Adwokat diabła.

Wczoraj w programie Tomasza Lisa wystąpił m.in. Roman Giertych, niezależny „ekspert” od obarczania PiS-u odpowiedzialnością za przekręty w SKOK-ach, w które zamieszani są ludzie związani z Platformą.

Straty w wysokości trzech miliardów złotych, które wypłacono popnoć z bankowego funduszu gwarancyjnego, przypisał wszystkim SKOK-om nie wspominając, że ok. 2 miliardy 400 tys. zł., to straty, które spowodowały tylko dwie kasy – SKOK Kopernik (zarządzana przez ludzi związanych z Platformą) i SKOK Wołomin, w którym „interesy” prowadzili ludzie ze WSI.

Niby świetnie, że red. Lis zaprosił do programu prawnika, ale szkoda, że dopiero Jacek Kurski musiał niejako wyciągać na siłę od zaproszonego adwokata informację, że jest on adwokatem jednej z oskarżonych w aferze w SKOK Wołomin.

Jak widać, takie rzeczy dzieją się w Polsce, w telewizji publicznej, w „obiektywnym” programie Lisa. „Szczujnia”? Studio manipulacji na żywo?

Tak sobie myślę, że skoro zaproszono do studia obrońcę, czy pełnomocnika jednej z oskarżonych w aferze dotyczącej SKOK-u Kopernik, to dlaczego nie zaproszono też dla równowawagi prokuratora i sędziego. Czy nie tak powinien się odbywać sąd na SKOK-ami?

W trakcie wymiany zdań w studiu telewizyjnym Roman Giertych robił wszystko, byle tylko uniknąć odpowiedzi na pytanie Kurskiego, czy jest adwokatem jednej z oskarżonych w aferze w SKOK Wołomin? W pewnym momencie stwierdził, że nie wie, bo ma w sumie 500 klientów.
Kiedy człowiek pomyśli, że jakiś adwokat zajmuje się aż tak wieloma sprawami naraz, to włosy na głowie stają dęba. Bo po pierwsze, taki adwokat musiałby mieć głowę, jak koń. A po drugie, aż żal tych wszystkich ludzi, którzy powierzyli swój los tak zajętemu adwokatowi, że nie jest w stanie ich nawet spamiętać.

Media pisząc o Romanie Giertychu używają często sformułowania „adwokat władzy”. Ja zatytułowałem swoją notkę „adwokat diabła”. Nie wiem, czy to tytuł trafiony, ale nawet, jeśli nie, to nie wypada mi przecież przepraszać diabła.