Zdrajcy Kościoła

 |  Written by kokos26  |  0
Jak się szacuje w ciągu roku kapłaństwo porzuca około 1000 księży. Liczba ta dotyczy całego Kościoła. Większość tych odejść odbywa się w ciszy i nie ma się czemu dziwić, bo sprawa jest bolesna, wstydliwa i kłopotliwa zarówno dla Kościoła jak i dla tych, którzy zawiedli, albo, jak kto woli zdradzili i nie dotrzymali przysięgi danej Bogu. Oczywiście walczące z Kościołem lewactwo i masoneria z tym ich odwiecznym udawanym zatroskaniem o stan Kościoła, porzucenia kapłaństwa przedstawiają jako zjawisko narastające lawinowo, co nie jest prawdą. Po kryzysie związanym z Soborem Watykańskim II na całym świecie odchodziło nawet 4000 księży rocznie. Każde takie odejście to dramat, który trudno wytłumaczyć wiernym. Przecież każdy ksiądz, kiedy wstępował do seminarium doskonale wiedział o obowiązującym celibacie oraz obowiązku bezwzględnego posłuszeństwa i podporządkowania się woli przełożonych, także każde późniejsze tłumaczenia tych, którzy zrzucili sutanny choćby obudowane najbardziej wyszukanymi intelektualnymi argumentami wyglądają tak jakby owi upadli kapłani byli na tyle mało rozgarnięci, że nie wiedzieli, do jakiego pociągu wsiadają na stacji „seminarium”.
 
Istnieje także dość charakterystyczny i modny ostatnio sposób porzucania kapłaństwa, który śmiało możemy nazwać zdradą Boga i Kościoła wyjątkowo wyrafinowaną i podłą gdyż dokonaną jakby w porozumieniu z szatanem. Chodzi mi o takich upadłych księży i zakonników, którzy jeszcze przed ujawnieniem zdrady nawiązują ścisłe i bardzo bliskie kontakty z wrogami Kościoła szykując sobie miękkie lądowanie już w cywilu, ale za cenę wykorzystania tych ostatnich dni, tygodni czy miesięcy w sutannie do plucia na Kościół i hierarchów. W zamian lewackie media okrzykują ich „bohaterskimi buntownikami”.
 
Jako, że mieszkam od urodzenia w Częstochowie bardzo poruszył mnie ostatni wyjątkowo podły i brutalny atak na metropolitę częstochowskiego, abpa Wacława Depo, którego prof. Stanisław Obirek z Uniwersytetu Warszawskiego nazwał na łamach portalu Wp.pl „Ajatollahem Depo”. Obirek do tego ataku perfidnie i z premedytacją instrumentalnie wykorzystał ten fragment homilii wygłoszonej 15 sierpnia na Jasnej Górze, który u każdego wierzącego nie budzi wątpliwości. Chodziło o te słowa: „W takim zwycięstwie nie ma wygranych i pokonanych, chyba że ktoś czuje się pokonanym poprzez prawdę i miłość do Ojczyzny i jej dziejów, gdyż bardzo boleśnie powróciły w ostatnim czasie wypowiedzi, że w Polsce rządzi Konstytucja, a nie Ewangelia, że Konstytucja ma iść przed Ewangelią”. Nie będę wdawał się w szczegóły i analizował tego ataku na zamówienie w wykonaniu Obirka. Skupię się na nim samym. Otóż zakładam niemal ze stuprocentową pewnością, że większość zwłaszcza młodych czytelników nie wie, kto zacz ten Obirek. Ot, myślą sobie, że to musi być jakiś wielki autorytet, skoro jest profesorem zwyczajnym UW, historykiem, teologiem i antropologiem kultury. Jednak ja mam tę przewagę nad młodszymi Czytelnikami, że pamiętam jeszcze tego zdrajcę jak kilkanaście lat temu w sutannie jezuity pluł na papieża Jana Pawła II i to w trakcie żałoby po jego śmierci. Z miejsca stał się ulubionym duchownym „Gazety Wyborczej” i „Tygodnika Powszechnego”, które na wyścigi usiłowały zrobić z niego „bohatera” wnoszącego do Kościoła „ożywczy powiew’. Jakiś czas trwało to długie męczące tourne jezuity Obirka po lewackich mediach, czego finałem był zrzucenie sutanny. A jaka była prawdziwa historia tej zdrady? Obirek uwiódł oraz wdał się w romans i zamieszkał z Szoszaną Ronen, żoną byłego izraelskiego dyplomaty pracującego w Polsce, po czym zaprzedał się lewactwu, które wystrugało z niego pseudo bohatera, co było odpowiednikiem trzydziestu judaszowych srebrników.
 
