Co naprawdę wydarzyło się w Mukaczewie?

 |  Written by alchymista  |  4
Bojownicy Prawego Sektora pod Mukaczewem przedstawiają swoją wersję wydarzeń z 11 lipca 2015 roku.

Prezentuję własne wolne tłumaczenie materiału przedstawionego na stronie hromadske.tv (http://www.hromadske.tv/politics/mukachivski-biitsi--ps--rozpovili-svoyu...). Mam nadzieję, że telewizja nie będzie miała o to do mnie żalu. Moim celem jest przede wszystkim przekłucie tej bariery informacyjnej, która istnieje w Polsce na tematy ukraińskie. W massmediach (nie tylko mainstreamowych) istnieja w zasadzie trzy dopuszczalne wersje patrzenia na Ukrainę:
1. Ukraińcy to bandyci (ksiądz Isakowicz-Zaleski, środowiska narodowe i chamo-komuna);
2. Ukraińcy to bohaterowie (Tomasz Sakiewicz);
3. Nie wiemy, kto ma rację, bo i Rosjanie, i Ukraińcy szerzą swoją propagandę (ten "pogląd" najbliższy jest generałom Dukaczewskiemu i Czempińskiemu).

Brakuje relacji z pierwszej ręki. Nawet Sakiewicz z jakichś powodów nie chce lub nie potrafi przekazać relacji z pierwszej ręki; prawdę mówiąc przydałoby się ich jak najwięcej, by czytelnik mógł rozważać sprawę na podstawie słów uczestników, a nie na podstawie uogólnionej narracji propagandowej. Prawda jest zawsze bardziej ciekawa.

Relacja Romana Stojki daje szczegółowy wgląd w sytuację wewnętrzną państwa ukraińskiego, w relacje między władzą samorządową, służbą bezpieczeństwa, a organami centralnymi. Dowiadujemy się, jaki jest status oddziałów ochotniczych. Z relacji tej dowiadujemy się, co czeka człowieka, który nieopatrznie wejdzie na obszar zastrzeżony dla innych.

Tłumaczenie jest oczywiście bardzo ułomne i z góry dziękuję za wszelkie uwagi krytyczne.

Jakub  Brodacki

==================================================

Na zasadach anonimowości dziennikarze telewizji Hromadske.tv spotkali się z dwoma bojownikami Prawego Sektora, którzy przyczynili się do zbrojnego konfliktu w Mukaczewie. Konkretnie byli to Roman Stojka dowódca Pierwszego Zakarpackiego Batalionu Ochotniczego Korpusu Ukrainy (Добровольный Український Корпус) Prawego Sektora oraz z jego pomocnikiem i zastępcą Arturem Kerimowem. MSW Ukrainy poszukuje ich obu od 18 sierpnia.

Przypominamy, że podczas strzelaniny w Mukaczewie, dziennikarze telewizji Hromadske pojechali na Zakarpacie, aby zorientować się, od czego rozpoczął się zbrojny konflikt między bojownikami Prawego Sektora a przedstawicielami posła do parlamentu Ukrainy Michajła Łania, jak potoczyły sie sprawy po strzelaninie pod kompleksem sportowym "Antares", oraz aby dowiedzieć się, gdzie przebywają bojownicy Prawego Sektora.

Źródła telewizji Hromadske podają, że część bojowników Prawego Sektora przedostała się do strefy działań wojennych na wschodzie Ukrainy. W kilka dni po opublikowaniu materiału (http://www.hromadske.tv/politics/perestrilka-v-mukachevomu-yak-biitsi---...), do dziennikarzy telwizji Hromadske przyszli mukaczewscy bojownicy Korpusu Ochotniczego Prawego Sektora, którzy mieli bezpośrednie związki ze strzelaniną na Zakarpaciu i poprosili o możliwość przekazania relacji, co stało się w Mukaczewie. Naturalnie telewizja Hromadske była zainteresowana w tym, by stworzyć mozliwość przedstawienia racji wszystkich stron tego bulwersującego wydarzenia, w którym - jak podają źródła oficjalne - zgineło dwóch ludzi, dwunastu zostało rannych, w efekcie czego rozpoczęło się śledztwo kryminalne z podejrzeniem "stworzenia zbrodniczej organizacji oraz udziału w niej" oraz "aktu terrorystycznego, który spowodował śmierć ludzi".

