Personalizm Franciszka - papież jakiego jeszcze nie znamy

 |  Written by Stefan Bryś  |  12
Tygodnik Powszechny w ubiegłym roku przytoczył taką wypowiedź papieża Franciszka:
 
Otóż rozumienie człowieka zmienia się z czasem, pogłębia się również świadomość człowieka. Pomyślmy o czasach, kiedy dopuszczalne było niewolnictwo albo bez problemu dopuszczano karę śmierci. A zatem wzrastamy w rozumieniu prawdy. Egzegeci i teologowie pomagają Kościołowi w procesie dojrzewania jego sądów. Także inne nauki i ich ewolucja wspomagają Kościół w tym jego wzroście w rozumieniu. Pewne drugorzędne normy i przepisy kościelne, niegdyś skuteczne, dziś utraciły wartość i znaczenie. Wizja doktryny Kościoła jako monolitu, którego należy bronić bez najmniejszego niuansu, jest błędna” | Tygodnik Powszechny”, nr 39|.
 
Szermowali później tą wypowiedzią różni ludzie poczynając od Redaktora Naczelnego A. Bonieckiego aż na A. Michniku kończąc, dopatrując się w niej np. tego, że w przyszłości Papież planuje zniesienie wielu przepisów dotyczących m.in. dyscypliny sakramentów czy aprobaty dla LBGT ewentualnie dla skrajnych zachowań w relacjach międzyludzkich, które KK do tej pory odczytywał jako sprzeczne z naturą człowieka
 
http://www.tokfm.pl/Tokfm/1,103086,15180751,_Eucharystia_dla_rozwiedzion...
 
Papież od początku zaskakuje i sprawia problemy w interpretacji jego zachowań czy wreszcie w rozumieniu poszczególnych wypowiedzi. Sprawia problemy wierzącym jak również tym, którzy szukają jakiś „argumentów”, płynących wprost ze strony samej Stolicy Apostolskiej, tylko po to, aby usprawiedliwić jakoś własne dość „pijane zachowanie”.
Tymczasem kluczem do zrozumienia dość kontrowersyjnych wypowiedzi obecnej Głowy Kościoła Katolickiego może okazać się personalizm. W poszczególnych wypowiedziach obecnego papieża odnaleźć można kilka sformułowań - kluczy, dzięki którym łatwiej jest odczytać to, co chce przekazać współczesnemu światu Kościół Jezusa Chrystusa. Z ogromną radością prezentuję zatem klucz personalizmu dzięki któremu, być może, jaśniejszym stanie się nauczanie i postawa Jorge Mario Bergoglio…


Po pierwsze:

Człowiek będąc jedynym na ziemi stworzeniem, którego Bóg chciał dla niego samego, czyli osobą, nie może odnaleźć się w pełni inaczej, jak tylko poprzez bezinteresowny dar z samego siebie |Gs24|
Wbrew pozorom obecny papież kontynuuje tylko to, co zaczął wcielać w życie Kościoła Jan Paweł II a dużo wcześniej wraz z Soborem Watykańskim II, Jan XXIII czyli „aggiornamento”. Z jednej strony nie jest to przecież nic nowego lecz z drugiej jest to wciąż coś, co istnieje tylko w dokumentach oraz na papierze, a nie można tego dostrzec w codziennym życiu Kościoła Katolickiego.
W Kościele XXI wieku coraz częściej będziemy odnajdywać zatem afirmację osoby dla niej samej. Moim zdaniem to, co gorszy najbardziej w Bergoglio to fakt, że nieustannie podkreśla on „równą godność osób” |Gs29|, pomimo tego, że zachodzą pomiędzy ludźmi uzasadnione różnice, które są wezwaniem do miłowania, czyli przekraczania siebie oraz wychodzeniem do drugiego. Wydaje się zatem, że nauczaniu Papieża Franciszka zbiega się duch soboru oraz intuicja personalizmu chrześcijańskiego bo: „osoba urzeczywistnia się przez miłość” a miłość to przecież... „bezinteresowny dar z samego siebie”. Chce bronić w ten sposób transcendencji osoby ludzkiej |Gs 76|.

