Bez wyroku, bez redakcji?

 |  Written by Krzysztof Karnkowski  |  0
Już przy okazji rozmowy Aleksandra Majewskiego z Dariuszem Lorantym miałem trochę problem ze sposobem pisania tego pierwszego, jednak ta szczepionka nie wystarczyła, bym  nie miał problemu z książką „Bez wyroku”. Zacznę jednak od pozytywów, bo jest o czym mówić. Majewski podejmuje tu temat, który często zajmuje go jako publicystę – historii ludzi, mniej lub bardziej skrzywdzonych przez polski wymiar sprawiedliwości i służby. Zatrzymywanych na podstawie wątpliwych przesłanek, skazywanych bez dowodów, uczestniczących w przeciąganych ponad jakakolwiek przyzwoitość procesach – historie, jak ta Wojciecha Sumlińskiego, tyle, że bez wielkiej polityki. A czasem wręcz przeciwnie – polityka jeszcze większą, globalna wręcz, jak w przypadku pewnego nieśmiałego chłopaka, który ze swojego pokoju za bardzo wczuwał się w fora jihadystów, co zresztą jest najbardziej dla mnie najmniej oczywistą chyba z opisanych historii. Kolekcjonerzy, skazywani za legalnie posiadanie przedmioty. Hobbiści, podejrzewani o terroryzm. Szemrani świadkowie koronni, której to instytucji Majewski bardzo nie lubi i ma ku temu mocne podstawy. Bardzo dobrze, że o tym pisze i opowiada.

Historia Sumlińskiego też zresztą się tu pojawia, choć, co ciekawe, nie jest zbyt mocno wykorzystywana w promocji. Może ma to związek z oskarżeniami o plagiat, które sam Majewski przytacza i próbuje się jakoś z tym problemem uporać.  Tu jednak pora przejść do minusów. Majewski pisze o rzeczach ważnych, tyle, że nie zawsze chyba później jeszcze to czyta przed wysłaniem dalej. Pełno jest tu niepotrzebnych powtórzeń („ Sprawa osiemnastolatki z Kutna, która zabiła mężczyznę próbującego ja zgwałcić, pokazuje, że każdy może znaleźć się po drugiej stronie. Dziewczyna od marca przebywa w areszcie. Grozi jej 10 lat więzienia. Broniąc się przed gwałtem, zabiła napastnika. Teraz grozi jej 10 lat więzienia”), autocytatów (dodane na końcu powiązane artykuły z wpolityce.pl to całe akapity, znane już z tekstu, dodatkowo autor najwyraźniej kopiował je ze strony, stąd w tekście odsyłacze do innych artykułów, dobrze, że bez reklam), ton czasem pretensjonalny, czasem zbyt afektowany („w towarzystwie uroczej rudej damy ze Szkocki o imieniu whisky spędziłem dziesiątki godzin, rezygnowałem ze snu” – może warto potem odespać przygodę i przeczytać jeszcze raz?) co mi osobiście mocno w lekturze przeszkadza, Majewski – człowiek pióra, czy raczej klawiatury, zostaje daleko za Majewskim – człowiekiem walki. Dlatego też, choć w zmaganiach z niesprawiedliwym polskim systemem będę mu kibicować, mam nadzieję, że następnym razem dostanie bardziej wymagającego i czujnego redaktora do swoich książek.

Jest jeszcze jedna sprawa. W „Bez wyroku”, obok sprawy Sumlińskiego, Sławomira Opali, rapera Żuroma i kilku innych, jest też opisana historia punkowego wydawcy z Trójmiasta, którego imię zostało w książce zmienione. Znam te sprawę, kupowałem płyty od jej bohatera, nawet cos tam wpłaciłem mu na adwokata. Uważam, że nie powinien mieć podobnych kłopotów. Z drugiej jednak strony mam wrażenie, że w poświęconej mu części autor liczy, pewnie słusznie, na słabe zorientowanie czytelników w subkulturowych niuansach i trochę za bardzo postać „Andrzeja” wygładza.

Aleksander Majewski, Bez wyroku, Fronda 2016
5
5 (3)

Więcej notek tego samego Autora:

=>>