W III Rzeszy najważniejszym zadaniem kobiet było rodzenie dzieci. Jednak w czasie wojny kilkaset tysięcy spośród nich służyło w różnych formacjach, a tysiące wzięło udział w ludobójstwie.
W latach 1939–1945 w szeregi Wehrmachtu przyjęto pół miliona kobiet. Pełniły służbę w jednostkach pomocniczych, bez których machina wojenna szybko by się zatrzymała. Były radiotelegrafistkami, pracownicami łączności, inżynierami, kierowcami ciężarówek, tłumaczkami, kurierkami i sekretarkami.
.
Funkcje pomocnicze w siłach powietrznych pełniło 300 tysięcy kobiet. Zajmowały się przede wszystkim nasłuchem radiowym i obsługą radarów. W drugiej połowie wojny naprawiały również silniki bombowców i myśliwców, stanowiąc od 1943 roku niemal połowę personelu naziemnego Luftwaffe.
Kolejne ćwierć miliona kobiet służyło w ramach Służby Pracy Rzeszy (RAD). Jako funkcjonariuszki obrony powietrznej miały za zadanie kierować ruchem mieszkańców niemieckich miast, którzy każdego dnia masowo uciekali do miejskich schronów.
Służba RAD nie tylko pomagała ludziom znaleźć się w bezpiecznym miejscu, ale i umiejętnie wyłuskiwała z przerażonego nalotem tłumu wszystkich cudzoziemskich robotników oraz „elementy podejrzane rasowo”. Dla tych ludzi miejsca w schronach nie było.
Jednak głównym zadaniem kobiet z RAD była służba w obronie przeciwlotniczej. Nosiły skrzynki z amunicją, stabilizowały działa, a w ostatnich latach wojny w całości odpowiadały za obsługę reflektorów, pozwalających wyłowić z nocnej toni alianckie bombowce.
Podczas II wojny światowej szkołę pomocnic SS dobrowolnie ukończyło 3 tysiące kobiet. Do liczby tej należy dodać 4 tysiące nadzorczyń obozowych (SS-Gefolge) wykształconych w Ravensbrück.
Pomocnice SS, wykształcone w placówkach na terenie Rzeszy były uznawane za ścisłą elitę. Kierowano je do zadań tajnych – ściśle związanych z ludobójstwem. Miały służyć jako pracownice techniczne i administracyjne w obozach koncentracyjnych oraz zagłady. Jechały do Auschwitz, Buchenwaldu, Dachau, Flossenbürga, Natzweiler-Struthof, Mauthausen, Stutthofu, Sachsenhausen, Mittelbau-Dora oraz Neuengamme.
Kandydatek na SS-Gefolge szukano przede wszystkim wśród kobiet zdeklasowanych, dumnych Niemek cierpiących na niedostatek wszystkiego: pieniędzy, prestiżu, ciekawego życia. Kompleks niższości i skryta nienawiść klasowa wobec tych, którym powodziło się lepiej, miały eksplodować w warunkach obozowych z pełną siłą.
Ważną rolę odgrywał w tym procesie mundur, który przemieniał niepewne siebie, stremowane kobiety w dumne nadzorczynie obozowe. Dobrze uszyty uniform dla wielu spośród nich był najlepszym ubraniem, jakie kiedykolwiek na sobie miały. Od tego momentu nikt im nie musiał podpowiadać, jak powinna zachowywać się nosząca go kobieta.
Każda z nich dostawała ładny trzydziesto-czterdziestometrowy lokal na specjalnie wybudowanym osiedlu, tuż za obozową bramą. Zarabiały sto osiemdziesiąt sześć marek i sześćdziesiąt osiem fenigów, co dla większości z nich było znaczną kwotą.
Następnie młode strażniczki trafiały pod opiekę starszych nadzorczyń, które uspakajały je, iż „osobiście w procesie gazowania uczestniczyć nie będziecie, nie bójcie się. Owszem, będziecie pomagać w selekcji, a z czasem być może ją poprowadzicie, ale przede wszystkim odpowiadacie za pracę osadzonych”.
Po przeszkoleniu w Ravensbrück były kierowane do innych obozów, gdzie wykazywały się niezwykłą brutalnością oraz okrucieństwem w stosunku do więźniarek.
Kolejną dobrowolną grupą były funkcjonariuszki Żeńskiej Policji. Kryminalnej (Weibliche Kriminalpolizei, WKP) odpowiedzialne m.in. za wysłanie do obozu w Terezinie kilkunastu tysięcy żydowskich kobiet oraz dzieci. Powierzono im całość zdań deportacyjnych: od sporządzenia list, przez aresztowania, po ostatnią rewizję skazanych na zagładę. Dokonywała się ona już w bydlęcych wagonach i miała na celu grabież wartościowych dóbr.