Po drugie:

Dziennikarze nie znający zagadnień personalizmu chrześcijańskiego dość łatwo manipulują wypowiedziami papieża, który zdaje się nie zwracać na to najmniejszej uwagi. Jakby zupełnie nie obchodziło go to, w jaki sposób przekręcają oni znaczenie oraz sens poszczególnych jego wypowiedzi.
Kiedy w lipcu 2013 roku na pokładzie samolotu wypowiedział słynne:
Jeśli ktoś jest homoseksualistą i poszukuje Boga oraz ma dobrą wolę, to kim ja jestem, by go osądzać
to już w listopadzie zaznacza to, że to rodzina jest wspólnotą życia: 
Składają się na nią twarze, osoby, które się kochają, prowadzą dialog, poświęcają się dla drugich i bronią życia, przede wszystkim najbardziej kruchego, najsłabszego. Można by bez przesady powiedzieć, że rodzina jest motorem świata i historii. Każdy z nas buduje własną osobowość w rodzinie. Wzrasta z mamą i tatą, z braćmi i siostrami, oddychając domowym ciepłem
 |http://pl.radiovaticana.va/news/2013/10/25/papie%C5%BC_franciszek:_w_rodzinie_uczymy_si%C4%99_mi%C5%82o%C5%9Bci_i_szacunku_dla_%C5%BCycia,/pol-740704|
 
Ktoś, kto poświęci odrobinę czasu poznaniu dorobku Vaticanum II z łatwością odkryje, że poza Konstytucją o Kościele w świecie współczesnym |Gs| Franciszek bardzo dobrze zna również Deklarację o wychowaniu chrześcijańskim Gravissimum educations. To ona w numerze trzecim mówi o tym, że obowiązkiem rodziców jest stworzyć taką atmosferę rodzinną, aby sprzyjała ona osobistemu i społecznemu wychowaniu dzieci. Jeśli dołożymy do tego posynodalną adhortacja papieża Jana Pawła II: O zadaniach rodziny chrześcijańskiej w świecie współczesnym - Familiaris Consortio, to otrzymamy proste i jasne wskazówki odnoszące się także do wychowania seksualnego.
Jest to temat bardzo współczesny i niebanalny ponieważ według tej adhortacji szkoła jest zobowiązana przestrzegać prawa pomocniczości, współpracując z rodzicami w takim samym duchu, jaki ożywia rodziców chrześcijańskich |FC37|. A nie tak jak teraz, dzięki strukturze państwa, stawiając się ponad zwykłą człowieczą rodzinę!
 
Po trzecie:

Należy pamiętać o specyficznych epizodach w biografii Jose Mario Bergoglio aby zrozumieć to, czym będzie jego trudny pontyfikat. Kościół Katolicki |z naciskiem na Powszechny| istnieje od ponad 2000 lat. Grzechy i zagrożenia powszechnie obecne w świecie, mają swój oddźwięk również w żywej wspólnocie wierzących. Doskonale zdaje sobie z tego sprawę Franciszek.
Dlaczego zatem spotykając się z przełożonym generalnym Bractwa Kapłańskiego św. Piusa X bp Fellayem, tradycjonalistą poniekąd, mu błogosławi? http://www.fronda.pl/a/dobre-wiesci-franciszek-spotkal-sie-z-biskupem-fellayem,37363.html
Przyjmując natomiast na audiencji ks. Don Michele De Paolis |znanego we Włoszech duchownego-skandalistę i sympatyka środowisk homoseksualnych| całuje go w rękę? http://www.katholisches.info/2014/05/09/papst-kuesst-antiklerikalem-priester-die-hand-die-linke-welt-des-don-michele-de-paolis/
 
Tak postawione pytanie zmusza do bardzo pogłębionej refleksji nad motywami tego dość specyficznego jak na Głowę Kościoła, Następcę św. Piotra, postępowania.
Moim zdaniem jest kilka ważnych powodów.
Europa i świat wciąż zmaga się z trzema niebezpiecznymi skrajnościami. Są nimi: kosmopolityzm, nacjonalizm oraz państwo |lub wspólnota państw takich jak UE czy Federacja Rosyjska| rozumiane jako zindywidualizowany i jedyny podmiot społeczny. Papież Franciszek wydaje się na tyle odważny by przeciwstawić się zarówno kapitalistycznemu liberalizmowi jak i socjalistycznemu kolektywizmowi, które we współczesnym świecie, w niektórych aspektach życia |w interesach| wydają się dziwnie łączyć.
Temu Papieżowi Bóg przydzielił zadanie bardzo trudne: Mówić we współczesnym świecie o narodzie.
Używając klucza personalizmu przypomnę zatem dwa najważniejsze zdania jakie padły z jego ust:

Naród, który nie szanuje ludzi starszych, nie ma przed sobą przyszłości, gdyż stracił pamięć

oraz  

"Dziękuję narodowi polskiemu i Kościołowi w Polsce za dar Jana Pawła II".

