Ambicją – odrodzenie elit, odwagą – Państwo Polskie

 |  Written by Warszawa1920  |  0
Za nami kolejny 1 marca, choć jeszcze przez szereg dni, w różnych częściach Polski, będą uroczystości pamięci. Niewątpliwie tegoroczne obchody tego wielkiego święta były inne od poprzednich. Były lepsze. Bo był Prezydent, był minister Obrony Narodowej, marszałkowie Sejmu i Senatu, generalicja, kompania honorowa Wojska Polskiego. Były awanse oficerskie i oficjalne, państwowe uhonorowanie Żołnierzy Wyklętych. Państwo Polskie, to formalne, zinstytucjonalizowane, nie tylko wzięło udział w święcie, ale też wypowiedziało przy tej okazji zdania o włączeniu dzieła tych żołnierzy do swojego dziedzictwa. To wszystko bardzo ważne. To pewna oczywista, zupełnie elementarna, praca formacyjna; to przywrócenie porządku wartości, tych etycznych, i tych narodowych. Czy jednak tylko o to nam chodziło w latach poprzednich?
 
Weronika Sebastianowicz „Różyczka”, Żołnierz Wyklęta z Grodzieńszczyzny, tam do dziś mieszkająca, awansowana przez ministra Antoniego Macierewicza z dniem 1 marca 2016 r. do stopnia majora, 25 lutego, podczas konferencji w Sejmie „Żołnierze Wyklęci. Droga Wolnych Polaków”, piękną, kresową polszczyzną powiedziała m. in.:
„(…) Nie chcę zaczynać od tych 13 lat, kiedy złożyłam przysięgę i podjęłam walkę o wolność Ojczyzny. To za długo. Nie będę opowiadać o areszcie, o więzieniach, o Workucie, o Syberii, ale dziś cierpię, bo mam rozbitą czaszkę, mam złamane palce w drzwiach i to wszystko przeżyliśmy. Rodzice i ja mieliśmy wyrok 60 lat lagrów stalinowskich, z których prawie 20 odbyliśmy. Może lepiej będzie, i króciej to będzie, i spokojniej, jak Państwu opowiem, jak żyjemy teraz, na tych Kresach Wschodnich. Jak jest teraz, że komunizm panuje i ta czerwona zaraza jest taka straszna, że tak dokucza nam, tylko – jesteśmy wierni. Wierni Bogu i Ojczyźnie i nigdy nie zdradziliśmy. Nieraz słychać od historyków, że Armia Krajowa przegrała. Nigdy z tym się nie pogodzę! Może nie wygraliśmy, ale nie straciliśmy ducha polskiego! Po rozwiązaniu Armii Krajowej w 45 roku i zniesieniu przysięgi, nie pogodziliśmy się z tym i (…) powtórnie złożyliśmy przysięgę, żeby iść dalej pod sztandarem Armii Krajowej. I do dziś idziemy pod tym sztandarem, bo dla nas nie skończyła się jeszcze walka! Co prawda nie mamy tak wielkiej nadziei na szybki powrót Ojczyzny, ale dzisiaj walczymy o godność człowieka, o godność Polaka, która tak bardzo u nas niszczy się. Pod pierwszym numerem to jesteśmy my wrogiem dla nich. Polska i Polacy tam mieszkający. I dlatego, nie zważając na to wszystko, Kochani, jak mamy, dobrze nam, źle, nie krzyczymy, ale robimy swoje sprawy. Robimy renowacje cmentarzy, sprzątamy, składamy się na paliwo i jedziemy na cmentarz. (…) Na wielki żal, że Koledzy moi, ze Stowarzyszenia, są niepiśmienne. A stało się tylko dlatego, że ostatnie lata dochodzili już z wiosek, z roli, mieli po parę klasy tego wykształcenia, potem lagry stalinowskie, śmierć, powrót przez 10 – 15 lat i obory, kołchozy, i więcej nic nie widzieli w swoim życiu. Ale, Szanowne Państwo, zapraszam do nas, na te Kresy Wschodnie. Żeby nauczyliście się, jak kochać Ojczyznę, jak kochać wiarę naszą, polską, jak szanować nasze tradycje. I jak żyć w takich warunkach, w jakich my żyjemy. (…) powstali fundacje, stowarzyszenia, takie, jak Odra – Niemen, łagierników (…) i oni zaczęli się starać. Piszą po setki wniosków. Pisali do władz, żeby pomogli, pomogli dla tych Kombatantów za granicą, żeby można Ich było zaprosić tu, żeby przyjechać, żeby czuć się naprawdę człowiekiem. Bo rano wstajesz, i wieczorem, w telewizji, w gazetach, słyszysz tylko: „Bandyci, niedobitki polskie.” (…)”

