Do wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej francuska prasa konspiracyjna wrogo odnosiła się do Moskwy i komunistów.
Klęska Francji w 1940 roku wywołała gwałtowną dyskusję w początkowo nielicznej francuskiej prasie konspiracyjnej. Ostrej krytyce poddane zostały wszystkie partie polityczne, których „przestarzałe formy zbankrutowały; od skrajnej lewicy do skrajnej lewicy żadna z tych partii nie potrafiła zapewnić Francji jedności, żywotności i ideału, które tak bardzo jej brakowały w chwili upadku”.
W związku z powyższym powszechnie uważano, iż należy po wojnie całkowicie przebudować francuską scenę polityczną. Powszechnie wierzono, iż niezbędne zmiany będą musiały mieć rewolucyjny charakter. „Rewolucja ducha – pisano w „Combat” w 1942 roku – musi być początkiem nowej cywilizacji, radykalną zmianą stosunków społecznych, ekonomicznych i politycznych”. Uznawano, iż w trakcie tej rewolucji nie należało zniszczyć systemu społecznego, ale „ducha, jaki panuje”. „Ze wszystkich problemów, – pisano w „Liberer et Federer w 1943 roku – rewolucja obyczajów politycznych jest na pewno jedną z najważniejszych, najpilniejszych i najtrudniejszych”.
W pierwszym okresie okupacji stosunek francuskiego ruchu oporu do komunistów był jednoznacznie wrogi. Francuska partia komunistyczna – podobnie jak jej odpowiedniki w innych państwach europejskich - nie tylko nie brała udziału w organizującym się ruchu oporu, ale potępiała – zgodnie z nakazem Moskwy – wojnę z Niemcami, określając ją mianem wojny imperialistycznej. Komuniści podjęli nawet próbę wydawania „l’Humanite” za zgodę władz niemieckich. Nic więc dziwnego, iż w ruchu oporu nie żywiono żadnej sympatii do Związku Sowieckiego, który „ w sierpniu 1939 roku umożliwił rozpętanie agresji niemieckiej, potem zadał cios w plecy bohaterskiej Polsce, zawładnął zbrodniczo Estonią, Łotwą. Litwą i ogołocił Finlandię”.
Zdecydowana większość prasy konspiracyjnej uważała, iż „propaganda nazistowska i komunistyczna podkopywały ręka w rękę morale naszego kraju. W dyrektywach dawanych Niemcom za granicą można znaleźć całkowitą zbieżność ze wskazówkami, jakie otrzymywali agenci Moskwy. Zalecano im rozpowszechnianie antymilitaryzmu, podkopywanie zasady autorytetu i dyscypliny, prowadzenie kampanii oszczerstw na tych, którzy piastują władzę, jakiejkolwiek by byli przynależności politycznej”.
Z niespotykanym później rozsądkiem dowodzono, iż „nie możemy być bardziej pobłażliwi dla totalitaryzmu bolszewickiego aniżeli dla totalitaryzmu nazistowskiego. Są to bracia i do obydwu jesteśmy wrogo ustosunkowani”. Krytykowano jednocześnie „durni, którzy nazywają politykę Moskwy „uniwersalnym socjalizmem” i oczekują od Stalina chleba, pokoju, wolności i wielu innych rzeczy”.
Równocześnie z nieufnością do Kremla, podkreślano rolę, jaką Francja winna odegrać w tworzeniu powojennej Europy. Wskazywano, iż „Francja jest potrzebna światu, albowiem uosabia cywilizację chrześcijańską”, a największym wkładem Francji „nie będzie zwycięstwo broni, lecz idei”.
Po zakończeniu wojny Francja „nie powinna ograniczyć się do leczenia własnych ran, gdyż rany świata mają wspólną przyczynę. Francja będzie mogła zagoić własne rany, ale bez pomocy innych narodów nie zdoła uniknąć powtórnego upadku, zapobiec złu, które ją ponownie dotknie, jeżeli będzie tylko wielkim, lecz samotnym narodem”.
