Marcin Brixen's blog

 |  Written by Marcin Brixen  |  0
O dziwo bar wegański jakoś prosperował. Mieszkańcy osiedla przychodzili, przeglądali ofertę i kupowali - ale raczej produkty tradycyjne. Czyli na ten przykład surówki. I na wynos.
Zdarzali się jednak tacy klienci, którzy dzień w dzień konsumowali coś na miejscu. Było ich mało, ale jednak byli. Do nich należał na ten przykład pan Sitko.
- Bo przychodzisz na piwo! - oburzała się jego małżonka.
- To wyciąg z szyszek chmielu, sama natura, a w dodatku uspokaja - informował ją z wyższością mąż.
- Mnie to akurat denerwuje!
- To weź też się napij!
5
5 (4)
 |  Written by Marcin Brixen  |  0
I mógł Łukaszek oponować ile dusza zapragnie, a i tak jego mama postawiła na swoim.
- Nie ma demokracji w tym domu - poskarżył się Łukaszek.
Dla mamy Łukaszka był to ciężki cios.
- Jak tak możesz w ogóle mówić! Czyż nie przedstawiłeś swojego zdania?! Czyż cię nie wysłuchałam?!
- I jaki efekt? - wzruszył ramionami Łukaszek. - Wyszło na twoje.
- Nie róbmy polityki! - mama przytuliła go serdecznie. - Chadzajmy na półkolonie!
- A w tym roku na jakie? - spytał tata Łukaszka przechodząc obok z kubkiem herbaty.
5
5 (3)
 |  Written by Marcin Brixen  |  2
- Słyszała pani? - zagadnęła mamę Łukaszka pani Sitko, dozorczyni bloku, w którym mieszkali Hiobowscy. - Kolejne państwo opuszcza Unię Europejską!
- Co tym razem? - zapytał tata Łukaszka wyłaniając się zza narożnika budynku. - Deutschexit?
- Ha ha, ale śmieszne - burknęła mama.
- Nie, proszę pana, nie - machała ręką dozorczyni. - Ten, no... Będzie Brexit!
5
5 (3)
 |  Written by Marcin Brixen  |  1
Szczęknął zamek, drzwi uchyliły się i do mieszkania dyskretnie wsunął się Łukaszek.
- A, jesteś wreszcie młody człowieku - odezwał się z pokoju tata. - Chodź mo tu i pochwal się.
Łukaszek wszedł powoli i niepewnie oświadczył:
- No owszem, wszedłem na szesnasty poziom w "Siecz i rąb", ale skąd wy wiecie...? Zresztą zawsze myślałem, że gry komputerowe was...
- Nie chodzi o te durne gry! - rozgniewała się babcia Łukaszka.
- On celowo robi z nas idiotów! - wtórował jej dziadek.
5
5 (4)
 |  Written by Marcin Brixen  |  1
Wydawać by się mogło, że trudniej o banalne urządzenie akustyczne niż tradycyjny dzwonek do drzwi. Albo jest sygnał, albo go nie ma. I tyle.
A tak naprawdę to nieprawda. Ile emocji mozna nim przekazać!
Dzwonek w mieszkaniu Hiobowskich wybrzmiewał natarczywie i alarmistycznie. Pełne złych przerzuć tata Łukaszka otworzył drzwi i o mało nie został staranowany przez panią Sitko. Dozorczyni wtargnęła do mieszkania, wpadła do pokoju, siadła na kanapie i głośno lamentując wzywała imienia boskiego. Za nią człapał posępnie jej małżonek trzymając w zaciśniętej dłoni pomiętą kopertę.
5
5 (2)
 |  Written by Marcin Brixen  |  0
Siostra Łukaszka pojechała do innego miasta. Sama. No i oczywiście tam zabłądziła. Na jej usprawiedliwienie trzeba dodać, że miejsca spotkania nie można było znaleźć nawet w internecie. Siostra stała na ulicy obcego miasta i bezradnie patrzyła na swój telefon. Wreszcie westchnęła i rozejrzała się i postanowiła kogoś zapytać. Akurat przed nią szło jakieś małżeństwo, starsze wiekiem i dość nietypowe gabarytowo. Duża pani właśnie opierniczała małego pana, a potem powiedziała, żeby tu zaczekał, bo ona idzie do jednego sklepu i zaraz wraca. Pan ciężko westchnął i zaczął czekać.
5
5 (2)
 |  Written by Marcin Brixen  |  0
Mąż dozorczyni bloku, w którym mieszkali Hiobowscy, pan Sitko, miał ciężkie życie. Ciężkość tego życia polegała na tym, że był żonaty, dzieciaty, bezrobotny i mieszkał w Polsce.
- I był alkoholikiem! - dodała z potępieniem pani Sitko.
- To akurat osładza tę ciężkość - skomentował pan Sitko.
Tego dnia, jak co dzień, skierował był swe kroki ku jednemu z osiedlowych sklepików, które na plusie trzymała tylko sprzedaż alkoholi i papierosów. Pod sklepem pan Sitko z radością ujrzał swojego kompana od butelki. Panowie przywitali się  serdecznie i weszli do sklepu.
5
5 (2)
 |  Written by Marcin Brixen  |  0
Tata Łukaszka znalazł tę informację na stronie internetowej szkoły, do której chodził Łukaszek. - Mówili o tym na osiedlu, od jakiegoś czasu - przyznała siostra Łukaszka. - Ale pomyślcie! To niemożliwe - skomentował tata. - Mało to już mówili w Polsce: niemożliwe, niemożliwe? - zamachał rękami dziadek Łukaszka. - Z Bożą pomocą wszystko jest możliwe! - Czyli jak ktoś się pomyli w rachunkach to nie jest to błąd ino cud - zauważyła kąśliwie babcia Łukaszka. Dziadek Łukaszka, obrażony, w ramach protestu odsunął kubek z nadpitą maślanką "Jak na kresach" i wyszedł.
5
5 (1)
 |  Written by Marcin Brixen  |  0
Takie właśnie zdanie prezentowali wszyscy, łącznie z Hiobowskimi. Ale wszyscy i tak oglądali, łącznie z Hiobowskimi. Mowa była oczywiście o konkursie Eurowizji.
- Oglądamy? - spytał dziadek Łukaszka.
- Mam do wyboru odrabiać lekcje - skrzywił się Łukaszek. - więc już wolę Eurowizję...
- Każdy uważający się za Europejczyka powinien oglądać - rzekła mama Łukaszka surowo. - Niech zobaczą jak jest różnica w piosenkach pomiędzy krajami w pełni demokratycznymi a tym krajem!
5
5 (3)
 |  Written by Marcin Brixen  |  0
W szkole, do której chodził Łukaszek, odbywała się wywiadówka. Pan dyrektor przespacerował się po szkolnym korytarzu. Był zadowolony. Zza wszystkich drzwi dochodziły monotonne głosy nauczycieli.
Gdyby pan dyrektor miał wąsa, to uśmiechnąłby się pod wąsem, a tak to tylko się uśmiechnął.
I tak drzwi za drzwiami, klasa za klasą, trwały wywiadówki, tak samo: nauczyciel mówił a rodzice słuchali.
5
5 (2)

Pages