"Mukaczewscy" bojownicy zaprezentowali swoją wersję wydarzeń 11 lipca. Poinformowali, że w rezultacie strzelaniny, Prawy Sektor utracił dwóch bojowników, podczas gdy wcześniej było wiadomo tylko o śmierci Rusłana Ihnatoła (ps. "Puch" Пух) oraz ochroniarza posła Michajła Łania.

Oprócz tego opowiedzieli, jak po dwunastu dniach, które spędzili osaczeni w lesie, podjęli próbę przedostania się na wschód Ukrainy i jak udało im się bez problemu przejechać całą Ukrainę. Roman Stojka zaprzeczył, jakoby jego bojownicy wzięli chłopca z wioski Bobowiszczy jako zakładnika oraz ujawnił, że obecnie ich bliskim grozi niebezpieczeństwo.

Poniżej - rozmowa.

CHRONOLOGIA WYDARZEŃ

Roman Stojka (Роман Стойка): Bezpośrednio do jednego z moich ludzi przyszło powiadomienie od posła do parlamentu Michajła Łania (w świecie kryminalnym ma on pseudonim "Bljuk"), że on bardzo chce się z nami spotkać. Przez pierwszy tydzień ignorowaliśmy wszystkie jego nagabywania. Potem jedna z grup Prawego Sektora zatrzymała jego ludzi w mieście Mukaczewo. [Ta grupa] poniosła częściowe szkody na ciele. W następstwie tego stało się jasne, że musimy pojechać na rozmowy, aby wyjaśnić sytuację która wyglądała dla nas dziwnie* [Нанесли деякі тілесні ушкодження, ну і після того було вирішено нами все ж таки поїхати на переговори, щоб зупинити невідомі нам ситуації]. Zabrałem ze sobą kilku ludzi z grupy "Sonieczko", czyli specjalny pododdział Pierwszego Batalionu Korpusu Ochotniczego Prawego Sektora. Wsiedliśmy do samochodów i pojechaliśmy do Mukaczewa na rozmowy.

Dziennikarz: ilu was było?

RS: Dokładnie nie umiem powiedzieć. Blisko dwudziestu. Pojechaliśmy do Mukaczewa bez żadnych "zamiarów", bez agresji. Po przyjeździe do owego kompleksu "Antares", napotkaliśmy blisko stu ludzi w odzieży sportowej, uzbrojonych w sposób jawny. Wziąłem z sobą swojego pomocnika i zastępcą Artura (Artura Kerimowa) i poszliśmy do środka pomieszczenia. Pozostałych chłopaków poprosiłem, żeby zostali na ulicy. Ogółem my tam byliśmy siedem, może dziesięć minut, nie więcej. Z tego trzy-cztery minuty przeszły na tym, że zaproponowano nam kawę, obszukano nas, sprawdzając czy nie mamy broni. Tam też znajdowało sie kilku ludzi, w tym i Łanio.

Dziennikarz: poszliście tam bez broni?

RS: Tak, bez broni. Nikt [w domyśle: z tych, którzy zostali na zewnątrz] nie wchodził do kompleksu sportowego, moi ludzie pozostali na drodze, koło samochodów. Podczas zaznajamiania się, siedzieliśmy za stołem. Zapytałem, jaka jest przyczyna naszej wizyty tutaj, dlaczego są problemy z Prawym Sektorem, ale nie otrzymałem odpowiedzi. Nie wcześniej, nim rozpoczeła się strzelanina. Od tego momentu pokojowe rozmowy, jak to sie mówi, zostały zerwane. W tym momencie (?) otrzymałem informację [zapewne telefoniczną?] już o stratach, zarówno od swojego podrozdziału, jak i od ludzi Łania. Musiałem zerwać rozmowę. Razem z Arturem pobiegliśmy na ulicę. Gdy wyszliśmy, zobaczyłem już, że jakiś nieznany mi człowiek leży na ziemi, a z jego głowy ciekła krew. Potem zobaczyłem rozbite szkło z naszych samochodów. W tym momencie juz była strzelanina; nie mogłem tylko zrozumieć, co się dzieje, bo wszystko stało się w 2-3 minuty. Do mnie strzelał snajper, który był na dachu, na pewno tak było, na ile jestem kompetentny w takich wątpliwościach.

