Ale oprócz Łysiaka pisarza istnieje też Łysiak felietonista. Jego artykuły niektorych zachwycają, inni, wręcz przeciwnie, uważają je za słabe. Cóż, swoją opinię na ten temat mam, nie jest ona jednak szczególnie istotna. Tym razem jednak Łysiak podpadł medialnemu establishmentowi, również temu prawicowemu, plują na niego od poniedziałku prawie wszyscy, od Gazety Polskiej do Gazety Wyborczej.
Co takiego uczynił Waldemar Łysiak, człowiek ,którego patriotyzmu nie da się kwestionować, a erudycji zaprzeczyć - choćby nie cierpiało się jego książek i artykułów? Coż, to co zwykle, popełnił felieton, Feleiton, w którym po raz kolejny (bo czyni tak od samego początku) odważył się zaprzeczyć oficjalnej medialno-propogandowej wersji wyadkó na Ukrainie, od czasów Majdanu począwszy. Z tym co napisał, ciężko polemizować, bo przedstawia nie tylko swoje analizy, ale operuje faktami. A fakty, rzecz przykra. W artykule "Muzyczka Majdanau", zamieszczonym w ostatnim numerze "Do rzeczy", pisze Łysiak tak:
Ciekawe, prawda? I jakby odmienne od obowiązującej nas matriksowej wersji ukraińskiego światka majdanowego. Cytuje Łysiak lidera ukraińskiej partii nacjonalistycznej "Swoboda", Olega Tiahnyboka, który mówił wprost: „polskie robactwo trzeba było wyplenić jak Wołyń długi i szeroki”, pisze o transparentach z napisami „Rżnij Lachów i Jewrejów!”. Po przypomnieniu czytelnikowi co działo się w czasie rzezi wołyńskiej, przypomnieniu o masakrze ponad sty tysięcy Polaków, Waldemar Łysiak rozprawia się też z mitem, jakoby obecny rząd ukraiński był wolny od wpływów banderowskich i nacjonalistycznych. Jaceniuk jest wielbicielem UPA, co niespecjalnie ukrywał, wicepremier ukraińskiego rządu Ołeksandr Sycz to historyk nacjonalista, propagator „Dekalogu ukraińskiego nacjonalisty” - łatwo zgadnąć, co zawiera książeczka o tak wymownym tytule, lektura obowiązkowa w OUN. Dyrektorem ukraińskiego Instytutu Pamięci Narodowej jest niejaki Włodymir Wiatrowycz, znany z fałszowania akt ukraińskiej służby bezpieczeństwa - fałszowania w celu - a jakże - wybielenia UPA. O nominacji tego ostatniego pana zdarzyło się i mnie wspomnieć, o ile pamiętam.Śpiewka pt. Janukowycz przy pomocy snajperów Berkutu zamordował kilkudziesięciu protestujących — została urobionej już publiczności sprzedana bardzo łatwo. Ale nie publiczności Zachodu. Tam bowiem media opublikowały nagraną podsłuchowo rozmowę telefoniczną estońskiego ministra spraw zagranicznych, Urmasa Paeta, z Wysokim Przedstawicielem UE ds. Zagranicznych, panią Catherine Ashton. Estończyk poinformował ją, że ma zeznanie działaczki Majdanu, lekarki Olgi Bohomolec, iż strzelający do milicji i do protestujących snajperzy nie byli od Janukowycza, tylko od Prawego Sektora, i że estońskie służby wywiadowcze potwierdzają to. Ashton odparła, że NATO-wskie służby również już to wiedzą, ale nie wolno zezwolić, by sprawa zaznała rozgłosu. Później się okazało, że prawosektorowe sztucery z lunetami waliły po równo obie strony konfliktu, i że spośród 410 hospitalizowanych funkcjonariuszy milicji aż 130 ma snajperskie rany postrzałowe.
Tych i innych faktów jest w artykule Łysiaka mnóstwo, naprawdę "przywalił z grubej rury", bez litości. Brawo, panie Waldemarze, brawo.
Oczywiście nie pozostawiono na autorze artykułu "Muzyczka Majdanu" suchej nitki. Sypnęły się świetnie świadczące o "adwersarzach" epitety typu "idiota". Ruskim agentem trudno Waldemara Łysiaka nazwać nie narażając się na zarzut śmieszności, ale już co "tęższe głowy" wydedukowały, że Łysiak "przysłużył się Kremlowi". Czym się przysłużył, że tak zapytam? Pisaniem niewygodnej prawdy: kto naprawdę rządzi na Ukrainie i jaki jest ich stosunek do Polaków? Nie brakuje też bajeczek, jakoby Łysiak napisał artykuł, aby... polemizować z synem, który pisuje na łamach Gazety Polskiej. To już wyższej klasy ekwilibrystyka umysłowa. Po pierwsze Łysiak pisze to samo, swojej opinii nie zmienił - od stycznia. Ba, od 10 lat ostrzega przed resentymentami, które żywią do nas Ukraińcy i Litwini. Po drugie - co ma piernik do wiatraka, a stosunki Łysiaka z jego synem do treści artykułu? Nic. Akurat ta ploteczka powstała w "kręgach zbliżonych" do S24, nawet wiem kto jest autorem "śmiałej hipotezy" - potem poszło w świat.
Prawda bywa niewygodna, a dysonans poznawczy często uwiera. Polacy przywykli już do ukraińsko-majdańskiej mitologii. A tu taki zong - trzeba by przyznać, że zostało się nabitym w butelkę, ba, skutkiem mogło być publiczne wyarażanie niczym nie uzasadnionej, tak naprawdę, sympatii do ukraińskiej "rewolucji" (tak naprawdę - krwawego zamachu stanu). Stąd rozmnożyły się ataki ad personam na Łysiaka, ponieważ z przedstawionymi przez niego faktami naprawdę nie da się polemizować. Trzeba z niego zrobić wariata, oszołoma, idiotę, który kieruje się dziwnymi motywami...
