Do Polski przyjechał unijny rezydent Donald Tusk... przepraszam za literówkę... oczywiście miało być prezydent. Zamiast „białego konia” jest w kraju śnieg, kłopoty na drogach i powszechna konsternacja, bo niemiecki przedstawiciel w Unii przyjechał do naszego kraju, aby zeznawać przed polską prokuraturą... tym razem niezależną od Platformy.
Donalda Tuska na dworcu witali zwolennicy... działacze dogorywającego KOD-u, czciciele „Wyborczej”, wyznawcy lisizmu, niechętni Schetynie platformersi oraz ludzie kultury alternatywnej i inni uczuleni na Prawo i Sprawiedliwość... generalnie cała polska mizeria. Ale na szczęście z pociągu wysiedli wcześniej inni pasażerowie, przyszło też spore grono przeciwników i oczywiście tłum reporterów... co razem z siłami porządkowymi dało obraz, którego nie musimy się przed Europą wstydzić. Powitania Donalda Tuska wypadło niezwykle okazale i niemiecka prasa spokojnie będzie mogła napisać o tłumach i niesamowitej wprost popularności swojego protegowanego na europejski urząd.
Komentatorzy polityczni szukają uzasadnień i wytłumaczeń - dlaczego akurat pociągiem? Może po prostu dlatego, że na dworcu kolejowym w Warszawie jest specjalny peron dla „platform”, a poza tym pewnie prokuratura nie zwraca kasy za podróż samolotem.
Po oglądnięciu telewizyjnej relacji nasuwa mi się od razu kilka spostrzeżeń. Generalnie niewiele dało się zobaczyć, bo ludzi z kamerami i aparatami fotograficznymi było tylu, że jedni przeszkadzali drugim zasłaniając swoimi aparatami obiektywy kamer innych operatorów.
Wielu ludzi wznosiło w górę czerwone kartki z podobizną Tuska i napisem przystanek... no tyle dało się odczytać, bo resztę zasłaniali swoimi rękami, ale można się było domyślić, że to z ich strony czerwona kartka dla Tuska, a dzisiejsza wizyta w prokuraturze, to tylko jego przystanek na drodze do wymierzenia mu sprawiedliwości.
Donald Tusk zatrzymał się na chwilę w pociągu, zanim pokazał się na peronie. Może rzeczywiście chodziło o budowanie napięcia, jak sądzą niektórzy komentatorzy, ale ja myślę, że mogło być wprost przeciwnie i prezydent Europy musiał po prostu przed wyjściem z pociągu napięcie obniżyć korzystając z toalety (zwłaszcza, że w Pendolino korzystanie z toalety jest podobno w cenie biletu).
W marynarkę, otoczonego ochroniarzami Donalda Tuska wpięto żółtą różę. Można się oczywiście zastanawiać – dlaczego różę i czemu akurat żółtą? Ja myślę, że właśnie dlatego, żeby było czym przykryć jego zeznania w prokuraturze, choć myślę, że okaże się, iż wielu rzeczy o które go spytają nie będzie pamiętał, o innych nie będzie nic wiedział, a jeszcze innymi... po prostu jako premier się nie zajmował. Donald Tusk do Warszawy przyjechał przecież, jak sam powiedział – nie po to, aby się tłumaczyć
Co można napisać więcej? Ja się cieszę, że Donald Tusk ma wzmocnioną ochronę służb, które pilnują jego bezpieczeństwa... bo przecież były premier, czy chce, czy nie chce, to jednak będzie się musiał z wielu swoich czynów wytłumaczyć i myślę, że za niewiele mniej ponieść konsekwencje.