Zanim zaczniemy się zastanawiać nad tak postawionym pytaniem, jeszcze jedna zagadka sprzed tysiącleci – wydawać by się mogło, że stosunkowo dobrze zbadana przez naukę - wyginięcie mamutów. Specyficzne okoliczności, w jakich odnajdują się ich szczątki, dały asumpt do dużo szerszych, ciekawych, nieudowodnionych jeszcze, acz i nie sfalsyfikowanych zarazem hipotez.
Przyjmuje się, że ostatnie mamuty na stałym lądzie wyginęły około 10 tysięcy lat temu. Niewielka populacja mamutów przetrwała dłużej, bo do ok. 4000 lat temu, na Wyspie Wrangla położonej na Oceanie Arktycznym, między Morzem Wschodniosyberyjskim a Morzem Czukockim, i oddzielonej od kontynentu Cieśniną De Longa. Mamuty, które tam przetrwały, uległy skarłowaceniu i były ostatecznie wielkości tylko nieco większej od konia.
Istnieją jednak także przekazy, które mogłyby świadczyć o przetrwaniu pojedynczych stad mamucich do czasów nam współczesnych na niezaludnionych obszarach tundry syberyjskiej. Są to opowieści pilotów wojskowych z czasów II wojny światowej . Niestety nie da się ich zweryfikować.
Szczególnie liczne pozostałości mamutów były i są wciąż odnajdywane na terenach Syberii. Zwykle są to ich kości i długie kły, czyli tzw. ciosy, lecz zdarzając się także odkrycia kompletnych ciał zwierzęcych, czasem z zachowanym futrem, a nawet częściami miękkimi – jak mięśnie i skóra. Pierwszy taki mamut został znaleziony w 1901 roku nad brzegami rzeki Bieriezowka. Ostatni – w 2007 roku nad rzeką Juribej na Półwyspie Jamalskim.
Na zdjęciach - poszukiwacze mamucich szczątków. Photo: Evgenia Arbugaeva
I teraz właśnie zaczyna się prawdziwa zagadka.
Ciała mamutów znajdowane są w wiecznej zmarzlinie, niejako „zatopione” w lodzie. Często lokalizowane są w dziwnych wzgórzach, o wysokości od 10 do 90 metrów, które rosyjscy naukowcy nazwali Jedomami. W jednym z nich odnaleziono szczątki aż 156 mamutów. Jedomy ukrywają także w swoim wnętrzu wiele złamanych drzew. Gleba w Jedomach jest podobna do błota, bogata w sól i węglan i jest poprzedzielana lodem, przy czym jest to dziwny rodzaj lodu, który został nazwany „kamiennym lodem”. Jego warstwy najłatwiej jest zauważyć na urwisku wzdłuż arktycznego wybrzeża i wzdłuż rzek. Niektóre z nich mają po 50 metrów grubości i ciągną się nawet na długość 2,5 kilometra. Przykrywająca je warstwa gliny lub mułu jest jednorodna, czyli nie składa się z wielu cienkich warstw, jak to ma miejsce w przypadku osadów naniesionych przez rzeki lub jeziora i sprawia wrażenie, że została naniesiona jednorazowo.
Tak grube warstwy lodu utrzymujące się pod warstwą gleby nie powinny dziwić. Wystarczy spojrzeć choćby na lód, jaki potrafi się tworzyć w czasie zimy na jeziorze Bajkał (zdjęcie poniżej).
Znajdowane w tym lodzie mamuty wyglądają jakby zostały zamrożone w przeciągu zaledwie kilku godzin, ponieważ nie stwierdzono procesów gnilnych, a ich ciała są czasem w tak dobrym stanie, że można ustalić treść ich żołądków, która nie zdążyła zostać strawiona. Ta treść zresztą też zdumiewa, bo zachowane gatunki resztek roślinnych wskazują, że tuż przed zamrożeniem warunki pogodowe wcale nie były arktyczne. Czy to możliwe?
W zamarzniętych lasach Arktyki - na przykład na Alasce - występują między innymi sekwoje. Drzewa te rozwijać się mogą jedynie w klimacie wilgotnym i ciepłym, a w żadnym wypadku pod arktycznymi szerokościami geograficznymi (magazyn „Time", 22 września 1986, s. 64 i J.F. Bazinger: Our „ tropical" Arctic, „Canadian Geographic", t. 106/6, s. 2837,1986/1987).