A motywy są bardzo oczywiste.
Sam Łysiak wielokrotnie w swoich książkach przytacza szlachetną dewizę, którą przyjął za swoje credo.
"Prawda przeciw światu!"
To wielkie słowa. I ja też, przeciw światu, będę Łysiaka bronił. Piękne panie i panowie, ladies and gentlemen - czasem trzeba ujrzeć rzeczywistośc taką, jak wygląda naprawdę. Choćby było nam z tym niewygodnie, choćby było nam trochę wstyd. Mylić się jest rzeczą ludzką, zostać oszukanym to nie dyshonor, jedyne co jest niewybaczalne, to trwać w błędzie świadomie. Mnie jest w tym momencie łatwo, ja też dawno dawno temu ostrzegałem przed zbytnim majdano-entuzjazmem. Choćby tutaj, w notce (nie licząc rożnych komentarzy, gdy gościłem u innych blogerów) napisanej jeszcze w lutym: http://blog-n-roll.pl/pl/bandera-zamiast-lenina#.VBxQ6hK0NOI
Zanim wymierzycie we mnie ciężką artylerię krytyki, (czyli odsądzicie od czci, wiary, rozumu i patriotyzmu), przeczytajcie artykuł Łysiaka, koniecznie przed pierwszą salwą. Można go znaleźć tutaj: http://www.klubinteligencjipolskiej.pl/2014/09/przestancie-popierac-ukra... .
Przeczytajcie - bo warto.
Przeczytajcie - bo to wstrząsające.
A ja będę miał tę satysfakcję, że będąc atakowany, znajdę się w dobrym towarzystwie. Lepszym, niż kompania sztandarowego piewcy Majdany, redaktora Adama Michnika. Przepraszam, to bardzo złośliwe z mojej strony - choć prawdziwe. Chętnie przyznam dla równowagi, że również wielu mądrych i porządnych ludzi potwornie się myli, co do interpretacji wydarzeń na Ukrainie.
Zakończę cytatem z Mistrza:
Ano tak, ano tak...Gdyby polskie władze i polskie (nie tylko „mainstreamowe”) media poświęcały polskiej krwi rozlanej bestialsko na Wołyniu przez Ukraińców (sto kilkadziesiąt tysięcy zakatowanych w latach 1943-1945) jedną tysięczną tej empatii, tej pamięci, tego współczucia, tego hołdu, jaki poświęcały krwi przelanej na Majdanie w lutym bieżącego roku (kilkudziesięciu zastrzelonych) — moje pretensje byłyby mniejsze.
(fot.: Interia)
77 Comments
Mam podobnie.
20 September, 2014 - 12:52
Ukraina budująca dziś swą
20 September, 2014 - 01:13
Ba, gdyby Tymoszenko była niechlubnym wyjątkie - ale nie jest. Oni wszyscy jednakiego sortu, kilka klikę zwalcza. Szkoda normalnych, szarych ludzi, może jak się z antypolskiej fobii wyleczą, na która chorują nagminnie, ukraińska ebola taka, to z czystym sumieniem można będzie się z nimi bratać. Na razie - to samobójstwo. Zejdzie minium z 20 lat, w sprzyjajacyh warunkach, zanim dojrzeją.
Ej, a tak na marginesie. W notce piałem o atakach "ad personam".Więcej i dłużej odpisałem wyżej - ale na tym Łysiaku suchej nitki nie zostawileś, nie? Jak się przeszłoscią chlubił, jak pozwolił do siebie "mistrz" mówić (czy tez sam się nazwał, nie pomnę). Fine. A teraz jeszcze raz brutalnie: ataki ad personam dyskwalifikują atakującego. Cholera, gadajmy o konkretach, o tym co ktoś pize - udowodnij mu kłamstwo, pierwszy kolano ugnę. powiem: nie miałem racji, on kłamał czy tam pomylił się.
A tak, to co?
Łysiak się sam obroni. co do zarzutów co do czasów PRL, pózniejszych, nakładów i popularności. Jednak - dobre książki pisywał, nieprawdaż?
Większośc jego adwersarzy, tych własnie ad pesonam jadacyh równo - takich książek nie napisze. Ech, ból, pozostaje zawiści współczuć. (?/)
Nie, to moja obłuda, zawiści współczuć nie umiem.
Idę spać, późno. A polsce Tuska człowiek długo nie śpi, nawet jak sobota.Tak nam świetnie,
Ale, jedna sprawa.
Widzę, że w tej sprawie nie zgadzamy się dramatycznie. Cóz, jak pisałem, bywa.
Ale chciałem jeszcze jedno napisać. JA Twoje komentarze, Nurni, napradwe cenię i lubię. Jeśli gdzies, w któryms momencie, przy naszej polemice, nastpaił zgrzyt i być może poczułes się urażony - z góry przepraszam. Nie było to moją intencją. Czy na bieżącą chwilę możemy pozostać na stanowiskach "ech, ty głupcze, ja wiem, że chcesz dobrze, i ogólnie jest z ciebie kawał przyzwoitego faceta i dobrego Polaka, ale tak strasznie nie masz racji. I nie jest z ciebie głupi gość, ale tutaj, akurat, coś cię opętało"? :)
Bo tak byłoby dobrze, i fajnie. Nie? :)
pozdrawiam, z oliwną gałązką...
