Ewa Kopacz i polska spirala milczenia

 |  Written by Krzysztof Karnkowski  |  6
Wiele  mechanizmów polskiej polityki zdecydowanie odbiega od standardów zachodnich, sytuując nas raczej coraz bliżej republik posowieckich. Arogancja ludzi władzy, korumpowanie mediów, polityczny kapitalizm – to specyfika raczej azjatycka, w złym znaczeniu tego słowa. Jednak niektóre, równie niekorzystne elementy naszej sytuacji są powtórzeniem tego, co działo się w krajach demokratycznych w czasach, gdy jeszcze poszczególne partie polityczne czymś się naprawdę od siebie różniły.

Gdyby usłyszeli państwo następujący opis: w państwie X działają dwie duże partie polityczne, cieszące się porównywalnym poparciem społecznym. Ponieważ jedna z nich ma jednak większe poparcie mediów, jej zwolennicy o wiele chętniej deklarują swoje sympatie. Przeciwnicy na ogół milczą, liczą się z tym, że mogą paść ofiarą agresji słownej lub fizycznej. Choć jeszcze niedługo przed wyborami szanse obu sił wydają się być wyrównanie, prawie wszyscy uważają, że ostatecznie wygra pierwsza z partii i scenariusz ten, wbrew początkowym sondażom, się potwierdza. Opis wydaje się pasować do dzisiejszej Polski, choćby tej sprzed wyborów parlamentarnych w 2007 i 2011 roku. W mniejszym stopniu również do wyborów prezydenckich z roku 2010, lecz także obu głosowań, które wygrał Aleksander Kwaśniewski. A jednak przywołałem sytuację Niemiec w latach 60-tych, opisaną w kluczowej do zrozumienia wielu mechanizmów z zakresu psychologii społecznej i technik manipulacji książki Elizabeth Noelle-Neuman  „Spirala milczenia”.

Działa tu kilka mechanizmów, które wykraczają poza zwykły konformizm. Noelle-Neuman początkowo zaobserwowane zjawisko tłumaczyła tzw. bandwagon effect (dosłownie - efekt wozu z orkiestrą, w Polsce używa się raczej określenia efektu śnieżnej kuli), czyli przyłączaniem się wyborców niezdecydowanych do zwycięzców sondaży. Jak wiemy, najjaskrawiej objawia się ono już po wyborach, gdy liczba respondentów, którzy deklarują poparcie w głosowaniu zwycięskiego ugrupowania często przerasta jego faktyczny wynik. Czy przekłada się na sam wynik wyborczy? Przypomnijmy sobie ostatnią sobotę przed pamiętną drugą turą wyborów prezydenckich w 1995 roku. Poparcie dla obu kandydatów było bardzo zbliżone, jednak na ogół spodziewano się niewielkiej wygranej Lecha Wałęsy. Oczywiście wpływ na takie prognozy mogła mieć naiwna, jak się okazało, wiara, że w 6 lat po roku 1989 Polacy nie wybiorą na najwyższy urząd w państwie postkomunisty.  Jak wiemy, stało się inaczej. Często spotkać można było opinię, że o na korzyść Kwaśniewskiego szalę przechylił opublikowany sondaż, zapowiadający jego wygraną ze złamaniem ciszy wyborczej opublikowany w „Super Expressie”. Przekonać miał on do głosowania na kandydata SLD osoby niezdecydowane.  Nie wiemy, ilu wyborców niezdecydowanych faktycznie przekonały wyniki przedstawione przez tabloid, jednak wygląda to na idealny wręcz przykład działania wspomnianego efektu.

Efekt śnieżnej kuli pomagał Kwaśniewskiemu przez całą pierwszą i większość drugiej kadencji. Nawet niezadowoleni wyborcy bez konkretnych preferencji politycznych wybierali kreowanego na „swojaka” prezydenta, ponieważ tak robili ich znajomi i większość ludzi z ich otoczenia. Kilka lat później podobnie stało się z poparciem dla Platformy Obywatelskiej. Aby je uzyskać, potrzebne było wykreowanie medialnej i społecznej histerii oraz skorzystanie z innych, znanych specjalistom od manipulacji społecznymi nastrojami, klisz. Sytuacji, w której osoba prezentująca konkretny pogląd, boi się do niego przyznać, bojąc się wykluczenia, agresji, osamotnienia – na to właśnie zwróciła uwagę Noelle-Neuman w swoich wieloletnich badaniach. Dużą część wyborców PiS zjawisko takie dotknęło. W obawie przed utratą pracy, bądź po prostu reakcją znajomych, przestali przyznawać się do głosowania na tę partię, a czasem się wręcz od niej odwrócili. To samo zdawało się kierować częścią działaczy, przechodzących do Polski Plus czy PJN.