Czy to wystąpienie na miejscu? Wszak mamy już i „naszego” Prezydenta, i „nasz” rząd, i „nasz” parlament! Wszystko polskie, wolne, odzyskane! WRESZCIE! A może jednak słowa o „nauczeniu się patriotyzmu” dopiero tam, na Kresach, nie są przekornym wyolbrzymieniem? Może powinniśmy się wsłuchać w oceny ludzi z samego przecież jestestwa polskości, ale mimo jakby i trochę obserwujących nas z zewnątrz, bo spoza Curzońskich miedz? Czy już rzeczywiście posiedliśmy ostateczną wiedzę, jak ma wyglądać Polska? A może jest tak, że ów świetny/święty plan przywrócenia suwerennego, niepodległego, wolnego, POLSKIEGO! Państwa, to kilka nazwisk i absolutna pewność, że te osoby „już dobrze wiedzą, co i jak należy zrobić”? No bo jakie są te cele obecnej polskiej państwowości? Czego my, wyborcy Andrzeja Dudy oraz Prawa i Sprawiedliwości, oczekujemy od naszych wybrańców? Czy te oczekiwania są zaspokajane? Pod jakim sztandarem iść chcemy, a pod jakim – idziemy? Czy jest zgoda pomiędzy słowami wypowiadanymi o Żołnierzach Wyklętych przez dziś rządzących i politycznymi decyzjami tych ostatnich?

Narodowy Dzień Pamięci „Żołnierzy Wyklętych” w głębokim swym sensie jest – póki co daremnym – wołaniem o powstanie polskich elit, o obudzenie się tych Polaków, którzy mogliby do tych elit zostać zaliczeni. Być może największym dramatem współczesnej Polski jest brak „społeczności” autentycznych przywódców, wiarygodnych autorytetów narodowych. Nie pojedynczych elektronów, których zapewne moglibyśmy doliczyć się wielu, ale integrystycznej, odpowiednio licznej względem 60 milionowego Narodu, a co najistotniejsze odważnej w swoim oparciu o etykę katolicką, polskie dziedzictwo historyczne, ojczystą kulturę, o konstytutywne dla naszych losów paradygmaty wolności i sprawiedliwości. Barbarzyński mord, dokonany przez rosyjskich okupantów (w polskich mundurach) na IV Zarządzie Głównym WiN, to przecież jeden z ostatnich akordów przynajmniej próby aktywnego uczestnictwa w życiu publicznym tego przywództwa Polaków, które zostało wychowane w II RP, w jej tradycjach i etosie. Jego ostatnich herosów. I choć potem żyli jeszcze ludzie formatu „Pługa”, czy „Klamry”, choć jeszcze przez kilka lat z bronią w ręku walczyli nieliczni już Wyklęci, to jednak dokonywała się już ta zagłada, o której tak proroczo pisał Józef Mackiewicz – zabijanie przez komunizm polskiego ducha. Na emigracji istniało Państwo, ale nawet jeśli dawało nadzieję na restytucję Najjaśniejszej w oparciu o wartości Polski międzywojennej, to przecież Jego przedstawiciele nie odegrali ŻADNEJ roli po 1989 r. Tak, jak nie odegrali Herbert, Anna Walentynowicz, płk. Kukliński. Jak – w istocie – nie odegrał też Jan Paweł II.
 