I lecę spać, jutro mam od cholery na głowie, od samego rana. :)
"Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo."
Nurni,
20 September, 2014 - 13:22
Ale Baczyński nie był wojownikiem, który zaczął pisać. Nie wiemy jakim byłby nie-wojownikiem. Możemy się domyślać jakim byłby poetą, gdyby po tym wszystkim jeszcze chciał być...
Autor "Fletu z Mandragory" nie miał szansy zostać wojownikiem, żył w nieciekawych czasach, tak jak my, którzy też nie staliśmy się (jak na razie) wojownikami, i nie ma sensu umniejszać mu z tego powodu.
Dwóch takich miało szansę przelać nie tylko słowa na papier, ale jednemu się nie udało przedostać, a drugi był zbyt słaby, by nosić broń. Przecież jednak nie mamy o to do nich pretensji - robili, co umieli najlepiej. Więc powtarzam: nie jest uczciwe przykładanie miarki krwi do Łysiaka. Nawet jeżeli felietonistą beznadziejnym jest. (Bo jest).
Tyle w drugiej kwestii.
Co do pierwszej - nie widzę związku. Nie widzę związku między zagrożeniem ze strony Rosji, a zagrożeniem ze strony Ukrainy. Ani synergicznego, ani wzajemnie się znoszącego.
Nie wdając się w szczegóły, które zagrożenie jest bardziej, ani w szczegóły operacyjno-taktyczne, czy gdyby Rosja (albo Ukraina) zaczęła wojnę z Niemcami, które także sobie zagięły parol na Polskę. To po czyjej powinniśmy stanąć stronie?
Rozumiem, że po stronie napadniętego?...
To znaczy, że gdyby Niemcy (albo Ukraina) wysłały swoich "zielonych ludzików" do Rosji, to powinniśmy?...
Max
20 September, 2014 - 02:42
Waldemar Łysiak znany jest przede wszystkim z "Fletu z mandragory". Oczywiście swoje miejsce mają tak jego ksiązki napoleńskie jak i malarstwa człowieka białego. Pewną, choć dla mnie już dziwną popularnością cieszyły się i jego Konkwisty czyli sprawnie napisane ksiązki sensacyjne.
Łysiak próbował tez być Tyrmandem w lepszych i najlepszych, ale pomińmy te próby milczeniem. Nawet jeśli napisane to było sprawnie i nie narzekam że straciłem kilka godzin.
Nie rozumiem za to czemu, absolutnie w mojej opinii najlepsza książką Łysiaka czyli "Wyspy bezludne" pozostały chyba niezauważone. Najprawdopodobniej dlatego że ja nie znam się na literaturze pięknej, a ta w "wyspach" jest w mojej czyli profana opinii, nie piękna tylko po prostu przepiękna..
Publicysta Łysiak przypomina inny wypadek.
Widzimy prześliczną dziewczynę do której nawet najbardziej nieśmiały chłopak ośmiela się odezwać. I ów cud świata spogląda na nas swymi urokliwymi oczami, odgarnia swe zjawiskowe długie włosy, otwiera swe prześliczne usta i słyszymy głos tego anioła:
te koleś, ale o co ci się kurdę rozchodzi..?
"Anioł" okazuje się być sobą, to tylko nam coś się tam imaginowało...
Łysiak jest bardzo dobrym pisarzem. A kto przeczytał "Wyspy bezludne" to wie że i pisarzem nawet genialnym. Publicystyka kręcaca się wokół "zauważcie mnie, docencie" to dla mnie całkiem niemiła odsłona jednego z najlepszych pisarzy ostatnich lat.
Nie rozmumiem tych deficytów, ale w końcu jestem od Łysiaka znacznie młodszy!
Tyle.
Usmiech,
nurni :)
Fajne to porównanie ze
20 September, 2014 - 08:32
Istotnie, mając w pamięci ksiązki, niektóre, czytelnik spodziewałby się, jakby wiecej po felietonach.
Ale też nie zawsze mamy prawo czuć się rozczarowani. A "Stulecie kłamców" to co? Przecież zbiór esejów.
A "Wyspy bezludne", istotnie trochę zapomniane, wymieniłem w notce, i, tak, doceniam.
PS. Nie przepadam za książkowym Nurniflowenolem (juniorem, narratorem). Dużo bardziej lubię Porucznika z "Fletu z Mandragory". Różnica może i subtelna, acz zauważalna. :) Jakby to ując zgrabnie: w postaci Nurniflowenola jest pewien rys przeimtelektualizowania, niezdecydowania - co czyni go bardziej ludzkim, ale też niechęca (mnie) do identyfikowania się z bohaterem. Chyba mniej więcej o to chodzi...
Dobra, możesz się śmiac. :) Ale wolę - w pewnym aspekcie, tym ludycznym, jeśli idzie o odbiór książek czy filmów - wolę Brudnego Harry'ego, Mordimera Madderdina, Ramzesa XIII od Wokulskiego (jak ja mu zawsze współczułem i jak mnie irytował, było za Wąsowską się brać? :)), od Kordiana i Wertera.
Przykłady cokolwiek drastyczne i przerysowane, ale obrazują.
"Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo."
Wątek zaczyna meandrować:)
20 September, 2014 - 13:59
Wokulski to jeden z moich ulubionych bohaterów. Też mu serdecznie współczułam. Zaślepienia i nieumiejętności oddzielenia wyobrażeń od realnego świata, realnego człowieka. On nie kochał Izabeli, on kochał wyobrażenie o niej, nieosiągalny ideał. Nie wiem, czy Izabela Łęcka to wyłącznie wytwór fantazji Prusa, czy też istnieją kobiety aż tak bardzo chciwe znaczenia i prestiżu?
