Wbrew stanowisku hierarchii kościelnej grupa „Znaku” opowiadała się za uznaniem zdobyczy komunizmu w Polsce.
Komuniści jednak dążyli do całkowitego podporządkowania Kościoła. W sierpniu 1948 roku doszło do likwidacji „Tygodnika Warszawskiego” oraz aresztowania jego redaktorów, którzy następnie zostali skazani na wieloletnie wyroki więzienia ( a trzech – J. Braun, J. Hoppe, J. Kwasiborski – na karę dożywotnego więzienia) Na początku sierpnia 1949 roku rząd ogłosił dekret o ochronie wolności sumienia i wyznania, który w rzeczywistości posłużył za parawan do organizowania antykościelnych akcji propagandowych. Miesiąc później u Bieruta pojawiła się rozłamowa grupa księży, która zainicjowała tzw. ruch księży-patriotów. W styczniu 1950 roku odebrano Kościołowi „Caritas”, pod zarzutem rzekomej niegospodarności.
W odpowiedzi prymas Stefan Wyszyński oraz kardynał Adam Sapieha w liście do Bieruta wskazując na liczne przejawy terroru administracji rządowej wobec duchowieństwa, „na widok którego człowiek czuje się urażony nie tylko w swej godności przedstawiciela duchowieństwa polskiego, ale po prostu w swej elementarnej godności człowieka”, podkreślili ich pismo „jest głosem sumienia Narodu Polskiego, który przez nas się odzywa i głos ten zwraca się do Pana, jako prezydenta Rzeczypospolitej i zmuszony jest uważać Ciebie, Prezydencie i Twój Urząd wobec Boga i historii odpowiedzialnym za walkę z religią i Kościołem w Polsce”.
Ostatecznie w kwietniu 1950 roku doszło do podpisania porozumienia między rządem a Episkopatem, które zostało przywitane z radością przez autorów „Tygodnika” oraz „Znaku”. Najważniejszymi przesłankami porozumienia – zdaniem Turowicza – stanowił „wspólny cel” oraz respektowanie przez obie strony „ich odmiennych” , w wielu sprawach, punktów widzenia. W efekcie Episkopat nie musiał rezygnować z dążenia do „ugruntowania i rozszerzenia uprawnień Kościoła w Polsce”, a rząd mógł nadal realizować konsekwentnie materialistyczny program działania. Turowicz zdecydowanie potępił krytyków porozumienia, wskazując, iż „ wśród głosów, jakie odezwały się z różnych stron po ogłoszeniu porozumienia, nie zabrakło oczywiście wypowiedzi rozmaitych zagranicznych komentatorów, którzy interesują się ogromnie żywo, tym co się u nas dzieje, natomiast w żadnej mierze nie można ich posądzać o przejęcie się dobrem katolicyzmu w Polsce albo polską racją stanu”.
W ówczesnych warunkach Episkopat nie miał innego wyjścia, występując w żywotnym interesie wszystkich katolików w Polsce. Takiego prawa nie mieli publicyści grupy krakowskiej, którzy mogli przemawiać co najwyżej w imieniu swojego środowiska, lojalnie akceptującego zarówno „reformy społeczne” jak „ludową” formułę państwa komunistycznego.
Nie uwzględniając tej podstawowej różnicy Turowicz ze Stommą w artykule „Katolicy w Polsce Ludowej” po raz kolejny uznali, iż katolicy winni opowiedzieć się za „rewolucyjną przebudową ustroju” oraz „skierować swój aktywizm do takiej dziedziny pracy twórczej, gdzie praca ta nie wymaga przyjmowania odpowiedzialności za decyzje polityczne podejmowane przez obóz rządzący”.
Równocześnie jednoznacznie deklarowali, iż „socjalizm jest dla nas faktem. Uznajemy zwycięstwo obozu marksistowskiego jako fakt i mamy szacunek dla pełnej wiary i nieraz ofiarności walki tego obozu o realizację nowego ustroju . Katolicy żyjący w ramach państwa socjalistycznego są względem niego lojalni”. W zamian oczekiwali by „nasze odrębne stanowisko ( w sprawie kultury – Godziemba) zostało uszanowane”. Katolicy mieli zrezygnować z jakichkolwiek postulatów natury politycznej, gospodarczej oraz społecznej, natomiast „w żadnym wypadku i nigdy zrezygnować nie mogą z walki o kulturę chrześcijańską, czyli o chrześcijańską treść życia. Mówiąc obrazowo mogą być oddane pozycje polityczno-ustrojowe, natomiast nie mogą być opuszczone pozycje walki o chrześcijańską kulturę jutra”.