Mamut znaleziony w bryle lodowej i wraz z nią transportowany Photo: by Devi on December 31, 2008
A tutaj mamut wystawiony na ekspozycji muzealnej
A oto opisy dwóch bardzo dziwnych, kompletnie niewytłumaczalnych znalezisk. Oba z nich wydają się być powiązane z owymi niezrozumiale błyskawicznie zamarzającymi mamutami. Każdy z tych przypadków sugeruje natychmiastowe zamrożenie rzeki, tak gwałtowne, że pływające w niej zwierzęta zostają również zamrożone razem z nią.
Pierwszy został opublikowany przez byłego członka Sowieckiej Akademii Nauk, a przypomniał ten raport Aleksander Sołżenicyn w przedmowie do swojego „Archipelagu Gułag”, który natrafił na ów raport w roku 1949. Raport ten donosił, iż „w roku 1942 podczas budowy drogi w Liglikhtakha, dolinie rzeki (Basen Kołyma), odkrywka za pomocą materiałów wybuchowych otworzyła podziemną "soczewkę" przejrzystego lodu zawierającego uwięzione wewnątrz wielkie okazy ryb. Najwyraźniej eksplozja usunęła wierzchnią warstwę odsłaniając antyczne koryto rzeki wraz z przedstawicielami starożytnej fauny ichtiologicznych ryb. Kierownik budowy w sporządzonym raporcie stwierdził, że znalezione ryby cechowały się niezwykłą świeżością! Kawałki mięsa rozrzucone przez wybuch zostały zjedzone przez obecnych na miejscu robotników..."
Sołżenicyn nie zajmował się badaniem prehistorii, a ów raport przypomniał po to, by uświadomić czytelnika, że nie chodziło o zwykłych robotników, ale o zeków, czyli więźniów łagra, bo tylko ich przerażający głód mógł zmusić do pożerania „tysiącletniego ścierwa”.
Owego znaleziska nie udało się więc uchronić dla nauki tym bardziej, że i czasy nie były po temu sprzyjające, bo wojenne.
(z www.creationscience.com)
Drugi raport pochodzi z Tybetu, z roku 1846, od podróżnika i misjonarza, M. Huc'a, który wraz ze swoją ekipą w momencie przekraczania rzeki Mouroui-Ousso, zaobserwował niezwykłe widowisko.
"..Podczas gdy jeszcze w obozowisku obserwowaliśmy w dali kilka bezkształtnych obiektów znajdujących się w korycie rzeki wszystko pozostawało bez zmian, gdy się zbliżaliśmy w ich kierunku postacie pozostawały w bezruchu, jednak gdy się zbliżyliśmy bardziej rozpoznaliśmy w nich stado dzikich wołów. Stado liczyło ponad pięćdziesiąt osobników, a wszystkie z nich były zastygłe w lodzie. Nie ulegało wątpliwości, że stado próbowało przepłynąć rzekę w czasie błyskawicznego procesu zamrożenia, proces ten był tak szybki, że nie były zdolne do wydobycia się z lodu. Ich piękne głowy, zwieńczone pięknymi rogami były nad powierzchnią lodu, jednak ich ciała znajdowały się uwięzione w lodzie, który był tak przezroczysty, iż widzieliśmy przez niego pozycje w jakiej znajdowały się zwierzęta, wyglądały tak jakby wciąż płynęły, jednak orły i kruki wydziobały im oczy..."
(z www.creationscience.com)
Obserwując stopniowe zamarzanie jezior i rzek, nie sposób sobie wyobrazić, jak ten proces mógł się dokonać tak nagle, by uwięzić płynące stado albo zamrozić duże ryby tak szybko, by ich mięso pozostało świeże. Czy stało się to dokładnie tak samo jak z zamrożonymi mamutami? Czy można to w ogóle jakoś próbować wyjaśnić?
Istnieje pewna teoria, zwana „teorią hydropłyt”, której twórcą jest Walt Brown. Walt Brown jest absolwentem West Point, otrzymał doktorat z inżynierii mechanicznej MIT, uzyskał profesurę w Akademii Sił Powietrznych USA, prowadzi kursy matematyki i informatyki. Hydropłyty to w ujęciu wspomnianej teorii nic innego, jak płyty nawodne, czyli płyty, z których zbudowana jest skorupa ziemska, niejako ślizgająca się na warstwie wody. Teoria ta tłumaczy nie tylko przedstawione wyżej zjawiska, ale także cały szereg innych znalezisk, w tym skamieniałości. Hekatombę wielu gatunków miał spowodować ni mniej ni więcej… potop.