Nie uważam jednak, że powinien, jak to Max ująłeś "brać się za Wąsowską". Jeśli już, to przy jego sposobie patrzenia na świat i ludzi, związać się ze Stawską, delikatną, subtelną, wierną kobietą. Argumentacja starego romantyka, Rzeckiego, do mnie przemawia ;)))
"Miejcie odwagę... nie tę tchnącą szałem, która na oślep leci bez oręża,
Lecz tę, co sama niezdobytym wałem przeciwne losy stałością zwycięża."
Szary Kocie
20 September, 2014 - 15:13
Zauważyłam, nie bez przyjemności, że nader często zgadzamy się w ocenie zdarzeń i osób .
I tym razem jest podobnie.Oczywiście, że Stawska! Problem jednak w tym, że subtelność potrafi chyba docenić tylko stary romantyk . A Wokulski na to zbyt twardo stąpał po ziemi i do tego nie znał się na kobietach. Swoją drogą dosyć dziwny zlepek, prawda? Z jednej strony pragmatyk, z drugiej - nie szukający prawdy w człowieku, a karmiący się jedynie własnym jego wyobrażeniem.
Wiesz Ellenai
20 September, 2014 - 15:48
Pamiętasz? Tak kiedyś bywało...
Nie wiem, dlaczego coraz mniej takich rozmów? Może polityka tak bardzo przyspieszyła, że nie nadążamy, a może zbyt zabiegani jesteśmy?
Trochę się uderzam w piersi, ostatnio nic nie napisałam , właśnie brak czasu i weny chyba też....
"Miejcie odwagę... nie tę tchnącą szałem, która na oślep leci bez oręża,
Lecz tę, co sama niezdobytym wałem przeciwne losy stałością zwycięża."
Szary Kocie
20 September, 2014 - 15:56
Niespokojne i niepokojące "dzisiaj" nie sprzyja pogawędkom. Szkoda.
Szary Kocie...
21 September, 2014 - 21:28
Nawet fajnie się wątek Maxa "wykolieił"...;P
Pzdr, Hun
"...And what do you burn, apart from witches? - More witches!..."
Hunie,
21 September, 2014 - 21:37
"Miejcie odwagę... nie tę tchnącą szałem, która na oślep leci bez oręża,
Lecz tę, co sama niezdobytym wałem przeciwne losy stałością zwycięża."
Szary Kocie...
21 September, 2014 - 21:45
Teraz tylko muszę się oderwać od kompa i meczu i pojechać z Czarnym Kotem do weterynarza... Wracam w ciągu godziny...
Pzdr, Hun
"...And what do you burn, apart from witches? - More witches!..."
Autor
20 September, 2014 - 04:34
Każdy z nas, nie tylko politycy, powinien postawić sobie kilka bardzo ważnych pytań:
- czy tendencja do odbudowy imperium rosyjskiego jest tendencją długofalową, czy tylko personalnie powiązaną z Putinem?
- czy niemieckie tendencje do zmarginalizowania Europy Środkowo-Wschodniej kosztem partnerstawa z rosnącym imperium rosyjskim są trwałym elementem ich polityki
- czy spadek amerykańskiego zainteresowania Europą jest tylko chwilowym efektem działań administracji Obamy?
- czy sankcje ekonomiczne mogą skutecznie wygasić konflikt zbrojny?
- czy wygaszenie konfliktu doprowadzi do stabilnej sytuacji politycznej w tym rejonie?
Odpowiedzi na te pytania wydają mi się kluczowe przy każdej próbie oceny postępowania i kierunków polityki zagranicznej wytyczanych przez polskie władze. Zakładam, że odpowiedzi mogą być różne, a zatem różna będzie również ocena.
PS
Jutro będę cały dzień poza zasięgiem.
Dziekuję za ten komentarz.
20 September, 2014 - 10:23
A pytania są trafne i dobrze postawione.
Istotnie, odpowiedzi na nie są kluczowe; zasadniczo definiują nasze tu i teraz i powinny być podstawą do rozpatrywania dlaszych działa Polski, jako państwa, na arenie międzynarodowej.
Co do pierwszego z nich, spróbuję może nie tyle odpowiedzieć, co dać asumpt do daleszej dyskusji. Odpowiedź brzmi: tak i tak. Putin, ze swoją działanością, osobowością i stosowaną strategią stał się na stałe elementem politycznego krajobrazu Rosji. Imperialne zakusy Rosji można traktować jako permanentne, Putin jesy ich realizatorem, dla niektórych Rosjan, wręcz personifikacją. Wchodzi w grę skłonnosc Rosjan do utożsamiania wielkiej "matiuszki Rossiji" z wielkim przywódcą. Bez batiuszki, cara, prezydenta - nie ma dla przeciętnego Rosjanina wielkiej Rosji.Putin jest gwarantem, symbolem i wykonawcą - prosze spojrzeć, jak wielkim poparciem się cieszy. Nazywanie go dyktatorem jest pewnym nadużyciem. Owszem, jest nim, biorac pod uwagę jak szerokie są jego uprawnienia, formalne - nie nalezy tez zapominać o układach zakulisowych, gdzie pociaga za polityczne sznurki. Rosja (podobnie jak Białoruś, podobnie jak Ukraina) to państwo - mafia, a Putin gra tam rolę capo di tutti capi, niezaleznie czy w danym momencie uzna za stosowne postawić się na oficjalnym świeczniku, czy deleguje do tej roli figuranta.
