Przypomnieć De Valerę

 |  Written by Krzysztof Karnkowski  |  5
Éamon De Valera – irlandzki polityk, mąż stanu, który odegrał decydującą rolę w ukształtowaniu się Irlandii jako niepodległego państwa. Uczestnik antybrytyjskiego Powstania Wielkanocnego, twórca partii Sinn Féin, uczestnik wojny domowej (o której wywołanie, nie bez powodu) jest oskarżany, więzień polityczny, wreszcie – twórca partii Fianna Fáil, lider opozycji, wieloletni premier i najstarszy urzędujący prezydent europejskiego państwa. Ta lista robi wrażenie, choć i tak nie jest przecież kompletna i nie obejmuje złożonej politycznej drogi De Valery, który był również przywódcą Irlandczyków w pierwszej fazie wybijania się na niepodległość po I wojnie światowej, a od lat 30-stych był również znaczącą figurą w Lidze Narodów. O tym wszystkim, uzbrojeni jeszcze w mocne wprowadzenie w dzieje burzliwych relacji brytyjsko-irlandzkich, przeczytamy w książce, napisanej na bazie własnej pracy magisterskiej, przez Pawła Tobołę-Pertkiewicza. Autora, wobec swojego bohatera życzliwego, czy nawet pełnego uznania, jednak prezentującego również argumenty krytyków. De Valera bowiem przez większą część swoich czasów cieszył się mocnym poparciem grupy, którą można chyba określić jako większą połowę społeczeństwa, miał jednak wpływowych i popularnych przeciwników politycznych, a w najdramatyczniejszych momentach – również militarnych.  

„De Valera. Gigant polityki irlandzkiej i jego epoka” Pawła Toboły-Pertkiewicza z jednej strony próbuje wypełnić lukę na naszym rynku wydawniczym, z drugiej na swój sposób koresponduje z innymi niedawnymi publikacjami, takimi jak wybór pism Salazara (który sam Toboła-Pertkiewicz wydał jako właściciel wydawnictwa Prohibita) czy biografia generała Franco, która ukazała się nakładem Frondy. De Valera, choć o wiele mniej dziś znany i pamiętany bywa stawiany w jednym szeregu z prawicowymi autorytarnymi przywódcami XX-wiecznej Europy, choć sam władzę zdobył i utrzymał całkowicie demokratycznie. I, paradoksalnie, o wiele więcej przetrwało z dziedzictwa irlandzkiego męża stanu, niż przywołanych wcześniej i wciąż budzących żywe emocje postaci. Irlandia wciąż opiera się na będącej jego dziełem konstytucji, zaś stworzona przez niego partia Fianna Fáil do dziś pozostaje liczącą się siłą polityczną, choć w ostatnich latach jej pozycja zmalała.

Może to właśnie w tym upatrywać trzeba przyczyny niedoceniania dziś roli De Valery, któremu przypisuje się najczęściej wyłącznie współodpowiedzialność za krwawą wojnę domową (której zresztą autor poświęca moim zdaniem trochę za mało miejsca), zapominając o całej reszcie. Nie tylko o tym, że miał spory wpływ na wynegocjowanie traktatu pokojowego z Wielką Brytanią, którego jednak ostatecznie nie zaakceptował, jak tym, że już po wojnie demokratycznie zdobył władzę i tak mocno wpłynął na dalsze losy Irlandii. Toboła-Pertkiewicz zwraca uwagę na fakt, że o wiele lepiej zapamiętany został główny rywal polityka, Michael Collins, do dziś otoczony kultem twórca IRA. Choć sam nie interesowałem się specjalnie irlandzką polityką, odkąd zacząłem czytać tę książkę, co chwila otrzymuję potwierdzenie tej opinii. Wszystkie osoby, z którymi rozmawiałem na jej temat, mówiły przede wszystkim o Collinsie. Jedna z telewizji niedawno przypomniała poświęcony mu film biograficzny z 1996 roku. Éamon De Valera, jako jedyny przywódca Powstania Wielkanocnego przeżył, cało (nie licząc więzienia) wyszedł z wojny domowej, a następnie, posługując się wybitnym zmysłem politycznym ukształtował Irlandię w warunkach pokoju, pozostając w zgodzie z zasadami demokracji, a przede wszystkim – katolicyzmu. To ostanie jest o tyle interesujące i stanowi jeden z ciekawszych wątków książki, że w pewnym momencie, jeszcze jako polityk opozycji, De Valera bywał czarnym charakterem, którym straszono w kościelnych kazaniach. Szybko okazało się, że zupełnie niesłusznie. Potwierdza to zresztą sama ideowa droga polityka, z biegiem czasu coraz bardziej konserwatywnego, natomiast niespecjalnie – co również wpływa na późniejsze zarzuty wobec niego – interesującego się gospodarką. Warto tu przypomnieć, że przed założeniem partii Fianna Fáil De Valera był znaczącą postacią innej znanej irlandzkiej siły politycznej, partii Sinn Féin, która dziś współtworzy radykalną europejską lewicę.