W 2007 roku sama „spirala milczenia” nie wystarczyłaby w sytuacji, w której liderem sondaży bardzo długo pozostawała partia Jarosława Kaczyńskiego. Dopiero uruchomienie potężnej machiny propagandowej, przedstawiające wybór między PiS a PO jako opowiedzenie się odpowiednio za Polską ciemną i jasną, prymitywną bądź inteligencką, w swej istocie bolszewicką lub europejską i liberalną, uwikłaną w niekończące się rozliczenia i polowania na czarownice albo uśmiechniętą i wybierającą przyszłość i modernizację, pozwoliło Platformie zdobyć serca i głosy wyborców, chcących utożsamiać się z tą lepszą, „fajną” Polską. Zagrano na kompleksach, poszczuto na siebie grupy społeczne lub tylko ludzi do nich aspirujących (wystarczy tu przypomnieć manipulację wokół użycia przez Ludwika Dorna określenia „wykształciuchy”).  Pojawiające się do dziś w internecie komentarze dużej części zwolenników PO – nie świadczące bynajmniej o przynależności do elit intelektualnych ich autorów, a jednak pełne przekonania o własnej wyższości – dowodzą, jak piekielnie skuteczna była to strategia.  Mieliśmy i, choć w mniejszym stopniu, wciąż mamy do czynienia z kompletnym przestawieniem pojęć, w którym przyjęcie gotowych medialnych klisz sprzedano jako samodzielne myślenie i indywidualizm, zaś konformizm przedstawiono jako bunt młodych wyborców.

Chociaż wydawało się, że katastrofa smoleńska i wywołany przez nią szok przełamie tę narrację, umiejętne generowane kolejne konflikty (najpierw wokół miejsca pochówku pary prezydenckiej, później – krzyża na Krakowskim Przedmieściu) dały jej nowe paliwo, na którym Platformie udało się dojechać do wyborów parlamentarnych jesienią 2011 roku. Reklamówka, której formalnie niewiele brakowało do propagandy III Rzeszy, przedstawiająca obrońców krzyża i kibiców jako reprezentatywne dla całego elektoratu Prawa i Sprawiedliwości grupy agresywnych, odczłowieczonych fanatyków, jeszcze raz obudziły lęk, pogardę i poczucie wyższości elektoratu PO. Jednak kolejne lata rządu Tuska spowodowały, że powolny proces zużywania się „teflonowego” premiera  nabrał dynamiki. Tusk stał się obciążeniem dla partii, ta zaś straciła pozycję lidera sondaży.

Wraz ze spadkiem popularności rządzących rozpoczęło się powolne odrabianie strat przez PiS. Choć partia nie zdobywała zbyt wielu nowych wyborców, poprzez współpracę z prof. Glińskim, a później porozumienie z innymi siłami prawicy pokazała, że jest zdolna do szukania kompromisów i walki o nowych wyborców, również – konserwatywnych wyborców Platformy, którzy dotąd  widzieli w tej partii siłę centroprawicową. Gdy w rządzie Ewy Kopacz nie znalazło się miejsce nawet dla Marka Biernackiego, pakt z dotychczas nijakim, lecz coraz mocniej odróżniającym się od skręcającej w lewo PO Jarosławem Gowinem może okazać się dobrym posunięciem taktycznym.

Gdy Tusk ujawnił swój wyjazd do Brukseli, hojnie dotowane przez rząd media natychmiast ogłosiły duży wzrost poparcia dla PO i ochrzciły to zjawisko „efektem Tuska”. Tymczasem nic takiego nie nastąpiło, o czym najboleśniej przekonali się kandydaci wystawieni przez Platformę w niedawnych wyborach uzupełniających do senatu. Stratedzy od wizerunku rządzącej partii nie poddali się jednak i, jak gdyby nigdy nic, ogłosili „efekt Kopacz”. Zmęczony i zużyty premier odchodzi do innych zadań a na jego miejsce przychodzi Ewa Kopacz. Pomimo podkreślania  na każdym kroku, że jest kobietą i niczym więcej specjalnie do powiedzenia, okazuje się, że nowa premier zdobywa serca Polaków. Platforma, której nie pomogła propagandowa hucpa wokół brukselskiej posady Tuska, nagle odrabia sondażowe straty i wybija się na prowadzenie.
 