A oto co mówi Walt Brown.
Na Ziemi przed potopem był tylko jeden duży kontynent pokryty bujną wegetacją; były tam morza i rzeki oraz góry nieco niższe niż obecne. Istniała też olbrzymia ilość wód podziemnych - około połowy całej wody, która jest w dzisiejszych oceanach. Woda ta mieściła się w wewnętrznych, połączonych ze sobą komorach, które tworzyły swego rodzaju szelf o grubości ok. 800 metrów i ok. 16 km pod powierzchnią ziemi. Rosnące ciśnienie wód podziemnych rozciągało skorupę ziemską, aż nastąpiło jej rozerwanie, które zaczęło się od mikroskopijnego pęknięcia i rozrosło się w obu kierunkach w tempie ok. 17 tysięcy km/godz.. Powstałe pęknięcie okrążyło cały glob w ok. 2 godziny.
Wody podziemne, poddane potężnemu ciśnieniu wytworzonemu pod wpływem napierającej z góry warstwy skał, wytrysnęły z pęknięcia z niesamowitą siłą, która nadała tej fontannie wody prędkość ponaddźwiękową i wyniosła ją do atmosfery na wysokość ponad 30 km. Rozpylając się, woda ta spadła na ziemię w postaci gigantycznych opadów deszczu, ale ponieważ tryskając w górę zamarzła w temperaturze – 180 st. Celsjusza, spadała także w postaci zmrożonego błota i gradu, grzebiąc żywe istoty w bardzo krótkim czasie.
Wiele znalezisk szczątków wskazuje na uduszenie i kompresję zwierząt – przykładem jest tu choćby najbardziej znany młody mamut, nazwany przez badaczy Dima, który wygląda, jakby był sprasowany. Pękające skały dały olbrzymią masę osadów, które spowodowały utworzenie się skamielin.
Zdjęcie młodego mamuta Dimy
Tutaj potrzebne jest dodatkowe wyjaśnienie. Tworzenie się skamielin, czyli proces fosylizacji, jest procesem bardzo długim, trwającym tysiące lat. Trudno jest wytłumaczyć, w jaki sposób mogły powstać skamieliny delikatnych roślin, skrzydeł owadów czy meduz, których tkanka wszak rozkłada się błyskawicznie. Musiały wcześniej zostać czymś „utrwalone”. Teoria kosmicznego potopu tłumaczy to zjawisko tym, że zostały one przygniecione masą błota, które odcięło dostęp tlenu i uniemożliwiło działanie bakterii. Następnie woda zaczęła przedostawać się do tkanek, rozpuszczała zawarty w nich materiał organiczny i stopniowo zastępowała go krzemionką.
Odkryto tysiące skamielin wyraźnie wskazujących na to, że zwierzęta zostały pogrzebane żywcem. Wiele z nich nie zdążyło jeszcze strawić pokarmu, inne miały połamane kości, a zwierzęta zamieszkujące wody były wciąż w pozycjach pływackich.
A oto przykłady ryb "zaskoczonych" w trakcie konsumowania i trawienia pożywienia.
Wypada dodać, że sam Walt Brown tego nie sugeruje, ale osoby o wybujałej wyobraźni doszukują się w tej katastrofie objawów eksplozji nuklearnej, wytaczając dodatkowy dowód w postaci olbrzymiego krateru Lonar usytuowanego w Indiach, około czterysta kilometrów na północny-wschód od Bombaju. Krater ten ma średnicę prawie 2 kilometrów i powstał w bazaltowej skale. Nie znaleziono niczego, co wskazywałoby na to, iż krater powstał w wyniku uderzenia meteorytu, choć są ślady działania olbrzymich ciśnień i niezmiernie wysokiej temperatury.
Przyjmuje się, że ostatnie mamuty na stałym lądzie wyginęły około 10 tysięcy lat temu. Niewielka populacja mamutów przetrwała dłużej, bo do ok. 4000 lat temu, na Wyspie Wrangla położonej na Oceanie Arktycznym, między Morzem Wschodniosyberyjskim a Morzem Czukockim, i oddzielonej od kontynentu Cieśniną De Longa. Mamuty, które tam przetrwały, uległy skarłowaceniu i były ostatecznie wielkości tylko nieco większej od konia.
