
Wycofanie się z prac nad projektem Ordo Iuris miało zakończyć spór wokół ustawy antyaborcyjnej. Tak, jakby głównym organizatorom protestów chodziło o jakikolwiek kompromis – czy to aborcyjny, czy też polityczny. Celem jest jednak podgrzewanie starego konfliktu ideologicznego, w którym osoby o bardziej umiarkowanych przekonaniach są zakładnikami i zakładniczkami radykałów spod sztandarów feminizmu i antyklerykalizmu. Tymi zaś chętnie posługują się osoby bez konkretnych przekonań politycznych, których głównym założeniem jest odsunięcie od władzy Prawa i Sprawiedliwości i przywrócenie w Polsce stanu rzeczy sprzed jesieni 2015 roku. Jeśli ktoś miał co do tego jakiekolwiek wątpliwości, rozwiać powinien je protest, który zorganizowano pod koniec zeszłego tygodnia, tym razem pod domem prezesa PiS, Jarosława Kaczyńskiego. Wystarczyła zmanipulowana wypowiedź o wspieraniu (lecz nie narzucaniu, co zostało natychmiast dopisane i nagłośnione) rodzenia, chrztu i pochówku dzieci, już w łonie matki skazanych na śmierć z przyczyn zdrowotnych. i całkowicie wyrachowana histeria kilku dziennikarek, by zdeterminowani przeciwnicy rządu ruszyli demonstrować pod prywatnym domem nieobecnego w środku polityka. Wizytówką „oburzonych” stał się afirmowany przez licznych internetowych zwolenników KOD transparent z hasłem „Kota se ochrzcij”.
Arogancja, pogarda i agresja wobec człowieka i wobec wiary. Wcześniej, gdy niewielka grupa obrońców życia pod warszawską kolumną Zygmunta stanęła w kontrze do „czarnego protestu” „jaja, butelki, pieczywo, pomarańcze, jogurty, tampony i wiele innych przedmiotów posypało się w kierunków obrońców życia – pisali uczestnicy wydarzeń na Facebooku. - Przy tej okazji kobiety stające w obronie dzieci nienarodzonych zostały obrzucone np. 1,5 L butelkami z wodą a na deser usłyszały hasła: <<Wypie…lać spod pomnika. Niemal każdy z uczestników „kobiecej” demonstracji czuje się w obowiązku pokazać drugiej stronie środkowy palec, jeśli zaś ma więcej energii, wykrzyczeć w ich stronę groźbę lub przekleństwo. Takie sceny widzieliśmy już sześć lat temu. Wyzwiska, opluwanie, obrzucanie przedmiotami i polewanie wodą. Obrazy spod pałacu prezydenckiego, z pikiety Dominika Tarasa i gorących nocy na Krakowskim Przedmieściu.
Te zdarzenia łączy niestety jeszcze jedna rzecz. W 2010 roku nie brakowało na Krakowskim Przedmieściu osób, które w szybko przeradzających się w pyskówki rozmowach deklarowały wiarę katolicką, nie mając równocześnie nic przeciwko atakowaniu „fanatyków”, którzy „przesadzają”. W „czarnym proteście” nie brakowało wierzących, którzy, nie znając zapewne nawet projektu kontrowersyjnej według nich ustawy, protestowali przeciwko „nieludzkim rozwiązaniom” i w obronie dotychczasowego kompromisu aborcyjnego. Czy dalej będzie im po drodze z osobami, dla których chrzest czy zabicie dziecka są tematem do beztroskich, bezrefleksyjnych żartów.
Medialne rzeczniczki protestu dalekie są od jakichkolwiek kompromisów. „Jeżeli to się odpuści, to będzie kupa kalek, bękartów, dzieci z wadami. Kupa samobójstw i zabójstw. Jeśli ktoś tego nie rozumie, bardzo mu współczuję” – mówi Hanna Bakuła, a choć jej wypowiedź krytykowana jest bardzo szeroko, nie spotkałem się z żadną reakcją jej maszerujących koleżanek. Jeszcze przed poniedziałkowymi pochodami (poza Warszawą odbyły się one w bardzo wielu miastach Polski) Dorota Wellman, prezenterka TVN i twarz wędlin niemieckiej sieci handlowej, błysnęła emocjonalną wypowiedzią – „Ktoś chce decydować o naszym życiu, zdrowiu i o naszej prokreacji. My kobiety nie jesteśmy głupimi krowami, żeby ktoś za nas decydował”. Te słowa wzburzyły tyle samo osób, co później jawnie eugeniczne słowa Bakuły, pojawiły się nawet żądania zerwania współpracy sieci Lidl z prezenterką. Protesty konsumentów nie zainteresowały jednak handlowców, zaś sama Wellman, co z miejsca zostało zauważone, wbrew swojemu apelowi, w dniu „strajku” rano normalnie pojawiła się na antenie macierzystej stacji.