Nie zrozumiemy dobrze postawy papieża Franciszka jeśli nie zaczniemy odróżniać podstawowych pojęć takich jak: kosmopolityzm – lekceważę swój naród, nacjonalizm - przeceniam swój naród oraz nie nauczymy się właściwie rozumieć historii XX wieku w której najstraszniejszym epizodem był fakt mordowania i deportacji przez Hitlera i Stalina całych narodów. Dziś wobec globalizacji oraz miażdżących ekonomicznie granice państw korporacji budzą się z uśpienia narody.
Ten papież wydaje się uczyć patriotyzmu czyli szacunku i miłości do własnego narodu z docenieniem innych narodów.
Bez pomocy oraz otwarcia się na Ducha Świętego, obecnego w Kościele Katolickim i posłudze papieża Franciszka, żadna międzynarodowa organizacja nigdy nie stanie się komunią wolnych narodów. W historii świata byłoby to wydarzenie historycznie większe niż powstanie USA, UE czy NATO.

Po czwarte:

Odczytana w kluczu personalizmu znamienną staje się pewna wypowiedź:

Prorok to mąż, który ogarnia trzy. Przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Prorocy czuwali nad ludem Bożym w czasach trudnych, w momentach, gdy upadał on na duchu lub był zdruzgotany. Kiedy nie było Świątyni, kiedy Jerozolima była pod obcą dominacją, kiedy lud zadawał sobie pytanie: Panie, ty obiecałeś nam to wszystko, co się zatem stało? Brakowało. A kiedy brakuje proroctwa, zanika pamięć o obietnicach i wszystko ogranicza się do teraźniejszości”.

Taka jak ta i wszystkie wypowiedzi papieża Franciszka odnośnie krytyki klerykalizmu, bogactwa i ubóstwa, popadaniu w narcyzm i zamknięciu się na świat stają się bardziej zrozumiałe kiedy zaczniemy się zastanawiać nad tym jak obudzić w osobach inicjatywę osobistą i wspólną?
Aby opisać to wszystko Karol Wojtyła wymyślił coś takiego jak „uczestnictwo”. Termin ten próbuje zaznaczyć granicę pomiędzy tzw. członkowstwem czyli biernym udziałem w grupie osób |pozycja oczekującego, pretensjonalnego obserwatora jako członka klasy, szkoły, kasty, partii lub państwa| a dynamizmem i aktywnością. Czyli aktywnym udziałem w życiu rodziny, narodu, szkoły.
Uczestniczę tzn. włączam się czynnie, okazuję inicjatywę i aktywnie jako osoba w ramach dobra wspólnego, chcę żyć we wspólnocie – w rodzinie i… konkretnym narodzie.
Warto zwrócić uwagę na pewne wypowiedzi oraz gesty Franciszka próbujące wyzwalać w osobach ich indywidualne uzdolnienia, które konstytuują wspólnotę. Ten papież to przecież Mistrz prawdziwie osobowych i głębokich relacji.

Kiedy zadzwonił do Argentynki Jacqueliny Sabetty  i powiedział kilka słów otuchy oraz próbował wlać w jej zalęknione i poranione serce zwykłą chrześcijańską nadzieję, w tej swojej dość niefortunnej wypowiedzi jakby odsłonił się w zaufaniu i dawaniu.

Dzięki temu gestowi „uczestniczenia” osoba i wspólnota jak gdyby współtworzą, współgrają, przylegają do siebie a nie są obce czy przeciwne jak to później zostało przedstawione w mediach głównego nurtu. Czyli na gruncie indywidualistycznego myślenia o człowieku, liberalizmu i totalitarnego sposobu myślenia o osobie jak o jakiejś rzeczy.
 