Coraz bardziej chyba zapominany śp. Janusz Kurtyka od początku swej drogi naukowej (i służby publicznej) miał niezwykle spójny i konsekwentny program najpierw uświadamiania nam naszej wyjątkowej historii, a potem kreowania w odniesieniu do niej nowej polskiej elity. Tak odległe, wydawać by się mogło, zainteresowania badawcze tego wybitnego historyka – mediewistyka i dzieje najnowsze Polski – nie są przypadkowe, spaja je jedna wielka idea: Nie ma narodu bez odważnych przywódców! Zarówno, gdy pisał o Tęczyńskich, jak i w latach redagowania „Zeszytów Historycznych WiN”, pracował nad tym samym: przypominaniem o ludziach, którzy kreowali, współtworzyli polskość, byli jej zaczynem i urzeczywistnieniem. Wizja była jasna i niezwykle ważna dla przywracania Polakom początków XXI w. dumy z przynależności do swojej wspólnoty. Po objęciu prezesury IPN zamysły zaczęły zmieniać się w czyny. To właśnie po roku 2005 Polska usłyszała już donośne wezwanie o pamięć po Żołnierzach Wyklętych. Pedagogika wstydu w wydaniu jedwabieńskim – symbol kierowania Instytutem przez kieresa (dzisiejszego obrońcę demokracji z sanhedrynu przy Al. Szucha 12a) – została odrzucona. Bo była zbudowana na kłamstwie i fałszu. Przyszedł Człowiek, który powiedział, że należy działać tak, by wzorami stawały się dobro i piękno, coś najzupełniej oczywistego. Ale jakoś wcześniej były z tym problemy. Czy i dziś ich nie ma? Dlaczego w ogóle trwa dyskusja o „uwarunkowaniach” zaprzaństwa? Czemu jako wspólnota godzimy się na udział w rzekomym sporze nie o rzeczywistą rolę wałęsy w historii Polski po, co najmniej, 1980 r., ale sporze narzuconych nam dywagacji o bardzo dużym lub „tylko” dużym udziale tej kanalii w – też nie podlegającemu krytyce – zniszczeniu komunizmu? [Nie będę stosował reguł języka ojczystego do osób i zjawisk z moją Ojczyzną walczących.]
 
Zostaliśmy dziś wepchnięci w antypolski klincz, przedstawiany jako normalny w demokracji spór polityczny pomiędzy „równoprawnymi” podmiotami. Jeśli nie chcemy stosować zasad moralnych i w ogóle odrzucić dyskusję ze zdrajcami, dlaczego nie odwołujemy się przynajmniej do logiki? Gdy zatem racją istnienia Trybunału Konstytucyjnego okazuje się niemożność zrozumienia przez „ogół” jakiś związków frazeologicznych używanych w legislacji, kierujmy projekty norm prawnych do językoznawców, a nie prośmy post factum jakiś 15 samozwańczych mędrców Syjonu, jedynych w 40 milionowym społeczeństwie potrafiących dokonać egzegezy słowa, czy przecinka. PiS na własne życzenie (a może nie na własne? …) otwiera bezsensowne fronty wyniszczających, zwłaszcza czasowo!, konfrontacji z obozem antypolskim. Miast pokornie dreptać po lepkich od kłamstwa redakcjach przy Wiertniczej, czy Czerskiej, wziąłby się wreszcie za przygotowanie ustawy pod groźbą więzienia zakazującej koncentracji przez pozapolski kapitał dużych części rynku medialnego w Polsce. Kompletnie nie rozumiem, co kieruje politykami PiS przychodzącymi „na dyskusje” do takich gnid, jak olejnik, gugała, morozowski, czy żakowski. Czy sprawia im to przyjemność, czy ktoś im każe to robić, czy są tak głupi, próżni i cyniczni? Skupcie się na polonizacji mediów publicznych i uczyńcie z nich ośrodki prawdziwej informacji i debaty rzeczywiście MIĘDZY POLAKAMI! Nawet lemingom znudzi się w końcu oglądanie 24 godziny na dobę wzajemnych wynurzeń czapińskiego i giertycha, a firmy najszybciej przeliczą to na sens umieszczania swoich reklam w programach stacji założonych przez SB i II Zarząd. Zresztą nie to jest ważne, kluczowe jest pokazanie – WRESZCIE! – że tu nie ma sporu, że tu z jednej strony jest prawda, a z drugiej chęć zniszczenia polskości i że nie ma zgody na podawanie ręki zdrajcom.