Wsiedliśmy do samochodów. Nakazałem swoim ludziom rzucić petardę dymową, żeby wyjść stamtąd bez strat, bo strzelano do nas (otwarto ogień). Ruszyliśmy sie. Na pierwszym blokpoście koło stadionu doszło do niewielkiej strzelaniny - tam utraciliśmy jednego człowieka, który natychmiast umarł. Przedarliśmy się przez ten blok. Potem przemieszczaliśmy się przez Czinadijowo, podjąłem decyzję zawrócenia sie w kierunku Użhorodu. Gdy jechaliśmy na Użhorod, gonił nas jakiś samochód. Nie patrzyłem kto to, bo jechałem na czele kolumny, ale z tego samochodu też do nas strzelano. Wjechaliśmy do Mukaczewa.

W Mukaczewie od razu na wjeździe czekał na nas blok-post, obsadzony przez nieznanych ludzi - około stu-dwustu. Otworzyli do nas silny ogień. Potem na trochę ogień wstrzymano. Wyszedł do nas jakiś człowiek po cywilnemu ubrany, nie wiem kim on był, dał mi słuchawkę telefonu. Ja też kazałem ludziom nie strzelać. Dzwonił do mnie pan Szaranicz, który mi oświadczył, że mamy tylko jedno wyjście: albo położyć się i umrzeć, albo podnieść ręce do góry. Odpowiedziałem, że nam trzeba czasu, aby sie zastanowić i zwróciłem telefon. Gdy szedłem do chłopaków, otworzono do nas ogień bez ostrzeżenia. Dałem dyspozycje, aby wyprowadzić ludzi spod ostrzału, zobaczyłem już, że mamy spore straty (оскільки в мене, я бачив, вже багато втрат). Byli u nas ranni i jeden zabity. Rozkazałem ruszać dalej i przerwaliśmy również i ten blok-post. Oczywiście wykorzystywaliśmy naszą własną broń, która znajduje się na uzbrojeniu naszego batalionu. Broń, którą normalnie mam ze sobą, gdy przemieszczam się po terenie Zakarpacie i w ogóle Ukrainy. Dotarliśmy blisko lasu koło wsi Ławki. Tam okazało sie, że nasze samochodu sa uszkodzone i nie możemu przemieszczać się dalej. Nasz lekarz udzielił rannym pomocy medycznej i weszliśmy w las.

Potem, po jakimś czasie, zadzwonił do mnie mój ojciec i powiedział, że chce przyjśc do nas na rozmowy. Zgodziłem się, bo rozmowy trzeba prowadzic zawsze. Byliśmy zdecydowani rozstrzygnąć konflikt pokojowo. Na rozmowy pojawił się mój ojciec. Zobaczyłem posła do parlamentu Wiktora Bałohę i Wołodymira Heleteja (p. o. głowy zakarpackiego oddziału Służby Bezpieczeństwa Ukrainy) na rozmowach. Przedstawiliśmy swoje warunki złożenia broni:
1. ma być zaaresztowany Łanio;
2. ma być zaaresztowany Szaranicz.
Odrzucono nasze warunki. Z miejsca nam powiedzieli, że nie zaaresztują ani jednego, ani drugiego. Po prostu: wychodźcie [z lasu?] - i tyle. Nakazałem nie opuszczać lasu i schowałem rannych; gdzie i jak, tego nie powiem. Na trzeci dzień umarł u mnie człowiek i zakopaliśmy go w lesie.

Dziennikarz: ilu było zabitych w Prawym Sektorze w rezultacie strzelaniny?

RS: dwóch zabitych i pięciu rannych.

Dziennikarz: może pan ujawnić nazwiska tych ludzi?

