Król grozy. Howard Phillips Lovecraft

 |  Written by Max  |  2

Moja osobista przygoda z Lovecraftem zaczęła się pewnego jesiennego, czy też zimowego wieczoru - to wiem, dzień był krótki, a ciemność nadchodziła o tej porze roku szybkimi krokami, gdy zostałem, jako dwunastolatek, sam w domu. Zapuściłem żurawia do biblioteki mojego ojca - nie raz mi się to zdarzało, w szczególności w poszukiwaniu książek zupełnie dla mojego wieku nieodpowiednich.

 

Trafiłem na małą czarno-burą książeczkę, zatytułowaną, wtedy dla mnie, dość enigmatycznie: “Zew Cthulhu”. Wybór opowiadań grozy, nieżyjącego od z górą 50 lat (wtedy) autora.
Przeczytałem pierwsze, tytułowe i poczułem się - dziwnie. Przeczytałem drugie, “Widmo nad Innsmouth”, z konkretnym już strachem. W połowie trzeciego odłożyłem książkę i schowałem się pod kołdrę, z drżeniem czekając na powrót rodziców. Dużo czasu spędziłem pod tą kołdrą. A nie był to pierwszy horror, który czytałem.

Kim był prawdziwy Król Grozy - a pisze te słowa wielbiciel prozy Stephena Kinga - kim był “samotnik z Providence”, tworzący w latach 1920-1930?

„Samotny, niezdolny do nauki z powodu chorób (głównie zmyślonych, gdyż był hipochondrykiem), często myślał o samobójstwie. Podobnie jak matka, cierpiał na poważne nerwowe załamanie (…) Wszystkie te kłopoty stanowiły dla niego źródło wstydu i z pewnością przyczyniły się do tego, iż był bardzo nieśmiały, a w konsekwencji tego przebywał z dala od ludzi.”

[Za - Krzysztof Azarewicz, “Igrając z Zakazanym”, „Wiedza Tajemna”, 2000]

Nigdy nie pracował. Żył ze szczątków rodzinnej fortuny, po nieudanych romansach (właściwie jednym, zresztą zakończonym chwilowym małżeństwem], wylądował w starym domu, z ciotkami i kotami. Ekscentryk o zdecydowanych poglądach, ba, więcej, dziś powiedzielibyśmy - rasista. Zwolennik supremacji białych, ten deseń światopoglądowy. Co, dla jego twórczości najmniejszego znaczenia nie ma. Straszy każdą rasę, obie płcie - o ile, oczywiście, ktoś straszonym być sobie życzy, czytając. A to świetna zabawa, bać się, jak wiemy.

Czym i jak straszył HPL, bo to jest najciekawsze.
Niedopowiedzeniem.
Jest w tym podejściu głęboka znajomość duszy ludzkiej - nazwana groźba jest już odarta z mistyki atawistycznego lęku. Najbardziej boimy się chaosu, zmiany reguł na zupełnie nam nieznane, nielogiczne. Drakula, powstały z trumny, jest już tylko wampirem, a wampiry, jak wiemy: piją krew, mogą zmieniać się w mgłę i nietoperze, są chciwe krwi, przewrotne i okrutne. I wszystko jasne.
U Lovecrafta nic nie jest do końca jasne i dookreślone. Z czasem HPL zbudował swoje własne uniwersum grozy; generalne założenie wygląda tak: tysiące lat temu, setki tysięcy lat temu, eony wcześniej, Ziemię zamieszkiwali “starsi”. Istoty, które - jakkolwiek nie jest to regułą - spoczywają w uśpieniu. Zostały po nich tajemnicze ruiny, groźne artefakty, wciąż żywe kulty. Zasadniczo, nie są i nie były nam wrogie, ale są tak inne, i tak niezrozumiałe, że obcowanie z reliktami starych czasów grozi szaleństwem i śmiercią. W starciu z nimi (czy też w próbie ucieczki) człowiek nie ma szans. A relacje nieszczęśników, którzy bądź to padli ofiarą przypadkowych zdarzeń, bądź zbyt głęboko drążyli pewne tematy i miejsca, brzmią tak jak ta: “geometria wymykająca się ludzkim zmysłom”, budziła niewypowiedzianą grozę”.
I już sam Autor:

“W tym domu w R'lyeh czeka w uśpieniu martwy Cthulhu.
(Ph'nglui mglw'nafh Cthulhu R'lyeh wgah'nagi fhtagn.)”

“To coś miało oczy... i skazę na jednym z nich. Widziałem otchłań, czeluść, piekło wszelkiej ohydy. Skrajny koszmar. Carter, to było Nienazwane!”

“Patrzyliśmy, jak stoją w czerwonawym blasku antarktycznego słońca na drażniącym tle opalizujących chmur lodowego pyłu, i poczęła na nas wpływać bijąca od nich fantastyczna aura. Nie sposób było oprzeć się wrażeniu, że widok ten kryje w sobie niesłychaną tajemnicę, potworną jakąś rewelację - jak gdyby te nagie iglice rodem z sennych koszmarów były pylonami straszliwej bramy wiodącej do sfery zakazanych snów, w której niedosiężne głębie czasu i przestrzeni zlewają się w jedną wielowymiarową bezdeń. Dręczyło mnie przemożne, uporczywe uczucie, że gnieździ się tam zło - że są to góry szaleństwa, które najdalszymi stokami opierają się o krawędź jakiejś przeklętej, ostatecznej otchłani. “

Mała, niedostateczna, a i z tych najmniej “drastycznych” - próbka.
Interpretację owych niedopowiedzeń pozostawia czytelnikowi. Słusznie, z punktu widzenia efektywnego “straszenia”.

Kariery literackiej za swojego życia nie zrobił. Owszem, miał grono wiernych fanów, ale w ówczesnym czasie Horror, jako gatunek, był traktowany niepoważnie i wydawał zazwyczaj w groszowych “straszydłach”, jak “Weird Tales”. Natomiast po jego śmierci, stopniowo, powstał swoisty kult, zarówno pisarza, jak jego wspomnianego uniwersum. Moim zdaniem: całkiem słusznie.

Ostatnia uwaga: HPL nie da się dobrze zekranizować. Jak pokazać nieopisywalne. Jedyna sensowna próba, która się powiodła, to “Color Out of Space”, z Nicolasem Cage’em.
Potencjalnie zainteresowanym, a nie znającym prozy, polecam krótkie - a jedno z najlepszych - opowiadanie: “Muzyka Ericha Zanna”.
I koniecznie w tłumaczeniu pana Macieja Płazy! Albo w oryginale.

I niech Nawiedziciel Mroku nie będzie z Wami!

 
 
5
5 (2)

2 Comments

Obrazek użytkownika Hun

Hun
Zawsze omijałem powieści grozy (horrory, czy jak tam zwał...) i na "Zew" natknąłem się jakoś dopiero na 1 czy 2 roku studiów. I do dziś szanuję. A "niedopowiedzenie"jako środek stylistyczny to cos absolutnie smakowitego...

"...And what do you burn, apart from witches?   - More witches!..."

Więcej notek tego samego Autora:

=>>