Świętość i hańba

 |  Written by Krzysztof Karnkowski  |  2
Porwanie i śmierć ks. Jerzego to jedna z pierwszych, nie dotyczących mnie bezpośrednio spraw, jakie zostały w mojej pamięci z dzieciństwa. Oczywiście pamiętam, gdy usłyszałem (mało rozumiejąc), że wprowadzono stan wojenny. Pamiętam ranek, gdy dziadek powiedział, że umarł Breżniew – ale właśnie, o tym słyszałem od innych, od dorosłych. Wspomnienie z października 1984 jest już trochę inne – obskurna kuchnia o nietypowym kształcie w naszym ówczesnym mieszkaniu na warszawskiej Ochocie, radio, nastawione na Wolną Europę i ta wiadomość. Za wiele jeszcze nie rozumiałem, ale zapamiętałem. Potem zdjęcia Popiełuszki u dziadków i własne odkrywanie ks. Jerzego i jego historii.

Historii ożywianej nie tylko beatyfikacją i procesem kanonizacyjnym, lecz również, a może nawet przede wszystkim, działaniami Wojciecha Sumlińskiego, od lat próbującego wydostać na światło dzienne prawdę o tragedii z października 1984 roku. Prawdę, na której nie zależy polskim elitom, ani świeckim, ani, co jeszcze bardziej bolesne, kościelnym. Polski kościół ma bowiem problem z bohaterami i męczennikami – widać to nie tylko w tym przypadku, lecz choćby wtedy, gdy obserwujemy postawę naszego episkopatu w sprawie działań i apeli dotyczących beatyfikacji rotmistrza Pileckiego. W nowej książce Sumliński opisuje zaskakujące (a może właśnie nie zaskakujące ani trochę, wtedy jest to jeszcze smutniejsze) zachowanie księdza prymasa Józefa Glempa w sprawie Popiełuszki. Również w ostatnich latach posługi ks. kardynała. Zachowanie polityków o solidarnościowych korzeniach, robiących wszystko, by sprawy nikt nie ruszył, by nie podważano wersji oficjalnej, która pruje się w zbyt wielu miejscach, by nie zadawać już żadnych pytań.

Z książki „Lobotomia 3.0” nie napisałem recenzji, ponieważ bałem się, że nie będzie obiektywna. Obserwując proces Wojciecha Sumlińskiego, czytając na bieżąco, co pisze i kilka razy z nim rozmawiając,  właściwie nie znalazłem w niej zbyt wiele nowych faktów. Jednak dla przeciętnego czytelnika, który nie jest tak mocno zaznajomiony z tematem może być to prawdziwy szok. Zmiana strategii wobec sprawy, którą najpierw chciano przedstawić, jako prowokację ze strony Solidarności i kościoła, by ostatecznie wyznaczyć kilku specyficznych, bo przecież nie niewinnych, kozłów ofiarnych; wszystkie tajemnicze zgony i złamane kariery osób, które odkryły rzeczy, które nie miały być odkryte; wreszcie – wątek ożywionych kontaktów na linii opozycja – władza wkrótce po morderstwie, który, moim zdaniem, wymaga rozwinięcia.
Z za tego wszystkiego coraz jaskrawiej przebija hasło „mord założycielski”. Dziś nie wiemy jeszcze, czy Polska w której żyjemy, narodziła się w ministerialnych i esbeckich gabinetach w symbolicznym roku 1984. Niechęć do wyjaśnienia tej potwornej zbrodni i odkrycia jej prawdziwych mocodawców wiele, zbyt wiele nam o tej Polsce mówi. Nie o tej jednej zresztą, ale ta chyba najgłośniej woła do nieba. Nie o pomstę, a o prawdę. Pojutrze obchodzimy 30-stą rocznicę, nie wiedząc nawet, czy to prawdziwa data śmierci, więcej nawet, mając podstawy, by ją kwestionować. I nie przeszkodzi to obchodzić jej tym, którym tę naszą niepewność zawdzięczamy. Tak, jak nie przeszkodziło im to zajmować pierwszych rzędów podczas beatyfikacji ks. Jerzego. Świętość i hańba.

PS. Cztery lata temu, świeżo po lekturze wydanych wówczas wspomnień Jerzego Dobrowolskiego, pisałem:

(…)Słowa pisane w roku 1984, po zmianie nazwisk i kilku okoliczności zdają się opowiadać o następstwach tragedii z 10 kwietnia zeszłego roku. Kolejne zwroty w śledztwie, podczas którego ksiądz Jerzy z ofiary stawał się współsprawcą, najgorszym wręcz z oskarżonych bandytów przypominają wrzutki po katastrofie smoleńskiej. Wtedy ksiądz, zrównany ze swoimi oprawcami, ofiara już nie brutalnego mordu, a mafijnych porachunków. Sąd nad Piotrowskim i kompanami zamieniony w akt oskarżenia przeciw Popiełuszce. Akt oskarżenia wygłaszany wspólnie przez prokuratora, sędziego i obrońców.

Po 10 kwietnia 2010 powtórka w nowej rzeczywistości i z użyciem nowej techniki. Zamiast sądu - komisja Anodiny, polscy posłowie i medialny chór. Na ławie oskarżonych - Lech Kaczyński, generał Błasik i pułkownik Protasiuk. Tylko w roli tego najgorszego zbrodniarza - osoba żyjąca, brat prezydenta Rzeczypospolitej. I powtarzający się wątek rzekomego pijaństwa- nieodłączny element podobnych sytuacji. To przez alkohol rzekomo zginąć miał przecież ksiądz Sylwester Zych. 

W tym roku minie 26 rocznica męczeńskiej śmierci księdza Jerzego, wcześniej jeszcze obchodzić będziemy pierwszą rocznicę jego beatyfikacji. Tymczasem, choć nie żyjemy już w roku 1984, to jednak tkwimy w nim cały czas.

 
5
5 (5)

2 Comments

Obrazek użytkownika Sawicki Marek

Sawicki Marek
Same POdchodzenie POlaków co mówią PO POlsku,ale już nie myślą po Polsku,w tych zbrodniach,daje bezkarność tym zbrodniarzom komunistycznym. Lobby komusze są tak silne,że bez bezwzględnej lustracji i dekomunizacji państwa,tylko możemy sobie pomarzyć o sprawiedliwości i ukarania morderców tych z wierchuszki. Towarzysze prokuratorzy i sędziowie stoją na straży,ich nietykalności. Sam naród nie chce by sprawiedliwość w Polsce wygrała,wybierając przez 7 lat POmocników POlszewi do rządzenia,a zatem dając mandat,by te zbrodnie były bezkarne. Pozdrawiam

Więcej notek tego samego Autora:

=>>