Dużo można by było jeszcze napisać o papieżu Franciszku oraz o jego wykraczającej poza ramy współczesności postawie wobec konkretnych osób oraz wspólnoty. Jak świadczą o tym komentarze ludzi wierzących jak i tych, którzy określają się jako niewierzący, ten człowiek w niezwykły sposób wzbudza poczucie podmiotowości osoby i chce pokonać w nas samych egoizm czyli izolację pomimo tego, że używamy telefonów, Internetu i telewizji. W XXI wieku dużo łatwiej przychodzi nam opisać zamknięcie oraz postawę wyczekiwania niż coś całkowicie odwrotnego czyli otwarcie, dialog i współpracę dla dobra wspólnego.
Właściwie wracamy do początku wpisu i do poczucia osobistej godności każdej ludzkiej istoty zaczynając od jej poczęcia a kończąc na godnie przeżywanej starości. Patrząc na obecnego papieża przenika i ogarnia ludzkość jakby dobroczynny prąd dzięki któremu zaczynają uświadamiać sobie godność człowieka. To coś zdecydowanie odwrotnego potrzebnego do opisania „rzeczy” lub „przedmiotu”, którymi dowolnie można się posługiwać.
Papież Franciszek swoją postawą pokazuje, że jest „podmiotem”, posiadającym sumienie i wolność. W pewnym momencie swojego życia został wezwany do odpowiedzialnego życia w społeczeństwie i w dziejach świata. Chce pokazać jak realizować wartości osobowe.

Prorokując napiszę dość odważny wniosek:

Jeśli w końcu nie zostanie uznany jako Głowa Żywej Wspólnoty, Prawdziwego Ciała Chrystusa czyli Kościoła, jeśli ludzie nie dostrzegą w nim znaku czasu i obrazu Boga, narażony będzie na najbardziej upokarzające i wynaturzone akty „uprzedmiotowienia” zarówno ze strony tzw. radykałów jak i ludzi promujących permisywizm moralny. To będzie zależeć od tego, kto okaże się silniejszy.
Ja wiem, że świętości osoby nie da się unicestwić niezależnie od tego jak będzie pogardzana, gwałcona i poniewierana. Świętość Franciszka dopóki będzie żył będzie zaskakiwać i ujawniać się od nowa tylko dlatego, że wolność, którą prezentuje ten papież jest dość specyficzna.
Nie jest typowym współczesnym barbarzyństwem – „rób ta co chceta”. Nie jest również humanistyczna gdzie moje „ja”, ego jest centrum i pępkiem całego świata wokół, którego ma krążyć wszystko.

Ten papież jest inny dlatego, że złożył swoje życie w ręce Jezusa Chrystusa i daje się Jemu prowadzić.

Nie bójcie się Ducha Świętego, On daje wam wolność większą niż człowiek sobie" |JP II do młodych|.

Ten papież pragnie tworzyć osobowe style życia, wspólnoty osób, które będą sprzyjały prawdziwemu dojrzewaniu osoby i relacjom prawdziwie osobowym – personalizacji |Gs6|.
Jest tylko jeden problem: to Kościół musi zacząć prawdziwie wspierać rodzinę chrześcijańską oraz o nią walczyć a wszystkie inne instytucje społeczne muszą zacząć pełnić rolę pomocniczą. Jeśli tak się nie stanie społeczność nigdy nie stanie się dojrzała. Dla chrześcijan największą wartością nie jest wolność ale miłość. Czyli trzeba szukać sposobu jak stać się wreszcie wolnym do prawdziwego miłowania a nie do prezentowania karykatury miłości.
 
 
Ten Kościół (...), to dom wszystkich, a nie jakaś niewielka kapliczka, która może pomieścić jedynie pewną grupę ludzi wyselekcjonowanych. Nie możemy zredukować Kościoła do ochronnego parasola dla naszej małostkowości. Kościół jest Matką. Kościół jest płodny i musi takim być.

ed. img. SG: www.se.pl
5
5 (7)

12 Comments

Obrazek użytkownika Szary Kot

Szary Kot
drogowskazy to przykazania.
Papież zaś, wzorem Chrystusa to pasterz. Ten powinien być blisko owiec.
Czasami miewam wątpliwości dotyczące różnych wypowiedzi papieża Franciszka, wierzę jednak, że Duch Św. działa w Kościele i brał udział w konklawe.