RS: nie mogę. Jednego straciliśmy od razu, umarł na miejscu. Straciliśmy go blisko pojazdów (?) [транспортних засобів]. To mój przyjaciel Roman Ihnatoł ps. "Puch". Nazwiska drugiego nie ujawnię. Zginął. Pochowaliśmy go z ceremoniałem wojskowym w lesie. Jeśli Bóg da, powrócimy i dokonamy ekshumacji. Powiadomilismy rodzinę, gdzie jest pochowany, co i jak.

W SPRAWIE UZBROJONYCH LUDZI BLISKO KOMPLEKSU SPORTOWEGO "ANTARES"

RS: Myślę, że to była osobista ochrona bandy Michajła Łania. Bo byli na terenie Antaresu i wszyscy mieli broń automatyczną.

JAK ZOSTAŁO ZORGANIZOWANE SPOTKANIE Z POSŁEM DO PARLAMENTU MICHAJŁEM ŁANIO

RS: Zwrócili się z tym do mnie, bo jestem dowódcą batalionu. Pod moją komendą jest 350 ludzi, nie mogę wiedzieć, kto do kogo zadzwonił. Wiem, że do mnie przyszły ze sztabu trzy powiadomienia. Nie mogę teraz dokładnie stwierdzić, musiałbym powrócić do mojego sztabu i zapytać, od kogo to wyszło od samego początku.

Artur Kerimow: To ja bezpośrednio skontaktowałem się z Arturem Paszkuljakiem (asystentem posła Michajła Łanio), ale kto dał mu mój kontakt, tego nie wiem.

Dziennikarz: Jak wam przedstawili powód zaproszenia do posła Łanio?

AK: Powodem były pewne sytuacje konfliktowe. Wiedziałem, że u nas, na Zakarpaciu, stosunki z ludźmi Łanio są naprężone, i z nim konkretnie. Artur [Paszkuljak?] zaproponował spotkanie w sobotę 11 lipca, wyznaczył czas i my, po naradzie, odpowiedzieliśmy: tak, przyjdziemy - było to już po konkretnej agresji wobec grupy naszych.

Zwyczajnie nie byliśmy gotowi do walki, bo gdybysmy byli gotowi, województwo zakarpackie gorzałoby do dzisiaj. Szliśmy na rozmowy. Nu, i zabraliśmy ze sobą broń. Tą, którą daliśmy radę wziąć. Wzieliśmy ze sobą minimum uzbrojenia, BK [karabin snajperski?] i temu podobne.

Dziennikarz: jakie minimum?

AK: Po jednej broni na człowieka.

DLACZEGO NA ROZMOWY POJECHALI Z BRONIĄ

RS: Powszechnie wiadomo, że "Noworosja" wydała listy gończe za wszystkimi dowódcami Korpusu Ochotniczego. Na wszystkich wydano wyrok śmierci. Z tego powodu zdecydowano, że wszyscy dowódcy mają jeździć z ochroną. Nie jeżdżę z ochroną mniejszą, niż 15 ludzi; musi mieć także trochę ciężkiego uzbrojenia [tu padają nazwy: 2-3 РПГ: РПГ-22, РПГ-26, якщо в мене нема в групі одного снайпера, якщо немає 1-2 кулеметів і БК на 5-7 хвилин бою]. Zatem pojechałem tylko ze swoja osobistą ochroną i swoim pomocnikiem, kropka. Zatem nie było przygotowań, bo gdyby były, to pojechałoby 350 bojowników. I uwierzcie, wszyscy z tych 350 są uzbrojeni. Gdybym jechał tam z zamiarem walki, to tam by nie został kamień na kamieniu [то там би трава не росла ще нині]. To nie były działania bojowe, to była wyłącznie samoobrona i wyłącznie wyjście spod obstrzału.

KTO ZACZĄŁ STRZELAĆ PIERWSZY

Dziennikarz: co stało sie na ulicy? Kto pierwszy zaczął strzelać?

