Podobno dzisiejsza młodzież to niesłychani idealiści. Kiedy byłem młodzieżą, młodzież była niesłychanie cyniczna i miała głównie skłonności do masochizmu. Nie twierdzę, że ja też taki byłem – referuję stan moralny młodzieży z końca lat 80. i początku lat 90. Przekazana przez rodziców solidarnościowych niewiara w sukces po stanie wojennym z jednej strony koegzystowała zręcznie z przekazaną przez rodziców komuszych niezachwianą wiarą w potęgę Związku „Radzieckiego” z drugiej strony. Jakiś kolega z podstawówki opowiadał mi niestworzone historie, jaką to potęgą dysponuje ów Związek, o jakichś rakietach wylatujących spod ziemi (odpowiadałem mu, że Amerykanie też takie mają, ale nie słuchał, tak był naładowany tą ideologią). Pamiętam też wakacje dla członków ZAiKS w Zakopanem w sierpniu 1988 (w ośrodku obok mieszkał Joe Alex). My, dzieci, budowaliśmy kamienne tamy na strumieniu, który płynął przez teren ośrodka i rżnęliśmy w karty, gdy pogoda się popsuła. Nagle pewnego dnia ktoś doniósł, że wybuchły strajki. Ja się cieszyłem, ale inne dzieci były przekonane, że zaraz Jaruzelski wprowadzi stan wojenny i bały się okropnie. Jak ich rodzice i dziadkowie.
Nieoczekiwanie w latach 1989-1991 wszystko to zawaliło się jak domek z kart. Dla młodzieży post-solidarnościowej stało się jasne, że Związek „Radziecki” już nigdy nie wróci. I to był dopiero szok, bo gdy taki prezent dostaje się na tacy po latach strachu i terroru, to doprawdy nie wiadomo co robić: najlepiej bawić się do upadłego. Młodzież komusza również była skonfudowana i nie wiedziała co ma o tym wszystkim myśleć. Wpadała zazwyczaj w rodzaj sentymentalnego przygnębienia i ironizowała o nowym porządku, jednak zgodnie z zasadami materializmu historycznego postanowiła zaakceptować to co „nieuchronne”. Dokształcić się i przystosować.
Wolność i masochizm
Przez kolejne dni, tygodnie, miesiące z otaczającej nas komunistycznej mgły zaczęły wychodzić różne postacie i zróżnicowane postawy ideologiczne. Niemal wszystkie kompletnie zwariowane i maksymalnie uskrajnione. Myślałem, że cały spór ideowy rozegra się między Porozumieniem Centrum, a Unią Demokratyczną. Spór, który rozumiałem jako wybór między komunizmem, a antykomunizmem, między niewolą a Niepodległością. To był wybór jasny i łatwy do rozstrzygnięcia: PC za wolnością, UD za masochizmem. Pokazała to między innymi noc teczek 1992 roku. Niestety nie dla wszystkich na prawo od centrum było to jasne.
Na żer wychodzi prawica...
W znacznej części dawnego elektoratu prawicowego istniało bowiem zadawnione poczucie krzywdy i „niedokończenia” ideologicznych sporów II RP. Wśród członków ZChN utarło się nawet powiedzenie, że „ryba psuje się od Centrum”. Tak jakby ideologiczna poprawność prawicowa miała decydować o korzystnym rozstrzygnięciu losów Polski! Na polityczny żer wypełzły więc wszystkie, najbardziej nużące ograniczenia ideologiczne polskiej prawicy, takie jak ledwo skrywany antysemityzm, pseudo-realizm w stylu Dmowskiego, panslawizm, rusofilia, dziwaczejący coraz bardziej konserwatyzm, ostentacyjny „klero-faszyzm” i wiele, wiele innych. Z przeciwległego bieguna wypełzły przesądy intelektualne zwolenników UD i KLD, takie jak bezkrytyczny euroentuzjazm, liberalizm ad absurdum, zajadły ateizm oraz irytujący w swym rzekomym obiektywiźmie „światopogląd akademicki”. Na końcu tej listy człapali tu i ówdzie katolewacy-świętoszki od miłosierdzia i przebaczania (zwłaszcza komuchom i agentom).
