Zgłoszenie przez Warszawę roszczeń do części Spiszu i Orawy zdecydowanie osłabiło propolskie środowiska na Słowacji.
W okresie kryzysu poprzedzającego konferencję w Monachium Niemcy obiecywali Słowakom niepodległość oraz możliwość oparcia się na sile zbrojnej Niemiec. Tiso odrzucił jednak wtedy tę ofertę, wysuwając w rozmowie z Benešem jedynie postulat autonomii. W czasie dalszych rokowań władze w Pradze zażądały jednolitej deklaracji wszystkich partii słowackich w sprawie autonomii, co doprowadziło do zerwania rozmów.
W tej sytuacji słowaccy ludowcy przenieśli dyskusję nad programem autonomii do Żyliny zapraszając do niej także agrariuszy i socjaldemokratów, którzy jednak opowiadali się za dalszym istnieniem centralnych władz Republiki w Pradze.
2 września 1938 roku, a więc szczytowej fazie kryzysu sudeckiego Józef Beck instruował, by „energicznie” zapewnić przywódców słowackich, że Polska żywi wobec Słowaków sympatię. „Jednakowoż w przypadku, gdyby naród słowacki zdecydował się pozostać w państwie czechosłowackim, istnieje – pisał minister z poleceniem przekazania tego ostrzeżenia kierownictwu partii ludackiej – realna możliwość oderwania terytorium południowej Słowacji, zamieszkanego w większości przez Węgrów. Integralność Słowacji może być natomiast zachowana „w ramach unii autonomicznej z Węgrami”.
Życzliwość Warszawy wobec planów Budapesztu przyczyniła się do osłabienia propolskiej frakcji w kierownictwie partii ludackiej. Rząd Rzeczypospolitej z kolei był rozczarowany powściągliwością Słowaków, którzy nie zdecydowali się na ogłoszenie niepodległości. Już pod koniec września 1939 roku poseł Papée donosił z Pragi, że kierownictwo partii ludackiej zadowoli się autonomią dla Słowacji w ramach państwa czechosłowackiego i oddeleguje przedstawicieli do rządu w Pradze. Dnia 29 września Sidor oraz ks. Jozef Tiso złożyli wizytę polskiemu posłowi w Pradze, informując go o żądaniach autonomii. W razie odrzucenia tych żądań przez prezydenta Edvarda Beneša politycy słowaccy gotowi byli ogłosić – i w tej sprawie wręczyli polskiemu dyplomacie tekst specjalnej deklaracji – „niepodległość państwa słowackiego pod gwarancją Polski”.
Ostatecznie ludowcy opracowali własny projekt deklaracji domagającej się autonomii i rządu krajowego. Przedłożyli go rządowi w Pradze, a premier Syrovy zgodził się mianować ks. Tiso premierem rządu krajowego. W dniu 6 października 1938 roku oficjalnie ogłoszono manifest, poparty także przez słowackich narodowców i agrariuszy, w którym wyrażono pragnienie swobodnego kształtowania swojego losu poprzez wprowadzenie autonomii terytorialnej poprzez odpowiednią uchwałę parlamentu w Pradze. Jednocześnie zaprotestowano przeciwko temu, by ktokolwiek decydował o granicach Słowacji bez wiedzy i zgody całego narodu słowackiego.
Po ogłoszeniu manifestu Tiso udał się do Pragi, by odebrać z rąk Syrovego nominację na premiera rządu krajowego. Słowacka Partia Ludowa nie była monolitem i w jej władzach obok zwolenników kontynuowania związku z Czechami (m.in. Jozef Buday, Martin Sokol, Julius Stano), znajdowali się dwaj polonofile ( Karol Sidor i Pavel Carnogurski) oraz kilku germanofilów (Aleksander Mach, Karol Murgas, D’urcansky, Tuka).
Władze w Pradze zgodziły się na utworzenie rządu na Słowacji tym chętniej, że Węgry wysunęły roszczenia terytorialne wobec Słowacji. Powołanie słowackiego rządu krajowego sprawiło, że sprawę węgierską przerzucono na barki Słowaków. Liczono również, iż w obronie Słowacji mogą wystąpić Niemcy, a może także Włochy i Polska, co byłoby niemożliwe, gdyby rokowania prowadził rząd w Pradze.