Z drugiej strony, biorąc pod uwagę potoczne rozumienie terminu "dyktator", cieżko go za takowego uznać. Jak wspomniałem, ma powszechne poparcie i cieszy się popularnością. Nie tylko wśród uwłaszczonej rosyjskiej nomenklatury, także wśród zwyczajnych Rosjan, którzy niespecjalnie mają co do garnka włożyć na co dzień, ale wdrażany program odbudowy imperium oklaskują. Daje o sobie znac specyfika rosyjskiej mentalności, tutaj niewiele się zmieniło od czasów Piotra, z dziwnych przyczyn zwanego Wielkim.
Istnieje pewna nadzieja, dla nas, Polaków. Dopóki będzie Putin, Rosja będzie "nabierać wiatru w żagle" i podążac ku nowym/starym zdobyczon i rekonkwistom. Z drugiej strony, jeśli go zabraknie, mocarstwowe i imperialne ulegną zahamowaniu. Współczesna Rosja to już nie jest sprawna i bezwględna maszynka totalitarna, która umożliwiła następcom Stalina bezproblemowe zarządzanie imperium, mimo, że rekrutowali sie z tych miernych i mierniejszych.
Gdy skończy się era putinowska, skończą się marzenia o odbudowie imperium. A następcy dla niego, na szczęście, na horyzoncie nie widać.
"Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo."
@autor
20 September, 2014 - 08:26
Zacznę od tego miałem sporo do uczynienia z Ukrainą i Ukraińcami. Przyznam, że naprawdę nie mogę narzekać, czy skarżyć. Ale to najmniej ważne.
Zdumiewam się bo dyskusja idzie w najgorszym dla nas kierunku. I ja nie chcę się spierać kto zaczął a kto skończył, kto kocha Ukrainę a kto jej nienawidzi, kto strzelał a kto pomagał. Tak dyskusja jest bez sensu według mnie. Wiecie jak to wygląda?: Tak: Włączamy emocje i jazda na siebie. W ten sposób nigdzie nigdy nie zajdziemy. Popatrzmy na Łysiaka:
Czy ma rację?: założmy, że TAK (myślę, że w większości ma),
No i z co z tego wynika? NIC
Bo nie o tym winniśmy się spierać.
Dla mnie:
Na Ukrainie jest jak jest (czy to wg Łysiaka czy wg Alchymisty). Mamy jakichś tam stan. Do tego stanu my powinniśmy dostosować nasze działania, prawda?
I zamiast dyskutować co tu możemy zrobić, wojujemy ze sobą, kto jest głupszy, czy ten co kocha Ukrainę czy ten co jej nienawidzi. Przecież to nonsens.
Acha
20 September, 2014 - 08:27
A wiesz, czemu ja o tym, z
20 September, 2014 - 08:50
Bo żeby móc z sensem oceniać, wnioski wyciągać i planować trzeba miec najpierw w miarę jasny obraz rzeczywistości. A zostaliśmy uraczeni bardzo jednostronnym obrazem, jak z dobranocki. Wilk jest zły, goni Zająca.
Co gorsza, kazdy kto zgłaszał zastrzeżenia co do niewinności Zająca (może jednak ukradł marchewkę) jest z miejsca stygmatyzowany jako "ruski agent", w najlpeszym razie idiota.
Oczywiście, ze w felietonie Łysiaka jest dużo wstawek z gatunku "a nie mówiłem". W sumie, ma prawo, "mówi tak" od odbrych dziesięciu lat, a co do Majdanu od początku całej "hecy".
A jak będziemy wiedzieć o co biega i kto kogo, i za co goni, jak będziemy o pewnych rzeczach pamiętać - dopiero można sensowne wnioski wyciągać.
Masz rację pisząc o zaistniałym "stanie rzeczy". Rzecz w tym, aby dostrzegac wszystkie aspekty sytuacji, a nie stosowac postrzeganie wybiórcze, zgodnie z założoną z góry tezą. To jest zasze błąd, błąd, który może mieć koszmarne konsekwencje.
I pal diabli nasze dyskusje, czy felietony Łysiaka i innych. Na razie polscy oficjele zachowują się co najmniej nierozsądnie. I nie chodzi o to, ze powinniśmy merdac ogonkiem przed Putinem. Tego i Łysiak nie sugeruje, żauważ. Zresztą, on? Piłsudczyk, i jak wyklinają na niego salony, rusofob?
Polityka bywa wstrętna, pisałem, ze ja bym się nie nadawał. Ale oceniać i obserwować jestem w stanie. I, jak się idzie na układziki z tym czarnym (bruntatnym) warto być ostroznym i zdawać sobie sprawę z konsekwencji. Polska z jednej strony "powiedziała" bardzo dużo, z drugiej - o, ironio - nie zrobiła realnie nic, zeby Ukrainie pomóc. Jaka by ta Ukraina nie była.
Mniej hałasu, więcej konkretów i cały czas pamiętać - to nie są nasi przyjaciele, żaden bratni naród, żadne niebiesko-żółte powiewania i "sława Ukrainie" (ostatnie słowa, które słyszeli mordowani na Wołyniu Polacy).
I odkłamać rzeczywistość, to ważne,
"Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo."
Polficu!
20 September, 2014 - 21:40
Gdzie tu "wojowanie ze sobą, kto jest głupszy"? Gdzie "kochanie" czy "nienawidzenie"?
Jak może zauważyłeś - uwielbiam paralele. Parę lat temu kupiłem samochód, nowy, w salonie. Kierowałem się przekonaniem i stereotypem, że marka jest bardzo dobra, z tradycjami. Nie zwróciłem uwagi na jeden szczegół: reklamy. Namolna wściekła kampania reklamowa tej marki (to był czas, kiedy jeszcze oglądałem telewizję i nie dało się nie widzieć reklam). A przecież wiedziałem, że albo "para idzie" w silnik, albo w gwizdek. Teraz jestem jednym z nielicznych posiadaczy samochodu, który nie zachwala swojej "cudownej maszyny".
