Marcin Brixen's blog

 |  Written by Marcin Brixen  |  0
Okazało się, że bar wegański działa także w niedzielę. - Nie marudźcie - z uśmiechem poprosił chłopaków pan w rurkach prowadzący kolonie wegańskie. - Ludzie też chcą gdzieś wyjść z niedzielę, spotkać się ze znajomymi, porozmawiać, zjeść na mieście... - O, to tak jak ja - ucieszył się okularnik. - Też bym chciał gdzieś wyjść z niedzielę, spotkać się ze znajomymi, porozmawiać, zjeść na mieście... - Możesz ich zaprosić tutaj - wtrącił Gruby Maciek, który w przeciwieństwie do tężyzny fizycznej, tężyzny umysłowej nie wykazywał. Pan prowadzący już się nie uśmiechał.
5
5 (4)
 |  Written by Marcin Brixen  |  0
O dziwo bar wegański jakoś prosperował. Mieszkańcy osiedla przychodzili, przeglądali ofertę i kupowali - ale raczej produkty tradycyjne. Czyli na ten przykład surówki. I na wynos.
Zdarzali się jednak tacy klienci, którzy dzień w dzień konsumowali coś na miejscu. Było ich mało, ale jednak byli. Do nich należał na ten przykład pan Sitko.
- Bo przychodzisz na piwo! - oburzała się jego małżonka.
- To wyciąg z szyszek chmielu, sama natura, a w dodatku uspokaja - informował ją z wyższością mąż.
- Mnie to akurat denerwuje!
- To weź też się napij!
5
5 (4)
 |  Written by Marcin Brixen  |  0
I mógł Łukaszek oponować ile dusza zapragnie, a i tak jego mama postawiła na swoim.
- Nie ma demokracji w tym domu - poskarżył się Łukaszek.
Dla mamy Łukaszka był to ciężki cios.
- Jak tak możesz w ogóle mówić! Czyż nie przedstawiłeś swojego zdania?! Czyż cię nie wysłuchałam?!
- I jaki efekt? - wzruszył ramionami Łukaszek. - Wyszło na twoje.
- Nie róbmy polityki! - mama przytuliła go serdecznie. - Chadzajmy na półkolonie!
- A w tym roku na jakie? - spytał tata Łukaszka przechodząc obok z kubkiem herbaty.
5
5 (3)
 |  Written by Marcin Brixen  |  2
- Słyszała pani? - zagadnęła mamę Łukaszka pani Sitko, dozorczyni bloku, w którym mieszkali Hiobowscy. - Kolejne państwo opuszcza Unię Europejską!
- Co tym razem? - zapytał tata Łukaszka wyłaniając się zza narożnika budynku. - Deutschexit?
- Ha ha, ale śmieszne - burknęła mama.
- Nie, proszę pana, nie - machała ręką dozorczyni. - Ten, no... Będzie Brexit!
5
5 (3)
 |  Written by Marcin Brixen  |  1
Szczęknął zamek, drzwi uchyliły się i do mieszkania dyskretnie wsunął się Łukaszek.
- A, jesteś wreszcie młody człowieku - odezwał się z pokoju tata. - Chodź mo tu i pochwal się.
Łukaszek wszedł powoli i niepewnie oświadczył:
- No owszem, wszedłem na szesnasty poziom w "Siecz i rąb", ale skąd wy wiecie...? Zresztą zawsze myślałem, że gry komputerowe was...
- Nie chodzi o te durne gry! - rozgniewała się babcia Łukaszka.
- On celowo robi z nas idiotów! - wtórował jej dziadek.
5
5 (4)
 |  Written by Marcin Brixen  |  1
Wydawać by się mogło, że trudniej o banalne urządzenie akustyczne niż tradycyjny dzwonek do drzwi. Albo jest sygnał, albo go nie ma. I tyle.
A tak naprawdę to nieprawda. Ile emocji mozna nim przekazać!
Dzwonek w mieszkaniu Hiobowskich wybrzmiewał natarczywie i alarmistycznie. Pełne złych przerzuć tata Łukaszka otworzył drzwi i o mało nie został staranowany przez panią Sitko. Dozorczyni wtargnęła do mieszkania, wpadła do pokoju, siadła na kanapie i głośno lamentując wzywała imienia boskiego. Za nią człapał posępnie jej małżonek trzymając w zaciśniętej dłoni pomiętą kopertę.
5
5 (2)
 |  Written by Marcin Brixen  |  0
Siostra Łukaszka pojechała do innego miasta. Sama. No i oczywiście tam zabłądziła. Na jej usprawiedliwienie trzeba dodać, że miejsca spotkania nie można było znaleźć nawet w internecie. Siostra stała na ulicy obcego miasta i bezradnie patrzyła na swój telefon. Wreszcie westchnęła i rozejrzała się i postanowiła kogoś zapytać. Akurat przed nią szło jakieś małżeństwo, starsze wiekiem i dość nietypowe gabarytowo. Duża pani właśnie opierniczała małego pana, a potem powiedziała, żeby tu zaczekał, bo ona idzie do jednego sklepu i zaraz wraca. Pan ciężko westchnął i zaczął czekać.
5
5 (2)
 |  Written by Marcin Brixen  |  0
Mąż dozorczyni bloku, w którym mieszkali Hiobowscy, pan Sitko, miał ciężkie życie. Ciężkość tego życia polegała na tym, że był żonaty, dzieciaty, bezrobotny i mieszkał w Polsce.
- I był alkoholikiem! - dodała z potępieniem pani Sitko.
- To akurat osładza tę ciężkość - skomentował pan Sitko.
Tego dnia, jak co dzień, skierował był swe kroki ku jednemu z osiedlowych sklepików, które na plusie trzymała tylko sprzedaż alkoholi i papierosów. Pod sklepem pan Sitko z radością ujrzał swojego kompana od butelki. Panowie przywitali się  serdecznie i weszli do sklepu.
5
5 (2)
 |  Written by Marcin Brixen  |  0
Tata Łukaszka znalazł tę informację na stronie internetowej szkoły, do której chodził Łukaszek. - Mówili o tym na osiedlu, od jakiegoś czasu - przyznała siostra Łukaszka. - Ale pomyślcie! To niemożliwe - skomentował tata. - Mało to już mówili w Polsce: niemożliwe, niemożliwe? - zamachał rękami dziadek Łukaszka. - Z Bożą pomocą wszystko jest możliwe! - Czyli jak ktoś się pomyli w rachunkach to nie jest to błąd ino cud - zauważyła kąśliwie babcia Łukaszka. Dziadek Łukaszka, obrażony, w ramach protestu odsunął kubek z nadpitą maślanką "Jak na kresach" i wyszedł.
5
5 (1)
 |  Written by Marcin Brixen  |  0
Takie właśnie zdanie prezentowali wszyscy, łącznie z Hiobowskimi. Ale wszyscy i tak oglądali, łącznie z Hiobowskimi. Mowa była oczywiście o konkursie Eurowizji.
- Oglądamy? - spytał dziadek Łukaszka.
- Mam do wyboru odrabiać lekcje - skrzywił się Łukaszek. - więc już wolę Eurowizję...
- Każdy uważający się za Europejczyka powinien oglądać - rzekła mama Łukaszka surowo. - Niech zobaczą jak jest różnica w piosenkach pomiędzy krajami w pełni demokratycznymi a tym krajem!
5
5 (3)

Pages