Dla swoich roszczeń Węgry uzyskały na początku października 1938 roku poparcie Niemiec, które jednak przeciwne były całkowitemu podporządkowaniu Słowacji przez Budapeszt. Niemieckie MSZ uważało, iż najdogodniejsze z punktu widzenia interesów Rzeszy byłoby ogłoszenie Słowacji państwem niepodległym. Państwo takie nie byłoby zdolne do samodzielnej egzystencji, musiało więc oprzeć się na Rzeszy. Dzięki temu Niemcy mogłyby korzystać z nieograniczonych wprost zasobów słowackiego drewna oraz niezupełnie jeszcze zbadanych złóż surowców.
Utworzenie niezależnej Słowacji stwarzało także szansę na odrzucenie polskich i węgierskich pretensji terytorialnych bez zbędnego prowokowania zatargów Berlina z Warszawą i Budapesztem.
Warszawa z życzliwością powitała ustanowienie słowackiej autonomii oraz zadeklarowała, iż Bratysława winna pozostać przy Słowacji, czym zyskano sympatię wśród Słowaków.
Sprawę roszczeń węgierskich przekazano komisji arbitrażowej, która zebrała się na początku listopada 1938 roku w Wiedniu. Wzięli w niej udział Ribbentrop, hrabia Ciano, węgierski szef dyplomacji Kalman Karnya oraz Chvalkovsky reprezentujący Czecho-Słowację. Ostatecznie komisja arbirażowa przyznała Węgrom słowackie tereny z miastami: Nove Zamky, Levice, Rimavska Sobota, Koszyce oraz Użhorod i Mukacevo. Tereny te stanowiły łącznie prawie 12 tysięcy km2 z około milionem mieszkańców. Bratysława pozostała jednak przy Słowacji, która miała – wedle planów niemieckich – stać się ich sojusznikiem.
W obliczu realnej perspektywy zwasalizowania Słowacji przez Rzeszę, polski rząd zażądał od Słowacji poprawek granicznych na Spiszu i Orawie. W porównaniu z węgierskimi terytorialne żądania Warszawy, która przedstawiła je pod adresem Słowacji (formalnie adresatem był rząd w Pradze), były niezwykle ograniczone. Niezależnie od tego, a także od zasadności roszczeń Rzeczypospolitej, wystąpienie z nimi stanowiło potężny cios dla propolsko nastawionej części działaczy słowackich.
Sprawa ta pojawiła się dość niespodziewanie, choć rzecz jasna w Polsce pamiętano, że w 1920 roku Rzeczpospolita musiała się pogodzić nie tylko z utratą Zaolzia, ale również niektórych skrawków na granicy ze Słowacją. Sekretarz Becka wspominał, że dużą rolę odgrywały naciski, jakie wywierały na ministra koła wojskowe.
W każdym razie na konferencji u Becka 11 października 1938 roku zgodzono się, że rozmiar polskich postulatów będzie zależał od tego, z kim Warszawa będzie rozmawiać. „Jeżeli negocjować będziemy ze Słowakami, to postawimy program minimalny. Jeżeli z rządem czeskim – to stanąć musimy na szerszej platformie”. Podkreślano: „Słowaków traktować z całą ostrożnością, aby ich nie zrazić”.
Niedługo później, 14 października, na pierwszej stronie popularnego krakowskiego „Ilustrowanego Kuriera Codziennego” ukazał się artykuł w tej sprawie, prawdopodobnie opublikowany za zgodą lub nawet z inspiracji MSZ, zatytułowany „Co polskie do Polski wrócić powinno”.
Polska zgłosiła pretensje do części Orawy i Spiszu, Czadeckiego oraz kilku innych skrawków, łącznie do 220 km kw. z ok. 4,3 – 4,5 tys. mieszkańców. Były to tereny nie tylko słabo zaludnione, ale przede wszystkim bezwartościowe gospodarczo.
