
Mam swoje lata, więc moja Mama – tym bardziej. Nic dziwnego, że naciągam ją na opowieści z czasów, które tylko ona może pamiętać. Ostatnio opowiedziała mi epizod z czasów okupacji, którego z pewnością nie znajdę w podręcznikach historii.
W pierwszych latach wojny mieszkała z rodziną w Warszawie, przy ul. Pawiej. Podczas bombardowania zniszczona została mieszcząca się w pobliżu wytwórnia przetworów, więc okoliczna ludność rzuciła się by „ratować” ocalałe słoiki, a wśród amatorów korniszonów był jej brat, Tadek.
Jego ojciec (mój dziadek), który wraz z innymi krył się podczas bombardowania w bramie kamienicy, w obawie o los syna nie pozwalał mu wychodzić z bramy na ulicę. Reszta rodziny, Babcia i klkoro rodzeństwa skryło się w piwnicy, której okna chroniły worki z piaskiem.
Tadek wpadł na pomysł i skłamał, mówiąc ojcu, że Babcia woła go do siebie. Dziadek udał się do piwnicy, a Tadek przebiegł przez ulicę po upragnione ogórki. Wtedy spadła bomba, która zniszczyła fasadę budynku i wybuchła w bramie. Według relacji Mamy zginęło wtedy 11 osób.
Jej brat i ojciec ocaleli.
Obaj polegli kilka lat później w Powstaniu.