywilne, co zostało dokonane. Należy wspomnieć, że 20 grudnia 1945r. w czasie aresztowania mego brata Stanisława Czarnowicza, mundur wojskowy z wymiany, który leżał w mieszkaniu został zabrany przez funkcjonariusza UB Zbigniewa Ż. Ponie­waż wieś Kraśniany była pod obserwacją Urzędu Bezpieczeństwa, nie można było dokonać przerzutu 5 żołnierzy przebywających w pobliskiej olszynie.

Na drugi dzień po bitwie, do Kraśnian przybył Stanisław Biziuk ps. „Sokół" d-ca plutonu AK w Sokółce wraz z 5-cio osobową grupą żołnierzy, która połączyła się z drużyną AK w Kraśnianach. Następnie udali się do zabudowań Wacława Bałdowskiego i zabrali rannych żołnierzy „Lalusia", przewożąc furmankami za rzekę Sokołdę do wsi Sierbowce. Tam ranni zosta­li przejęci przez inną grupę Armii Krajowej dowodzoną przez st. sierż. Józefa Repko ps. „Brzoza" i ulokowani w bezpiecznym miejscu. 

UB w dalszym ciągu obserwował groby, chcąc zidentyfikować osoby tam przychodzące. Jednak chodziliśmy tam, ale dla zmylenia czujności wypędzaliśmy w pobliżu krowy i tym sposobem odwiedzaliśmy groby, wokół których znajdowaliśmy różne akcesoria zamordowanych akowców. Do dziś przechowuję jak relikwię znalezione obok martwych partyzantów dowody bestialstwa UB i NKWD: porozrywane na kawałki różańce, podar­te książeczki do nabożeństwa, a także grzebień aluminiowy wykonany wła­snoręcznie oraz guzik oberwany z munduru. Po kilkumiesięcznym okresie zostały przygotowane krzyże dębowe wykonane przez stolarza Józefa Miltyka z Kraśnian i ustawione na mogiłach akowców. Na jednym z krzyży umieszczono tabliczkę z napisem - „3 VIII 1945r. Pomścimy Koledzy!". Według miarodajnej informacji w kilka dni po bitwie zostało ujętych przez UB jeszcze 5 żołnierzy AK, których prawdopodobnie zamordowano i pochowano na terenie UB w Sokółce. W dniu 20 grudnia 1945r. następują masowe aresztowania członków Armii Krajowej. We wsi Kraśniany aresztowano mego brata Stanisława Czarnowicza, Henryka Repuchę, Władysława Czaplejewicza, Wacława Bałdowskiego, Wacława Jurczewskiego. Jurczewskiego oraz Franciszka Chmielewskiego, którego to zamordowano w Białymstoku. W czasie tortur i przesłuchań przez despotycznych funkcjonariuszy UB niektórzy zatrzymani sprzeniewierzyli się i zdradzali, co pociągnęło za sobą dalsze represje. Dowiedział się Urząd Bezpieczeństwa między innymi, że u Wacława Bałdowskiego ukryci byli ranni żołnierze, że Maria Czaplejewicz i jej siostra Stanisłwa dostarczały żywność dla żołnierzy „Lalusia". W dniu 3 lutego 1946r. zostałem także i ja aresztowany przez UB i skazany na 5 lat, a po 5-miesięcznym pobycie w białostockim więzieniu na mocy ustawy amnestyjnej zwolniono mnie. Natomiast w dniu 13 maja 1946r. w bestialski sposób zostały zamordowane siostry z Kraśnian, które dostarczały żywność żołnierzom „Lalusia" z Wileńszczyzny. Jedna z nich otrzymała 18 ran kłutych bagnetem sowieckim, a druga posiadała 23 rany kłute. Ciała zostały podrzucone pod ścianę stodoły i przykryte grubą warstwą kartofliska. Cały ich majątek osobisty i domowy został skonfiskowany. Zawiadomiono o tym potwornym mordzie UB w Sokółce, ale nikt na to nie zareagował. Te tragiczne wydarzenia pod Kraśnianami utkwiły na długie lata w naszej świadomości i są dla Polaków ważną lekcją historii o totalitaryzmie. Również pozostał wielki balast obciążający PRL i sumienia sługusów o zbydlęconych duszach, którzy brali udział i byli uwikłani w te dramatyczne działania."

relacja pochodzi z książki  T. Gajdzis - "Ziemia zroszona łzami. Sokółka - moje rodzinne miasto 1939-1947"

2.
Na przedpolu wsi z rodzeństwem kosił żyto i widział jak od strony lasu odległego o około 1 km po walce wędruje młody chłopak bez broni. Zatrzymany przez soviecki patrol po wylegitymowaniu zostaje zastrzelony. Był to Wacław Jakubowski „Karaś” lat 19. Po pewnym czasie grzybiarze, Wacław Czaplejewicz z kolegami, znajdują w tej części lasu soviecki automat z amunicją PPSz. Być może była to broń w/w.