W okresie kryzysu poprzedzającego konferencję w Monachium Niemcy obiecywali Słowakom niepodległość oraz możliwość oparcia się na sile zbrojnej Niemiec. Tiso odrzucił jednak wtedy tę ofertę, wysuwając w rozmowie z Benešem jedynie postulat autonomii. W czasie dalszych rokowań władze w Pradze zażądały jednolitej deklaracji wszystkich partii słowackich w sprawie autonomii, co doprowadziło do zerwania rozmów.
W tej sytuacji słowaccy ludowcy przenieśli dyskusję nad programem autonomii do Żyliny zapraszając do niej także agrariuszy i socjaldemokratów, którzy jednak opowiadali się za dalszym istnieniem centralnych władz Republiki w Pradze.
2 września 1938 roku, a więc szczytowej fazie kryzysu sudeckiego Józef Beck instruował, by „energicznie” zapewnić przywódców słowackich, że Polska żywi wobec Słowaków sympatię. „Jednakowoż w przypadku, gdyby naród słowacki zdecydował się pozostać w państwie czechosłowackim, istnieje – pisał minister z poleceniem przekazania tego ostrzeżenia kierownictwu partii ludackiej – realna możliwość oderwania terytorium południowej Słowacji, zamieszkanego w większości przez Węgrów. Integralność Słowacji może być natomiast zachowana „w ramach unii autonomicznej z Węgrami”.
Życzliwość Warszawy wobec planów Budapesztu przyczyniła się do osłabienia propolskiej frakcji w kierownictwie partii ludackiej. Rząd Rzeczypospolitej z kolei był rozczarowany powściągliwością Słowaków, którzy nie zdecydowali się na ogłoszenie niepodległości. Już pod koniec września 1939 roku poseł Papée donosił z Pragi, że kierownictwo partii ludackiej zadowoli się autonomią dla Słowacji w ramach państwa czechosłowackiego i oddeleguje przedstawicieli do rządu w Pradze. Dnia 29 września Sidor oraz ks. Jozef Tiso złożyli wizytę polskiemu posłowi w Pradze, informując go o żądaniach autonomii. W razie odrzucenia tych żądań przez prezydenta Edvarda Beneša politycy słowaccy gotowi byli ogłosić – i w tej sprawie wręczyli polskiemu dyplomacie tekst specjalnej deklaracji – „niepodległość państwa słowackiego pod gwarancją Polski”.
Ostatecznie ludowcy opracowali własny projekt deklaracji domagającej się autonomii i rządu krajowego. Przedłożyli go rządowi w Pradze, a premier Syrovy zgodził się mianować ks. Tiso premierem rządu krajowego. W dniu 6 października 1938 roku oficjalnie ogłoszono manifest, poparty także przez słowackich narodowców i agrariuszy, w którym wyrażono pragnienie swobodnego kształtowania swojego losu poprzez wprowadzenie autonomii terytorialnej poprzez odpowiednią uchwałę parlamentu w Pradze. Jednocześnie zaprotestowano przeciwko temu, by ktokolwiek decydował o granicach Słowacji bez wiedzy i zgody całego narodu słowackiego.
Po ogłoszeniu manifestu Tiso udał się do Pragi, by odebrać z rąk Syrovego nominację na premiera rządu krajowego. Słowacka Partia Ludowa nie była monolitem i w jej władzach obok zwolenników kontynuowania związku z Czechami (m.in. Jozef Buday, Martin Sokol, Julius Stano), znajdowali się dwaj polonofile ( Karol Sidor i Pavel Carnogurski) oraz kilku germanofilów (Aleksander Mach, Karol Murgas, D’urcansky, Tuka).
Władze w Pradze zgodziły się na utworzenie rządu na Słowacji tym chętniej, że Węgry wysunęły roszczenia terytorialne wobec Słowacji. Powołanie słowackiego rządu krajowego sprawiło, że sprawę węgierską przerzucono na barki Słowaków. Liczono również, iż w obronie Słowacji mogą wystąpić Niemcy, a może także Włochy i Polska, co byłoby niemożliwe, gdyby rokowania prowadził rząd w Pradze.