Walka wielu narodów europejskich z okupantem niemieckim miała stać się zdaniem wielu francuskich publicystów podstawą stworzenia po wojnie federacji europejskiej. „Europejski ruch oporu – pisano w „Combat” w 1943 roku – odbuduje Europę. Europę wolną wolnych obywateli, bo wszyscy poznaliśmy niewolę. Europę politycznie i ekonomicznie zjednoczoną, bo zapłaciliśmy cenę niezgody. Europę uzbrojoną, bo zapłaciliśmy okup za jej słabość”. Kształt powojennej Europy nie miał zostać ustalony przez dyplomatów „na zielonym suknie”, lecz w wyniku decyzji obywateli „Europy cierpiącej, która budzi się o świcie w trwodze, podziemnej Europie partyzantów i fałszywych papierów, w Europie skrwawionej, która odpiera ciosy ciosami. Tam jest nasze bohaterstwo. Tam jest nasza przyszłość.”
Idea zjednoczonej Europy oparta była na „wolnej politycznie i gospodarczo konfederacji, w której państwa duże i małe traktowane będą jednakowo, jak w konfederacji helweckiej”. Jest rzeczą charakterystyczną, iż na łamach wielu konspiracyjnych czasopism postulowano, aby to zjednoczenie kontynentu zostało dokonane nie na podstawie politycznej i gospodarczej, lecz przede wszystkim na bazie kultury. W przeciwnym razie nikt nie będzie czuł się za nie odpowiedzialny, co spowoduje „pojawienie się znowu wszelkiego rodzaju ciasnych nacjonalizmów, imperializmów i faszyzmów zasklepionych we wzajemnej wrogości i konkurencji”.
W pierwszym okresie okupacji na łamach prasy konspiracyjnej pojawiały się wzmianki na temat prześladowań oraz bohaterskiej postawy Polaków wobec niemieckiego okupanta. Jednak obok wyrazów sympatii w stosunku do postawy Polaków nie brakowało też krytyki polityki ministra Becka. „Nazajutrz po Monachium – napisano w „Verites” – Niemcy zamierzali już przedłożyć Polsce ultimatum, obsypując jednocześnie Becka kwiatami. Dzisiaj Beck i Polska doświadczają dobrodziejstw kolaboracji”.
Te obrzydliwe słowa ukazały się w czasopiśmie kapitana Henri Frenay’a, jednego z pierwszych organizatorów i szefów ruchu oporu, trzeźwo oceniającego politykę sowiecką, zwolennika zjednoczenia Europy. Grupa skupiona wokół Frenay’a składała się z sympatyków ruchu chrześcijańsko-demokratycznego, wydawała później znane pismo „Combat” („Walka”).
Wybuch wojny sowiecko-niemieckiej doprowadził wkrótce do zmiany stosunku francuskiej prasy konspiracyjnej do Moskwy i komunistów.
Nawet przed czerwcem 1941 roku przywódca „Wolnej Francji” wystrzegał się atakowania polityki Kremla. Nie uchroniło go to jednak przed ostrą krytykom ze strony Moskwy, o czym wspominał w swych pamiętnikach: „Podczas gdy radio moskiewskie pomstowało bez przerwy przeciwko „imperialistom angielskim” i „ich gaullistowskim najemnikom” do chwili kiedy czołgi niemieckie przekraczały granicę rosyjską, dosłownie godzinę później na falach z Moskwy usłyszało się potok pochwał dla Churchilla i de Gaulle’a”.
Na jesieni 1941 roku dotychczasowy poseł sowiecki przy rządzie w Vichy został akredytowany jako przedstawiciel Moskwy przy Komitecie „Wolnej Francji” w Londynie.