W pierwszą fazę protestu włączyło się kilkadziesiąt warszawskich lokali, w większości mało znanych, dla których, być może, protest był szansą na reklamę. Niektóre tylko skróciły godziny pracy, dorzuciły pracy męskiemu personelowi lub… zamknęły na jeden dzień te filie, które przynoszą mniejsze dochody. W pęd wpisały się niektóre urzędy, uczelniane sekretariaty (w których zresztą, co wie każdy, kto miał okazję studiować, strajkowa atmosfera trwa prawie zawsze, gdy tylko przyjdzie się tam coś załatwić), a w niektórych szkołach w akcję włączyły się całe klasy, tak przynajmniej wynikało ze zdjęć i wpisów w portalach społecznościowych. Pojawiły się informacje, ze często z dyskretnym, lub jawnym wręcz wsparciem nauczycieli, co, według rodziców, miało miejsce w warszawskim liceum im. Słowackiego. Licealiści zawsze chętnie wplączą się w podobną awanturę, co również wiemy jeszcze z 2010 roku, jednak ciekawszym i zarazem ohydniejszym aspektem medialnej operacji było rozhuśtanie emocji ich młodszych koleżanek i kolegiów z gimnazjów. To z tej grupy wiekowej pochodziło chyba najwięcej Twitterowych wpisów, których merytoryczny poziom pokazuje wpis użytkowniczki „Kot w wianuszku”: „Bracia, chrońcie siostry swe, bo zły PiS chce zabić je”. Gdyby ktoś miał wątpliwości, czy nie mamy do czynienia z klasycznym trollingiem, rozwieje je reakcja „Kota” na krytyczne wpisy.Bracia, chrońcie siostry swe, bo zły PiS chce zabić je Bardziej dramatyczny wymiar miało odwołanie w jednym z poznańskich szpitali zabiegów na wydziale kardiochirurgicznym. Zdjęcie ubranych na czarno położnych (!) z innej poznańskiej placówki zrobiło w internecie furorę. Przekładane wizyty lekarskie to bardziej przyziemny, lecz przecież nie mniej skandaliczny wymiar tej sytuacji. Dziś, po zakończeniu prac nad ustawą, nadal lansuje się hasło „strajku kobiet”, uzupełnione jeszcze o „strajk wszystkich”. Czy jednak chodzi tu w ogóle o kobiety?
Pogarda werbalna, która przejawia się w wypowiedziach cytowanych wyżej i skandalicznych zachowaniach części uczestników, lecz również zupełnie namacalna – wobec pacjentów, przypadkowych ofiar sytuacji, petentów, którzy nie załatwili tego dnia swoich spraw, wreszcie inaczej myślących osób obojga płci. Ciekawym aspektem jest uparte stosowanie domyślnego kwantyfikatora „wszystkie”, gdy pisze się o kobietach. Protest jest przecież w imieniu kobiet, w obronie kobiet, jest wreszcie głosem czy nawet krzykiem kobiet. Tego, że mogą istnieć i istnieją kobiety, którym z organizatorkami demonstracji i ich wulgarnym przekazem nie musi być po drodze – z przyczyn etycznych, naukowych, zwyczajnie ludzkich, nikt z tamtej strony nie przyjmuje do wiadomości. Jeśli zaś pojawiają się względy religijne, wraca wykluczający argument fanatyzmu, fundamentalizmu. Czarne postacie z niecenzuralnymi hasłami, plujące na kontrdemonstrantów i życzące przeciwniczkom gwałtu, śmierci bądź urodzenia kalekich dzieci w swoim mniemaniu z fanatyzmem nie mają nic wspólnego. Na wznoszącą się od miesięcy falę pogardliwych wypowiedzi o rodzinach, korzystających ze wsparcia w ramach 500+ nałożył się tandetny antyklerykalizm i agresywna retoryka, chętnie sięgająca po symbolikę religijną i patriotyczną, wtłaczaną w obraźliwe grafiki i wpisywaną w symboliczne przedstawienia macic. Do macic, do których, wbrew hasłom o walce z uprzedmiotowieniem, sprowadzają kobiety organizatorzy protestów.