Dla swoich roszczeń Węgry uzyskały na początku października 1938 roku poparcie Niemiec, które jednak przeciwne były całkowitemu podporządkowaniu Słowacji przez Budapeszt. Niemieckie MSZ uważało, iż najdogodniejsze z punktu widzenia interesów Rzeszy byłoby ogłoszenie Słowacji państwem niepodległym. Państwo takie nie byłoby zdolne do samodzielnej egzystencji, musiało więc oprzeć się na Rzeszy. Dzięki temu Niemcy mogłyby korzystać z nieograniczonych wprost zasobów słowackiego drewna oraz niezupełnie jeszcze zbadanych złóż surowców.
Utworzenie niezależnej Słowacji stwarzało także szansę na odrzucenie polskich i węgierskich pretensji terytorialnych bez zbędnego prowokowania zatargów Berlina z Warszawą i Budapesztem.
Warszawa z życzliwością powitała ustanowienie słowackiej autonomii oraz zadeklarowała, iż Bratysława winna pozostać przy Słowacji, czym zyskano sympatię wśród Słowaków.
Sprawę roszczeń węgierskich przekazano komisji arbitrażowej, która zebrała się na początku listopada 1938 roku w Wiedniu. Wzięli w niej udział Ribbentrop, hrabia Ciano, węgierski szef dyplomacji Kalman Karnya oraz Chvalkovsky reprezentujący Czecho-Słowację. Ostatecznie komisja arbirażowa przyznała Węgrom słowackie tereny z miastami: Nove Zamky, Levice, Rimavska Sobota, Koszyce oraz Użhorod i Mukacevo. Tereny te stanowiły łącznie prawie 12 tysięcy km2 z około milionem mieszkańców. Bratysława pozostała jednak przy Słowacji, która miała – wedle planów niemieckich – stać się ich sojusznikiem.
W obliczu realnej perspektywy zwasalizowania Słowacji przez Rzeszę, polski rząd zażądał od Słowacji poprawek granicznych na Spiszu i Orawie. W porównaniu z węgierskimi terytorialne żądania Warszawy, która przedstawiła je pod adresem Słowacji (formalnie adresatem był rząd w Pradze), były niezwykle ograniczone. Niezależnie od tego, a także od zasadności roszczeń Rzeczypospolitej, wystąpienie z nimi stanowiło potężny cios dla propolsko nastawionej części działaczy słowackich.
Sprawa ta pojawiła się dość niespodziewanie, choć rzecz jasna w Polsce pamiętano, że w 1920 roku Rzeczpospolita musiała się pogodzić nie tylko z utratą Zaolzia, ale również niektórych skrawków na granicy ze Słowacją. Sekretarz Becka wspominał, że dużą rolę odgrywały naciski, jakie wywierały na ministra koła wojskowe.
W każdym razie na konferencji u Becka 11 października 1938 roku zgodzono się, że rozmiar polskich postulatów będzie zależał od tego, z kim Warszawa będzie rozmawiać. „Jeżeli negocjować będziemy ze Słowakami, to postawimy program minimalny. Jeżeli z rządem czeskim – to stanąć musimy na szerszej platformie”. Podkreślano: „Słowaków traktować z całą ostrożnością, aby ich nie zrazić”.
Niedługo później, 14 października, na pierwszej stronie popularnego krakowskiego „Ilustrowanego Kuriera Codziennego” ukazał się artykuł w tej sprawie, prawdopodobnie opublikowany za zgodą lub nawet z inspiracji MSZ, zatytułowany „Co polskie do Polski wrócić powinno”.
Polska zgłosiła pretensje do części Orawy i Spiszu, Czadeckiego oraz kilku innych skrawków, łącznie do 220 km kw. z ok. 4,3 – 4,5 tys. mieszkańców. Były to tereny nie tylko słabo zaludnione, ale przede wszystkim bezwartościowe gospodarczo.
CDN.
(1)