W styczniu 1942 roku w przemówieniu radiowym de Gaulle oświadczył, że przymierze francusko-sowieckie stało się koniecznością, „dlatego walcząca Francja złączy swój odradzający się wysiłek z wysiłkiem Związku Sowieckiego. (…) Francja walcząca dowiedzie, że mimo swego chwilowego nieszczęścia jest naturalnym sprzymierzeńcem Rosji Sowieckiej”.
Przywódca „Wolnej Francji”, uwikłany w permanentny konflikt z Rooseveltem i Churchillem, chciał „widzieć w Związku Sowieckim jedynego – jak pisze znakomity francuski historyk Henri Michel – potężnego sprzymierzeńca, którego zsyła mu niebo”. W czasie kolejnego kryzysu w stosunkach z Anglosasami latem 1942 roku „zapytał Bogomołowa, czy w wypadku zerwania z Anglikami, ZSRS zgodzi się na przyjęcie jego i jego armii”.
Te poglądy de Gaulle’a wpłynęły w sposób zasadniczy na wspomnianą zmianę stosunku francuskiej prasy konspiracyjnej do polityki Moskwy.
Do wyjątków należały głosy, iż „przymierze Związku Sowieckiego z Anglią i „Wolną Francją”, znaczenie udziału w wojnie z Niemcami i w konsekwencji wpływ, jaki Związek Sowiecki będzie miał na ustalenie przyszłego pokoju stanowią w oczach wielu Francuzów największe niebezpieczeństwo dla przyszłości Francji i Europy. Obecność we Francji aktywnej partii komunistycznej, silniejszej niż w innych krajach i cieszącej się dzisiaj nowym prestiżem wydaje się nam zwiększać to niebezpieczeństwo”.
Wraz ze zmianą stosunku do Moskwy zmienił się także stosunek do sprawy polskiej. Europa Środkowa, w tym Polska stały się ofiarą „przyjaźni” francusko-sowieckiej.
CDN
ilustracja z: http://gallica.bnf.fr/ark:/12148/bpt6k874500z/f1.highres
Hun
Klęska Francji w 1940 roku wywołała gwałtowną dyskusję w początkowo nielicznej francuskiej prasie konspiracyjnej. Ostrej krytyce poddane zostały wszystkie partie polityczne, których „przestarzałe formy zbankrutowały; od skrajnej lewicy do skrajnej lewicy żadna z tych partii nie potrafiła zapewnić Francji jedności, żywotności i ideału, które tak bardzo jej brakowały w chwili upadku”.
W związku z powyższym powszechnie uważano, iż należy po wojnie całkowicie przebudować francuską scenę polityczną. Powszechnie wierzono, iż niezbędne zmiany będą musiały mieć rewolucyjny charakter. „Rewolucja ducha – pisano w „Combat” w 1942 roku – musi być początkiem nowej cywilizacji, radykalną zmianą stosunków społecznych, ekonomicznych i politycznych”. Uznawano, iż w trakcie tej rewolucji nie należało zniszczyć systemu społecznego, ale „ducha, jaki panuje”. „Ze wszystkich problemów, – pisano w „Liberer et Federer w 1943 roku – rewolucja obyczajów politycznych jest na pewno jedną z najważniejszych, najpilniejszych i najtrudniejszych”.
W pierwszym okresie okupacji stosunek francuskiego ruchu oporu do komunistów był jednoznacznie wrogi. Francuska partia komunistyczna – podobnie jak jej odpowiedniki w innych państwach europejskich - nie tylko nie brała udziału w organizującym się ruchu oporu, ale potępiała – zgodnie z nakazem Moskwy – wojnę z Niemcami, określając ją mianem wojny imperialistycznej. Komuniści podjęli nawet próbę wydawania „l’Humanite” za zgodę władz niemieckich. Nic więc dziwnego, iż w ruchu oporu nie żywiono żadnej sympatii do Związku Sowieckiego, który „ w sierpniu 1939 roku umożliwił rozpętanie agresji niemieckiej, potem zadał cios w plecy bohaterskiej Polsce, zawładnął zbrodniczo Estonią, Łotwą. Litwą i ogołocił Finlandię”.