Personalizm i powrót do korzenii liturgii to dla mnie najważniejsze osiągnięcia SWII.
Chrystus zostawił nam dwa przykazania:
"Będziesz miłował Pana Boga twego całym swoim sercem, całą swoją duszą, całym swoim umysłem i całą swoją mocą. To jest największe i pierwsze przykazanie. Drugie podobne jest do niego: Będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego. Na tych dwóch przykazaniach opiera się całe Prawo i Prorocy." (Mt. 22, 37-40)

Miłość do człowieka jest zaraz po miłości do Boga.

Św. Jan dodaje:
"Jeśliby ktoś mówił: "Miłuję Boga", a brata swego nienawidził, jest kłamcą,
albowiem kto nie miłuje brata swego, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi."
(1 J, 4, 20)
 

"Miejcie odwagę... nie tę tchnącą szałem, która na oślep leci bez oręża,
Lecz tę, co sama niezdobytym wałem przeciwne losy stałością zwycięża."
Obrazek użytkownika Stefan Bryś

Stefan Bryś
Ostatnio nawet psychologowie zauważają wzrost rozmaitych traum, depresji oraz ukrytych form zniewoleń. W związku z tym zaczynają używać języka Ewangelii i jako jedyną skuteczną receprtę proponują przyjęcie postawy powściągliwości |post|.

Dotyczy to wszelkich przejawów życia i moralności |nawet homoseksualistów|. W takim kontekście samo-okiełznania i samo-ograniczenia wszystko staje się inne.

Szary Kot dzięki za komentarz

<p>Jarosław Marek</p>

Obrazek użytkownika ro

ro
Pewnie rację masz Ty.
Ale ja jakoś nie potrafię nabrać przekonania. Gdyby jeszcze następstwo na Stolicy Piotrowej odbyło się normalnym trybem... 
Za dużo zmian i za gwałtowne.

Chrystus był, a właściwie jest Pasterzem. I przekazał "pałeczkę" Piotrowi. To prawda. 
Ale także powiedział do Niego:
-Tyś jest opoką...

Nie wiem - pewnie grzeszę przeciw Duchowi Świętemu, ale nie potrafię nabrać przekonania.
Chciałbym jeszcze raz w życiu usłyszeć słowa "non possumus".
By nie było wątpliwości: z ust obecnego papieża!
Obrazek użytkownika Szary Kot

Szary Kot
Trudne to wszystko w ocenie. Opoka, pasterz i zwykły, omylny przecież człowiek.
Z Piotrem też różnie bywało, nawet się zaparł, a jednak Chrystus na nim zbudował.
 

"Miejcie odwagę... nie tę tchnącą szałem, która na oślep leci bez oręża,
Lecz tę, co sama niezdobytym wałem przeciwne losy stałością zwycięża."
Obrazek użytkownika ro

ro
Nawet gdybym chciał oceniać - nie mam prawa, zbyt grzeszny jestem. Na swoim podwórku powienienem posprzątać. I na tym poprzestać.
Mówię tylko, czego mi brak. Kościół mojego dzieciństwa był czymś niezmiennym, przewidywalnym, trwałym. Był ostoją.
Potem zaczęły się nowinki. Kapłan nagle stanął "w opozycji" do wiernych, zamiast na ich czele przed Bogiem. Pamiętam grzeszną myśl, a może nawet wypowiedziane zdanie, że teraz będziemy się modlić do księdza. Odrzucenie łaciny, języka którego wprawdzie w większości nie rozumiałem, ale który był czymś tak oczywistym w Kościele, jak polszczyzna w domu czy w szkole. Inne kolory szat liturgicznych, inne pieśni, komunia na stojąco, ministrant który bierze do ręki kielich mszalny, ministrantka.

Miałem tego pecha, że zmiany zachodziły, gdy byłem na tyle mały, by nie rozumieć ich sensu, a na tyle duży, by pamiętać, jak było przed i po. 

