

Nie wiem, czy Frau Kanclerz jest tego dziś świadoma, ale do historii to chyba przejdzie głównie jako wielki grabarz wielkiego projektu europejskiego - mimo, że nigdy nie miała takich zamiarów, 
Bo wiosna roku 2017 okaże się kolejnym gwoździem do trumny „Brukseli”, niezależnie od intencji aktorów i reżyserów tego spektaklu.
Ale to nikt inny tylko Frau Merkel bezapelacyjnie uruchomiła proces dezintegracji Unii latem 2015 roku – otwierając, wbrew traktatom i zdrowemu rozsądkowi, granice dla niekontrolowanej inwazji muzułmanów na kontynent, a w reakcji na opór „państw członkowskich drugiej kategorii” otwarcie zapowiedziała teraz w Wersalu podział unii na co najmniej dwa bloki „różnych prędkości”.
=> Czy to koniec Unii jaką znamy?
Czyli teraz Niemcy, Francja, Włochy, Hiszpania + ew. państwa Beneluksu – niewątpliwie radośnie i z pieśnią na ustach - jeszcze szybszym krokiem będą mogły podążać ku własnej zagładzie:
Co najważniejsze – „populiści, prymitywy, homofoby i nacjonaliści” ze wschodu Europy nie będą im już dłużej bruździć w tych zacnych poczynaniach.
Bo do tego sprowadza się podział Unii na „kraje różnej prędkości”. Czyli w praktyce odseparowanie się „tych światłych” od tych, ehem, „mniej światłych”...
Bo nie ulega wątpliwości, że od dawna byliśmy postrzegani jako "ci gorsi Europejczycy", których na kolonialną modłę należało „wychowywać i cywilizować” – głównie poprzez "ojcowską troskę" Komisji Weneckiej, powołanej przecież w tym celu.
Bo „jedność Europy i równość państw członkowskich" zawsze były mitem, maskującym ambicje „tych lepszych” w stosunku do „tych gorszych”.
Ale skoro „ci lepsi” odwracają się teraz do nas tyłem, to znaczy, że doszli do wniosku, że dotychczasowe żerowisko „na Wschodzie” przechodzi do historii i raptownie maleją ich szanse na dalszą kolonialną eksploatację naszego regionu.
Polecam lekturę portalu www.niewygodne.info.pl – można się tam m.in. dowiedzieć, że wedle międzynarodowych opracowań w latach 2004-2015
=> Dzięki Unii wydrenowali z Polski ponad 622 miliardy złotych
Czyli przez te dwanaście lat rocznie znikało ok. 50 mld zł - czyli ok. 3% polskiego PKB - rozumiecie teraz dlaczego przez ostatnie lata mało kto odczuł jakąkolwiek poprawę, skoro nasz PKB rósł średnio właśnie o te sprytnie "zagospodarowane" 3%?

Euroentuzjastom proponuję zaś dodatkowo - dla otrzeźwienia - dokładnie przeanalizować niedawno opublikowany tekst austriackiego pisarza:
"Ta część Europy, która po 1945 roku zaczęła nazywać się Zachodem, identyfikując się z demokracją, społeczną gospodarką rynkową i wolnością, uważała się od dawna za kompletną i prawdziwą Europę". (...)
„Wschodnia część kontynentu, która stała się pod względem politycznym, religijnym i kulturowym inna niż część zachodnia - czytamy w artykule. "Traktowana była przez Zachód - uważający się za bastion oświecenia, mieszczańskiego postępu, lepszej gospodarki i demokracji - za "Azję wiecznego zacofania".
"Niemal tak jak przedtem, Zachód dostrzega na Wschodzie monolityczny blok, w którym wrodzy wobec homoseksualistów, umysłowo ograniczeni nacjonaliści sprzysięgli się przeciw integracji europejskiej, zdeterminowani, by zepchnąć Europę w przepaść.”
=> Wschód w oczach Zachodu
Problem z „Europą różnych prędkości” polega natomiast na tym, że wedle planów Nowego Porządku Świata (NWO) cała Europa miała zostać przekształcona w jedno państwo sterowane żelazną ręką z Brukseli, gdzie dotychczasowych mieszkańców kontynentu mieli zastąpić azjatycko-negroidalni mieszańcy, pod kontrolą nowej „arystokracji duchowej” – czyli niesionych socjalistycznym mesjanizmem Żydów.