Podczas Pomarańczowej Rewolucji jednym z ubranych w pomarańczowy szalik gości był Kwaśniewski. Już to powinno było wzbudzić naszą nieufność co do intencji tego zrywu.
I we mnie wzbudziło.
(Jest taki wskaźnik stosowany w analizie chemicznej - oranż metylowy, w kontakcie z kwasem zmienia barwę z pomarańczowej na czerwoną).
Prowokacja na sobotę
20 September, 2014 - 11:38
Mam na mysli stwierdzenie "Wszyscy kochamy jego powieści, takie jak "Flet z mandragory", "Statek"",,, Litości! Jest to niskiego lotu dewocyjna pornografia, która przypomina mi scenę z filmu "nocny kowboj" (chyba?), w którym to tytułowy kowboj nawracany jest przez wariata, trzymającego w toalecie ołtarzyk Matki Boskiej (z lampkami!). Chyba że pomyliłem filmy...
W kwestii zalecanych lektur pornograficznych to śmiem twierdzic, że zachodnia cywilizacja nie stworzyła niczego godnego uwagi w tym zakresie. Palmę pierwszeństwa przyznać należy Orientowi, który tę sferę życia traktował tak jak sie ją traktowac powinno: z humorem, otwartością, niejaką rubasznością, ale i delikatnością, intymnością i prywatnością. Akceptacja tej sfery zycia w porównaniu z porno-obsesjami Łysiaka jest SZO-KU-JĄ-CA.
Określenie "dewocyjna
20 September, 2014 - 12:24
Pornografia była, jes,t i pewnie będzie, nie żebym pochwalał, choć żem facet, ale konstatuję fakty.
Gdyby ktoś miał wąptliwości, że "była", odsyłam do lektury "Żywotów pań swawolnych" Brantome'a.
Toż to hard porno (przestrzegam) w wydaniu XVI-wiecznym. Boy zgrabnie przertłumaczył.
Ale co oznacza "dewocyjna pornografia" to ja, zaprawdę, nie wiem.
I jaki to ma związek z meritum dyskusji i notki? Chyba tylko taki, że krytykujemy Waldemara Łysiaka za "całokształt". No dobra, pisałem wyżej o podejściu "ad personam", bo on o faktach, a "krytycy" o nim. Summa summarum: nie masz racji Łysiak o Ukrainie, bo: złe książki piszesz, jesteś historyczny hochsztapler, pycha z Ciebie bije, unikatowy ksiegozbiór ci do głowy uderzył jak woda sodowa albo RUSKI tani szampan (ważne i podkreślone odniesienie do "ruski", holistycznie trzeba podchodzić, a templariusze zawsze zamieszani, za załomem, za węgłem egzystują i czyhają, oczywiście w myśl "logiki historycznej").
Ale dobra, jak już wlazłem w skórę Łysiaka adwokata, i mamy rozmawiać o jego twórczości, zamiast o banderowcach "na fali" i rządzie ukraińskim, ta ja się niniejszym zapytowywuję: co to jest dewocyjna pornografia, jak ja definiować, i gdzie u Łysiaka można ją namierzyć.
Oczywiście, taka czy inna ocena książek i felietonów Łysiaka ma żadne znaczenie w zestawieniu z tym, co napisał o Ukrainie.
Zostawmy więc ten temat i meandrujmy. Jestem cały zwarty, gotowy i chętny.
A więc - mamy dewocyjną pornografię - o co chodzi?
PS. Notkę pisałem w piątek, nie w sobotę.. Nie wiem, czy dni tygodnia mają jakieś szczególne znaczenie - być może, TAK - mają. Troszkę się gubię w zawiłościach świata współczesnego, współzależnościach oczyiwstych dla wtaejmiczinych.
PPS. A wiesz czemu tak "drapieżnie" odpisuję? Boś mi wcześniej przykleił łatkę, jak nie tuby kremlowskiej propagandy, to przynajmniej nie rozumiejącego historycznej konieczności i chwili wielkiej malkontenta. A weź Ty mnie przekonaj - uwierz, przyznam rację, o, publicznie popiołem głowe posypię, jeśli się myliłem. Zamiast tego dostaję "kto nie z znami ten wróg". Słuchaj, stosunek do Ukrainy żaden dla mnie "papierek lakmusowy". Teraz pojechałeś "prowokacją". Hej, inni też mają mózg, myślą, postrzegaja, dostrzegają, czasem mają inne zdanie. Tolerancja, ta prawdziwa, polega na akceptacji faktu, że ci inni myślą inaczej. Nie należy ich od razu etykietką przez łeb, najlepiej na żoładkowej gorzkiej naklejoną, albo innym Jasiu Wędrowniczku, dla lepszego efektu: butelką w czaszkę...
Z uwagą i sympatia czytam Twoje historyczne notki. Czsem się douczę: rozumiem, ze spcjalizujesz się w czasach Rzeczpospolitej Obojga Narodów? Mnie historia nie do końca obca, cho należałoby ją nazwać moją drugą "specjalizacją".
Wyobraź sobie, że ktoś może pamiętać Ukraińcom co nam zrobili, uważać, ze Lwów to polskie miasto. Rosjan, z kolei, postrzegać jako odwieczną (dobra, od 500 lat, z grubsza) groźbę. Niemców też, dodam na marginesie. I jeszcze: być eurosceptykiem, nie przepadać za Brytyjczykami, nie wiem, jakie jeszcze "grzechy" mam na sumieniu. :)
Świat i rzeczywistość, także polityczna - nie jest czarno-biała. Też bym chciał - czasem, tęsknota do prostoty - aby tak było.