Wygląda na to, że tym razem, aby utrzymać się przy władzy PO zdecyduje się na strategię, którą zamknąć można w słowach „nowy początek”. Nieporadna premier wraz z ministrami poproszą o nową szansę, choćby nawet wiązało się to z chwilowym poświęceniem Tuska, któremu w Brukseli i tak nie stanie się żadna krzywda. Korzystne dla Ewy Kopacz sondaże przekonają zniechęconych wyborców Platformy, że nie brak osób, gotowych prośbę tę spełnić. Do pewnego momentu pompowanie notowań partii Tuska służyć mogło wywołanie u rozczarowanego wyborcy wrażenia, że inni nie podzielają jego rozterek, więc nie powinien spieszyć się ze zmianą politycznych preferencji. W najbliższym czasie ten sam człowiek otrzyma inny sygnał: popatrz, inni dają partii kredyt zaufania, wracają – wróć i Ty.

Tekst ukazał się we wczorajszym wydaniu Gazety Polskiej Codziennie. Ilustracja własna, obrazek z 2011 roku - wariacja na temat okładki "Wprost" z K. Wojewódzkim. Podpis oryginalny ;)
5
5 (4)

6 Comments

Obrazek użytkownika polfic

polfic
"choćby nawet wiązało się to z chwilowym poświęceniem Tuska"

Też to przewiduję :)
Obrazek użytkownika Szary Kot

Szary Kot
należałoby wziąć gustowny, w twarzowym kolorze (bo nigdy nie wiadomo, kto nas znajdzie :P) sznur i się powiesić.
Co jeszcze musi się wydarzyć, ile wtop, ile przekrętówi i kłamstw, ile wyrzuconych w błoto lub ukradzionych pieniędzy, żeby ta banda idiotów - wyborców PO - albo zmieniła zdanie, albo, przynajmniej częściowo, nie poszła na wybory????
Czy bankructwo państwa, a zdaje się, nie jest ono takie dalekie, wystarczy, czy jeszcze będzie za mało?
 

"Miejcie odwagę... nie tę tchnącą szałem, która na oślep leci bez oręża,
Lecz tę, co sama niezdobytym wałem przeciwne losy stałością zwycięża."
Obrazek użytkownika Tomasz A S

Tomasz A S
Może ta "Spirala Milczenia" dostanie Logo opisywane przez Ciebie jako towarowy znak Polski opłacony przez sponsorów z Czerskiej?
Obrazek użytkownika Szary Kot

Szary Kot
I to jest pomysł na wykorzystanie tego potworka. Można ustanowić Nagrodę Spirali. Za najbardziej szkodliwe zjawisko w życiu społeczno-politycznym. smiley
 

"Miejcie odwagę... nie tę tchnącą szałem, która na oślep leci bez oręża,
Lecz tę, co sama niezdobytym wałem przeciwne losy stałością zwycięża."
Obrazek użytkownika MD

MD
Może to jest wreszcie ta sprężyna, która całą to ferajnę wyrzuci z naszego życia publicznego
Obrazek użytkownika Danz

Danz
Niestety, ale czarno widzę szanse PiS-u na wygraną w wyborach samorządowych.  

Polskiego wyborcy nie razi skala kłamstw Ewy Kopacz wypowiedzianych po katastrofie w Smoleńsku, w expose, w wywiadach dla gazet i zaprzyjaźnionych mediów. Tak jak Putin jest emancją rosyjskiego narodu, tak Tusk, Kwaśniewski, Komorowski, a teraz Kopacz są emanacją polskiego narodu.
Jest to takie narodowe równanie w dół, które zdaje się przypadło do gustu większości Polaków. Czy może być lepiej, raczej gorzej, skoro wszystkim to odpowiada.
Pozdrawiam.


 

Cytat:
Jeśli będziecie żądać tylko posłuszeństwa, to zgromadzicie wokół siebie samych durniów. 
Empedokles

Więcej notek tego samego Autora:

=>>