Jednak nawet w tej walka o kulturę nie można było – ich zdaniem – podważać pokojowych inicjatyw komunistów, negować „obiektywnych osiągnięć socjalizmu” oraz oczekiwać wybuchu totalnej wojny religijnej licząc na osłabienie w ten sposób obozu komunistycznego. „Plan 6-letni – podkreślali – jest też i kamieniem węgielnym socjalizmu w Polsce. Powiedzieliśmy, że ideał socjalistyczny nie jest naszym ideałem, i że nie możemy przyjąć odpowiedzialności za jego realizację. Ale jeśli przy okazji budowy socjalizmu zyskuje Polska, to fakt ten oceniamy tylko dodatnio. Ujemne ocenianie faktów, które same w sobie są dobre, dlatego tylko, że pomagają one do osiągnięcia socjalizmu, traktować należy jako wyraz niedopuszczalnej postawy szkodnictwa narodowego. Potępiamy przejawy takiego sabotowania prac do odbudowy i wzbogacenia Polski prowadzących. Walki ideowej z marksizmem nie wolno posuwać do tego rodzaju skrajności, żeby aż dopuszczać postawę sabotażu”.
Równocześnie po raz kolejny otwarcie stwierdzając, iż „gdy chodzi o ustrój społeczny sympatie nasze na pewno są bliższe socjalizmowi niż kapitalizmowi” zadeklarowali „jesteśmy obywatelami Polski Ludowej i to sprawę rozstrzyga. Polska Ludowa ma zarysowaną linię polityki zagranicznej i umiejscowiona jest w socjalistycznym obozie międzynarodowy. Jako lojalni obywatele państwa jesteśmy tym związani, wybór jest dla nas zrobiony”.
Składając dowody lojalności komunistycznemu państwu publicyści „Znaku” coraz bardziej zbliżali się do cienkiej linii oddzielającej postawę lojalistyczną od pełnej współpracy. W rzeczywistości politycznej totalitarnego państwa nie mogło być mowy o jakiejkolwiek „apolityczności”. Wygłoszenie przez Turowicza odczytu na zjeździe zorganizowanym we Wrocławiu w grudniu 1951 roku przez PAX i „księży patriotów” przeciwko „rewizjonistycznym dążeniom” kleru niemieckiego był wyrazem coraz silniejszej akceptacji komunistycznych porządków przez środowisko „znakowskie”.
W artykule „Eksperyment polski” z 1952 roku Stomma i Turowicz poddawszy zdecydowanej krytyce wrogi stosunek katolików do komunistów w okresie międzywojennym, wskazali, iż w Polsce Ludowej istnieje olbrzymia szansa na owocną współpracę i porozumienie obu stron. Dowodem na to miało być wspomniane porozumienie rządu i Episkopatu z 1950 roku, w którym upatrywali „zwycięstwa rozumu na nastrojami emocjonalnymi oraz przejaw dojrzałego poczucia odpowiedzialności za Polskę”.
Jednocześnie wyrazili nadzieję, iż „eksperyment polski okaże się punktem zwrotnym. Być może determinizm faktów będzie tak silny, że tu znajdzie swój początek nowy stosunek rewolucyjnego obozu marksistowskiego do chrześcijaństwa i Kościoła”. W warunkach apogeum terroru komunistycznego w stosunku do Kościoła, takie stanowisko było wyrazem totalnej naiwności, oportunizmu lub …. głupoty.
Z kolei w artykule „Nic co polskie nie jest nam obojętne” obaj publicyści potępili „emigrację wewnętrzną” uznając ją za zjawisko bardzo szkodliwe społecznie. Postawę ludzi, którzy bojkotują rzeczywistość polską, określili jako absurdalną, gdyż „nie można obrażać się na historię i odwracać się do niej plecami. Nie można mówić o Polsce Ludowej w trzeciej osobie, bo nie ma dziś innej Polski na świecie i Polska Ludowa jest naszą wspólną ojczyzną. I jesteśmy też za nią odpowiedzialni”.