Ta rzekoma różnorodność światopoglądowa była bardzo na rękę betonowemu układowi, który nieco tylko zdetonowany, ustępował tych fortec, których obronić nie mógł, ale trwał tam, gdzie trwać musiał. I czekał. Czekał na chwilę, gdy całe to rozgadane towarzystwo skoczy sobie do gardeł, zaś ukryci sojusznicy powrócą do macierzy. Bo dla ludzi z betonu walka toczyła się nie o ideologię, ale o władzę i pieniądze. Noc teczek 1992 i powołanie rządu Suchockiej było dla tej grupy wyraźnym sygnałem, że główny przeciwnik – czyli Porozumienie Centrum jako faktyczny punkt odniesienia wokół którego kręciły się inne partie prawicowe - jest już łatwy do pokonania. Z całej tak zwanej strony „solidarnościowej” po wyborach w 1993 roku pozostały tylko wygodne dla układu UD i KPN. W tle była jeszcze „Solidarność” z możliwością organizowania akcji masowego protestu, głównie ulicznego.
Precz z komuną!
Co w tym czasie robiła młodzież? No cóż, młodzież przede wszystkim szukała miejsca dla siebie na rynku pracy. Wszyscy dokoła mówili, że trzeba się dorabiać i być konkurencyjnym. Starzy działacze „walczyli z komuną”, tworzyli nowe, coraz bardziej dziwaczne ideologie prawicowe, przepijali fundusze unijne, a młodzi po prostu szukali pracy. Żadna ze wspaniałych ideologii, jakie im oferowano, nie uchroniła przed złodziejskimi zasadami funkcjonowania III RP. Pamiętam, pod koniec lat 90. ktoś dał mi cynk, że dwóch starych, prawicowych działaczy z AWS potrzebuje dwóch młodych ludzi w charakterze swoich politycznych sekretarzy. Jako że razem z kumplem bardzo potrzebowaliśmy pieniędzy, poszliśmy na umówione spotkanie. Powiem szczerze: obie strony tego spotkania wyszły z niego zdegustowane. Dla naszych niedoszłych pracodawców byliśmy za mało cyniczni, za mało dyspozycyjni i za mało wykształceni (to był ich kompleks, który my, „zdolni i dyspozycyjni”, mieliśmy natychmiast zaleczyć). Dla nas z kolei ci polityczni wyjadacze to był ten typ ludzi, którzy gotowi byli „walczyć z komuną o każde miejsce w radach nadzorczych jednoosobowych spółek skarbu państwa”. O tak. Precz z komuną!
EURO i EUROATLANTYZM
A z drugiej strony... Jeśli to była „druga strona”. Z drugiej strony wystarczyło powołać jakąkolwiek organizację z przymiotnikiem „europejski” lub „euroatlantycki” w nazwie, aby w stosunkowo łatwy sposób przejadać fundusze europejskie. Wielu młodych tak robiło i jakoś żyli od pierwszego do pierwszego. Krążyły niestworzone historie o nieprawdopodobnych funduszach z PHARE, które dosłownie topiono w hektolitrach wódki na jakichś wyjazdach nieomal sylwestrowych w Zakopanem. Wszystko fundowała „ciocia Europa”. Aby tak żyć, trzeba tylko było zmienić ideologię, porzucić romantyczny styl patriotyczny, ubrać się w pożyczony od kogoś zbyt duży garnitur i przecierać szlaki w różnych ministerialnych instytucjach, mając zawsze w ręce kwiatki dla urzędniczek i rozmaite drobne prezenciki. Można też było na bazie uniwersyteckiego majątku założyć fundację, wziąć w zarząd jakiś klub studencki i żerować na publicznym majątku niczym spółka nomenklaturowa. Ale do tego trzeba było mieć naprawdę giętki kręgosłup i wybitną skłonność do alkoholu. Przykro mi, ale jej nie miałem. Odstawałem od towarzystwa. A właściwie: wcale nie jest mi przykro!