Nie ulega wątpliwości, że Unia powinna być luźną federacją równych sobie państw członkowskich, działających wedle zasady jeden kraj = jeden głos, i podejmujących wspólne działania na zasadzie dobrowolności - jedynie wtedy, gdy tego wymagają kwestie przekraczające możliwości poszczególnych krajów.
W tej „Europie Ojczyzn” wspólne decyzje winny być oparte na zasadzie konsensusu, tak by nikt nie mógł zostać przegłosowany i zmuszany do realizacji polityki, przeciwko której wcześniej występował.
Krótko mówiąc – ratunkiem dla "Europy" jest swego rodzaju powrót do stanu prawnego i faktycznego sprzed Traktatu Lizbońskiego - proponowany dziś w zasadzie przez Grupę Wyszehradzką.
=> Tak należy zreformować Unię!
Szkoda tylko, że politykierzy „starej Europy” tak ostentacyjnie wypinają się dziś na próby ratowania Unii przed nią samą – i być może, że powrót do w miarę normalnych zasad współpracy międzynarodowej nastąpi jedynie w ramach Międzymorza albo na terenach unijnegoTrójmorza – a więc w trójkącie Bałtyk, Adriatyk, Morze Czarne.

Ciekawe, jaką to drogę wybiorą państwa skandynawskie po degradacji do „drugiej ligi”...?
Pamiętajmy też, że „wiosna 2017” tak naprawdę to dopiero się zaczyna... a wyborcy oraz politycy europejscy mogą nas w najbliższym czasie jeszcze b-a-a-a-a-rdzo mocno zadziwić.
Jedno jest pewne – szczyt Unii zapowiedziany na 25 marca – nie naprawi tej organizacji, pogłębiając podziały i przyśpieszając jej dezintegrację.
Bo wizje Wyszehradu – czyli „mniej Brukseli” - oraz „wiodących mocarstw” – „więcej Brukseli” – są przeciwstawne i nijak nie dają się pogodzić ze sobą...
A przy tak zdefiniowanej osi sporu - jakikolwiek "kompromis" będzie oznaczać w praktyce jedynie stłamszenie którejś ze stron i jej bezwarunkową kapitulację - i kiepski to prognostyk dla jakiejkolwiek "harmonijnej i owocnej przyszłej współpracy", prawda?
Czyżby więc taki scenariusz był czymś więcej niż utopijną wizją...?

Bo wiosna roku 2017 okaże się kolejnym gwoździem do trumny „Brukseli”, niezależnie od intencji aktorów i reżyserów tego spektaklu.
Ale to nikt inny tylko Frau Merkel bezapelacyjnie uruchomiła proces dezintegracji Unii latem 2015 roku – otwierając, wbrew traktatom i zdrowemu rozsądkowi, granice dla niekontrolowanej inwazji muzułmanów na kontynent, a w reakcji na opór „państw członkowskich drugiej kategorii” otwarcie zapowiedziała teraz w Wersalu podział unii na co najmniej dwa bloki „różnych prędkości”.
=> Czy to koniec Unii jaką znamy?

- wspólnie kolebiąc się na wózku euro;
- wspólnie przyjmując kolejne miliony muzułmanów, coraz głośniej domagających się wprowadzenia kalifatu;
- wspólnie ograniczając wolności swych obywateli kagańcem poprawności politycznej;
- wspólnie dalej będą atakować własną tradycję i kulturę oraz prowadzić depopulację własnego narodu;
- wspólnie będą dalej demontować własne państwa na rzecz „Brukseli";
- dalej będą wspólnie "zachęcani" do walki z kościołem i chrześcijaństwem;
- i wreszcie wspólnie będą mogli budować sobie tęczowy raj, walcząc z opresją „patriarchatu” oraz pogrążając się w oparach ideologii homo, multi kulti i gender.
Kiedyś i tam pewnie nastąpi otrzeźwienie
– ale przebudzenie z tego postępowego snu może być dla nich bardzo bolesne...

