Z profesorem Zollem pijemy sobie z dzióbków

 |  Written by Seaman  |  0

Jesteśmy zgodni z profesorem Andrzejem Zollem co do tego, iż  „jest rzeczą oczywistą, że służby specjalne mające chronić państwo, zwłaszcza służby kontrwywiadowcze, kompletnie zawiodły. Są w rozkładzie”. Tutaj opinie nasze są tak identyczne, że ktoś podejrzliwy może uznać, że uzgodniliśmy je ze sobą wcześniej, ale to nieprawda. Ostatni raz widziałem profesora na krakowskim rynku przed kilku laty pod koniec maja - on wracał z  tej swojej Almy Mater, a ja wracałem z ogródka piwnego, bo upał był straszny. Ale Zolla rozpoznałem od razu, pomimo że pot zalewał mi oczy. 

Jeśli chodzi o ocenę języka rozmów polityków Platformy podsłuchanych w aferze podsłuchowej, także panuje pełna zgoda pomiędzy mną a profesorem Zollem: „Język wszystkich tych rozmów jest bardzo smutny. Pokazuje, jakie mamy elity. (…) Czytając stenogramy opublikowane przez „Wprost”, dostrzegam katastrofalnie obniżenie standardów”.  Nie mam pewności, do jakiego okresu profesor porównuje obecne standardy PO, ale to muszą być lata czterdzieste ubiegłego wieku, początki władzy ludowej, kiedy to nie matura, lecz chęć szczera robiła z buraka oficera. Tylko ten okres można pod względem standardów moralnych porównać z obecną władzą Platformy, za przeproszeniem,  Obywatelskiej. 

Nie ma pomiędzy nami różnic także w przypadku Marka Belki, prezesa NBP: „Pewnych rzeczy prezes NBP w żadnych okolicznościach nie może mówić, gdyż niszczy w ten sposób autorytet instytucji, którą kieruje. Jeśli prezes NBP swoimi wypowiedziami podważa niezawisłość banku centralnego, powinien ustąpić”. Moim zdaniem Belka podważa nie tylko niezawisłość banku, on podważa wiarę w demokrację, jako ustrój państwa; w rozdział władzy; wreszcie  wiarę w człowieka u władzy.  Belka jest chamowatym prostakiem, który powinien być co najwyżej ochroniarzem w NBP i nie zmienia tej opinii znajomość ekonomii i języków obcych. A to, że w przeszłości został premierem, a jego sponsor prezydentem, świadczy jedynie o studziennej  miernocie "elit" spod czerskiego znaku. 

Są oczywiście kwestie, w których różnimy się z profesorem Zollem, zresztą bardzo pięknie się różnimy. Jednak ponieważ afera podsłuchowa ma także paradoksalny efekt, że służy pojednaniu różnych bytów politycznych, szczególnie opozycyjnych, więc i ja nie chcąc psuć tego miłego nastroju koncyliacji, nie będę roztrząsał różnic pomiędzy mną a profesorem Zollem. Natomiast dodam jedynie kilka uwag, które logicznie wynikają z tych opinii profesora, z którymi i ja się zgadzam, co gwarantuje, że i profesor Zoll się z nimi utożsamia.

Pierwsza kwestia jest taka, że w Polsce od lat siedmiu niepodzielnie rządzi i dzieli, panuje, rozdaje karty i synekury Donald Tusk z Platformy Obywatelskiej. Nikt tego nie może zakwestionować. I jeśli służby specjalne są w rozkładzie, jak twierdzimy  my obaj  z profesorem Zollem, to stuprocentową odpowiedzialność za degrengoladę służb ponosi premier Tusk, nikt inny. Jeśliby nawet przyjąć fantastyczne i pozbawione podstaw założenie, że wraży Antoni Macierewicz doszczętnie wytępił i zrównał z ziemią wszystkie służby, łącznie z Ochotniczą Strażą Pożarną, a także Policją Wodną oraz Strażą Ochrony Kolei, to siedem lat jest wystarczającym czasem, żeby je odbudować i doprowadzić do ponownego rozkwitu.
 

Po drugie rozkład służb niesie ze sobą konsekwencje praktyczne, to nie jest tak, że taki stan rzeczy budzi jedynie ubolewanie i jest godny pożałowania, ale w gruncie rzeczy nic się nie stało. Nie jest tak, że zaalarmowany premier Tusk wyda polecenie, żeby zahamować proces gnilny, służby ulegną ponownej syntezie i sprawa jest załatwiona. Służby w stanie rozkładu oznaczają rozkład bezpieczeństwa państwa. Ni mniej, ni więcej. Polska przestała być bezpieczna, nie wiemy od jak dawna jest spenetrowana przez obce wywiady i równie obce mocarstwa. A  tak jest, gdyż nawet kelnerzy mogą przez wiele miesięcy podsłuchiwać i nagrywać polityków z najwyższej półki, a to oznacza, iż profesjonalne służby weszły tu jak w masło i mają wiedzę, która nasz kraj czyni bezbronnym, o możliwościach szantażu nie wspomnę.