Ciągle wracam myślami do roku 1991 i myślę, że wszyscyśmy stracili wtedy szansę na Prawo i Sprawiedliwość. Właśnie dlatego, że zamiast skupić się wokół idei antykomunizmu, zaczęliśmy robić wszystko nie to co trzeba, zapominając, że najpierw trzeba zniszczyć wroga i rozliczyć zdrajców.
Jakub Brodacki
Nieoczekiwanie w latach 1989-1991 wszystko to zawaliło się jak domek z kart. Dla młodzieży post-solidarnościowej stało się jasne, że Związek „Radziecki” już nigdy nie wróci. I to był dopiero szok, bo gdy taki prezent dostaje się na tacy po latach strachu i terroru, to doprawdy nie wiadomo co robić: najlepiej bawić się do upadłego. Młodzież komusza również była skonfudowana i nie wiedziała co ma o tym wszystkim myśleć. Wpadała zazwyczaj w rodzaj sentymentalnego przygnębienia i ironizowała o nowym porządku, jednak zgodnie z zasadami materializmu historycznego postanowiła zaakceptować to co „nieuchronne”. Dokształcić się i przystosować.
Wolność i masochizm
Przez kolejne dni, tygodnie, miesiące z otaczającej nas komunistycznej mgły zaczęły wychodzić różne postacie i zróżnicowane postawy ideologiczne. Niemal wszystkie kompletnie zwariowane i maksymalnie uskrajnione. Myślałem, że cały spór ideowy rozegra się między Porozumieniem Centrum, a Unią Demokratyczną. Spór, który rozumiałem jako wybór między komunizmem, a antykomunizmem, między niewolą a Niepodległością. To był wybór jasny i łatwy do rozstrzygnięcia: PC za wolnością, UD za masochizmem. Pokazała to między innymi noc teczek 1992 roku. Niestety nie dla wszystkich na prawo od centrum było to jasne.
Na żer wychodzi prawica...
W znacznej części dawnego elektoratu prawicowego istniało bowiem zadawnione poczucie krzywdy i „niedokończenia” ideologicznych sporów II RP. Wśród członków ZChN utarło się nawet powiedzenie, że „ryba psuje się od Centrum”. Tak jakby ideologiczna poprawność prawicowa miała decydować o korzystnym rozstrzygnięciu losów Polski! Na polityczny żer wypełzły więc wszystkie, najbardziej nużące ograniczenia ideologiczne polskiej prawicy, takie jak ledwo skrywany antysemityzm, pseudo-realizm w stylu Dmowskiego, panslawizm, rusofilia, dziwaczejący coraz bardziej konserwatyzm, ostentacyjny „klero-faszyzm” i wiele, wiele innych. Z przeciwległego bieguna wypełzły przesądy intelektualne zwolenników UD i KLD, takie jak bezkrytyczny euroentuzjazm, liberalizm ad absurdum, zajadły ateizm oraz irytujący w swym rzekomym obiektywiźmie „światopogląd akademicki”. Na końcu tej listy człapali tu i ówdzie katolewacy-świętoszki od miłosierdzia i przebaczania (zwłaszcza komuchom i agentom).
Ta rzekoma różnorodność światopoglądowa była bardzo na rękę betonowemu układowi, który nieco tylko zdetonowany, ustępował tych fortec, których obronić nie mógł, ale trwał tam, gdzie trwać musiał. I czekał. Czekał na chwilę, gdy całe to rozgadane towarzystwo skoczy sobie do gardeł, zaś ukryci sojusznicy powrócą do macierzy. Bo dla ludzi z betonu walka toczyła się nie o ideologię, ale o władzę i pieniądze. Noc teczek 1992 i powołanie rządu Suchockiej było dla tej grupy wyraźnym sygnałem, że główny przeciwnik – czyli Porozumienie Centrum jako faktyczny punkt odniesienia wokół którego kręciły się inne partie prawicowe - jest już łatwy do pokonania. Z całej tak zwanej strony „solidarnościowej” po wyborach w 1993 roku pozostały tylko wygodne dla układu UD i KPN. W tle była jeszcze „Solidarność” z możliwością organizowania akcji masowego protestu, głównie ulicznego.