Kiedyś będąc w podróży ze stryjem księdzem, służyłem do mszy, w katedrze gnieźnieńskiej.
Wiesz jak brzmiało tam: "at Deum, qui letificat juventutem meam"?!
I ta świadomość, że przez prawie tysiąc lat te słowa były w tym miejcu powtarzane codziennie...
Obrazek użytkownika Szary Kot

Szary Kot
dla mnie akurat soborowe zmiany w liturgii są cenne. Nie pamiętam starego rytu, choć w nim byłam ochrzczona. Nowy ryt jest w pewien sposób powrótem do źródeł.
Wieczernik. Tam odbywała się wieczerza. Świąteczna, związana ze Świętem Paschy, ale zwyczajnie, wieczerza. Pan Jezus nie stał na czele Apostołów i wszyscy zwróceni w jedna stronę. Oni siedzieli, a raczej chyba leżeli, według starożytnej tradycji spożywania posiłków, zwróceni ku sobie.
Pierwszej konsekracji, tam w Wieczerniku, Chrystus nie dokonał po łacinie, choć był to oficjalny, obowiązujący język imperium, tylko po aramejsku, w języku prostych rybaków. Podobnie na krzyżu, tam, gdzie dokonywała się rzeczywista ofiara, wypowiadał słowa po aramejsku i hebrajsku.

A łacina? Też czuję dostojeństwo, gdy właśnie po łacinie zabrzmią niektóre części, np. Sanctus, czy Agnus Dei...najczęściej w czasie uroczystych mszy św, z uroczystym śpiewem.
Chodzi jednak o codzienność. Aby msza św. była jak chleb, powszednia (choć nie banalna!!!!) i bliska. Tak jak Chrystus chce być blisko ludzi. Prostych.
 
 

"Miejcie odwagę... nie tę tchnącą szałem, która na oślep leci bez oręża,
Lecz tę, co sama niezdobytym wałem przeciwne losy stałością zwycięża."
Obrazek użytkownika ro

ro
Mimo następstwa Piotrowego, a w konsekwencji dalszej cesji, jakoś nie potrafię postawić znaku równości między Chrystusem i kapłanem przy wspominaniu Wieczerzy. Ponadto (oczywiście, ze względów praktycznych...) stoimy, klęczymy lub siedzimy w kościele w takiej, a nie innej konfiguracji, a nie przy jednym stole, nawet gdy w świątyni jest tylko kilka osób. 
Na prawdę nie razi Cię to, że na przykład podczas adoracji Najświętszego Sakramentu kapłan odprawia mszę stojąc do monstrancji tyłem, jak to bywa w kościołach z dwoma ołtarzami: jednym "zabytkowym", a drugim "posoborowym".  A i w nowoczesnych świątyniach tabernakulum i miejsce na monstrancję często jest "na zapleczu".
Wiem, że to tylko kwestia umowna, ale - to było jeszcze przed Soborem - moja Mama na prawdę poświęciła wiele wysiłku, żebym się nie wiercił, nie rozmawiał, nie stawał do ołtarza tyłem... Dobrze te Jej starania zapamiętałem: do dziś źle się czuję, wychodząc główną nawą z kościoła. Nawet 28 kwietnia 1979 roku w małym kościółku w Gliwicach  :-)  gdy przecież miałem do tego pełne prawo, przyznaję, odczuwałem pewien dyskomfort. 

Tak, to prawda, Chrystus i apostołowie rozmawiali ze sobą po aramejsku.
Prawdą też jest, że apostołowie mówili wszystkimi językami, a jednak z jakiegoś powodu Duch Święty nakazał ich następcom posługiwać się (przy liturgii, nie przy nauczaniu!) przez blisko dwa tysiąclecia tylko łaciną. ("Nie wiem czemu", ale jakoś schizmy nie potrafię uznać za rzecz natchnioną w Duchu Świętym). 
Przed Soborem nieszpory też były w językach narodowych. Podobnie kazania; kiedyś homilię wygłaszał tylko papież :-) , może jeszcze ksiądz Prymas i arcybiskupi - jak kto miał szczęście wysłuchać.
Biskup, gdy przyjeżdżał  do parafii, wygłaszał kazanie, tylko trudniejsze i bardziej uroczyste niż ksiądz.
 