Artykuł ukazał się w czwartkowym wydaniu Gazety Polskiej Codziennie, powstał natomaist kilkanaście dni wcześniej, po drodze zaś został na prośbę redakcji zaktualizowany. Kolejne wydarzenia (takie, jak planowana na poniedziałek blokada centrum Warszawy czy kolejny "strajk kobiet" zapowiadany na ten sam dzień) potwierdzają jego wymowę, tak więc jedynie zyskuje on na aktualności.
Arogancja, pogarda i agresja wobec człowieka i wobec wiary. Wcześniej, gdy niewielka grupa obrońców życia pod warszawską kolumną Zygmunta stanęła w kontrze do „czarnego protestu” „jaja, butelki, pieczywo, pomarańcze, jogurty, tampony i wiele innych przedmiotów posypało się w kierunków obrońców życia – pisali uczestnicy wydarzeń na Facebooku. - Przy tej okazji kobiety stające w obronie dzieci nienarodzonych zostały obrzucone np. 1,5 L butelkami z wodą a na deser usłyszały hasła: <<Wypie…lać spod pomnika. Niemal każdy z uczestników „kobiecej” demonstracji czuje się w obowiązku pokazać drugiej stronie środkowy palec, jeśli zaś ma więcej energii, wykrzyczeć w ich stronę groźbę lub przekleństwo. Takie sceny widzieliśmy już sześć lat temu. Wyzwiska, opluwanie, obrzucanie przedmiotami i polewanie wodą. Obrazy spod pałacu prezydenckiego, z pikiety Dominika Tarasa i gorących nocy na Krakowskim Przedmieściu.
Te zdarzenia łączy niestety jeszcze jedna rzecz. W 2010 roku nie brakowało na Krakowskim Przedmieściu osób, które w szybko przeradzających się w pyskówki rozmowach deklarowały wiarę katolicką, nie mając równocześnie nic przeciwko atakowaniu „fanatyków”, którzy „przesadzają”. W „czarnym proteście” nie brakowało wierzących, którzy, nie znając zapewne nawet projektu kontrowersyjnej według nich ustawy, protestowali przeciwko „nieludzkim rozwiązaniom” i w obronie dotychczasowego kompromisu aborcyjnego. Czy dalej będzie im po drodze z osobami, dla których chrzest czy zabicie dziecka są tematem do beztroskich, bezrefleksyjnych żartów.
Medialne rzeczniczki protestu dalekie są od jakichkolwiek kompromisów. „Jeżeli to się odpuści, to będzie kupa kalek, bękartów, dzieci z wadami. Kupa samobójstw i zabójstw. Jeśli ktoś tego nie rozumie, bardzo mu współczuję” – mówi Hanna Bakuła, a choć jej wypowiedź krytykowana jest bardzo szeroko, nie spotkałem się z żadną reakcją jej maszerujących koleżanek. Jeszcze przed poniedziałkowymi pochodami (poza Warszawą odbyły się one w bardzo wielu miastach Polski) Dorota Wellman, prezenterka TVN i twarz wędlin niemieckiej sieci handlowej, błysnęła emocjonalną wypowiedzią – „Ktoś chce decydować o naszym życiu, zdrowiu i o naszej prokreacji. My kobiety nie jesteśmy głupimi krowami, żeby ktoś za nas decydował”. Te słowa wzburzyły tyle samo osób, co później jawnie eugeniczne słowa Bakuły, pojawiły się nawet żądania zerwania współpracy sieci Lidl z prezenterką. Protesty konsumentów nie zainteresowały jednak handlowców, zaś sama Wellman, co z miejsca zostało zauważone, wbrew swojemu apelowi, w dniu „strajku” rano normalnie pojawiła się na antenie macierzystej stacji.