RS: Nie mogę stwierdzić. W tej chwili mam trzech ludzi, którzy leczą się w ukryciu, czterech - za kratkami. Dopóki nie pogadam ze wszystkimi, nie mogę dać dokładnej, obiektywnej relacji. Moi chłopcy twierdzą, że to w nas zaczęto strzelać, że pierwsi sprowokowali nas do strzelaniny. Wtedy chłopcy się zaczęli bronić. Jak mówili, gdy tylko znalazłem się w środku [budynku Antaresu?], ze wszystkich stron podjechali funkcjonariusze organów ścigania, już pracował snajper i ustawiali broń ludzie "Bljuka" (Michajła Łanio). To oznacza, że ludzie już walczyli. W nich już strzelano.

Z tej przyczyny z pewnością była to zaplanowana operacja. Ci funkcjonariusze byli bardzo dobrze zorganizowani. Zebrali blisko dwustu ludzi, włączając w to specnaz, ciężkie karabiny maszynowe i BRDM [rodzaj BWP] - to rzecz niespotykana w naszym województwie. Tę operacje przygotowywali tydzień.

Dziennikarz: kto strzelał do ochroniarza Michajła Łanio?

RS: Też nie mogę stwierdzić, dopóki nie przegadam tego ze wszystkimi swoimi chłopakami. Na razie nie mogę snuć żadnych rozważań. Ale znam swoich chłopaków. I powiem wam tak. Wszyscy oni spędzili w działaniach bojowych dwa lata. Wszyscy bywali ranni po tysiąc razy, wszyscy byli w szpitalach. Ale wszyscy oni to wywiad, mają zimną krew i nie tacy skorzy do strzelania [ не такі запальні, зайвий раз стріляти ніхто ні в кого не буде.].

PO PRZECHOWANIU SIĘ W LESIE

Nie będę przedstawiać informacji strategicznej ilu ze mną było w lesie ludzi. Ale w tym czasie przebywałme w lesie blisko dwunastu dni. Pomagali miejscowi mieszkańcy. Przynosili jedzenie, pomagali przechować rannych. Miejscowi nawet proponowali nam, żebyśmy wyszli i schowali sie. Nie chciałem tego robić, by nie narażać zwykłych udzi. Wciągu tych dwunastu dni dwa razy obstrzelał mnie BTR i raz helikopter, byłem narażony na nieznane mi formacje wojskowe.

Dziennikarz: zraniono pana?

RS: tak, lekko mnie zraniono w ścięgno. Praktycznie wszyscy wyszli stamtąd poranieni. Ten czy tamten wyszedł stamtąd z zadrapaniami lub odłamkami. Nikt nie wyszedł z tego cały. Nie wdawaliśmy się w walkę, po prostu uchodziliśmy od ostrzału. Jak rozumiem w massmediach tego nie naświetlano. Strzelali tylko w nas. Dlatego dwunastego dnia zdecydowałem wyjść z lasu.

W SPRAWIE CHŁOPCZYKA-ZAKŁADNIKA Z SIOŁA BOBOWISZCZY

RS: W ciągu tych dwunastu dni sześć razy wychodziłem do różnych wsi, gdzie dawano nam czyste ubranie, gdzie dowiadywaliśmy się, co się dzieje - prości, nieznani ludzie. Nie znam żadnego incydentu z chłopczykiem; dowiedziałem sie o nim dopiero po wyjściu z lasu. Gdybym się o czymś takim wtedy dowiedział, to... zwłoki owego porywacza oddałbym organom ścigania. Tak wam powiem. Bez wątpienia. [Якщо я особисто дізнався би, що такий інцидент був серед моїх бійців, то труп того бійця я би передав правоохоронним органам. Отак я вам скажу. Без погроз.]

W SPRAWIE NEGOCJACJI Z UDZIAŁEM JAROSZA, HELETEJA I BAŁOHY

RS: Mój ojciec-emerytowany wojskowy prowadził te negocjacje z miłości do mnie. Aby pokojowo załatwić sprawę, gotów był do każdego poświęcenia. Wolał rozmowy, choć gotów był do każdego poświęcenia. Być może mój ojciec poprosił posła do parlamentu Wiktora Bałohę, by przyszedł na rozmowy. Jestem mu naprawdę wdzięczny, że tam przyszedł. Przychodził też na spotkanie Dmitro Jarosz, nasz przywódca, on jest dla mnie jak drugi ojciec. Bezprzecznie wierzę mu. Więc gdy porozmawiałem ze swoim przywódcą, jak to mówią, z dwoma swoimi ojcami, gotowy byłem iść na bój dalej.

