Do kolejnej dużej fali paniki wojennej doszło w PRL w 1962 roku
O ile latem 1961 roku prawdopodobieństwo przekształcenia się zimnej wojny w gorącą było umiarkowane to inaczej rzecz się miała w pierwszych dniach października 1962 roku, gdy sowieckie okręty w ramach operacji „Anadir” dotarły na Kubę. Na ich pokładzie znajdowały się 164 ładunki jądrowe.
Prezydent John Kennedy w wygłoszonym 22 października przemówieniu zapowiedział, że ich wystrzelenie w jakikolwiek kraj na zachodniej półkuli zostanie uznane za atak ZSRS na Stany Zjednoczone. „Słuchałem tego w nocy w Krakowie—zanotował w dzienniku Zygmunt Mycielski — Mowa była tak ostra i stanowcza, że „pachniało atomówką”.
Następnego dnia we wszystkich większych peerelowskich zakładach kraju odbyły się wiece, podczas których przyjmowano rezolucje solidarności z Kubą.
„Zanotowano - napisano w informacjach Wydziału Organizacyjnego KC PZPR - fakty żywiołowych wystąpień, szczególnie kobiet i młodzieży przeciw polityce USA, która jest brzemienna w niebezpieczeństwo wybuchu wojny”.
Wrogość wobec „imperialistycznej Ameryki” stanowiła jednak margines ówczesnych społecznych postaw i emocji. Dominował w niej strach przed wybuchem nuklearnego konfliktu.
Pierwsze symptomy paniki wystąpiły już 23 października. W niektórych miejscowościach odnotowano „wzmożony wykup artykułów pierwszej potrzeby”. Na Mokotowie w Warszawie sprzedano 2300 kg smalcu, którego zwykle „szło” 500–600 kg. W 104 sklepach tej dzielnicy zabrakło słoniny. Następnego dnia cukru zabrakło cukru w sklepach w Śródmieściu. Ludzie kupowali po 2–3 kg mydła. Na Nowym Świecie dużym popytem cieszyły się futra.
W odpowiedzi na tę falę zakupów 25 października limitowana sprzedaż została wprowadzona w Warszawie, Łodzi i Trójmieście, a następnego dnia na terenie całego kraju. Można było kupić po jednym kilogramie mąki, kaszy, cukru i mięsa oraz po pół kilograma ryżu, makaronu, soli, mydła i wędlin.
26 października partia „rzuciła” do sklepów stolicy 600 aktywistów PZPR „celem wyjaśniania sytuacji rynkowej i politycznej”.
Szczególnie panikarskie nastroje panowały na tzw. Ziemiach Odzyskanych, gdzie znów zaczęto obawiać się powrotu Niemców: „We Wrocławiu wszyscy mówią o wojnie. Jeżeliby taka była to czy mam wracać do domu?”
Wojsko zostało postawione w stan najwyższej gotowości. Grzały się silniki czołgów, rozdano ostrą amunicję. „Wojsko ruskie przyjechało do nas i stoi z nami [...] dziś d-ca Brygady tak powiedział, że będzie wojna tylko nakazał, żeby nigdzie nie mówić...”.
27 października Chruszczow zaproponował wycofanie rakiet. „Ludzie mówią — dzień później zapisała w swoim dzienniku Maria Dąbrowska — „koniec świata odłożony na trzy tygodnie” — i trochę zelżało w sklepach, z których wykupywano już wszystko”.
Sytuacja powoli wróciła jednak do normy.
W latach sześćdziesiątych panika wojenna ogarniała Polaków jeszcze kilka razy. Kilkudniowa przeszła przez kraj podczas wojny sześciodniowej między Izraelem i państwami arabskim w czerwcu 1967 roku. Znów wzrosła sprzedaż mąki, cukru i soli w sklepach w Warszawie, Krakowie i Lublinie.
Podobną reakcję społeczną wywołało wkroczenie do Czechosłowacji nocą z 20 na 21 sierpnia 1968 r. wojsk ZSRS, Polski, Węgier, Bułgarii i NRD, co położyło kres „praskiej wiośnie”. Pierwszą rekcją Polaków na wiadomość o wkroczeniu do Czechosłowacji były kolejki pod sklepami oraz wykupywanie artykułów pierwszej potrzeby — mąki, cukru i soli, a także środków piorących oraz mydła. W niektórych województwach ograniczono sprzedaż produktów do 1 kg na osobę.
Wedle danych Ministerstwa Finansów już 21 sierpnia o 40% wzrosły wypłaty z książeczek oszczędnościowych PKO w stosunku do przeciętnych wypłat z dni poprzednich, wpłaty zmniejszyły się natomiast o 20%. Niektórzy rodzice zabrali dzieci z kolonii.
Panikę w Polsce wywołał również konflikt radziecko-chiński na granicznej rzece Ussuri w 1969 roku. Na brak poczucia bezpieczeństwa związanego z sytuacją międzynarodową i istnienie zagrożenia dla Polski wskazywało w 1969 roku aż 59% respondentów.