W pierwszą fazę protestu włączyło się kilkadziesiąt warszawskich lokali, w większości mało znanych, dla których, być może, protest był szansą na reklamę. Niektóre tylko skróciły godziny pracy, dorzuciły pracy męskiemu personelowi lub… zamknęły na jeden dzień te filie, które przynoszą mniejsze dochody. W pęd wpisały się niektóre urzędy, uczelniane sekretariaty (w których zresztą, co wie każdy, kto miał okazję studiować, strajkowa atmosfera trwa prawie zawsze, gdy tylko przyjdzie się tam coś załatwić), a w niektórych szkołach w akcję włączyły się całe klasy, tak przynajmniej wynikało ze zdjęć i wpisów w portalach społecznościowych. Pojawiły się informacje, ze często z dyskretnym, lub jawnym wręcz wsparciem nauczycieli, co, według rodziców, miało miejsce w warszawskim liceum im. Słowackiego. Licealiści zawsze chętnie wplączą się w podobną awanturę, co również wiemy jeszcze z 2010 roku, jednak ciekawszym i zarazem ohydniejszym aspektem medialnej operacji było rozhuśtanie emocji ich młodszych koleżanek i kolegiów z gimnazjów. To z tej grupy wiekowej pochodziło chyba najwięcej Twitterowych wpisów, których merytoryczny poziom pokazuje wpis użytkowniczki „Kot w wianuszku”: „Bracia, chrońcie siostry swe, bo zły PiS chce zabić je”. Gdyby ktoś miał wątpliwości, czy nie mamy do czynienia z klasycznym trollingiem, rozwieje je reakcja „Kota” na krytyczne wpisy.Bracia, chrońcie siostry swe, bo zły PiS chce zabić je Bardziej dramatyczny wymiar miało odwołanie w jednym z poznańskich szpitali zabiegów na wydziale kardiochirurgicznym. Zdjęcie ubranych na czarno położnych (!) z innej poznańskiej placówki zrobiło w internecie furorę. Przekładane wizyty lekarskie to bardziej przyziemny, lecz przecież nie mniej skandaliczny wymiar tej sytuacji. Dziś, po zakończeniu prac nad ustawą, nadal lansuje się hasło „strajku kobiet”, uzupełnione jeszcze o „strajk wszystkich”. Czy jednak chodzi tu w ogóle o kobiety?
Pogarda werbalna, która przejawia się w wypowiedziach cytowanych wyżej i skandalicznych zachowaniach części uczestników, lecz również zupełnie namacalna – wobec pacjentów, przypadkowych ofiar sytuacji, petentów, którzy nie załatwili tego dnia swoich spraw, wreszcie inaczej myślących osób obojga płci. Ciekawym aspektem jest uparte stosowanie domyślnego kwantyfikatora „wszystkie”, gdy pisze się o kobietach. Protest jest przecież w imieniu kobiet, w obronie kobiet, jest wreszcie głosem czy nawet krzykiem kobiet. Tego, że mogą istnieć i istnieją kobiety, którym z organizatorkami demonstracji i ich wulgarnym przekazem nie musi być po drodze – z przyczyn etycznych, naukowych, zwyczajnie ludzkich, nikt z tamtej strony nie przyjmuje do wiadomości. Jeśli zaś pojawiają się względy religijne, wraca wykluczający argument fanatyzmu, fundamentalizmu. Czarne postacie z niecenzuralnymi hasłami, plujące na kontrdemonstrantów i życzące przeciwniczkom gwałtu, śmierci bądź urodzenia kalekich dzieci w swoim mniemaniu z fanatyzmem nie mają nic wspólnego. Na wznoszącą się od miesięcy falę pogardliwych wypowiedzi o rodzinach, korzystających ze wsparcia w ramach 500+ nałożył się tandetny antyklerykalizm i agresywna retoryka, chętnie sięgająca po symbolikę religijną i patriotyczną, wtłaczaną w obraźliwe grafiki i wpisywaną w symboliczne przedstawienia macic. Do macic, do których, wbrew hasłom o walce z uprzedmiotowieniem, sprowadzają kobiety organizatorzy protestów.
Artykuł ukazał się w czwartkowym wydaniu Gazety Polskiej Codziennie, powstał natomaist kilkanaście dni wcześniej, po drodze zaś został na prośbę redakcji zaktualizowany. Kolejne wydarzenia (takie, jak planowana na poniedziałek blokada centrum Warszawy czy kolejny "strajk kobiet" zapowiadany na ten sam dzień) potwierdzają jego wymowę, tak więc jedynie zyskuje on na aktualności.
(1)