W celu sprawnej redystrybucji zrabowanych żydowskich majątków w Rzeszy, powstał Urząd do spraw Odzyskiwania Mienia, zajmujący się przede wszystkim nieruchomościami. System działał sprawnie, w sposób perfekcyjnie skoordynowany, wedle z góry ustalonych procedur.
Zaraz po wysiedleniu rodziny do lokalu wkraczała komorniczka z deklaracją majątkową do wypełnienia. Taksatorka odbierała od niej dokument i oceniała wartość pozostawionych rzeczy, a kolejna urzędniczka otrzymywała klucze i zadanie uprzątnięcia mieszkania. Miała jak
najszybciej przygotować je na przyjęcie nowych, aryjskich lokatorów, którzy niejednokrotnie czekali już z bagażami na podwórzu, gotowi w każdej chwili się wprowadzić.
Większość personelu Urzędu do spraw Odzyskiwania Mienia Rzeszy na wszystkich poziomach biurokratycznej machiny stanowiły kobiety. W trzech końcowych latach wojny była to większość sięgająca osiemdziesięciu pięciu procent.
Do służby pielęgniarskiej zgłosiło się około stu tysięcy kobiet zrzeszonych w dziesiątkach nazistowskich organizacji z Narodowosocjalistycznym Związkiem Sióstr na czele.
Większość z nich prawowało we frontowych lazaretach, jednak część z nich otrzymało dodatkowe zadanie: nakaz współpracy z tysiącami pracownic systemu opieki społecznej nad polepszaniem cech gatunkowych narodu niemieckiego.
W przygniatającej większości kobiety ze służby zdrowia stały się „brunatnymi siostrami” zaprzęgniętymi w ludobójcze programy eutanazyjne i bestialskie akcje sterylizacyjne. Gazownie w Grafeneck, ośrodek eutanazyjny w Międzyrzeczu-Obrzycach czy zagłada pacjentów szpitala psychiatrycznego Sonnenstein były dziełem kobiet.
Po wojnie żadna z nich nie została pociągnięta do odpowiedzialności karnej w „demokratycznych” Niemczech.
CDN.
W latach 1939–1945 w szeregi Wehrmachtu przyjęto pół miliona kobiet. Pełniły służbę w jednostkach pomocniczych, bez których machina wojenna szybko by się zatrzymała. Były radiotelegrafistkami, pracownicami łączności, inżynierami, kierowcami ciężarówek, tłumaczkami, kurierkami i sekretarkami.
.
Funkcje pomocnicze w siłach powietrznych pełniło 300 tysięcy kobiet. Zajmowały się przede wszystkim nasłuchem radiowym i obsługą radarów. W drugiej połowie wojny naprawiały również silniki bombowców i myśliwców, stanowiąc od 1943 roku niemal połowę personelu naziemnego Luftwaffe.
Kolejne ćwierć miliona kobiet służyło w ramach Służby Pracy Rzeszy (RAD). Jako funkcjonariuszki obrony powietrznej miały za zadanie kierować ruchem mieszkańców niemieckich miast, którzy każdego dnia masowo uciekali do miejskich schronów.
Służba RAD nie tylko pomagała ludziom znaleźć się w bezpiecznym miejscu, ale i umiejętnie wyłuskiwała z przerażonego nalotem tłumu wszystkich cudzoziemskich robotników oraz „elementy podejrzane rasowo”. Dla tych ludzi miejsca w schronach nie było.
Jednak głównym zadaniem kobiet z RAD była służba w obronie przeciwlotniczej. Nosiły skrzynki z amunicją, stabilizowały działa, a w ostatnich latach wojny w całości odpowiadały za obsługę reflektorów, pozwalających wyłowić z nocnej toni alianckie bombowce.
Podczas II wojny światowej szkołę pomocnic SS dobrowolnie ukończyło 3 tysiące kobiet. Do liczby tej należy dodać 4 tysiące nadzorczyń obozowych (SS-Gefolge) wykształconych w Ravensbrück.
Pomocnice SS, wykształcone w placówkach na terenie Rzeszy były uznawane za ścisłą elitę. Kierowano je do zadań tajnych – ściśle związanych z ludobójstwem. Miały służyć jako pracownice techniczne i administracyjne w obozach koncentracyjnych oraz zagłady. Jechały do Auschwitz, Buchenwaldu, Dachau, Flossenbürga, Natzweiler-Struthof, Mauthausen, Stutthofu, Sachsenhausen, Mittelbau-Dora oraz Neuengamme.