Wyrazem odpowiedzialności – ich zdaniem – miał być tzw. „realizm polityczny”, który nakazywał zajęcie konstruktywnej postawy w stosunku do rzeczywistości. Od wszystkich Polaków miało zależeć jakie oblicze ostatecznie przybierze polski socjalizm. „Przeobrażenie ustrojowe – dowodzili – dokonywane jest w sposób rewolucyjny. Ale rewolucja ma charakter umiarkowany i polityka rządu nacechowana jest wolą umiarkowania ekstremów. I to jest także bardzo ważny konkret życia politycznego.” Zdumiewająca ślepota!
W obliczu zbliżających się „wyborów” do Sejmu Turowicz i Stomma zerwali z uparcie głoszoną zasadą apolityczności i zadeklarowali poparcie dla idei Frontu Narodowego, którego koncepcja „mieści w sobie dwie niezmiernie ważne tezy: a) wynika z niej postulat jedności narodu i przezwyciężenie tarć wewnętrznych przy zasadniczym respektowaniu odrębności światopoglądowych; b) jej zasadniczy sens polega na mobilizowaniu maksimum sił społecznych dla realizacji wielkich zadań państwowych, jak budowa socjalizmu, obrona pokoju, uprzemysłowienie kraju, obrona całości terytorium Polski, itp.”.
I jednocześnie zaapelowali do wszystkich katolików o masowy udział w wyborach, który będzie „zadokumentowaniem, że katolicy kierują się wolą przezwyciężenia tarć wewnętrznych, mając przede wszystkim na uwadze te cele, które są wspólne i dla osiągnięcia których potrzebne jest skupienie wszystkich sił narodu. Stanowisko takie nie jest podyktowane oportunizmem, ale przeświadczeniem, że wymaga tego rozumnie pojęta narodowa racja stanu”.
Cdn.
fot. PAP/CAF / Wdowiński @kot
Komuniści jednak dążyli do całkowitego podporządkowania Kościoła. W sierpniu 1948 roku doszło do likwidacji „Tygodnika Warszawskiego” oraz aresztowania jego redaktorów, którzy następnie zostali skazani na wieloletnie wyroki więzienia ( a trzech – J. Braun, J. Hoppe, J. Kwasiborski – na karę dożywotnego więzienia) Na początku sierpnia 1949 roku rząd ogłosił dekret o ochronie wolności sumienia i wyznania, który w rzeczywistości posłużył za parawan do organizowania antykościelnych akcji propagandowych. Miesiąc później u Bieruta pojawiła się rozłamowa grupa księży, która zainicjowała tzw. ruch księży-patriotów. W styczniu 1950 roku odebrano Kościołowi „Caritas”, pod zarzutem rzekomej niegospodarności.
W odpowiedzi prymas Stefan Wyszyński oraz kardynał Adam Sapieha w liście do Bieruta wskazując na liczne przejawy terroru administracji rządowej wobec duchowieństwa, „na widok którego człowiek czuje się urażony nie tylko w swej godności przedstawiciela duchowieństwa polskiego, ale po prostu w swej elementarnej godności człowieka”, podkreślili ich pismo „jest głosem sumienia Narodu Polskiego, który przez nas się odzywa i głos ten zwraca się do Pana, jako prezydenta Rzeczypospolitej i zmuszony jest uważać Ciebie, Prezydencie i Twój Urząd wobec Boga i historii odpowiedzialnym za walkę z religią i Kościołem w Polsce”.
Ostatecznie w kwietniu 1950 roku doszło do podpisania porozumienia między rządem a Episkopatem, które zostało przywitane z radością przez autorów „Tygodnika” oraz „Znaku”. Najważniejszymi przesłankami porozumienia – zdaniem Turowicza – stanowił „wspólny cel” oraz respektowanie przez obie strony „ich odmiennych” , w wielu sprawach, punktów widzenia. W efekcie Episkopat nie musiał rezygnować z dążenia do „ugruntowania i rozszerzenia uprawnień Kościoła w Polsce”, a rząd mógł nadal realizować konsekwentnie materialistyczny program działania. Turowicz zdecydowanie potępił krytyków porozumienia, wskazując, iż „ wśród głosów, jakie odezwały się z różnych stron po ogłoszeniu porozumienia, nie zabrakło oczywiście wypowiedzi rozmaitych zagranicznych komentatorów, którzy interesują się ogromnie żywo, tym co się u nas dzieje, natomiast w żadnej mierze nie można ich posądzać o przejęcie się dobrem katolicyzmu w Polsce albo polską racją stanu”.