Istnieją jednak także przekazy, które mogłyby świadczyć o przetrwaniu pojedynczych stad mamucich do czasów nam współczesnych na niezaludnionych obszarach tundry syberyjskiej. Są to opowieści pilotów wojskowych z czasów II wojny światowej . Niestety nie da się ich zweryfikować.
Szczególnie liczne pozostałości mamutów były i są wciąż odnajdywane na terenach Syberii. Zwykle są to ich kości i długie kły, czyli tzw. ciosy, lecz zdarzając się także odkrycia kompletnych ciał zwierzęcych, czasem z zachowanym futrem, a nawet częściami miękkimi – jak mięśnie i skóra. Pierwszy taki mamut został znaleziony w 1901 roku nad brzegami rzeki Bieriezowka. Ostatni – w 2007 roku nad rzeką Juribej na Półwyspie Jamalskim.
Na zdjęciach - poszukiwacze mamucich szczątków. Photo: Evgenia Arbugaeva
I teraz właśnie zaczyna się prawdziwa zagadka.
Ciała mamutów znajdowane są w wiecznej zmarzlinie, niejako „zatopione” w lodzie. Często lokalizowane są w dziwnych wzgórzach, o wysokości od 10 do 90 metrów, które rosyjscy naukowcy nazwali Jedomami. W jednym z nich odnaleziono szczątki aż 156 mamutów. Jedomy ukrywają także w swoim wnętrzu wiele złamanych drzew. Gleba w Jedomach jest podobna do błota, bogata w sól i węglan i jest poprzedzielana lodem, przy czym jest to dziwny rodzaj lodu, który został nazwany „kamiennym lodem”. Jego warstwy najłatwiej jest zauważyć na urwisku wzdłuż arktycznego wybrzeża i wzdłuż rzek. Niektóre z nich mają po 50 metrów grubości i ciągną się nawet na długość 2,5 kilometra. Przykrywająca je warstwa gliny lub mułu jest jednorodna, czyli nie składa się z wielu cienkich warstw, jak to ma miejsce w przypadku osadów naniesionych przez rzeki lub jeziora i sprawia wrażenie, że została naniesiona jednorazowo.
Tak grube warstwy lodu utrzymujące się pod warstwą gleby nie powinny dziwić. Wystarczy spojrzeć choćby na lód, jaki potrafi się tworzyć w czasie zimy na jeziorze Bajkał (zdjęcie poniżej).
Znajdowane w tym lodzie mamuty wyglądają jakby zostały zamrożone w przeciągu zaledwie kilku godzin, ponieważ nie stwierdzono procesów gnilnych, a ich ciała są czasem w tak dobrym stanie, że można ustalić treść ich żołądków, która nie zdążyła zostać strawiona. Ta treść zresztą też zdumiewa, bo zachowane gatunki resztek roślinnych wskazują, że tuż przed zamrożeniem warunki pogodowe wcale nie były arktyczne. Czy to możliwe?
W zamarzniętych lasach Arktyki - na przykład na Alasce - występują między innymi sekwoje. Drzewa te rozwijać się mogą jedynie w klimacie wilgotnym i ciepłym, a w żadnym wypadku pod arktycznymi szerokościami geograficznymi (magazyn „Time", 22 września 1986, s. 64 i J.F. Bazinger: Our „ tropical" Arctic, „Canadian Geographic", t. 106/6, s. 2837,1986/1987).
Mamut znaleziony w bryle lodowej i wraz z nią transportowany Photo: by Devi on December 31, 2008
A tutaj mamut wystawiony na ekspozycji muzealnej
A oto opisy dwóch bardzo dziwnych, kompletnie niewytłumaczalnych znalezisk. Oba z nich wydają się być powiązane z owymi niezrozumiale błyskawicznie zamarzającymi mamutami. Każdy z tych przypadków sugeruje natychmiastowe zamrożenie rzeki, tak gwałtowne, że pływające w niej zwierzęta zostają również zamrożone razem z nią.
