Zalety euro

 |  Written by Jabollissimus  |  0

Zagadnienie w zasadzie ogranicza się do wymienienia propagandowych korzyści z wprowadzenia euro. Jednak bliższe przyjrzenie się owym korzyściom, prowadzi do konstatacji, iż pod wizerunkowym picem – nie jest aż tak śmietankowo, a tapeta po prostu odłazi.

Po pierwsze. Za podstawowy plus przedstawia się ułatwienie tranzakcji międzynarodowych, poprzez wyeliminowanie konieczności przeliczania walut. Jest to fakt, lecz o znaczeniu niewielkim w stosunku do tego jaki mu się przypisuje. Takie przeliczenie jest proste, szybkie i z pewnością o wiele tańsze, niż niejedna procedura związana z rozliczaniem się przed urzędem podatkowym. Zatem „znaj proporcjum mociumpanie”.

Jest tu mowa także o zmniejszeniu ryzyka walutowego, tj. zabezpieczeniu się przed niespodziewanym rozjechaniem się kursów dwu walut. Dla niektórych biznesów działających na eksport jest to bardzo ważne. Oczywiście. Ale dla niektórych. I duża część z nich zabezpiecza się przed tym ryzykiem poprzez bankowe narzędzie zwane opcjami walutowymi. (I działa to skutecznie, o ile doradca finansowy podpisujący umowę między firmą a bankiem nie jest ignorantem na tym polu, jakie to sytuacje miały bardzo często miejsce kilka lat temu). Inne biznesy są opłacalne właśnie ze względu na różnicę kursów. Jaki jest więc bilans globalny? Trudno powiedzieć. Niestety trudno o źródła, w których by to przeliczono.

Dodać tutaj jednak należy, iż pozbycie się walut lokalnych, tak jakby, odrywa pieniądz od miejsca, w którym na niego zapracowano. Przykład: jeśli Niemcy sprzedali coś w Polsce – za złotówki, to choćby bilans handlowy Polski był ujemny, nie jest to zjawisko niekorzystne. Pieniądze obecnie to tylko papier, mają wartość wtedy, gdy można coś za nie kupić. Trudno by Niemcy płacili złotówkami, prędzej czy później będą musieli je wydać w Polsce. Gdy znikają waluty lokalne, łatwo przerzucić środki np. ze Słowacji do przykładowej Irlandii. I korzyści z inwestycji nad Atlantykiem Słowacy nie odczują. Zatem, wedle mojej oceny, z tym, nieprzeliczaniem walut – co najmniej na dwoje babka wróżyła...

Po drugie. Unia walutowa ma zapewnić większą stabilność systemu finansowego. Znów: i tak, i nie. Tak. Małe państwa muszą liczyć się z ryzykiem przeprowadzenia na nie ataku spekulacyjnego, skutkującego wypłyceniem rezerw. (Jest to możliwe, gdyż istnieje mnóstwo podmiotów bogatszych od budżetów słabych państw). Trudniej taki atak przeprowadzić na państwo o silniejszej gospodarce. Połączenie grupy państw wspólną walutą i polityką pieniężną praktycznie uniemożliwia ataki spekulacyjne.

Z drugiej strony utworzenie takiej strefy skutkuje zrzeczeniem się kompetencji banków centralnych państw składowych na podmiot międzynarodowy. Wcześniej każdy z banków centralnych prowadził własną politykę i gdy była ona ryzykona – to głównie gospodarka tego państwa odczuwała jej konsekwencje. Zaś, jeśli polityka finansowa banku centralnego unii walutowej nie jest zachowcza, kryzys obejmuje nie jeden kraj, a cały region. Skutki koniunktury i przede wszystkim dekoniunktury są głębsze i trwalsze. A więc system finansowy jest... mniej stabilny.

Po trzecie. Jeśli korzyści ekonomiczne z unii walutowej są niewielkie, czy pozorne, to jest jest to jednak symbol integracji politycznej. Symbol? Z całą pewnością! Ale nie integracji, a dominacji i podporządkowania. Ujawnił to kryzys finansowy 2008 roku i nagonka medialna na państwa, które ucierpiały w jego wyniku najbardziej. Portugalię, Irlandię, Włochy, Grecję, Hiszpanię nazwano grupą PIIGS. Państwami – świniami, od ich angielskich nazw. Ich społeczeństwa zaś określono jako leniwe i roszczeniowe – przeciwieństwo „zdrowej północy”. I to pomimo iż w niedługim czasie kryzys zweryfikował także zdolności kredytowe państw owej „północy” – obniżeniem ratingów (vide najgłośniejszy przypadek Francji).