Kandydatek na SS-Gefolge szukano przede wszystkim wśród kobiet zdeklasowanych, dumnych Niemek cierpiących na niedostatek wszystkiego: pieniędzy, prestiżu, ciekawego życia. Kompleks niższości i skryta nienawiść klasowa wobec tych, którym powodziło się lepiej, miały eksplodować w warunkach obozowych z pełną siłą.
Ważną rolę odgrywał w tym procesie mundur, który przemieniał niepewne siebie, stremowane kobiety w dumne nadzorczynie obozowe. Dobrze uszyty uniform dla wielu spośród nich był najlepszym ubraniem, jakie kiedykolwiek na sobie miały. Od tego momentu nikt im nie musiał podpowiadać, jak powinna zachowywać się nosząca go kobieta.
Każda z nich dostawała ładny trzydziesto-czterdziestometrowy lokal na specjalnie wybudowanym osiedlu, tuż za obozową bramą. Zarabiały sto osiemdziesiąt sześć marek i sześćdziesiąt osiem fenigów, co dla większości z nich było znaczną kwotą.
Następnie młode strażniczki trafiały pod opiekę starszych nadzorczyń, które uspakajały je, iż „osobiście w procesie gazowania uczestniczyć nie będziecie, nie bójcie się. Owszem, będziecie pomagać w selekcji, a z czasem być może ją poprowadzicie, ale przede wszystkim odpowiadacie za pracę osadzonych”.
Po przeszkoleniu w Ravensbrück były kierowane do innych obozów, gdzie wykazywały się niezwykłą brutalnością oraz okrucieństwem w stosunku do więźniarek.
Kolejną dobrowolną grupą były funkcjonariuszki Żeńskiej Policji. Kryminalnej (Weibliche Kriminalpolizei, WKP) odpowiedzialne m.in. za wysłanie do obozu w Terezinie kilkunastu tysięcy żydowskich kobiet oraz dzieci. Powierzono im całość zdań deportacyjnych: od sporządzenia list, przez aresztowania, po ostatnią rewizję skazanych na zagładę. Dokonywała się ona już w bydlęcych wagonach i miała na celu grabież wartościowych dóbr.
W celu sprawnej redystrybucji zrabowanych żydowskich majątków w Rzeszy, powstał Urząd do spraw Odzyskiwania Mienia, zajmujący się przede wszystkim nieruchomościami. System działał sprawnie, w sposób perfekcyjnie skoordynowany, wedle z góry ustalonych procedur.
Zaraz po wysiedleniu rodziny do lokalu wkraczała komorniczka z deklaracją majątkową do wypełnienia. Taksatorka odbierała od niej dokument i oceniała wartość pozostawionych rzeczy, a kolejna urzędniczka otrzymywała klucze i zadanie uprzątnięcia mieszkania. Miała jak
najszybciej przygotować je na przyjęcie nowych, aryjskich lokatorów, którzy niejednokrotnie czekali już z bagażami na podwórzu, gotowi w każdej chwili się wprowadzić.
Większość personelu Urzędu do spraw Odzyskiwania Mienia Rzeszy na wszystkich poziomach biurokratycznej machiny stanowiły kobiety. W trzech końcowych latach wojny była to większość sięgająca osiemdziesięciu pięciu procent.
Do służby pielęgniarskiej zgłosiło się około stu tysięcy kobiet zrzeszonych w dziesiątkach nazistowskich organizacji z Narodowosocjalistycznym Związkiem Sióstr na czele.
Większość z nich prawowało we frontowych lazaretach, jednak część z nich otrzymało dodatkowe zadanie: nakaz współpracy z tysiącami pracownic systemu opieki społecznej nad polepszaniem cech gatunkowych narodu niemieckiego.
W przygniatającej większości kobiety ze służby zdrowia stały się „brunatnymi siostrami” zaprzęgniętymi w ludobójcze programy eutanazyjne i bestialskie akcje sterylizacyjne. Gazownie w Grafeneck, ośrodek eutanazyjny w Międzyrzeczu-Obrzycach czy zagłada pacjentów szpitala psychiatrycznego Sonnenstein były dziełem kobiet.
Po wojnie żadna z nich nie została pociągnięta do odpowiedzialności karnej w „demokratycznych” Niemczech.
CDN.
(1)