Podobnie było z popularnym w Poznaniu i hołubionym przez elity ks. Tomaszem Węcławskim, który ku zaskoczeniu swoich przełożonych i wiernych zaprzeczył boskości Jezusa, a więc i całemu chrześcijaństwu. Od razu został okrzyknięty przez lewaków „najwybitniejszym polskim teologiem”. Jak się jednak okazało powodem apostazji i porzucenia kapłaństwa przez Węcławskiego był romans z nie byle kim, bo z uczennicą i wychowanką dawnej stalinistki, lewaczki i lesbijki, prof. Marii Janion – ulubenicy Michnika i środowiska „Gazety Wyborczej”.
 
Podobną drogę zdrady wybrał dominikanin Tadeusz Bartoś. Przed zrzuceniem habitu z całym oddaniem wysługiwał się lewactwu, dzięki czemu już jako cywil zaliczył miękkie lądowanie jako „autorytet” i profesor nadzwyczajny w Akademii Humanistycznej im. Aleksandra Gieysztora w Pułtusku. O jego dziwnym kapłaństwie tak pisał o. Joachim Badeni OP: „Odprawiałem z nim mszę św. To była droga krzyżowa, Golgota. Celebrować Eucharystię z kimś, kto czyni to obojętnie, nonszalancko, a nawet bez wiary, to jest autentyczna liturgia krzyża. Dużo cierpienia sprawia nonszalancja w podejściu do najświętszych postaci chleba i wina. Bartoś mówił, że to tylko symbol. Taka wizja jest kusząca, bo po wierzchu może tak wyglądać, ale tam brakuje wiary. W powołaniu mogą oczywiście przychodzić trudne chwile. Kiedyś czytałem dużo teologii mistycznej. Teraz przestałem, bo słabo widzę. Są zatem momenty oczyszczenia mistycznego, człowiek przeżywa zniknięcie wiary. Nie ma śladu Boga. Modlitwa trafia w pustkę. Dla takiego człowieka opłatek jest tylko opłatkiem, a mówienie o czymkolwiek więcej to absolutna bzdura. To jest wielka próba wiary. Jeśli ktoś tej próby nie przetrzyma, może zapytać, dlaczego ma być księdzem”.
Myślę, że podobna drogę jak wymienieni zdrajcy wybrałby dzisiejszy showman z TVN, Szymon Hołownia. Na szczęście dla Kościoła i wiernych ta gwiazdka z Wiertniczej nie wytrzymała i dwukrotnie porzucała nowicjat u Dominikanów, wśród których nie brakuje jednak kolejnych kandydatów na upadłych Bartosiów. Weźmy choćby takiego o. Pawła Gużyńskiego OP, który uwielbia atakować Kościół i produkować się w mediach nadzorowanych przez Tomasza Lisa i Adama Michnika.
 
