Wybierani są na 4 lata, mają nas reprezentować, przyjmować akty prawa miejscowego, radni mają dbać o nasze na tym poziomie lokalnym. Jednak niektórzy radni tak dbają o nasze, że można ich spotkać "służbowo" w innych miastach kraju, ba nawet w innych państwach.
Stowarzyszenie Interesu Społecznego WIECZYSTE, uzyskało dane dot. wyjazdów warszawskich radnych z lat 2015-2016. Pani Ewa Malinowska-Grupińska (żona posła PO) jest przewodniczącą rady miasta Warszawa, w tym okresie 4 razy przebywała za granicą za pieniądze miejskie, odwiedziła Paryż, Lublana (Słowenia), Kopenhaga i Berlin. Radny Mariusz Frankowski zaliczył oprócz Berlina także Meksyk, Ewa Masny-Askanas - Paryż i Bratysława, Aleksandra Sheybal-Rostek - Berlin i Krzemieniec Wołyński, Małgorzata Żuber-Zielicz - Berlin i Malmo, Ewa Janczar - Berlin i Maastricht. Jaki jest wspólny mianownik ww. osób - przynależność do Platformy Obywatelskiej. Nie oznacza to, że radni z innych opcji nie jeździli za granicą, ale w przypadku radnych PIS i niezrzeszonych były to pojedyncze wyjazdy (Kopenhaga, Berlin). W delegacjach krajowych już jeździli sami radni PO.
Także radni (Mieszkańców Śródmieścia, PIS, PO, Razem dla Ochoty) z niektórych dzielnic wyjeżdżali za granicę np. z Bemowa do Węgier (na odsłonięcia miejsca pamięci), Ochoty do Ukrainy i Budapesztu na Węgrzech (partnerstwo), Śródmieścia do Budapesztu, ale przyznać trzeba, iż były to zazwyczaj pojedyncze wyjazdy. Jednak radny PO Witold Dzięciołowski wyróżnił się - aż 3 razy bawił z wizytą na Ukrainie. Z kolei Przewodnicząca Rady Ursynowa Teresa Jurczyńska Owczarek (Niezrzeszona, z poparciem PO) co prawda wybrała delegacje krajowe a nie zagraniczne, ale za to aż 7 razy.
Okazuje się, że są dzielnice, których radni nie jeździli ani w zagraniczne ani nawet w krajowe delegacje. Dotyczy to dzielnic prawobrzeżnej Warszawy, Bielan, Żoliborza, Włoch, Ursusa, Wilanowa. A zatem można bez tych wyjazdów.
Czy w następstwie tych delegacji wprowadzono lub wdrożono jakieś interesujące rozwiązanie, Korzystne dla mieszkańców? Nic takiego nie miało miejsca, a przynajmniej nic o tym nie wiadomo. Wszak z reprezentacji, uczestnictwa w posiedzeniach, udziału w seminarium, konferencji naukowej itd zazwyczaj nic nie wynika dla obywateli, poza jednym -koszty pokrywane z pieniędzy podatników