Zdecydowana większość prasy konspiracyjnej uważała, iż „propaganda nazistowska i komunistyczna podkopywały ręka w rękę morale naszego kraju. W dyrektywach dawanych Niemcom za granicą można znaleźć całkowitą zbieżność ze wskazówkami, jakie otrzymywali agenci Moskwy. Zalecano im rozpowszechnianie antymilitaryzmu, podkopywanie zasady autorytetu i dyscypliny, prowadzenie kampanii oszczerstw na tych, którzy piastują władzę, jakiejkolwiek by byli przynależności politycznej”.
Z niespotykanym później rozsądkiem dowodzono, iż „nie możemy być bardziej pobłażliwi dla totalitaryzmu bolszewickiego aniżeli dla totalitaryzmu nazistowskiego. Są to bracia i do obydwu jesteśmy wrogo ustosunkowani”. Krytykowano jednocześnie „durni, którzy nazywają politykę Moskwy „uniwersalnym socjalizmem” i oczekują od Stalina chleba, pokoju, wolności i wielu innych rzeczy”.
Równocześnie z nieufnością do Kremla, podkreślano rolę, jaką Francja winna odegrać w tworzeniu powojennej Europy. Wskazywano, iż „Francja jest potrzebna światu, albowiem uosabia cywilizację chrześcijańską”, a największym wkładem Francji „nie będzie zwycięstwo broni, lecz idei”.
Po zakończeniu wojny Francja „nie powinna ograniczyć się do leczenia własnych ran, gdyż rany świata mają wspólną przyczynę. Francja będzie mogła zagoić własne rany, ale bez pomocy innych narodów nie zdoła uniknąć powtórnego upadku, zapobiec złu, które ją ponownie dotknie, jeżeli będzie tylko wielkim, lecz samotnym narodem”.
Walka wielu narodów europejskich z okupantem niemieckim miała stać się zdaniem wielu francuskich publicystów podstawą stworzenia po wojnie federacji europejskiej. „Europejski ruch oporu – pisano w „Combat” w 1943 roku – odbuduje Europę. Europę wolną wolnych obywateli, bo wszyscy poznaliśmy niewolę. Europę politycznie i ekonomicznie zjednoczoną, bo zapłaciliśmy cenę niezgody. Europę uzbrojoną, bo zapłaciliśmy okup za jej słabość”. Kształt powojennej Europy nie miał zostać ustalony przez dyplomatów „na zielonym suknie”, lecz w wyniku decyzji obywateli „Europy cierpiącej, która budzi się o świcie w trwodze, podziemnej Europie partyzantów i fałszywych papierów, w Europie skrwawionej, która odpiera ciosy ciosami. Tam jest nasze bohaterstwo. Tam jest nasza przyszłość.”
Idea zjednoczonej Europy oparta była na „wolnej politycznie i gospodarczo konfederacji, w której państwa duże i małe traktowane będą jednakowo, jak w konfederacji helweckiej”. Jest rzeczą charakterystyczną, iż na łamach wielu konspiracyjnych czasopism postulowano, aby to zjednoczenie kontynentu zostało dokonane nie na podstawie politycznej i gospodarczej, lecz przede wszystkim na bazie kultury. W przeciwnym razie nikt nie będzie czuł się za nie odpowiedzialny, co spowoduje „pojawienie się znowu wszelkiego rodzaju ciasnych nacjonalizmów, imperializmów i faszyzmów zasklepionych we wzajemnej wrogości i konkurencji”.