– ale przebudzenie z tego postępowego snu może być dla nich bardzo bolesne...

Co najważniejsze – „populiści, prymitywy, homofoby i nacjonaliści” ze wschodu Europy nie będą im już dłużej bruździć w tych zacnych poczynaniach.
Bo do tego sprowadza się podział Unii na „kraje różnej prędkości”. Czyli w praktyce odseparowanie się „tych światłych” od tych, ehem, „mniej światłych”...
Bo nie ulega wątpliwości, że od dawna byliśmy postrzegani jako "ci gorsi Europejczycy", których na kolonialną modłę należało „wychowywać i cywilizować” – głównie poprzez "ojcowską troskę" Komisji Weneckiej, powołanej przecież w tym celu.
Bo „jedność Europy i równość państw członkowskich" zawsze były mitem, maskującym ambicje „tych lepszych” w stosunku do „tych gorszych”.
Ale skoro „ci lepsi” odwracają się teraz do nas tyłem, to znaczy, że doszli do wniosku, że dotychczasowe żerowisko „na Wschodzie” przechodzi do historii i raptownie maleją ich szanse na dalszą kolonialną eksploatację naszego regionu.

=> Dzięki Unii wydrenowali z Polski ponad 622 miliardy złotych
Czyli przez te dwanaście lat rocznie znikało ok. 50 mld zł - czyli ok. 3% polskiego PKB - rozumiecie teraz dlaczego przez ostatnie lata mało kto odczuł jakąkolwiek poprawę, skoro nasz PKB rósł średnio właśnie o te sprytnie "zagospodarowane" 3%?