Polsce potrzebna jest realna wojna z komunizmem w każdym przejawie życia publicznego i nie wierzę, że bastiony tego ludobójczego systemu przetrwały jedynie w wojsku. Tak bowiem można by sądzić obserwując gigantyczny wysiłek faktycznie podjęty przez Antoniego Macierewicza przeciwko środowiskom peerelowskim i równie tytaniczne starania innych ministrów, w tym także w Kancelarii Prezydenta Andrzeja Dudy, by interesów tych samych środowisk istotnie nie naruszyć. Co stoi na przeszkodzie ujawnieniu aneksu do raportu likwidacyjnego WSI? Czemu Naród nie może poznać prawdy o męczeństwie ks. Jerzego? Czy Państwo Polskie uważa, że wystarczy film fabularny, by wypowiedzieć słowa o przeprowadzonym przez Ukraińców ludobójstwie Polaków na Wołyniu? Kiedy Zgromadzenie Narodowe nazwie lata 1944 – 1989 (a może i dłużej) okupacją rosyjską? Czy gawiedzi ma wystarczyć sejmowokorytarzowa publicystyka Jarosława Kaczyńskiego o gestapo i kolaborantach? Uznania np. UB, IW, KBW, II Zarządu, SB, czy WSW za organizacje zbrodnicze i antypolskie, rozumiem, się nie doczekamy? Bo … Właśnie: „Bo” co? Tak, jak jest „bo” dla nie upublicznienia cieni kładących się za wklepanym do głów Rodaków gwoździami propagandy WSI „gapiostwem” komorowskiego? To wszystko są sprawy nie tylko możliwe do realizacji, ale wręcz krytyczne dla przyszłości Polski. Jako Polski. Ale do tego niezbędna jest odwaga. To cecha nieobca także ludziom anonimowym, w przypadku jednak konieczności działań dla dobra całej wspólnoty narodowej taka odwaga wynika z elitarności. Tej zaś nie potrafimy do dzisiaj odnaleźć, w znaczeniu alegorycznym, ale i dosłownym. Pogrzebana haniebnie na powązkowskiej „Łączce”, wraca do nas z tak olbrzymimi problemami, że można postawić pytanie o to, czy my jej w ogóle chcemy. 24 lutego br. podczas otwarcia w Muzeum Wojska Polskiego wystawy poświęconej Żołnierzom Wyklętym, Syn zamordowanego przez komunistów w 1952 r. kmdr. Stanisława Mieszkowskiego przypomniał o postulatach, jakie On i inni Pamiętający zgłosili w liście do premiera Jana Olszewskiego w 1992 r. Mija 25 lat, a są to w przeważającej części apele wciąż aktualne. Co bowiem „państwo” istniejące od 1989 r. zrobiło w kwestii przywrócenia czci, godności i honorów zamęczonym i prześladowanym przez rosyjskich okupantów i ich polskich służących? Nie poprzez uwłaczające jednostkowe procesy rehabilitacyjne, ale systemowe, konstytucyjne uznanie antypolskości, nielegalności i zbrodniczości systemu władzy po 1944 r. oraz cierpień i krzywd jego ofiar. Czy w ogóle oficjalnie, prawnie nazwało i czy ukarało wszystkich oprawców z tych lat terroru? Jak potraktowało i jak wciąż traktuje sprawę odszukania, ekshumacji i identyfikacji zamordowanych przez funkcjonariuszy formalnego poprzednika tzw. III RP (nigdy wszak na poziomie państwowym nie nastąpiło odcięcie się od ustroju komunistycznego i nawiązanie do II RP)? Czemu wciąż, i wciąż, pozwalamy na to, by w warstwie pamięci kontynuować i niejako uzupełniać to, co Rosjanie oraz Niemcy zamierzyli, a potem przeprowadzili w Katyniu, Smoleńsku, akcji AB?
 
 
Gen. Antoni Heda „Szary”, na pytanie o Jego dylematy przy podejmowaniu decyzji o zbrojnej walce z rosyjskimi okupantami, powiedział, że nie miał żadnych, bo przed Nim, i wszystkimi Polakami, takimi, jak On, wtedy, wybór był jeden: Polska będzie albo heroiczna i niepodległa albo zniewolona i skundlona. Oni wybierali, bezwzględnie, heroizm. Dziś dzięki temu mamy gotowe wzorce działania prywatnego i publicznego, autorytety, w oparciu o które można nie tylko godnie indywidualnie żyć, ale także budować elity współczesnej Polski. Bohaterów ukazaliśmy i wymieniliśmy podczas apelu poległych Ich nazwiska. Czy mamy odwagę, by idee, w imię których oddali to, co mieli najcenniejszego, rzeczywiście przyjąć za fundamenty naszej Polski?
 
 
O Polsce warto myśleć. I dla Niej pracować.
5
5 (1)

Więcej notek tego samego Autora:

=>>