 „Kościół katolicki jest instytucją upadłą. Jest tak wiele powodów, żeby rzucić tę pracę i odejść z tej organizacji! Niech Pan się na to zdobędzie, niech Pan zrzuci sutannę! Tak jak tylu mądrych i wrażliwych księży przed Panem – Obirek, Bartoś, Węcławski, żeby wymienić najbardziej znanych” – pisał nienawidzący Polaków zażarty lewak i wróg Kościoła, profesorek Jasio Hartman z Uniwersytetu Jagiellońskiego, apelując do ks. Wojciecha Lemańskiego. Ten sam Jasio Hartman, który proponował rozpoczęcie w Polsce dyskusji na temat legalizacji kazirodztwa. Dla Hertmana i spółki ksiądz staje się mądry i wrażliwy dopiero wtedy, kiedy podpisze cyrograf, zdradzi i złamie przysięgę, jaką złożył samemu Stwórcy. Dlaczego kręcący się swego czasu przy Palikocie Hartman nie dopisał do grona „mądrych i wrażliwych” posła Twojego Ruchu, Romana Kotlińskiego? Przecież to także były ksiądz. Hartman wiedział, co robi. Dokooptowanie do tego towarzystwa wydawcy i redaktora naczelnego „Faktów i mitów” zatrudniającego kiedyś jednego z morderców księża Popiełuszki mogłoby zbyt wcześnie ujawnić prawdziwe intencje profesorka. Zwłaszcza, że Kotlińskiemu trudno przypisać mądrość i wrażliwość skoro ma prokuratorskie zarzuty podżegania do zabójstwa i przywłaszczenia 900 tys. zł. Należy pamiętać, że Hartman jest wrogiem Kościoła atakującym z pozycji ateistycznych, ponieważ to jest dla jego środowiska bezpieczniejsze. Gdyby występował przyznając, że czyni to na polecenie żydowskiej loży Synów Przymierza (B'nai B'rith), do której należy to jego ataki mogłyby być mniej skuteczne i otworzyć Polakom oczy na to, kto głównie zasila antypolskie i antykatolickie szeregi. Warto też zastanowić się cóż to za wojujący ateista ten Hartman, skoro działa w tajemniczej organizacji, która już w samej swojej nazwie nawiązuje do przymierza zawartego na Górze Synaj między Bogiem a Mojżeszem oraz jego ludem i jaszcze na dodatek jako cel deklaruje przestrzeganie i ochronę tradycyjnych wartości judaizmu?
 
Tak oto w wielkim skrócie na kilku zaledwie przykładach przedstawiłem haniebną postawę kilku zdrajców Kościoła, ale głównie chodziło mi o ukazanie, komu tak naprawdę oni zaprzedali się i służą. Warto przypomnieć, że św. Maksymilian Kolbe w 1917 roku obserwował masonów, którzy na Placu św. Piotra czcili swoje 200 lecie i wznosili sztandary z napisem „Szatan musi panować w Watykanie. Papież będzie jego niewolnikiem”. Przypomnę również, że zarówno św. Jan Paweł II jak i papież Benedykt odwoływali się do wizji rosyjskiego filozofa i mesjanisty, Włodzimierza Sołowiowa, który już w 1900 r. w „Krótkiej opowieści o Antychryście” opisywał tytułowego Antychrysta jako „uśmiechniętego truciciela”, który mówi: „Ja was zjednoczę siła dobroczynności okazywanej tak dobrym, jak i złym”. Antychryst według Sołowjowa będzie wzorowym pacyfistą, przyjacielem zwierząt i filantropem. Będzie „dobrotliwym panem”, „mesjaszem tolerancji” i „”mistrzem uśmiechu”. Dlatego warto pamiętać słowa papieża Franciszka, który w wywiadzie dla lewicującego „La Republika” powiedział: „Wiele razy mówiono o mnie, jako o komuniście. A moja odpowiedź jest zawsze taka, że ostatecznie to komuniści myślą jak chrześcijanie”. Czyż ten nasz papież nie przypomina „mistrza uśmiechu”, „dobrotliwego pana” i „mesjasza tolerancji”?
 
Tekst  ukazał się w „Polsce Niepodległej”     
5
5 (2)

Więcej notek tego samego Autora:

=>>