CZEMU ZAPROSILI DO ROZMÓW SAMEGO WIKTORA BAŁOHĘ

RS: On jest jednym z najbardziej wpływowych ludzi w ogóle na Zakarpaciu. Po drugie, ojciec mógł go poprosić, bo Szaranicz jest jakoś od dawna skonfliktowany z Bałohą, nie wiem jak. I, być może, to spowodowało, że ojciec poszedł do niego i poprosił. Fakt, że poseł do parlamentu ma immunitet, spowodował, że podczas rozmów nie strzelano do nas. Nie rozmawiałem osobiście z WIktorem Iwanowiczem, widziałem go, gdy stał. Rozmawiałem na rozmowach nie z nim, lecz z naczelnikiem SBU Heletejem.

W SPRAWIE ZWIĄZKU WIKTORA BAŁOHY I ZAKARPACKIEGO "PRAWEGO SEKTORA"

Rzeczą wojskowych jest iść i walczyć. To wszystko. Nie jestem ciekaw [tu fragment nie zrozumiały] Wiem, że nasz polityczny przywódca go kupił. Ale nie interesuje mnie to, czy finansował, czy nie finansował. Osobiście wiem, że Bałoha dopomagał pod czas Majdanu. Ale mnie to nie ciekawi.

Dziennikarz: Wg jednej z wersji, Wiktor Bałoha chciał za Pomocą Prawego Sektora postraszyć Michajła Łania w kwestii przemytu i stąd wasza pojawienie się 11 lipca pod kompleksem sportowym...

RS: Jakie związki mają żołnierze z przemytem? I, w ogóle, do jakich finansów? Nie wiem. Spojrzcie na nas i sami dajcie odpowiedź. Jeśli umieramy dobrowolnie, bez żadnych pensji na Donbasie, to co nas może ciekawić? Dla czego my jeździmy na Donbas, jesli nas ciekawi kontrabanda na Zakarpaciu?

W SPRAWIE KONFLIKTU Z KIEROWNIKIEM ZAKARPACKIEJ MILICJI SZARANICZEM

RS: W latach 2014-2015 przechodził bardzo szczelny proces lustracji. Pan Szaranicz podczas zbrodniczego reżymu Janukowycza był naczelnikiem wewnętrznej bezpieki milicji województwa lwowskiego. Z punktu widzenia wszelkich praw a także postulatów Majdanu, on nie ma prawa zajmować tego stanowiska. Zwyczajnie, domagaliśmy sie jego lustracji. Na co Wiktor Miedwiedczuk jego ochronił. Nie rozumiem, czemu Awakow go pozostawił. Często mieliśmy z nim konflikty. Bardzo często. On zwyczajnie prowokował sytuację. Pan Szaranicz zwyczajnie prowadził bezprawną, operacyjno-śledczą działalność przeciw nam. To działo się cały rok i ot, co sie wylało.

O SZLAKU Z LASU DO STREFY ATO

RS: Gdy tylko się zorientowałem, że potem jeden z pomocników Łania stał pomocnikiem Moskala [chodzi o Ukraińca o nazwisku Moskal] i Szaranicza, zawróciliśmy sie, wyszliśmy i przedostali do Kijowa... Nie wiem na ile ta informacja jest dokładna. Naradziłem sie z chłopakami i wyruszyłem tam, gdzie mogę godnie, jak człowiek, umrzeć, do Donbasu - w wojnie przeciw rosyjskiemu najeźdźcy i okupantowi.

Dziennikarz: do strefy ATO?

RS: Tak, do strefy ATO.

Dziennikarz: Jak się wam udało tam przedostać?

RS: Nu, jesteśmy zwiadowcami. A jak nam się udało dwadzieścia pięć razy wejść do Doniecka, w samo środmieście i robić sobie tam fotografie? Niekompetencja struktur przemocy została dowiedziona po raz kolejny.