Precz z komuną!
Co w tym czasie robiła młodzież? No cóż, młodzież przede wszystkim szukała miejsca dla siebie na rynku pracy. Wszyscy dokoła mówili, że trzeba się dorabiać i być konkurencyjnym. Starzy działacze „walczyli z komuną”, tworzyli nowe, coraz bardziej dziwaczne ideologie prawicowe, przepijali fundusze unijne, a młodzi po prostu szukali pracy. Żadna ze wspaniałych ideologii, jakie im oferowano, nie uchroniła przed złodziejskimi zasadami funkcjonowania III RP. Pamiętam, pod koniec lat 90. ktoś dał mi cynk, że dwóch starych, prawicowych działaczy z AWS potrzebuje dwóch młodych ludzi w charakterze swoich politycznych sekretarzy. Jako że razem z kumplem bardzo potrzebowaliśmy pieniędzy, poszliśmy na umówione spotkanie. Powiem szczerze: obie strony tego spotkania wyszły z niego zdegustowane. Dla naszych niedoszłych pracodawców byliśmy za mało cyniczni, za mało dyspozycyjni i za mało wykształceni (to był ich kompleks, który my, „zdolni i dyspozycyjni”, mieliśmy natychmiast zaleczyć). Dla nas z kolei ci polityczni wyjadacze to był ten typ ludzi, którzy gotowi byli „walczyć z komuną o każde miejsce w radach nadzorczych jednoosobowych spółek skarbu państwa”. O tak. Precz z komuną!
EURO i EUROATLANTYZM
A z drugiej strony... Jeśli to była „druga strona”. Z drugiej strony wystarczyło powołać jakąkolwiek organizację z przymiotnikiem „europejski” lub „euroatlantycki” w nazwie, aby w stosunkowo łatwy sposób przejadać fundusze europejskie. Wielu młodych tak robiło i jakoś żyli od pierwszego do pierwszego. Krążyły niestworzone historie o nieprawdopodobnych funduszach z PHARE, które dosłownie topiono w hektolitrach wódki na jakichś wyjazdach nieomal sylwestrowych w Zakopanem. Wszystko fundowała „ciocia Europa”. Aby tak żyć, trzeba tylko było zmienić ideologię, porzucić romantyczny styl patriotyczny, ubrać się w pożyczony od kogoś zbyt duży garnitur i przecierać szlaki w różnych ministerialnych instytucjach, mając zawsze w ręce kwiatki dla urzędniczek i rozmaite drobne prezenciki. Można też było na bazie uniwersyteckiego majątku założyć fundację, wziąć w zarząd jakiś klub studencki i żerować na publicznym majątku niczym spółka nomenklaturowa. Ale do tego trzeba było mieć naprawdę giętki kręgosłup i wybitną skłonność do alkoholu. Przykro mi, ale jej nie miałem. Odstawałem od towarzystwa. A właściwie: wcale nie jest mi przykro!
Ciągle wracam myślami do roku 1991 i myślę, że wszyscyśmy stracili wtedy szansę na Prawo i Sprawiedliwość. Właśnie dlatego, że zamiast skupić się wokół idei antykomunizmu, zaczęliśmy robić wszystko nie to co trzeba, zapominając, że najpierw trzeba zniszczyć wroga i rozliczyć zdrajców.
Jakub Brodacki
(1)
5 Comments
@autor
22 August, 2014 - 10:29
Ale.. mam pytanko:
Czy tak naprawdę istniała szansa na inne rozwiązanie?
Pozdrawiam
polfic
22 August, 2014 - 19:53
@alchymista
23 August, 2014 - 08:17
polfic
24 August, 2014 - 09:31
Wierzę w intencje samego Kaczyńskiego, natomiast dróg prowadzących do państwa prawa i sprawiedliwości jest wiele. Nie wszystkie prowadzą tylko przez głosowanie na PiS i wygrane wybory. To jest tylko jedna z wielu dróg, ale nie jedyna. Na szczęście!
@autor
25 August, 2014 - 08:12
Przy pomocy PiS, albo dzięki temu, że tyle zdobył poparcia stałego.