Książka Toboły-Pertkiewicza nie tylko pozwala inaczej spojrzeć na irlandzkiego przywódcę lub też po prostu lepiej poznać jego historię, lecz również może stanowić dobry punkt wyjścia dla kogoś, kto Irlandię kojarzy głównie jako miejsce emigracji młodszych pokoleń Polaków lub źródło popularnej i sympatycznej odmiany folku, a chciałby dowiedzieć się o niej czegoś więcej. Jest to o tyle ciekawe doświadczenie, że choć wobec samych Irlandczyków Polacy nastawieni są raczej dobrze, to i wobec Anglików jako narodu czujemy raczej sympatię, jeśli za dużo nie myślimy o roku 1939 i późniejszych rozstrzygnięciach politycznych. Tymczasem angielscy dżentelmeni poczciwym Irlandczykom zgotowali wiele lat piekła, przy którym nawet nasze relacje z zaborcami zaczynają wyglądać trochę znośniej.

Przywołany już przeze mnie film Neila Jordana kończy się cytatem z De Valery – „Doskonale rozumiem, że historia doceni wielkość Michaela Collinsa i stanie się to moim kosztem”. Tak też się stało, lecz choćby dlatego właśnie warto oddać sprawiedliwość irlandzkiemu przywódcy, którego 40-stą rocznicę śmierci obchodzić będziemy 29 sierpnia. Jego włąsną wielkość widać przecież choćby w tym cytacie...

 Paweł Toboła-Pertkiewicz, De Valera. Gigant polityki irlandzkiej i jego epoka, Prohibita 2015.

http://devalera.pl/

***
PS. Nie tylko ja wpadłem na pomysł, by dzień św. Patryka uczcić recenzją powyższej książki. Jednak tylko ja uzupełnię ją ilustracją muzyczną... Stiff Little Fingers to chyba najbardziej znany punkowy zespół z Irlandii Północnej, któremu w swoim czasie popularności zazdrościli muzycy początkującego U2. Niestety marzenie Bono, by być równie popularną kapelą, się nie spełniło, dlatego dziś wszyscy znają U2, co do rozpoznawalności SLF bywa różnie. Zespół w 1978 roku wydał płytę pod mocno prowokacyjnym tytule "Imflamable material", w której przy szybkiej punkowej muzyce wykrzykiwał sporo gorzkich refleksji o życiu w cieniu wojny domowej. Z pewnym zdziwieniem dowiedziałem się niedawno, że zespół gra nadal, a w zeszłym roku wydał naprawdę dobrą płytę "No going back". Najlepszy numer z tej płyty, "Trail of tears" będzie całkiem dobrym tłem do przemyśleń nad lirlandzkimi losami.
 


In a land without any pity
And a sun scorching from the sky
In the desert, they built a city
Sharp as flint that could make you cry
Hold on to it
Hold on to it
It’s a dream that will never die
Come there with me
Come there with me
It’s the home of my own mind’s eye

But the dreamer was never welcome
Other lands have their own demands
Get away boy, you don’t belong here
That’s our law and it always stands
Hold on to it
Hold on to it
It’s a dream that will make you cry
Come there with me
Come there with me
And they’ll let us in by and by

I will meet you when things are better
In a world without any fear
We’ll be facing our bright tomorrow
At the end of this trail of tears

They asked our dreamer for reams of paper
These were the keys that he didn’t own
They pointed back to the land he came from
Said: “Go back there, son ‘cos that’s your home”
Go back to it
Go back to it
No future, no life, no hope
Come there with me
Come there with me
And you’ll see why I can’t go home

And the trail goes on
On and on
For years and years
The trail drags on
Never ending
Trail of tears

So, the dreamer turns from the city
But he asks them before he leaves:
“Who checked your papers to build this country?
Who gave permission for you and not me?”
Think back on it
Think back on it
Land is the land and it was always free
Before you
Before you
No one had papers, they would simply “be”.
5
5 (1)

5 Comments

Obrazek użytkownika Krzysztof Karnkowski

Krzysztof Karnkowski
Niemniej tu Irlandia, a tu Szkocja, choć  Amy Macdonald przeszkadza mi mniej, niz przeciętna gwiazda z telewizora ;) Ale gdybym pisał o Szkocji, to zapewne zilustrowałbym to The Exploited :)
Pozdrawiam!
Obrazek użytkownika Rosemann

Rosemann
Wrzuciłbym "Fields of  Athenry" w wykonaniu Dropkick Murphys ale nie umiem :)

Więcej notek tego samego Autora:

=>>