Dziennikarz: na wjeździe, na blokpostach was nie zatrzymali? Nie byliście na listach podejrzanych?

RS: Były zdjęcia poszukiwanych. Patrzyłem się w oblicza pracowników milicji, usmiechałem i się i jechałem dalej.

Dziennikarz: czy groziliście im bronią?

RS: nie, no co wy! Byłem ubrany po cywilnemu. Wszyscy szukają, sześć tysięcy pracowników milicji rzuconych, prezydent ogłosił nas terrorystami, a jak się tu znalazłem? Tak się znalazłem. Naród ukraiński mi dopomógł. Za to jestem bardzo wdzięczny.

Dziennikarz: jak dopomógł?

RS: Nie mogę wam tego powiedzieć, przepraszam. Może będę jeszcze musiał się wrócić do województwa zakarpackiego, do swoich dzieci, więc przepraszam. A to, że nie jestem zbrodniarzem, dowiodę tutaj. Nie chowam się w piwnicy. Naród Ukrainy mógł mnie wyprawić do Kanady, ale nie jestem w Kanadzie. Mogła mnie zabrać diaspora w Irlandii, bez żadnych pytań. Uwierzcie, nasze przygotowanie daje możliwość przejścia nie jednej granicy na świecie, ale, tym nie mniej, powstanowiłem iść do Donbasu.

Nie tak dawno braliśmy udział w walkach pod Biłokamiańskiem i Starohnatywskiem. Mieliśmy za sobą dwunastodniowy przemarsz. Tak teraz czekamy przełomu. Mnóstwo zadań. Mamy jednego zmarłego z całej grupy, która była w Mukaczewie. To przyjaciel "Bizon". Nie będę mówił jeszcze o jednym. On u kogoś leży.

O BRONI UŻYTEJ PODCZAS STRZELANINY

Dziennikarz: wywoziliście ze sobą broń?

RS: Nie, nie. Swojej broni z batalionu nie mam prawa wywozić, z miejsca dyslokacji.

Dziennikarz: a w sprawie karabinu maszynowego, który zobaczyliśmy na operacyjnym nagraniu - on wasz?

RS: Tak, moich chłopaków.

Dziennikarz: on został na Zakarpaciu?

RS: Oczywiście, na Zakarpaciu, żeby utrzymać ład i porządek. Praktycznie cały oręż Korpusu Ochotniczego jest zdobyczny, kiedyś należał do separatystów. Obecnie - do martwych separatystów. Oczywiście nie chcę jej oddać, nie mam zamiaru i nie będę miał. Bo ona zdobyta w walce. A to wojenne prawo.

O ZAGROŻENIU DLA RODZINY

RS: Przez pośredników, przez podziemie [підпілля] mam kontakt z bliskimi. Pojawiły sie próby organów ścigania i przedstawicieli światka przestępczego... ludzie nie pozwolili, nie dopuścili, żeby im zrobili jakąś krzywdę.

Dziennikarz: były próby?

RS: Były. Wobec praktycznie wszystkich bliskich moich chłopców [Були випадки практично до близьких практично всіх членів групи]. Byli w  domach, robili samowolę.

Dziennikarz: a teraz wasi bliscy są bezpieczni?

RS: Nie. Są w niebezpieczeństwie. Wszyscy się ukrywają.

O KRYMINALNYCH SPRAWACH MILICJI

[w tym miejscu fragment trudny do zrozumienia, byc może rozmówca mówi ironicznie:]

RS: W więzieniu nie siedziałem, bezsprzecznie. Nie wiem dlaczego, bo ostatnio kilka lat przebywam poza domem. Nie mogę dokładnie stwierdzić, co kradłem, mogłem ukraść ikony od nierozumnego człowieka i sprzedać do monastyru. Taką możliwość dopuszczam, ale o niej nie będę mówił.

Odnośnie porywania ludzi, to mogłem porwać albo prokuratora, albo celnika, albo łapownika. Dopuszczam, tak mogło być, ale o tym tez nie będę mówić albo potwierdzać. Torturowanie pracowników milicji mogło być. Dopuszczam.