W ówczesnych warunkach Episkopat nie miał innego wyjścia, występując w żywotnym interesie wszystkich katolików w Polsce. Takiego prawa nie mieli publicyści grupy krakowskiej, którzy mogli przemawiać co najwyżej w imieniu swojego środowiska, lojalnie akceptującego zarówno „reformy społeczne” jak „ludową” formułę państwa komunistycznego.
Nie uwzględniając tej podstawowej różnicy Turowicz ze Stommą w artykule „Katolicy w Polsce Ludowej” po raz kolejny uznali, iż katolicy winni opowiedzieć się za „rewolucyjną przebudową ustroju” oraz „skierować swój aktywizm do takiej dziedziny pracy twórczej, gdzie praca ta nie wymaga przyjmowania odpowiedzialności za decyzje polityczne podejmowane przez obóz rządzący”.
Równocześnie jednoznacznie deklarowali, iż „socjalizm jest dla nas faktem. Uznajemy zwycięstwo obozu marksistowskiego jako fakt i mamy szacunek dla pełnej wiary i nieraz ofiarności walki tego obozu o realizację nowego ustroju . Katolicy żyjący w ramach państwa socjalistycznego są względem niego lojalni”. W zamian oczekiwali by „nasze odrębne stanowisko ( w sprawie kultury – Godziemba) zostało uszanowane”. Katolicy mieli zrezygnować z jakichkolwiek postulatów natury politycznej, gospodarczej oraz społecznej, natomiast „w żadnym wypadku i nigdy zrezygnować nie mogą z walki o kulturę chrześcijańską, czyli o chrześcijańską treść życia. Mówiąc obrazowo mogą być oddane pozycje polityczno-ustrojowe, natomiast nie mogą być opuszczone pozycje walki o chrześcijańską kulturę jutra”.
Jednak nawet w tej walka o kulturę nie można było – ich zdaniem – podważać pokojowych inicjatyw komunistów, negować „obiektywnych osiągnięć socjalizmu” oraz oczekiwać wybuchu totalnej wojny religijnej licząc na osłabienie w ten sposób obozu komunistycznego. „Plan 6-letni – podkreślali – jest też i kamieniem węgielnym socjalizmu w Polsce. Powiedzieliśmy, że ideał socjalistyczny nie jest naszym ideałem, i że nie możemy przyjąć odpowiedzialności za jego realizację. Ale jeśli przy okazji budowy socjalizmu zyskuje Polska, to fakt ten oceniamy tylko dodatnio. Ujemne ocenianie faktów, które same w sobie są dobre, dlatego tylko, że pomagają one do osiągnięcia socjalizmu, traktować należy jako wyraz niedopuszczalnej postawy szkodnictwa narodowego. Potępiamy przejawy takiego sabotowania prac do odbudowy i wzbogacenia Polski prowadzących. Walki ideowej z marksizmem nie wolno posuwać do tego rodzaju skrajności, żeby aż dopuszczać postawę sabotażu”.
Równocześnie po raz kolejny otwarcie stwierdzając, iż „gdy chodzi o ustrój społeczny sympatie nasze na pewno są bliższe socjalizmowi niż kapitalizmowi” zadeklarowali „jesteśmy obywatelami Polski Ludowej i to sprawę rozstrzyga. Polska Ludowa ma zarysowaną linię polityki zagranicznej i umiejscowiona jest w socjalistycznym obozie międzynarodowy. Jako lojalni obywatele państwa jesteśmy tym związani, wybór jest dla nas zrobiony”.