Dziś nawet wikary wygłasza homilię (a prezes spółki z o. o.  ekspose... smiley )

 
Obrazek użytkownika Szary Kot

Szary Kot
Dużo tego! Spróbuję, przynajmniej na niektóre odpowiedzieć.smiley

Odwracanie się tyłem.
Przed soborem chyba nie wychodzono z kościoła tyłem do wejścia jak sprzed oblicza niejednego ziemskiego władcy???
To oczywiste, że Bogu należy się cześć, szacunek, chwała i ....  słów brakuje, by wyrazić tę przepaść, która nas dzieli od Niego. Nawet gdybyśmy leżeli w pyle i prochu, nie pokażemy tej różnicy i nie wyrazimy należnej Mu czci. Bóg jest królem, którego królestwo nie jest stąd. On nie chce byśmy Go miłowali słowem i językiem (a gesty są rodzajem języka) tylko czynem i prawdą.  Wypełnianiem przykazań. 
Adoracja jest wtedy, gdy Najświętszy Sakrament jest wystawiony na (przed- lub posoborowym ) ołtarzu. Wtedy wszyscy, także kapłan zwróceni są przodem. Gdy tabernakulum jest zamknięte, nie mówimy o adoracji. W czasie sprawowania Eucharystii tabernakulum jest zamknięte. Wtedy właśnie na ołtarzu, tym posoborowym w kształcie stołu, dokonuje się ofiara, dzieje się to, co najważniejsze i do tego miejsca wszyscy zwróceni są przodem.
Homilia a kazanie.
Przyznam, nie mam pojęcia, jak sprawa nazewnictwa wyglądała wcześniej. Obecnie rozróżnienie związane jest z treścią. O homilii mówimy wtedy, gdy jej treść dotyczy przeczytanych wcześniej czytań i Ewangelii. Kazanie zawiera więcej, np w czasie mszy św. upmiętniających jakieś historyczne wydarzenie.
Łacina.
Dla mnie nie jest to wyraz wyższości jednego języka na innymi. Ma korzenie historyczne. W czasach gdy chrześcijaństwo rozprzestrzeniało się na znany ówcześnie świat, łacina była powszechnie używana i obowiązująca, a w średniowieczu była językiem ludzi wykształconych.
Tradycja jest ogromnie ważna, łacina nie została wyrzucona z liturgii, szczególnie jest obecna wtedy, gdy spotykają się ludzie różnych kultur i języków. Pięknie podkreśla powszechność Kościoła. Natomiast w życiu codziennym, gdy na mszy św. obecni są wierzący posługujący się jednym, narodowym językiem, nie jest konieczna.

Alem wykład wygłosiła! Prawie kazanie wink

P.S.
To niedawno mieliście rocznicę, 35. Dużo dobrego!!!!!!!
Wychodzi na to, że my z mężem młode szczawie jesteśmy, 4 dni po Was mieliśmy 22.
 

"Miejcie odwagę... nie tę tchnącą szałem, która na oślep leci bez oręża,
Lecz tę, co sama niezdobytym wałem przeciwne losy stałością zwycięża."
Obrazek użytkownika ro

ro
Też gratuluję! Ale że się nie baliście brać ślubu w maju?! wink Przecież ani w polskiej, ani łacińskiej nazwie tego miesiąca nie ma litery "r" laugh   


Trochę mnie źle odczytałaś. Homilia, wychodzenie z kościoła - to nie sprawy "doktrynalne". To odczucia, bardziej w kategorii swoistego humoru. Ze słowem homilia chyba pierwszy raz zetknąłem się, gdy nasz Papież przyjechał do Polski. Wcześniej telewizja kazań papieskich nie nadawała...
Jednak ze stawaniem przez księdza tyłem do monstrancji (lub otwartego tabernaculum) zetknąłem się wielokrotnie. Jako dziecko, tłumaczyłem sobie, że "księdzu wolno".

Pozdrawiam

 
Obrazek użytkownika Szary Kot

Szary Kot
wiadomo, nie dyskutuje się z nimi wink

A maj? Ha, był to świadomy i dobrowlolny wybór, podjęty z pełna premedytacją, na przekór przesądom i przysłowiom. Jak widać, jest całkiem nieźle, wszystkim życzyłabym aby mieli podobnie!  laugh

Lipiec też nie ma "r", a jednak śluby się odbywają, ale maja większość się boi, a to napiękniejszy miesiąc - gdy mieliśmy ślub cudnie kwitły na biało wszystkie drzewa owocowe.
 

"Miejcie odwagę... nie tę tchnącą szałem, która na oślep leci bez oręża,
Lecz tę, co sama niezdobytym wałem przeciwne losy stałością zwycięża."

Więcej notek tego samego Autora:

=>>