W samo południe się zaczęło...

 |  Written by ro  |  4
Choć staram się trzymać z dala od przekaziorów, nie zawsze udaje mi się uniknąć radosnego głosu dziennikarza – czy to Teleekspresu dostępnego dzięki szerokiemu sercu i oknu sąsiada, czy to lokalnej rozgłośni radiowej odbieranej w samochodzie stojącym obok, na światłach.
Dziś jak co roku tego samego dnia zostałem poinformowany, że mamy właśnie Pierwszy Dzień Lata. „Słońce wzeszło o godzinie… zajdzie o godzinie… dzień jest dłuższy od najdłuższego dnia w roku o całą długość”.
Wszystko (no, niezupełnie) może być rzeczą umowną. To kiedy zaczyna się astronomiczne, czy kalendarzowe lato też. Ale na przepiękną, niestety nie żyjącą już Donnę Summer albo nieźle trzymającego się (choć nie tak pięknego) Grzegorza L. niech mi ktoś z poczuciem humoru (choć niekoniecznie) wyjaśni dlaczego u licha początek lata przypada w dniu, kiedy właściwie powinien być obchodzony jego środek?!
Czy dzień zaczyna się w południe, gdy Słońce stoi najwyżej nad horyzontem? Nie, zaczyna się  w chwili, gdy  rozpoczyna swoją wspinaczkę, a kończy, gdy kładzie się spać zmęczone i zniesmaczone tym, co musiało oglądać przez wiele godzin (chyba że akurat Ziemia tu i ówdzie była dla niego zachmurzona).
Czy noc zaczyna się o północy?...
Dlaczego nie można przyjąć, trochę w zgodzie ze zdrowym rozsądkiem, że lato zaczyna się w pierwszym tygodniu maja i trwa do 8 sierpnia, a 22 czerwca przypada jego połowa, gdy słońce wspięło się najwyżej, jak to tylko możliwe i od następnego dnia południowy cień, który do wczoraj był coraz któtszy, zacznie się wydłużać?
Konsekwentnie początek zimy winien następować 6 listopada, a jej środek przypadać tuż przed Bożym Narodzeniem, kiedy „dzień jest krótszy od najkrótszego dnia w roku”?
Wiosna z jesienią też by nic na takim układzie nie straciły: wiosna w lutym? A czemu nie?
Skoro na świętej Hanki chłodne są nie tylko wieczory, ale nawet ranki - to "jesień idzie, nie ma na to rady". 
 
5
5 (1)

4 Comments

Obrazek użytkownika Szary Kot

Szary Kot
może nawet byłabym za Twoją koncepcją podziału na pory roku, ale....  taki kalendarz trzeba by przedstawić naszemu klimatowi. Ciekawe, co on na to???
Że zima może rozpoczynać się 6 listopada, pełna zgoda. Z wiosną byłoby już znacznie gorzej. Wątpię, czy luty da sobie wytłumaczyć, że jest miesiącem wiosennym, a "zimni ogrodnicy", że należą do lata.
Poza tym statystycznie najzimniejszy okres to nie Boże Narodzenie, ale koniec stycznia, a szczyt upałów nie przypada na św. Jana, tylko z reguły na koniec lipca. Nie znam przyczyn, ale empirycznie od wielu lat to sprawdzam ;)))
 
 

"Miejcie odwagę... nie tę tchnącą szałem, która na oślep leci bez oręża,
Lecz tę, co sama niezdobytym wałem przeciwne losy stałością zwycięża."
Obrazek użytkownika ro

ro
Skoro nie ma problemu, gdy pada śnieg w maju (ostatnio chyba dwa lata temu), a w lutym (tego roku na przykład) kwitną kwiaty, a nawet drzewa, zaś już chyba regularnie w grudniu - rzepak...
 
Swego czasu obserwowałem codzienne dane meteo (i nie tylko) zaprzyjaźnionej stacji pomiarowej. Zupełnie inaczej wyglądają średnie miesięczne temperatury w układzie 16 - 15, a inaczej 1 - 30, co zresztą zrozumiałe, ale chodzi mi o tendencję. A ponadto chodziło mi o tzw. lato astronomiczne - wysokość słońca w południe nad horyzontem: 8 sierpnia jest mniej więcej na tej samej wysokości, co 6 maja.

Ale upierać się nie będę, choć zawsze uważałem, że wakacje powinny zaczynać się najpóźniej na Dzień Dziecka.
:-) 
 
Obrazek użytkownika Szary Kot

Szary Kot
 to świetny termin, ale trwać powinny do końca września laugh

Wyobraź sobie, że wyjazdy wakacyjne wolę planować na drugą połowę sierpnia, a nawet poczatek września. Wprawdzie krótszy dzień, a wieczory i noce chłodniejsze, ale..... cieplejsza woda w morzu, statystycznie lepsza pogoda niż np. lipiec, szczególnie w górach, lubię barwy dojrzałego lata, no i mniej ludzi....
 

"Miejcie odwagę... nie tę tchnącą szałem, która na oślep leci bez oręża,
Lecz tę, co sama niezdobytym wałem przeciwne losy stałością zwycięża."
Obrazek użytkownika ro

ro
A ja kocham jesienną szarugę i początki zimy, lubię zawieje i zaspy, ale takie które nie topią się już na drugi dzień, a tylko świeże skrzypią pod butami. 
Najbardziej jednak lubię, gdy po pierwszym przymrozku liście spadają z suchym szelestem na ziemię i trzask pękającego lodu na niewielkich kałużach.
Zresztą u Vivaldiego też najbardziej lubię tonację f-mol.
 

Więcej notek tego samego Autora:

=>>