Prasa niemiecka określa południowców mianem „leniwych świń”, które trzeba utrzymywać, a media „południowców” przyrównują Angelę Merkel do Hitlera. Czy jest to symboliczna oznaka... integracji??? Ze wspólnoty walutowej korzystają Niemcy, choć często nawet ich społeczeństwo nie jest co do tego przekonane. W obecnej sytuacji skutki wprowadzenia wspólnej waluty, zwłaszcza przy stosowanej retoryce, konfliktują narody. Nie byłoby tej sytuacji, gdyby każda z gospodarek, z własną walutą, rozwijałaby się „swoim tempem”.

Do tego momentu lista korzyści z euro nie przedstawia się w najlepszym świetle. Gorzej, oficjalne korzyści, po bliższym przyjrzeniu można rozważać jako... wady. Szczęściem jednak prawda nie zawsze (a raczej bardzo rzadko) znajduje się na ulotkach reklamowych. Choćby (tym bardziej) były podstęplowane urzędowo. Istnieje wielka możliwa korzyść z wprowadzenia euro, którą widzę. Wymaga ona jednak wielkiego przygotowania i specyficznych warunków.

Otóż istnienie wielkiego, jednolitego rynku o wspólnej walucie umożliwia wprowadzenie reform niemożliwych w mniejszej skali. O co konkretnie chodzi? O restandaryzację waluty. Obecne waluty straciły jakikolwiek związek z realną wartością, są to tzw. waluty „oparte o zaufanie”, waluty fiducjarne. De facto są to wyłącznie zadrukowane papierki. Takie sytuacje są rzadkie w historii. Zazwyczaj pieniądz jest oparty o standard jakiegoś kruszcu lub surowca – złota, srebra, w Afryce używano soli, na wyspach Polinezji spiralnych świńskich kłów. Nie jest istotne, co konkretnie jest tym pieniądzem – ważne by był rzadki i trwały, nadto przenośny i podzielny, a przez to akceptowalny. Standard oznacza, że banknot opiewający na daną sumę ma pokrycie w kruszcu oraz że wszystkie banknoty mają takie pokrycie, i zawsze można je wymienić na ich równowartość w złocie, srebrze, czy co tam jest standardem. Do XIX wieku odchodzono od standardu na względnie krótkie okresy wojen i kryzysów powojennych. XX wiek przyniósł odejście od standaryzowanych walut. Czy jest to złe? Cóż. Rzym upadł w wyniku depopulacji i kryzysu moralnego. Tyle, że źródeł tego kryzysu i jego trwałości doszukiwać się należy w pogarszającej się sytuacji ekonomicznej imperium. A najważniejszym działającym przy tym czynnikiem było psucie monety (czyli rozrzedzanie standardu)... I dziś obserwujemy kryzys waluty, tożsamości, wartości, demografii – słowem cywilizacji...

Co więc spowodowało odejście od tego standardu? Większość państw odeszła od standardu złota podczas wielkiego kryzysu lat 30. XX wieku. Jednak wbrew powszechnym opiniom nie był to już standard pełny. Ułatwiało to ataki spekulacyjne na kraje posłudujące się niepełnym standardem. Te, chroniąc się przed utratą rezerw dewizowych i kruszcowych zrezygnowały ze złotego standardu w ogóle. Możliwość ataku spekulacyjnego w celu wydobycia złota ze skarbców – uniemożliwia powrót do standaryzowanej waluty na terenie jednego państwa. Jednak strefa kilku, kilkunastu dużych państw – dysponuje wystarczająco głębokimi rezerwami, by taki atak przetrwać lub uniemożliwić.

Istnienie strefy euro daje możliwość do powrotu do zdrowej standaryzowanej waluty. I nie musi to być standard złota (kraje europejskie praktycznie nim nie dysponują). Potrzebna jest jednak do tego wola polityczna i zgromadzenie zasobu (zasobów), na który waluta będzie wymienialna. To jest chyba jedyna realna, i niestety wyłącznie potencjalna, korzyść ze strefy euro.

5
5 (1)

Więcej notek tego samego Autora:

=>>