To zaś z kolei powoduje, że zwykłe zaniedbanie służb przez premiera przechodzi w zbrodnicze zaniedbanie w sensie polskiej racji stanu, a to już jest Trybunał Stanu, a potem sąd i kryminał. To się Tuskowi należy jak w banku i to w ogóle nie ulega wątpliwości. Nie sądzę, żeby się profesor Zoll w tej kwestii ze mną nie zgodził.

Trzecia kwestia to jest opinia profesora Zolla, że język elit obecnej władzy wskazuje na katastrofalne obniżenie standardów. Tutaj zachodzi także fatalna sprzeczność w stosunku do wielokrotnie powtarzanej opinii Donalda Tuska, że Platforma, za przeproszeniem,  Obywatelska posiada najwyższe standardy. Logiczny wniosek jest oczywisty, że aż zęby cierpną – Donald Tusk kłamie w żywe oczy od lat w sprawie standardów. Ja to już wiedziałem od dawna, ale to nie zmienia postaci rzeczy i nie wypominam profesorowi Zollowi, że dopiero teraz zauważył to horrendalne zakłamanie premiera i jego partii, za przeproszeniem, obywatelskiej. W stosunku do partii zaś zakłamana jest już jej nazwa, gdyż przymiotnik „obywatelska” nie może stosować do grupy przypominającej zgraję pijanych szewców, którzy nie trzeźwieją od poniedziałku do niedzieli.

Wreszcie to nieszczęsne słówko „elity”, które profesor Zoll raczył użyć między innymi wobec ministrów Grasia, Sienkiewicza, Sikorskiego, a także szefa NBP Belki. Jest to oczywiście kwestia umowna, więc przyjmuję, że profesor po prostu mówi o tak zwanych elitach władzy, czyli o ludziach, którzy są obecnie u władzy; w danej chwili tę władzę sprawują. Czyli są to elity niejako mianowane, w tym przypadku mianowane przez Donalda Tuska. I tu zachodzi duże podejrzenie graniczące z pewnością, że Tusk dobiera te elity na swój obraz i podobieństwo.

Jeśli więc te elity posługują się językiem zgrai pijanych szewców (uważam bowiem, że określenie „język mafijny” jest zbyt eleganckie w stosunku do mowy wyżej wymienionych), to jest raczej pewne, że premier Tusk także z lubością tym językiem się posługuje. Oczywiście, nie przed kamerami i mikrofonami, lecz w zaciszu gabinetu lub ogniska domowego. Tak więc wracamy ciągle do Tuska, z której strony nie podejdziemy do tematu, to zawsze wyskakuje nam popularny Donek, który tym się różni od Dona, czym wiecznie pijany szewc od Dra Martensa.

Elity prawdziwe bowiem mają to do siebie, że są elitarne bez względu na to, czy ktoś je mianuje, czy nie; czy ktoś je wybierze, czy nie. Te zaś elity typu „Graś” (pozwolę sobie w ten sposób sklasyfikować ów podgatunek) muszą mieć sponsorów, żeby zostać elitami. Bo żaden Oksford nie stworzy z chama elity, jeśli delikwent nie pozbędzie się słomy z butów, a tylko on może to uczynić i nie zawsze wystarczy jedno pokolenie, żeby się tej słomy pozbyć. I to byłoby na tyle, jeśli chodzi o kwestie, w których panuje pełna zgoda pomiędzy mną a profesorem Zollem.

PS. A jeśli komuś znudziły się te profesorskie dywagacje Zolla, to niech zajrzy do Alfabetu Szczerego Przywódcy na portalu wSumie.pl. Dzisiaj druga część litery P, a wśród haseł Platforma, za przeproszeniem,  Obywatelska i jej geneza, a także jaskiniowy antyfaszysta Protasiewicz i inne kąski: http://wpolityce.pl/polityka/203695-alfabet-szczerego-przywodcy-p-jak-pitera-julia-platforma-obywatelska-protasiewicz-jacek


ilustracja z:
http://bi.gazeta.pl/im/11/d1/ca/z13291793Q,Prof--Andrzej-Zoll.jpg
Hun
 

5
5 (2)

Więcej notek tego samego Autora:

=>>