Euroentuzjastom proponuję zaś dodatkowo - dla otrzeźwienia - dokładnie przeanalizować niedawno opublikowany tekst austriackiego pisarza:
"Ta część Europy, która po 1945 roku zaczęła nazywać się Zachodem, identyfikując się z demokracją, społeczną gospodarką rynkową i wolnością, uważała się od dawna za kompletną i prawdziwą Europę". (...)
„Wschodnia część kontynentu, która stała się pod względem politycznym, religijnym i kulturowym inna niż część zachodnia - czytamy w artykule. "Traktowana była przez Zachód - uważający się za bastion oświecenia, mieszczańskiego postępu, lepszej gospodarki i demokracji - za "Azję wiecznego zacofania".
"Niemal tak jak przedtem, Zachód dostrzega na Wschodzie monolityczny blok, w którym wrodzy wobec homoseksualistów, umysłowo ograniczeni nacjonaliści sprzysięgli się przeciw integracji europejskiej, zdeterminowani, by zepchnąć Europę w przepaść.”
=> Wschód w oczach Zachodu
Problem z „Europą różnych prędkości” polega natomiast na tym, że wedle planów Nowego Porządku Świata (NWO) cała Europa miała zostać przekształcona w jedno państwo sterowane żelazną ręką z Brukseli, gdzie dotychczasowych mieszkańców kontynentu mieli zastąpić azjatycko-negroidalni mieszańcy, pod kontrolą nowej „arystokracji duchowej” – czyli niesionych socjalistycznym mesjanizmem Żydów.
Czyżby więc właśnie półgębkiem odwołano wprowadzanie NWO na terenie całej Europie? Na to wygląda – bo widocznie uznano, że „lepszy wróbel w garści...” – czyli zgodnie z wizją marksizmu kulturowego – „na razie będziemy dalej zapaskudzać tylko ten prawdziwy Zachód tak, by zaczął śmierdzieć” – jak się nad tym tam „pracuje” co najmniej od lat 70. ub. wieku. (chwilowo spisując "Wschód" na straty?)
=> Cele i dogmaty marksizmu kulturowego
Nie ulega wątpliwości, że będzie to jedynie odwrót taktyczny – może na kilka lat, może na pokolenie, góra na dwa – ale niewątpliwie nadszedł dla nas i naszych przyjaciół „czas pieredyszki” - bo brukselski nacisk ideologiczny na pewno zostanie złagodzony.
Zbiegnie się to z prognozowanym przez mnie na wiosnę przyszłego roku końcem trwającej już od 2005 roku wojny z polską racją stanu...
=> Koniec antypolskiej histerii
Warto też przypomnieć, że właśnie od roku 2018 otwiera się dla nas na kilkanaście lat okienko Wielkich Sposobnosci Geopolitycznych – bo dojdzie wtedy do wielkich przetasowań strategicznych o charakterze historycznym, a upadek Unii będzie głębszy, niż to się dzisiaj sterującym Makrelą macherom od NWO wydaje.
Bo jak na razie, to bieg wydarzeń wydaje się podążać w prognozowanym wcześniej kierunku. Pozwolę sobie zacytować naszkicowane jeszcze przed Brexitem kalendarium prawdopodobnego upadku dzisiejszej Unii:
"Najpierw wywracający wszystko do góry nogami >grom z jasnego nieba<:
1. lato 2015 (wiadomo)
2. wiosna 2016 (brutalne >grillowanie< Polski przez >Brukselę<; + pomysł kar za szlaban na imigrantów; + debata o zniesieniu wiz dla Turków; + Juncker: >Bo zbyt wielu polityków słucha jedynie swych wyborców, zamiast myśleć po europejsku<)
3. zima 2016-2017
ustępujący miejsca fazie oddolnego >walca<:
No dobrze, ale cóż to takiego stało się zimą 2016-17?
Ano mieliśmy wtedy Ciamajdan (wspierany, a pewnie także inspirowany przez Niemcy) - czyli akt agresji hegemona wobec suwerennego, ale nieposłusznego sąsiada. I co? I nic...
No to - komu, i do czego - taka unia jest w ogóle potrzebna?
Jak na razie, wygląda na to, że "umiłowani przywódcy" sumiennie wypełniają zlecone im - chyba przez Opatrzność ;-) - zadania... a sprawy polskie - będąc swoistym papierkiem lakmusowym - faktycznie mogą okazać się tym przysłowiowym kamykiem, który ostatecznie wykolei rozpędzony ekspress brukselski.
Bo najpierw wyeksportowaliśmy tam znanego jonasza, faceta, który jak piorunochron ściąga nieszczęścia na innych i który zawsze dokumentnie spieprzy wszystko, za co by się nie wziął (widzicie jak Polska odżyła, gdy tylko się go pozbyła?).
=> Cele i dogmaty marksizmu kulturowego