Na obniżenie się poziomu strachu wojennego w latach siedemdziesiątych wpłynęła przede wszystkim odwilż w stosunkach międzynarodowych. Także propaganda peerelowska przestała epatować „niemieckim rewanżyzmem” oraz „amerykańskim imperializmem” .
Sprawiło to, iż wybuch w październiku 1973 roku wojny Jom Kippur między koalicją arabską a Izraelem nie doprowadził do wybuchu paniki wojennej. Podobnie zachowali się Polacy na wieść o wkroczeniu w lutym 1979 roku armii chińskiej na terytorium Wietnamu. Jedynie na suwalskiej wsi powtarzano jeszcze przedwojenne „prawdy”, jakoby „żółta rasa miała zalać świat”.
Agresja sowiecka na Afganistan zakończyła okres spokoju. SB odnotowała wzrost „nastrojów ucieczkowych wśród mieszkańców województw zachodnich”. W listach „widać strach, niepokój, lęk”.
Wiosną 1981 roku uwaga koncentrowała się wokół kwestii: „Wejdą? Nie wejdą”, czyli realnego zagrożenia militarną interwencją Związku Sowieckiego.
Jakkolwiek w latach stanu wojennego władze komunistyczne próbowały nadal straszyć Polaków zagrożeniem wojennym (symbolem tych zabiegów stał się w propagandzie Ronald Reagan), dużo bardziej przytłaczająca w latach osiemdziesiątych okazała się jednak sytuacja wewnętrzna. Można powiedzieć, iż objawy paniki neutralizowane były przez bieżące emocje związane ze stanem wojennym i problemami życia codziennego.
Pomimo ostrych napięć w stosunkach międzynarodowych (do 1986 roku) nigdy nie doszło do pojawienia się w Polsce kolejnej fali paniki wojennej. Niewątpliwie wpływ miały na to również inne czynniki; przede wszystkim wchodzenie w dorosłe życie kolejnych pokoleń, które nie doświadczyły grozy drugiej wojny światowej.
Z biegiem lat — zwracała uwagę Anna Pawełczyńska — słabła pamięć o wojennym głodzie i cierpieniach, ludzkiej podłości i zdradzie. Szczegóły dramatycznych wydarzeń i zjawisk odchodziły w zapomnienie.
O ile latem 1961 roku prawdopodobieństwo przekształcenia się zimnej wojny w gorącą było umiarkowane to inaczej rzecz się miała w pierwszych dniach października 1962 roku, gdy sowieckie okręty w ramach operacji „Anadir” dotarły na Kubę. Na ich pokładzie znajdowały się 164 ładunki jądrowe.
Prezydent John Kennedy w wygłoszonym 22 października przemówieniu zapowiedział, że ich wystrzelenie w jakikolwiek kraj na zachodniej półkuli zostanie uznane za atak ZSRS na Stany Zjednoczone. „Słuchałem tego w nocy w Krakowie—zanotował w dzienniku Zygmunt Mycielski — Mowa była tak ostra i stanowcza, że „pachniało atomówką”.
Następnego dnia we wszystkich większych peerelowskich zakładach kraju odbyły się wiece, podczas których przyjmowano rezolucje solidarności z Kubą.
„Zanotowano - napisano w informacjach Wydziału Organizacyjnego KC PZPR - fakty żywiołowych wystąpień, szczególnie kobiet i młodzieży przeciw polityce USA, która jest brzemienna w niebezpieczeństwo wybuchu wojny”.
Wrogość wobec „imperialistycznej Ameryki” stanowiła jednak margines ówczesnych społecznych postaw i emocji. Dominował w niej strach przed wybuchem nuklearnego konfliktu.
Pierwsze symptomy paniki wystąpiły już 23 października. W niektórych miejscowościach odnotowano „wzmożony wykup artykułów pierwszej potrzeby”. Na Mokotowie w Warszawie sprzedano 2300 kg smalcu, którego zwykle „szło” 500–600 kg. W 104 sklepach tej dzielnicy zabrakło słoniny. Następnego dnia cukru zabrakło cukru w sklepach w Śródmieściu. Ludzie kupowali po 2–3 kg mydła. Na Nowym Świecie dużym popytem cieszyły się futra.
W odpowiedzi na tę falę zakupów 25 października limitowana sprzedaż została wprowadzona w Warszawie, Łodzi i Trójmieście, a następnego dnia na terenie całego kraju. Można było kupić po jednym kilogramie mąki, kaszy, cukru i mięsa oraz po pół kilograma ryżu, makaronu, soli, mydła i wędlin.
26 października partia „rzuciła” do sklepów stolicy 600 aktywistów PZPR „celem wyjaśniania sytuacji rynkowej i politycznej”.
Szczególnie panikarskie nastroje panowały na tzw. Ziemiach Odzyskanych, gdzie znów zaczęto obawiać się powrotu Niemców: „We Wrocławiu wszyscy mówią o wojnie. Jeżeliby taka była to czy mam wracać do domu?”