W pierwszym okresie okupacji na łamach prasy konspiracyjnej pojawiały się wzmianki na temat prześladowań oraz bohaterskiej postawy Polaków wobec niemieckiego okupanta. Jednak obok wyrazów sympatii w stosunku do postawy Polaków nie brakowało też krytyki polityki ministra Becka. „Nazajutrz po Monachium – napisano w „Verites” – Niemcy zamierzali już przedłożyć Polsce ultimatum, obsypując jednocześnie Becka kwiatami. Dzisiaj Beck i Polska doświadczają dobrodziejstw kolaboracji”.
Te obrzydliwe słowa ukazały się w czasopiśmie kapitana Henri Frenay’a, jednego z pierwszych organizatorów i szefów ruchu oporu, trzeźwo oceniającego politykę sowiecką, zwolennika zjednoczenia Europy. Grupa skupiona wokół Frenay’a składała się z sympatyków ruchu chrześcijańsko-demokratycznego, wydawała później znane pismo „Combat” („Walka”).
Wybuch wojny sowiecko-niemieckiej doprowadził wkrótce do zmiany stosunku francuskiej prasy konspiracyjnej do Moskwy i komunistów.
Nawet przed czerwcem 1941 roku przywódca „Wolnej Francji” wystrzegał się atakowania polityki Kremla. Nie uchroniło go to jednak przed ostrą krytykom ze strony Moskwy, o czym wspominał w swych pamiętnikach: „Podczas gdy radio moskiewskie pomstowało bez przerwy przeciwko „imperialistom angielskim” i „ich gaullistowskim najemnikom” do chwili kiedy czołgi niemieckie przekraczały granicę rosyjską, dosłownie godzinę później na falach z Moskwy usłyszało się potok pochwał dla Churchilla i de Gaulle’a”.
Na jesieni 1941 roku dotychczasowy poseł sowiecki przy rządzie w Vichy został akredytowany jako przedstawiciel Moskwy przy Komitecie „Wolnej Francji” w Londynie.
W styczniu 1942 roku w przemówieniu radiowym de Gaulle oświadczył, że przymierze francusko-sowieckie stało się koniecznością, „dlatego walcząca Francja złączy swój odradzający się wysiłek z wysiłkiem Związku Sowieckiego. (…) Francja walcząca dowiedzie, że mimo swego chwilowego nieszczęścia jest naturalnym sprzymierzeńcem Rosji Sowieckiej”.
Przywódca „Wolnej Francji”, uwikłany w permanentny konflikt z Rooseveltem i Churchillem, chciał „widzieć w Związku Sowieckim jedynego – jak pisze znakomity francuski historyk Henri Michel – potężnego sprzymierzeńca, którego zsyła mu niebo”. W czasie kolejnego kryzysu w stosunkach z Anglosasami latem 1942 roku „zapytał Bogomołowa, czy w wypadku zerwania z Anglikami, ZSRS zgodzi się na przyjęcie jego i jego armii”.
Te poglądy de Gaulle’a wpłynęły w sposób zasadniczy na wspomnianą zmianę stosunku francuskiej prasy konspiracyjnej do polityki Moskwy.
Do wyjątków należały głosy, iż „przymierze Związku Sowieckiego z Anglią i „Wolną Francją”, znaczenie udziału w wojnie z Niemcami i w konsekwencji wpływ, jaki Związek Sowiecki będzie miał na ustalenie przyszłego pokoju stanowią w oczach wielu Francuzów największe niebezpieczeństwo dla przyszłości Francji i Europy. Obecność we Francji aktywnej partii komunistycznej, silniejszej niż w innych krajach i cieszącej się dzisiaj nowym prestiżem wydaje się nam zwiększać to niebezpieczeństwo”.
Wraz ze zmianą stosunku do Moskwy zmienił się także stosunek do sprawy polskiej. Europa Środkowa, w tym Polska stały się ofiarą „przyjaźni” francusko-sowieckiej.
CDN
ilustracja z: http://gallica.bnf.fr/ark:/12148/bpt6k874500z/f1.highres
Hun
(3)