Wtorek od dawna uważany jest w naszej rodzinie za szczęśliwy dzień. Może dlatego w tym dniu więcej nam się udaje, bo przystępujemy do działań z większą wiarą w sukces.
Dzisiaj rano, właśnie we wtorek, wyszedłem na balkon na pierwszego papierosa po śniadaniu. Kątem oka zauważyłem duże poruszenie wokół stojącej przy domu szopce na narzędzia ogrodnicze, zwanej przez nas szałerkiem. Biegało tam kilka szarych wiewiórek[i], tak szybko że trudno było je policzyć, dwie może trzy. Często widzimy ganiające się po naszym ogrodzie wiewiórki, tym razem jednak niezwykłe było to, że nie zwracały na mnie uwagi, a byłem stosunkowo blisko. Nie wyglądało to na zwykłą zabawę, ale na poszukiwania wokół i pod szałerkiem. Uciekły dopiero, gdy zaciekawiony podszedłem bliżej. Niczego nie zauważyłem, miałem obawy, że stało się coś z małym dzikim królikiem, który ostatnio często tam nocował. Wydawało mi się jedynie przez chwilę, że usłyszałem ciche popiskiwanie. Jednak ruszył stojący obok klimatyzator i wszystko zagłuszył.
Wróciłem do domu, ale nie mogłem znaleźć sobie miejsca, wyjrzałem przez okno – wiewiórki wróciły. Tym razem naliczyłem cztery. Wyszedłem na balkon. W tym momencie jedna z wiewiórek podbiegła na odległość około 3 metrów i ku mojemu zdumieniu położyła się na brzuchu i wyciągnęła łapki, patrzała mi prosto w oczy. W całej jej postawie było wyraźne wołanie o pomoc, nie można było mieć wątpliwości. Bez wahania poszedłem po latarkę (pod szałerkiem jest niewielki prześwit) i rozpocząłem inspekcję. Nie powiem, miałem obawy, zacząłem się zastanawiać co zrobię, gdy okaże się, że znajdę zranione lub chore zwierzątko wciśnięte pod podłogę, jak je wyciągnę, chyba nie ręką, może w rękawiczce?
Biegające obok wiewiórki oddaliły się na bezpieczną odległość. Nic nie widziałem, ale tym razem wyraźnie usłyszałem popiskiwanie. Pod szopką schowanych jest kilka desek, zacząłem je wyciągać. Nagle wyskoczyła w ogromnym tempie wiewiórka... a za nią druga. Poprzedniego dnia i nocy przeszła ogromna ulewa, może schowały się przed nią, a może podczas szalonych gonitw wpadły w pułapkę? Tempo, w jakim uciekały, świadczyło, że były w dobrej kondycji. Wtorek to jednak dobry dzień.
Dzisiaj po południu z najbliższej okolicy zniknęły wszystkie wiewiórki, ale ciągle widzę jedną z nich, jak się zbliża, patrzy mi w oczy i kładzie się na brzuszku.
Kilka lat temu widziałem dwie wiewórki, które próbowały podnieść swoją towarzyszkę potrąconą przez samochód. Miałem jedynie komórkę i byłem w samochodzie, stąd zdjęcia są niewyraźne, tutaj jedno z nich:
Przy parkowaniu straciłem je z oczu. Kiedy spojrzałem ponownie, droga była już pusta.
Ciągle mało wiemy o otaczającym nas świecie zwierząt. Musimy się jeszcze wiele nauczyć, moim najlepszym nauczycielem była cudowna bokserka Maggie, która opuściła nas rok temu.
* Dedykuję Szamance, która zawsze zachęcała mnie do wyglądania przez kuchenne okno
Dzisiaj rano, właśnie we wtorek, wyszedłem na balkon na pierwszego papierosa po śniadaniu. Kątem oka zauważyłem duże poruszenie wokół stojącej przy domu szopce na narzędzia ogrodnicze, zwanej przez nas szałerkiem. Biegało tam kilka szarych wiewiórek[i], tak szybko że trudno było je policzyć, dwie może trzy. Często widzimy ganiające się po naszym ogrodzie wiewiórki, tym razem jednak niezwykłe było to, że nie zwracały na mnie uwagi, a byłem stosunkowo blisko. Nie wyglądało to na zwykłą zabawę, ale na poszukiwania wokół i pod szałerkiem. Uciekły dopiero, gdy zaciekawiony podszedłem bliżej. Niczego nie zauważyłem, miałem obawy, że stało się coś z małym dzikim królikiem, który ostatnio często tam nocował. Wydawało mi się jedynie przez chwilę, że usłyszałem ciche popiskiwanie. Jednak ruszył stojący obok klimatyzator i wszystko zagłuszył.
Wróciłem do domu, ale nie mogłem znaleźć sobie miejsca, wyjrzałem przez okno – wiewiórki wróciły. Tym razem naliczyłem cztery. Wyszedłem na balkon. W tym momencie jedna z wiewiórek podbiegła na odległość około 3 metrów i ku mojemu zdumieniu położyła się na brzuchu i wyciągnęła łapki, patrzała mi prosto w oczy. W całej jej postawie było wyraźne wołanie o pomoc, nie można było mieć wątpliwości. Bez wahania poszedłem po latarkę (pod szałerkiem jest niewielki prześwit) i rozpocząłem inspekcję. Nie powiem, miałem obawy, zacząłem się zastanawiać co zrobię, gdy okaże się, że znajdę zranione lub chore zwierzątko wciśnięte pod podłogę, jak je wyciągnę, chyba nie ręką, może w rękawiczce?
Biegające obok wiewiórki oddaliły się na bezpieczną odległość. Nic nie widziałem, ale tym razem wyraźnie usłyszałem popiskiwanie. Pod szopką schowanych jest kilka desek, zacząłem je wyciągać. Nagle wyskoczyła w ogromnym tempie wiewiórka... a za nią druga. Poprzedniego dnia i nocy przeszła ogromna ulewa, może schowały się przed nią, a może podczas szalonych gonitw wpadły w pułapkę? Tempo, w jakim uciekały, świadczyło, że były w dobrej kondycji. Wtorek to jednak dobry dzień.
Dzisiaj po południu z najbliższej okolicy zniknęły wszystkie wiewiórki, ale ciągle widzę jedną z nich, jak się zbliża, patrzy mi w oczy i kładzie się na brzuszku.
Kilka lat temu widziałem dwie wiewórki, które próbowały podnieść swoją towarzyszkę potrąconą przez samochód. Miałem jedynie komórkę i byłem w samochodzie, stąd zdjęcia są niewyraźne, tutaj jedno z nich:
Przy parkowaniu straciłem je z oczu. Kiedy spojrzałem ponownie, droga była już pusta.
Ciągle mało wiemy o otaczającym nas świecie zwierząt. Musimy się jeszcze wiele nauczyć, moim najlepszym nauczycielem była cudowna bokserka Maggie, która opuściła nas rok temu.
* Dedykuję Szamance, która zawsze zachęcała mnie do wyglądania przez kuchenne okno
(5)