Wojsko zostało postawione w stan najwyższej gotowości. Grzały się silniki czołgów, rozdano ostrą amunicję. „Wojsko ruskie przyjechało do nas i stoi z nami [...] dziś d-ca Brygady tak powiedział, że będzie wojna tylko nakazał, żeby nigdzie nie mówić...”.
27 października Chruszczow zaproponował wycofanie rakiet. „Ludzie mówią — dzień później zapisała w swoim dzienniku Maria Dąbrowska — „koniec świata odłożony na trzy tygodnie” — i trochę zelżało w sklepach, z których wykupywano już wszystko”.
Sytuacja powoli wróciła jednak do normy.
W latach sześćdziesiątych panika wojenna ogarniała Polaków jeszcze kilka razy. Kilkudniowa przeszła przez kraj podczas wojny sześciodniowej między Izraelem i państwami arabskim w czerwcu 1967 roku. Znów wzrosła sprzedaż mąki, cukru i soli w sklepach w Warszawie, Krakowie i Lublinie.
Podobną reakcję społeczną wywołało wkroczenie do Czechosłowacji nocą z 20 na 21 sierpnia 1968 r. wojsk ZSRS, Polski, Węgier, Bułgarii i NRD, co położyło kres „praskiej wiośnie”. Pierwszą rekcją Polaków na wiadomość o wkroczeniu do Czechosłowacji były kolejki pod sklepami oraz wykupywanie artykułów pierwszej potrzeby — mąki, cukru i soli, a także środków piorących oraz mydła. W niektórych województwach ograniczono sprzedaż produktów do 1 kg na osobę.
Wedle danych Ministerstwa Finansów już 21 sierpnia o 40% wzrosły wypłaty z książeczek oszczędnościowych PKO w stosunku do przeciętnych wypłat z dni poprzednich, wpłaty zmniejszyły się natomiast o 20%. Niektórzy rodzice zabrali dzieci z kolonii.
Panikę w Polsce wywołał również konflikt radziecko-chiński na granicznej rzece Ussuri w 1969 roku. Na brak poczucia bezpieczeństwa związanego z sytuacją międzynarodową i istnienie zagrożenia dla Polski wskazywało w 1969 roku aż 59% respondentów.
Na obniżenie się poziomu strachu wojennego w latach siedemdziesiątych wpłynęła przede wszystkim odwilż w stosunkach międzynarodowych. Także propaganda peerelowska przestała epatować „niemieckim rewanżyzmem” oraz „amerykańskim imperializmem” .
Sprawiło to, iż wybuch w październiku 1973 roku wojny Jom Kippur między koalicją arabską a Izraelem nie doprowadził do wybuchu paniki wojennej. Podobnie zachowali się Polacy na wieść o wkroczeniu w lutym 1979 roku armii chińskiej na terytorium Wietnamu. Jedynie na suwalskiej wsi powtarzano jeszcze przedwojenne „prawdy”, jakoby „żółta rasa miała zalać świat”.
Agresja sowiecka na Afganistan zakończyła okres spokoju. SB odnotowała wzrost „nastrojów ucieczkowych wśród mieszkańców województw zachodnich”. W listach „widać strach, niepokój, lęk”.
Wiosną 1981 roku uwaga koncentrowała się wokół kwestii: „Wejdą? Nie wejdą”, czyli realnego zagrożenia militarną interwencją Związku Sowieckiego.
Jakkolwiek w latach stanu wojennego władze komunistyczne próbowały nadal straszyć Polaków zagrożeniem wojennym (symbolem tych zabiegów stał się w propagandzie Ronald Reagan), dużo bardziej przytłaczająca w latach osiemdziesiątych okazała się jednak sytuacja wewnętrzna. Można powiedzieć, iż objawy paniki neutralizowane były przez bieżące emocje związane ze stanem wojennym i problemami życia codziennego.
Pomimo ostrych napięć w stosunkach międzynarodowych (do 1986 roku) nigdy nie doszło do pojawienia się w Polsce kolejnej fali paniki wojennej. Niewątpliwie wpływ miały na to również inne czynniki; przede wszystkim wchodzenie w dorosłe życie kolejnych pokoleń, które nie doświadczyły grozy drugiej wojny światowej.
Z biegiem lat — zwracała uwagę Anna Pawełczyńska — słabła pamięć o wojennym głodzie i cierpieniach, ludzkiej podłości i zdradzie. Szczegóły dramatycznych wydarzeń i zjawisk odchodziły w zapomnienie.
Wybrana literatura:
M. Zaremba – Powojenne paniki wojenne: Polska 1945-1980
T. Leszkowicz – Ludowe Wojsko Polskie w cieniu zimnej wojny
R. Braithwaite Rodric - Armagedon i paranoja. Zimna wojna – nuklearna konfrontacja
D. Jarosz, M. Pasztor - W krzywym zwierciadle. Polityka władz komunistycznych w Polsce w świetle plotek i pogłosek z lat 1949–1956
(1)