Tak że "pax, pax, między chrześcijany". Nie musze, ja i inni, być fanem Jaceniuka i Majdanu, aby dalej patriotą pozostawać. Czy też, muszę? ;)
Edycja: dużo.
"Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo."
@Max
20 September, 2014 - 13:53
Dewocyjna pornografia - używam tego na określenie mieszaniny wiary i erotyzmu, wyrzutów sumienia, samobiczowania, katowania się z nawracającymi falami perwersji itp. Dla mnie to jest pogranicze czarnego erotyzmu. Jeśli bardzo chcesz moge coś o tym napisac szerzej, bo myśle, że jest to niestety cecha naszej cywilizacji. Dopóki ta cecha przynosi dzieła sztuki, które widzimy w kościołach renesansu i baroku, dopóty jest fajnie, ale jak powstają dzieła w rodzaju "Statek", to ja wymiękam. Wizyty w burdelu przeplatane przemysleniami z Ewangelii - to jest nie do zniesienia.
Alchymisto
20 September, 2014 - 15:38
No chyba mnie zmusisz, bym poszukał "Fletu z mandragory", bo gdym ostatnio czytał, a było to ze trzydzieści lat temu, to jeszcze tej - jak jej - "dewocyjnej pornografii" tam nie było.
No, chyba że w tytule. Ale to już Czarna Hańcza skojarzeń (nie przesadzajmy z tymi głębiami, nie ma po co zaraz do Japonii).
"Statku" nie czytałem - nawet nie wiedziałem do dzisiaj, że z Łysiaka taki sz(k)utnik.
Ale swoją drogą, podziwiam, jak na perłowo udaje się przerabiać Ukrainę na Łysiaka!
Pojawił się na blogu żółto-niebieski motyw. Zastanawiam się, co by tu...?
Może by tak na przykład zajrzeć i popastwić się nad Jandą?
W końcu zasługuje, no nie?!
A jakie skojarzenia?
No zwyczajnie: żółty i niebieski to barwy Opola, a w opolskim amfiteatrze Janda przepraszała widzów, że wyzywa ich od Polaków.
Można?
Można!
Tylko trochę się boję, że jak się przyznam do opolskiego pochodzenia...
@ro
20 September, 2014 - 16:48
Na Ukrainie leje sie krew tak jak lała się w Czeczenii. My zaś zastanawiamy sie jaki rachunek wystawić Ukraińcom za rzeź na Wołyniu. Coś tu jest nie tak.
Alchymisto, krew leje się,
20 September, 2014 - 21:26
Nic na to nie poradzisz, nic ja na to nie poradzę.
Ważne, że w tym momencie nie leje się polska krew, a jeśli ma się lać - to w dobrej, naszej sprawie.
70 lat temu natomiast połunęła polska krew, za sprawą Ukraińców. Dlaczego mamy o tym zapominać? A jak tak, to przeprośmy i Niemców za obozy konsentracyjne. Pewnie byliśmy niegrzeczni i się nam należało...
Ilu Ukraińców zginęło teraz? Tysiąc, dwa tysiące? A ilu Polaków zginęło na Wołyniu?
Popatrz też, jakim cytatem zakończyłem notkę.
To jeden aspekt sprawy, drugi to fakt, ze polscy oficjele wykazują się w stosunku do Ukrainy tak dalece posuniętą naiwnością, że mozna się tylko zastanawiać: głupota czy zła wola. Bo my, naszymi opiniami, ani nie pomożemy, ani nie zaszkodzimy. Ale, zawsze, możemy pogadać, to też coś. :)
A wekslowanie dyskusji na tematy takie jak:
- czy Łysiak to dobry pisarz
- czy kocha swoje dzieci i jakie ma z nimi stosunki
- i inne, pokrewne
przewidziałem.
Można Łysiaka dyskredytować, krytykowac - napisał w felietonie o pewnych bardzo ważnych, niezauważanych sprawach dotyczących naszego wschodniego sąsiada.
"Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo."
My naszym gadaniem jak najbardziej
21 September, 2014 - 17:50
Pomaranczowa jest jednym przykladem; Niemcy robily wszystko zeby padla a innym jest Gruzja.
Autor, myle sie ale czy jedynym
21 September, 2014 - 17:47
A lekarka Kopacz tez powiedziala ze Smolensk na metr gleboko przekopala.
NATOWskie sluzby tez zlokalizowaly bron masowego razenia u Huseina w Iraku, no nie?
Wyglada na dokladnie taka sama jakosc.
Niestety nie jedynym - chyba,
22 September, 2014 - 15:02
Dziwne tylko, że sprawa tej "jednej lekarki" znalazła się w gazetach zachodnich, u nas, od lewa do prawa, obowiązuje inny "przekaz dnia".
I rozumiem, że jak zestawimy Bohomolec z Kopacz, to od razu Bohomolec robi się niewiarygodna? Co prawda, jedna pani z drugą panią mają mniej więcej tyle wspólnego co ja z informatykiem z Indii...
Bo z Huseinem już zupełnie nic mnie nie łaczy, nawet ilość liter w nazwisku. :)
Tak więc, jakość wspomnianych przez Ciebie zestawień :) w żaden sposób mnie nie przekonuje, że wersja Bohomolec nie jest prawdziwa.
Zresztą, prawdziwa czy nie, istnieje multum innych powodów dla których z Ukrainą "ostrożnie jak z ogniem". Na końcu je wymienię..