Pierwszy został opublikowany przez byłego członka Sowieckiej Akademii Nauk, a przypomniał ten raport Aleksander Sołżenicyn w przedmowie do swojego „Archipelagu Gułag”, który natrafił na ów raport w roku 1949. Raport ten donosił, iż „w roku 1942 podczas budowy drogi w Liglikhtakha, dolinie rzeki (Basen Kołyma), odkrywka za pomocą materiałów wybuchowych otworzyła podziemną "soczewkę" przejrzystego lodu zawierającego uwięzione wewnątrz wielkie okazy ryb. Najwyraźniej eksplozja usunęła wierzchnią warstwę odsłaniając antyczne koryto rzeki wraz z przedstawicielami starożytnej fauny ichtiologicznych ryb. Kierownik budowy w sporządzonym raporcie stwierdził, że znalezione ryby cechowały się niezwykłą świeżością! Kawałki mięsa rozrzucone przez wybuch zostały zjedzone przez obecnych na miejscu robotników..."
Sołżenicyn nie zajmował się badaniem prehistorii, a ów raport przypomniał po to, by uświadomić czytelnika, że nie chodziło o zwykłych robotników, ale o zeków, czyli więźniów łagra, bo tylko ich przerażający głód mógł zmusić do pożerania „tysiącletniego ścierwa”.
Owego znaleziska nie udało się więc uchronić dla nauki tym bardziej, że i czasy nie były po temu sprzyjające, bo wojenne.
(z www.creationscience.com)
Drugi raport pochodzi z Tybetu, z roku 1846, od podróżnika i misjonarza, M. Huc'a, który wraz ze swoją ekipą w momencie przekraczania rzeki Mouroui-Ousso, zaobserwował niezwykłe widowisko.
"..Podczas gdy jeszcze w obozowisku obserwowaliśmy w dali kilka bezkształtnych obiektów znajdujących się w korycie rzeki wszystko pozostawało bez zmian, gdy się zbliżaliśmy w ich kierunku postacie pozostawały w bezruchu, jednak gdy się zbliżyliśmy bardziej rozpoznaliśmy w nich stado dzikich wołów. Stado liczyło ponad pięćdziesiąt osobników, a wszystkie z nich były zastygłe w lodzie. Nie ulegało wątpliwości, że stado próbowało przepłynąć rzekę w czasie błyskawicznego procesu zamrożenia, proces ten był tak szybki, że nie były zdolne do wydobycia się z lodu. Ich piękne głowy, zwieńczone pięknymi rogami były nad powierzchnią lodu, jednak ich ciała znajdowały się uwięzione w lodzie, który był tak przezroczysty, iż widzieliśmy przez niego pozycje w jakiej znajdowały się zwierzęta, wyglądały tak jakby wciąż płynęły, jednak orły i kruki wydziobały im oczy..."
(z www.creationscience.com)
Obserwując stopniowe zamarzanie jezior i rzek, nie sposób sobie wyobrazić, jak ten proces mógł się dokonać tak nagle, by uwięzić płynące stado albo zamrozić duże ryby tak szybko, by ich mięso pozostało świeże. Czy stało się to dokładnie tak samo jak z zamrożonymi mamutami? Czy można to w ogóle jakoś próbować wyjaśnić?
Istnieje pewna teoria, zwana „teorią hydropłyt”, której twórcą jest Walt Brown. Walt Brown jest absolwentem West Point, otrzymał doktorat z inżynierii mechanicznej MIT, uzyskał profesurę w Akademii Sił Powietrznych USA, prowadzi kursy matematyki i informatyki. Hydropłyty to w ujęciu wspomnianej teorii nic innego, jak płyty nawodne, czyli płyty, z których zbudowana jest skorupa ziemska, niejako ślizgająca się na warstwie wody. Teoria ta tłumaczy nie tylko przedstawione wyżej zjawiska, ale także cały szereg innych znalezisk, w tym skamieniałości. Hekatombę wielu gatunków miał spowodować ni mniej ni więcej… potop.
A oto co mówi Walt Brown.
Na Ziemi przed potopem był tylko jeden duży kontynent pokryty bujną wegetacją; były tam morza i rzeki oraz góry nieco niższe niż obecne. Istniała też olbrzymia ilość wód podziemnych - około połowy całej wody, która jest w dzisiejszych oceanach. Woda ta mieściła się w wewnętrznych, połączonych ze sobą komorach, które tworzyły swego rodzaju szelf o grubości ok. 800 metrów i ok. 16 km pod powierzchnią ziemi. Rosnące ciśnienie wód podziemnych rozciągało skorupę ziemską, aż nastąpiło jej rozerwanie, które zaczęło się od mikroskopijnego pęknięcia i rozrosło się w obu kierunkach w tempie ok. 17 tysięcy km/godz.. Powstałe pęknięcie okrążyło cały glob w ok. 2 godziny.