 

Władysław Czaplejewicz – ze wspomnień funkcjonariusza UB

W latach 1945-1947 bandy rozbiły w powiecie sokólskim prawie wszystkie posterunki MO, mordując wielu milicjantów. Od ich kul zginęło także wielu członków partii i ludzi popierających władzę ludu. Działało wówczas w naszym powiecie kilkanaście band. Jednak siła była po naszej stronie. Zadawaliśmy im coraz boleśniejsze ciosy. Pamiętam, jak w lesie pod Kraśnianami udało się nam okrążyć bandę „Lałusia". Doszło tam do kilkugodzinnej walki. Nasze brawurowe natarcie zadało tej bandzie ostateczny cios. Prawie trzydziestu opryszków zginęło od naszych kuł, a siedemnastu wpadło w nasze ręce. Podobny los spotkał i inne bandy. Ale za zaprowadzenie spokoju w ówczesnym powiecie sokolskim, za umocnienie tam władzy ludu trzeba było zapłacić bardzo wysoką cenę..."

zamieścił T. Gajdzis - "Ziemia zroszona łzami. Sokółka - moje rodzinne miasto 1939-1947" jako wspomnienie pochodzące z książki oprawcy UB - Omiljanowicza.

 

Roman Chirkowski - pchor., uczestnik bitwy - strzępy wspomnień po 58 latach

... Doszło do tego, że już nie mieliśmy miejsca w Grodnie. Zbyt byliśmy widoczni i zbyt niezależni -

 od lewej: Mieczysław Górewicz "Czeński", Jan Jung "Korkociąg" oraz Roman Chirkowski "Lech II" - AKO Grodno - Prawy Niemen, przewodnicy. 

mogliśmy na siebie zwrócić uwagę. Odszedłem, i znowu do oddziału. W Okręgu Wileńskim otrzymałem przydział na przeprowadzanie resztek oddziałów partyzanckich do Polski. Oddziałów Armii Krajowej, naturalnie. No i tak się znowu zaczęło - 300 km w tę stronę, 300 km z powrotem; dwukrotnie przemierzyłem tę trasę. Od Służan zza Wilna - Lasy Niemenczyńskie tam ... trafiliśmy ... szkoła Malawicze, to jest koło Sokółki. Dowódca oddziału dał rozkaz na odpoczynek. Szkoła była widoczna - jakieś 2 kilometry - zaczęliśmy się rozkładać i raptem, od strony szkoły - to musiał być ciężki karabin maszynowy bo sięgał nas. Daleko pruł, tylko gwizdało. Zostaliśmy ostrzelani ze szkoły. Potem się okazało, że ekipa NKWD i UB-owców czatowała na nauczyciela. 29. lipiec czterdziestego piątego stoczyliśmy ciężki bój, on trwał wiele godzin zanim przebiliśmy się przez szosę białostocką. Naszym kierunkiem była Puszcza Knyszyńska - to na Supraśl, nie udało się, zostaliśmy zdekonspirowani, a w ciągu najbliższej godziny już tankietki siekły po nas aż tylko ... szczęścia dużo mieliśmy. Dotarliśmy do pierwszych ... , do szosy i do krzewów, to już lasy wszędzie dookoła, laski, lasy. Ciężki ostatni bój i okrążenie był pod Kraśnianami. Zostałem okrążony i wzięty do niewoli. Co było dalej, to ciężko opowiadać, nie warto wspominać. ... To jest nie do opisania, nie do przeżycia - w Sokółce ... w Białymstoku też byłem - to nie da się opowiedzieć ...

Wypowiedź spisana z odsłuchu audycji W.Szymańskiego  "Od Grodna do Workuty" zrealizowanej w 2003r. dla Radia Białystok.
W narracji można było wyczuć wiele cięć i łączeń. 
Miejsce zmagań, stan w latach 80-tych i obecny (fot. i lokalizacja na mapie Krzysztof Promiński)
punkt oznaczony na mapie nr 1.
punkt oznaczony na mapie nr 2.
5
5 (3)

Więcej notek tego samego Autora:

=>>