Ale ten komentarz, czy też sugestia, łączy się z tematem. Kiedy teraz, po trzech dniach, przejrzałem jeszcze raz komentarze pod notką, większość krytycznych mówi o Łysiaku jako o kiepskim pisarzu, człowieku "walniętym", ja z kolei, jako człowiek, który Łysiaka cytował, dowiedziałem się, że "powielam kremlowską propagandę" (akurat nieprawda, Rosjanie nie przyznają się do zorganizowania Majdanu - a ja sugeruję ich udział, więc nawet zbieżności brak), oraz zostałem poniekąd posądzony o upośledzenie umysłowe w stopniu co najmniej lekkim. :)) I tym podobne. :)
Ani Łysiaka to nie zaboli, ani mnie nie zaboli.
Tak się można bawić, tylko że argumenty to żadne.
Łysiak się nie odezwie, a co do mnie, ujmę wszystko jeszcze raz, i tak:
- patriotyzm każe mi pamiętać o Polakach pomordowanych na Wołyniu i wściekać się, że nasi "przyjaciele" trzymają morderców Polaków na cokołach pomników;
- ostrożność każe mi z dystansem patrzeć na rządzących Ukrainą oligarchów, mających banderowskie konotacje;
- rozsądek każe mi zauważać tak "przyjazne" akty rządu ukraińskiego, jak ograniczanie praw mniejszości, czy embargo na polskie produkty;
- legalizm każe mi potępiać obalanie legalnie wybranego prezydenta za pomocą pięści, bejsbola i kałacha (strzelały obie strony), gdy ma się do dyspozycji wybory, demokratyczne procedury odwołania prezydenta;
- kultura każe mi patrzeć z obrzydzeniem i przerażeniem na rozlew krwi, metody stosowane na Ukrainie (w tym na metody rosyjskie, czy ja Rosjanom kibicuję? Nie. Ale Ukraińcom nie współczuję)
- inteligencja każe mi krytykować metody działania polskich oficjeli (zamiast się "solidaryzować" na pokaz, trzeba było udzielić Ukrainie realnej pomocy, najlepiej po cichu, bez rozniecania proukraińskiej histerii)
- moralność każe mi powątpiewać w sensownośc wspomagania naszego wroga, wroga odkąd to państwo powstało. Na szczęście dylemat etyka/realpolitik mnie nie dotyczy i nie moje sumienie obciąży decyzja, nie jestem politykiem. :)
Umówmy się: bezkrytyczna akceptacja dla ukraińskiego zamachu stanu nie ma nic wspólnego z byciem, czy nie byciem, polskim patriotą.
Bycie "ukrainosceptycznym" nie oznacza bycia prorosyjskim.
Nastawienie antyrosyjskie nie oznacza, że ktoś jest dobrym patriotą. Może być np fanem Ukraińców i Ukrainek (one ładne :D) i - agentem FSB. Choć akurat, warto zauważyć różnicę, w drugą stronę to działa. 99% polskich patriotów jest antykremlowska i ma ku temu dobre, zapewniam wszystkich nie do końca przekonanych, powody.
Inaczej mówiąc: można nie lubić Rosjan, nie lubić Ukraińców i kochać Polskę. Da się.
A z "papierkami lakmusowymi", jak wspominałem, ostrożnie. Po pierwsze tutaj wcale nie chodzi o to, żeby wyrabiać sobei opinie o innych osobach. Nie piszę po to, aby ktoś mnie polubił, docenił i narysował laurkę. :) Piszę (rzadko zresztą) po to, aby podzielić się moim opiniami, wysłuchać innych opinii, być może zainicjować dyskusję. Również nie po to, aby zdobyć uznanie - gdybym chciał robić karierę literacją, pisałbym książki czy artykuły, a ja prowadzę sobie bloga, w wolnym czasie. :)
Ale jeśli już do oceny innej osoby w internecie zabierać (choć ja naprawdę nie wiem, po co? Zawsze mogę postarać się zamienić kontakt via internet, na osobisty, czy choćby telefoniczny, wtedy realnei zacznę kogoś poznawać...), to trzeba bardzo uważać. Bo jak za podstawę tej opinii o kimś przyjąć tylko fragmencik czyjegoś światopoglądu, "stosunek do..." to się można grubo przejechać.
Podam Ci przykład: nie wszyscy (mówię o "normalnych" ludziach, nie lemingach i podobnych) w 2010 roku byli pewni, że Smoleńsk to był zamach. Niektórzy deklarowali, że nie wiedzą. Duża część zmieniął potem zdanie - ale wszyscy oni, i ci wierzący w zamach i obstawiający wypadek to moi właśni znajomi z "real life", co do których poglądów, patriotyzmu i etyki nie mam żadnych zastrzeżeń. Wiem, to bo ich znam od lat...
Kiedy przeczytałem w sieci, że takim "papierkiem lakmusowym" powinien być stosunek do Smoleńska (czyli - ważne - pewnosć, że zrobili to Rosjanie) pomyślałem sobie: no tak. Wypada mi zerwać kontakty, z kilkoma bardzo porządnymi osobami, i "właściwych poglądach" politycznych, uczciwych - w zamian za to szybciutko zaprzyjaźnić sięz każdym kto twierdzi "to był zamach", bez zaglądania mu " w papiery", zanim się zorientuję, kto on zacz. Widzisz paranoję?
PS. Akurat ja nigdy nie miałem wątpliwośći, kto maczał brudne paluchy w sprawie smoleńskiej. Nie jestem tylko pewien, jak wiele od początku było autorskim pomysłem Rosjan, ile pomogli nasi.
"Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo."
Strony