W SPRAWIE PODEJRZENIA O STWORZENIE ZBRODNICZEJ ORGANIZACJI I AKTÓW TERRORU

RS: W sprawie tego podejrzenia, to państwo, jak to państwo mnie nazwało! Mnie, człowieka "Tryzubu", patriotę, nacjonalistę - terrorystom, to wam odpowiem tak. W ten sposób państwo otrzymało terrorystę. Ot i wszystko.

================

* za poprawkę do tłumaczenia tekstu dziękuję Chatarowi z naszeblogi.pl
5
5 (2)

4 Comments

Obrazek użytkownika Szary Kot

Szary Kot
to owszem relacja "z pierwszej ręki", ale strony zaangażowanej i zainteresowanej własciwą interpretacja wydarzeń. Nikt nie może być sędzią we własnej sprawie.
Oczywiście, warto posłuchać tej relacji, ale z koniecznym w takich sytuacjach filtrem w głowie!
 
 

"Miejcie odwagę... nie tę tchnącą szałem, która na oślep leci bez oręża,
Lecz tę, co sama niezdobytym wałem przeciwne losy stałością zwycięża."
Obrazek użytkownika alchymista

alchymista
Tak, ale jednak jest to najsłabsze ogniwo w całym tym splocie wydarzeń. Faktem jest, że doszło do strzelaniny i faktem jest, że przez dwanaście dni byli tropieni w lesie jak zwierzęta. Następnie faktem jest, że bez wielkich trudności przejechali całą Ukrainę i dotarli na wschód. Czy nie świta nam w głowie jakieś światełko?

Czy nie dziwi nas to, że przez dwanaście dni nie zdołano tych ludzi złapać? Co to właściwie oznacza? Nie zadajesz sobie tego pytania? Rozwiązań jest kilka:
1. bo byli to agenci Kremla, którzy mieli zorganizować prowokację i wywołać szum medialny.
2. bo byli to autentyczni patrioci, ale organy ścigania są tak nieudolne, że nie sa w stanie sobie z nimi poradzić.
3. bo są to autentyczni patrioci, ale dali sie podejść - raz, że wpadli w pułapkę, a dwa - że zrobiono z nich terrorystów w pewnym ogólnym celu - aby zdyskredytować wszystkich weteranów armii ochotniczej, także tych spoza Prawego Sektora (a jest ich więcej).

Ja rozumiem naturalny odruch "praworzadnego Wielkopolanina", żeby być z natury rzeczy po stronie organów ścigania, bo lepiej być po stronie prawa, jakie by to prawo nie było. Problem w tym, że Ukraina to państwo stricte mafijne i pozostające w stadium niedokończonej rewolucji. Odpowiedzi na to co jest a co nie jest zgodne z prawem nie sa proste.
Obrazek użytkownika Szary Kot

Szary Kot
proszszszę!
To nie jest spojrzenie Wielkopolanina (a przy okazji, kto Ci powiedział, że Wielkopolanie zawsze stają po stronie organów ścigania? Po stronie prawa, owszem zazwyczaj, ale policji? ), a historyka, którego kiedyś, jeszcze w dawnych, dobrych czasach uczono krytycznego podejścia do źródeł.
 

"Miejcie odwagę... nie tę tchnącą szałem, która na oślep leci bez oręża,
Lecz tę, co sama niezdobytym wałem przeciwne losy stałością zwycięża."
Obrazek użytkownika alchymista

alchymista
Dziękuję za wyjaśnienia smiley
Moim celem jest prezentacja tych źródeł, bo bez wydawnictw źródłowych nie ma analizy wink Nie ukrywam swojej sympatii do Ukrainy, ale jeśli znajdziesz źródło, które da podstawy do twierdzenia, że w Mukaczewie Prawy Sektor dokonał aktu bandytyzmu, to wezmę to pod uwagę. Biorąc, naturalnie, pod uwagę fakt, że - jak twierdzi wielu blogerów - państwo ukraińskie zwyczajnie nie istnieje, a więc trzeba znaleźć jakiś punkt odniesienia, który pomoże nam ustalić, kto jest po jaśniejszej, a kto po ciemniejszej stronie mocy... wink

Więcej notek tego samego Autora:

=>>