Wody podziemne, poddane potężnemu ciśnieniu wytworzonemu pod wpływem napierającej z góry warstwy skał, wytrysnęły z pęknięcia z niesamowitą siłą, która nadała tej fontannie wody prędkość ponaddźwiękową i wyniosła ją do atmosfery na wysokość ponad 30 km. Rozpylając się, woda ta spadła na ziemię w postaci gigantycznych opadów deszczu, ale ponieważ tryskając w górę zamarzła w temperaturze – 180 st. Celsjusza, spadała także w postaci zmrożonego błota i gradu, grzebiąc żywe istoty w bardzo krótkim czasie.
Wiele znalezisk szczątków wskazuje na uduszenie i kompresję zwierząt – przykładem jest tu choćby najbardziej znany młody mamut, nazwany przez badaczy Dima, który wygląda, jakby był sprasowany. Pękające skały dały olbrzymią masę osadów, które spowodowały utworzenie się skamielin.
Zdjęcie młodego mamuta Dimy
Tutaj potrzebne jest dodatkowe wyjaśnienie. Tworzenie się skamielin, czyli proces fosylizacji, jest procesem bardzo długim, trwającym tysiące lat. Trudno jest wytłumaczyć, w jaki sposób mogły powstać skamieliny delikatnych roślin, skrzydeł owadów czy meduz, których tkanka wszak rozkłada się błyskawicznie. Musiały wcześniej zostać czymś „utrwalone”. Teoria kosmicznego potopu tłumaczy to zjawisko tym, że zostały one przygniecione masą błota, które odcięło dostęp tlenu i uniemożliwiło działanie bakterii. Następnie woda zaczęła przedostawać się do tkanek, rozpuszczała zawarty w nich materiał organiczny i stopniowo zastępowała go krzemionką.
Odkryto tysiące skamielin wyraźnie wskazujących na to, że zwierzęta zostały pogrzebane żywcem. Wiele z nich nie zdążyło jeszcze strawić pokarmu, inne miały połamane kości, a zwierzęta zamieszkujące wody były wciąż w pozycjach pływackich.
A oto przykłady ryb "zaskoczonych" w trakcie konsumowania i trawienia pożywienia.
Wypada dodać, że sam Walt Brown tego nie sugeruje, ale osoby o wybujałej wyobraźni doszukują się w tej katastrofie objawów eksplozji nuklearnej, wytaczając dodatkowy dowód w postaci olbrzymiego krateru Lonar usytuowanego w Indiach, około czterysta kilometrów na północny-wschód od Bombaju. Krater ten ma średnicę prawie 2 kilometrów i powstał w bazaltowej skale. Nie znaleziono niczego, co wskazywałoby na to, iż krater powstał w wyniku uderzenia meteorytu, choć są ślady działania olbrzymich ciśnień i niezmiernie wysokiej temperatury.
Krater Lonar
Pat Frank, amerykański ekspert w dziedzinie programów kosmicznych między innymi na tej podstawie sformułował teorię głoszącą, iż tego typu kratery mogą być śladami potężnych eksplozji nuklearnych.
(8)
13 Comments
Bardzo to wszystko ciekawe -
18 February, 2014 - 17:24
Tym przyjemniej czyta mi się Twoje notki - na naukę nigdy nie jest za późno.
"Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo."
Max
18 February, 2014 - 17:38
Ale może własnie dlatego, że jestem laikiem, nie czuję się skrępowana przez ustalenia dzisiejszej paleontologii i daję upust swojej wrodzonej "ciekawskości" drążąc to, czego do końca nie rozumiem :)
Jeśli jeszcze dla kogoś, poza mną samą, jest to ciekawe, to mnie tylko może cieszyć.
Ale paleontologię na razie już odkładam. Przygotowuję dwie kolejne notki, lecz tym razem już dużo bliższe naszym czasom. I mam nadzieję, że też mogą się komuś wydać ciekawe :)
Świetny tekst
18 February, 2014 - 19:48
Nie żebym się nie zgadzał z kreacjonizmem, ale ten ton: "Sześć tysięcy lat temu..."