Zbiegnie się to z prognozowanym przez mnie na wiosnę przyszłego roku końcem trwającej już od 2005 roku wojny z polską racją stanu...
=> Koniec antypolskiej histerii
Warto też przypomnieć, że właśnie od roku 2018 otwiera się dla nas na kilkanaście lat okienko Wielkich Sposobnosci Geopolitycznych – bo dojdzie wtedy do wielkich przetasowań strategicznych o charakterze historycznym, a upadek Unii będzie głębszy, niż to się dzisiaj sterującym Makrelą macherom od NWO wydaje.
Bo jak na razie, to bieg wydarzeń wydaje się podążać w prognozowanym wcześniej kierunku. Pozwolę sobie zacytować naszkicowane jeszcze przed Brexitem kalendarium prawdopodobnego upadku dzisiejszej Unii:
"Najpierw wywracający wszystko do góry nogami >grom z jasnego nieba<:
1. lato 2015 (wiadomo)
2. wiosna 2016 (brutalne >grillowanie< Polski przez >Brukselę<; + pomysł kar za szlaban na imigrantów; + debata o zniesieniu wiz dla Turków; + Juncker: >Bo zbyt wielu polityków słucha jedynie swych wyborców, zamiast myśleć po europejsku<)
3. zima 2016-2017
ustępujący miejsca fazie oddolnego >walca<:
- wiosną 2017
- zimą 2017-2018
- latem - jesienią (we wrześniu!!!) 2018"
No dobrze, ale cóż to takiego stało się zimą 2016-17?
Ano mieliśmy wtedy Ciamajdan (wspierany, a pewnie także inspirowany przez Niemcy) - czyli akt agresji hegemona wobec suwerennego, ale nieposłusznego sąsiada. I co? I nic...
No to - komu, i do czego - taka unia jest w ogóle potrzebna?
Jak na razie, wygląda na to, że "umiłowani przywódcy" sumiennie wypełniają zlecone im - chyba przez Opatrzność ;-) - zadania... a sprawy polskie - będąc swoistym papierkiem lakmusowym - faktycznie mogą okazać się tym przysłowiowym kamykiem, który ostatecznie wykolei rozpędzony ekspress brukselski.
Bo najpierw wyeksportowaliśmy tam znanego jonasza, faceta, który jak piorunochron ściąga nieszczęścia na innych i który zawsze dokumentnie spieprzy wszystko, za co by się nie wziął (widzicie jak Polska odżyła, gdy tylko się go pozbyła?).
A następnie nacisk krajów naszego regionu na poszanowanie unijnych reguł gry i równość wszystkich wobec obowiązującego prawa dosłownie stanął „prawdziwym Europejczykom” ością w gardle.

Nie ulega wątpliwości, że Unia powinna być luźną federacją równych sobie państw członkowskich, działających wedle zasady jeden kraj = jeden głos, i podejmujących wspólne działania na zasadzie dobrowolności - jedynie wtedy, gdy tego wymagają kwestie przekraczające możliwości poszczególnych krajów.
W tej „Europie Ojczyzn” wspólne decyzje winny być oparte na zasadzie konsensusu, tak by nikt nie mógł zostać przegłosowany i zmuszany do realizacji polityki, przeciwko której wcześniej występował.
Krótko mówiąc – ratunkiem dla "Europy" jest swego rodzaju powrót do stanu prawnego i faktycznego sprzed Traktatu Lizbońskiego - proponowany dziś w zasadzie przez Grupę Wyszehradzką.
=> Tak należy zreformować Unię!
Szkoda tylko, że politykierzy „starej Europy” tak ostentacyjnie wypinają się dziś na próby ratowania Unii przed nią samą – i być może, że powrót do w miarę normalnych zasad współpracy międzynarodowej nastąpi jedynie w ramach Międzymorza albo na terenach unijnegoTrójmorza – a więc w trójkącie Bałtyk, Adriatyk, Morze Czarne.

Ciekawe, jaką to drogę wybiorą państwa skandynawskie po degradacji do „drugiej ligi”...?
Pamiętajmy też, że „wiosna 2017” tak naprawdę to dopiero się zaczyna... a wyborcy oraz politycy europejscy mogą nas w najbliższym czasie jeszcze b-a-a-a-a-rdzo mocno zadziwić.

Jedno jest pewne – szczyt Unii zapowiedziany na 25 marca – nie naprawi tej organizacji, pogłębiając podziały i przyśpieszając jej dezintegrację.
Bo wizje Wyszehradu – czyli „mniej Brukseli” - oraz „wiodących mocarstw” – „więcej Brukseli” – są przeciwstawne i nijak nie dają się pogodzić ze sobą...
A przy tak zdefiniowanej osi sporu - jakikolwiek "kompromis" będzie oznaczać w praktyce jedynie stłamszenie którejś ze stron i jej bezwarunkową kapitulację - i kiepski to prognostyk dla jakiejkolwiek "harmonijnej i owocnej przyszłej współpracy", prawda?

(1)