Składając dowody lojalności komunistycznemu państwu publicyści „Znaku” coraz bardziej zbliżali się do cienkiej linii oddzielającej postawę lojalistyczną od pełnej współpracy. W rzeczywistości politycznej totalitarnego państwa nie mogło być mowy o jakiejkolwiek „apolityczności”. Wygłoszenie przez Turowicza odczytu na zjeździe zorganizowanym we Wrocławiu w grudniu 1951 roku przez PAX i „księży patriotów” przeciwko „rewizjonistycznym dążeniom” kleru niemieckiego był wyrazem coraz silniejszej akceptacji komunistycznych porządków przez środowisko „znakowskie”.
W artykule „Eksperyment polski” z 1952 roku Stomma i Turowicz poddawszy zdecydowanej krytyce wrogi stosunek katolików do komunistów w okresie międzywojennym, wskazali, iż w Polsce Ludowej istnieje olbrzymia szansa na owocną współpracę i porozumienie obu stron. Dowodem na to miało być wspomniane porozumienie rządu i Episkopatu z 1950 roku, w którym upatrywali „zwycięstwa rozumu na nastrojami emocjonalnymi oraz przejaw dojrzałego poczucia odpowiedzialności za Polskę”.
Jednocześnie wyrazili nadzieję, iż „eksperyment polski okaże się punktem zwrotnym. Być może determinizm faktów będzie tak silny, że tu znajdzie swój początek nowy stosunek rewolucyjnego obozu marksistowskiego do chrześcijaństwa i Kościoła”. W warunkach apogeum terroru komunistycznego w stosunku do Kościoła, takie stanowisko było wyrazem totalnej naiwności, oportunizmu lub …. głupoty.
Z kolei w artykule „Nic co polskie nie jest nam obojętne” obaj publicyści potępili „emigrację wewnętrzną” uznając ją za zjawisko bardzo szkodliwe społecznie. Postawę ludzi, którzy bojkotują rzeczywistość polską, określili jako absurdalną, gdyż „nie można obrażać się na historię i odwracać się do niej plecami. Nie można mówić o Polsce Ludowej w trzeciej osobie, bo nie ma dziś innej Polski na świecie i Polska Ludowa jest naszą wspólną ojczyzną. I jesteśmy też za nią odpowiedzialni”.
Wyrazem odpowiedzialności – ich zdaniem – miał być tzw. „realizm polityczny”, który nakazywał zajęcie konstruktywnej postawy w stosunku do rzeczywistości. Od wszystkich Polaków miało zależeć jakie oblicze ostatecznie przybierze polski socjalizm. „Przeobrażenie ustrojowe – dowodzili – dokonywane jest w sposób rewolucyjny. Ale rewolucja ma charakter umiarkowany i polityka rządu nacechowana jest wolą umiarkowania ekstremów. I to jest także bardzo ważny konkret życia politycznego.” Zdumiewająca ślepota!
W obliczu zbliżających się „wyborów” do Sejmu Turowicz i Stomma zerwali z uparcie głoszoną zasadą apolityczności i zadeklarowali poparcie dla idei Frontu Narodowego, którego koncepcja „mieści w sobie dwie niezmiernie ważne tezy: a) wynika z niej postulat jedności narodu i przezwyciężenie tarć wewnętrznych przy zasadniczym respektowaniu odrębności światopoglądowych; b) jej zasadniczy sens polega na mobilizowaniu maksimum sił społecznych dla realizacji wielkich zadań państwowych, jak budowa socjalizmu, obrona pokoju, uprzemysłowienie kraju, obrona całości terytorium Polski, itp.”.
I jednocześnie zaapelowali do wszystkich katolików o masowy udział w wyborach, który będzie „zadokumentowaniem, że katolicy kierują się wolą przezwyciężenia tarć wewnętrznych, mając przede wszystkim na uwadze te cele, które są wspólne i dla osiągnięcia których potrzebne jest skupienie wszystkich sił narodu. Stanowisko takie nie jest podyktowane oportunizmem, ale przeświadczeniem, że wymaga tego rozumnie pojęta narodowa racja stanu”.
Cdn.
fot. PAP/CAF / Wdowiński @kot
(3)
2 Comments
"Ujemne ocenianie faktów,
13 October, 2014 - 10:03
PRZEREWELACJA !!!!
:)))))))))))))))
@polfic
13 October, 2014 - 10:49
To zupełny odlot, w klimacie ob. "Bolka".
Pozdrawiam