No dobrze! Stworzył. Ale dlaczego postarzył parę drobiazgów tak, żeby wyglądały na ponad sześć tysięcy?...
Myliłby się, kto wierzyłby w niepodważalność naukowych metod. Pomiary doraźne są odnoszone do krzywych wzorcowych, uznanych zazwyczaj bezkrytycznie za coś w rodzaju aksjomatu. Mając wyniki pomiarów młody badacz szuka sposobu, jak je zinterpretować. Zazwyczaj same się nie dadzą. Znajduje więc odpowiedni wzorzec, nanosi wyniki na wykres, znaleziony w jakiejś publikacji, odczytuje rzędną, lub odciętą i podaje do wiadomości w kolejnej publikacji. Nie weryfikując tej pierwotnej (a może wcale nie pierwotnej).
Krzywe wzorcowe są tworzone na podstawie dokładnych pomiarów. Bardzo dokładnych! Czasem tak dokładnych, że trzeba odrzucić niektóre wyniki, bo nie pasują…
Potem te krzywe wzorcowe uznaje się za niepodważalne, bo większość wyników jest zgodna z... oczekiwaniem.
A oczekiwania są różne. Bo grant, bo Nobel, bo ilość cytowań, bo trzeba kończyć doktorat, bo żona chce iść do pracy, sama, albo z kimś… Bo last but not least środowisko, które odrzuci naukowca, jeżeli naukowiec nie odrzuci tych paru niepotrzebnych przecież nikomu wyników.
Krzywe wzorcowe nigdy nie przecinają wszystkich punktów, przechodzą obok – najbliżej jak się badaczowi wydaje. Weryfikuje to potem analizą błędu. Ale czasem ma tylko trzy punkty, albo cztery, a przez trzy punkty (albo cztery) nawet prostej nie da się przeprowadzić, bo nie wiadomo jak: może tak, a może tak, a może pod troszkę innym kątem? A co dopiero krzywą
Potem ten kąt zamienia się w miliony lat, czasem miliony lat świetlnych.
I już nie wolno nawet myśleć o weryfikacji.
-Miliony lat! Kto to słyszał, żeby podważać takie liczby?!
Jak już kiedyś pisałem: mam swoje Waterloo. W roztworze były jony siarczanów i baru. Jednocześnie. W ilości wykrywalnej metodą strąceniową. Siarczany najlepiej strąca jon baru, a bar strącają jony siarczanowe. Powszechnie uznaje się, że siarczan baru (obrzydlistwo łykane „u rentgena” do zdjęć kontrastowych) jest substancją nierozpuszczalną w wodzie. A w moim roztworze były, i siarczany i bar. Próbka zadana wodorotlenkiem baru mętniała, podobnie jak pobrana z tego samego miejsca i w tym samym czasie próbka zadana pirosiarczanem potasowym. Raz, drugi, piąty, siódmy…
Profesorowie kręcili głowami, doktorzy wzruszali ramionami. Tylko magistrowie próbowali jeszcze coś wymyślić. Nie wymyślili.
I tak zostałem ze swoją podważoną wiarą w naukę.
Ro
18 February, 2014 - 21:45
Warto zatem pozostawić sobie ten margines na bycie niedowiarkiem i współczesny sobie stan wiedzy traktować jedynie jako pewien etap w jej rozwoju :)
To własnie do niedowiarków należą przełomowe odkrycia w nauce.
To uważany za obsesjonata Schliemann odkrył Troję, a nie żaden z badaczy przekonanych o tym, że jest ona jedynie fikcją literacką wymyśloną przez Homera i Wergiliusza.
Przyznam się
18 February, 2014 - 20:05
Humanistyczne - jak najbardziej, matematyka, fizyka - bardzo ciekawe, ale przyrodnicze.... łomatkojedyna!
Ellenai, Ro - kapelusz z głowy, a z kota robi się dywanik
"Miejcie odwagę... nie tę tchnącą szałem, która na oślep leci bez oręża,
Lecz tę, co sama niezdobytym wałem przeciwne losy stałością zwycięża."
Dywanik z kota?!
18 February, 2014 - 20:41
To było na marginesie, ale jakże ważnym bo w obronie kotów.
A teraz zasadnicza treść mojego komentarza:
Ellenai bardzo przystępne i pouczające proszę i wnoszę o więcej!
Serdecznie pozdrawiam
...dywanik z kota...no kto by pomyslał...z kota...
HdeS
18 February, 2014 - 22:07
Będzie więcej o czymś na pograniczu legendy i historii, ale już nie o wykopaliskach sprzed wielu tysięcy lat .
I ja się przyznam, Szary Kocie
18 February, 2014 - 21:21
Prawdziwa Historia - prawdziwej Pokory.
Kochany Koci Dywaniku :)
18 February, 2014 - 21:53
"eksplozji nuklearnych"?
18 February, 2014 - 20:58
"(..) nieprawdziwy jest szeroko rozpowszechniony pogląd o tym, że przyczyną ich zagłady był nagły spadek temperatury. Mamuty i mastodonty, a wraz z nimi i inne zwierzęta ginęły wszędzie, we wszystkich strefach klimatycznych, zarówno tam gdzie nastąpił nagły i znaczny spadek temperatury, jak i tam gdzie temperatura równie nagle znacznie wzrosła.
Prawdziwą przyczyną zagłady zwierząt, zarówno na Syberii, jak i na Alasce, czy też na terenach obu Ameryk, mogła być jedynie woda. Nagłe wtargnięcie wód Oceanu Arktycznego daleko w głąb Syberii, a na tereny jej wschodniej części także wód Oceanu Spokojnego, spowodowało utonięcie przebywających tam zwierząt."
"POTOPY" Dr inż Jerzy Wojciech Piskorz-Nałęcki - rozdz. 5.1. Zagłada mamutów
Nagłe wtargnięcie wód na skutek poślizgu płyt litosfery, oczywiście. Ta teoria dość dobrze tłumaczy nie tylko gwałtowne "śmierci" zwierząt ale też ich nagromadzenie, niekiedy w olbrzymich ilościach, wraz z drzewami, ziemią i lodem, a co określane jest nazwą "drewniane wzgórza".
Na Syberii mają miejsce tzw. zimowe powodzie, np. zimą 1990/1991 r. w pobliżu miaseczka Kałgo. Na skutek 40 st. mrozu rzeka Anczar zamarzła do dna. Parcie wody z górnego biegu rzeki było tak duże, że spowodowało jej wybuch. Woda zalała znaczne obszary i natychmiast zamarzła.
("Piramidy na oceanie" Piotr Gągała-Sarmata)
Więc może jednak potop. Potopy.
Wicenigga
18 February, 2014 - 22:04
O cywilizacji współczesnej mamutom, a nawet wczesniejszej, pisałam w poprzednich notkach :)
Potop mnie przekonuje, bo rzeczywiście nie wszędzie nastąpił tak znaczny spadek temperatury, a już na pewno nie taki, by wytłumaczyć to nagłe zamarznięcie. Nie wspomniałam o tym, ale odnaleziono nie tylko ryby w trakcie pożerania pozywienia. Te dobrze zachowane mamuty miały jeszcze nie tylko w żoładku, ale także w paszczy nieprzeżute całkiem resztki roślinne. Jeśli zwierzę by normalnie zdechło, to te resztki powinny się w krótkim czasie kompletnie rozłożyć, a nie zachować.
A co do eksplozji nuklearnych, to przytoczyłam tę opinię jedynie jako ciekawostkę.
Nie wierzę w nią tak samo, jak nie wierzę Daenikenowi :)
Krater, którego zdjęcie pokazałam, moim zdaniem jest prawdopodobnie pozostałością po uderzeniu meteorytu.
Ellenai
19 February, 2014 - 10:23
" Stajemy się tym kim wierzymy że jesteśmy "
Kiedy tylko znajdę chwilkę to i ja wtrącę swoje 2 grosze do temau, a tymczasem dla wszystkich, którzy nie są do końca przekonani, że ewolucjonizm (nie ewolucja) to bzdura mam ciekawy film.
Życzę miłego seansu
Inteligentny projekt
19 February, 2014 - 21:16
Chciałbym teraz trafić na materiał z argumentami strony przeciwnej - ewolucjonistów.
To znaczy film odnoszący się konkretnie do przedstawionych w tym filmie faktów.
Bo nie przypuszczam, że ewolucjoniści spuścili uszy po sobie i udają, że "nie ma takiego zwierzęcia".