Nakarmić, odziać i wyleczyć!

 |  Written by Lech 'Losek' Mucha  |  9
   Mamy w Gliwicach na Śląsku bardzo fajny bar mleczny. Jest tam tanio, wybór duży, jedzenie dobre, szybka obsługa. Co najmniej raz w tygodniu, między jedną a drugą pracą, wpadam tam na podwójne ruskie z dużym kefirem. Niedawno przed tym barem zaczepił mnie pewien człowiek i mówiąc, że jest głodny poprosił, by mu kupić zupę. Trudno głodnemu odmówić tym bardziej, że ceny w barze niewygórowane. Weszliśmy więc do środka i pozwoliłem mu wybrać danie. Zdziwił się, ale spytał o schabowego z ziemniakami. Dołożyłem surówkę i kompot. Przyznam, że przyjemnie było patrzeć, jak wsuwa... Nie piszę o tym, broń Boże, by sie chwalić. Dość dużo pracuję, ale dzięki Bogu zarabiam tyle, że nakarmienie jednego głodnego człowieka w barze nie jest żadnym poświęceniem. Piszę o tym, by na tym przykładzie pokazać, jaka jest idealna forma pomocy biednym.
 
   Proszę zwrócić uwagę na kilka cech charakterystycznych tego zdarzenia. Mamy tu trzech uczestników. Pierwszy to płatnik, przedstawiciel tej części społeczeństwa, które pracuje i zarabia na siebie - czyli ja. Drugi, to człowiek z jakiegoś powodu niezdolny do kupienia sobie podstawowych dóbr. Jest też dostawca tych dóbr, czyli bar mleczny.  Zarówno płatnik, jak i dostawca dóbr są elementami niezbędnymi w procesie pomocy społecznej. Bez dobrze zarabiających ludzi i bez sprawnych producentów, pomocy społecznej nie będzie. Im ludzie lepiej zarabiają i im lepsze i tańsze są wytwory przemysłu, tym opieka społeczna będzie skuteczniejsza.
Po drugie: mój sposób na kupowanie jedzenia jest zupełnie niezależny od pomocy udzielonej głodnemu. Większość społeczeństwa kupuje produkty żywnościowe na zasadach wolnego rynku. Tylko dzięki temu istnieje ten bar! Tylko dlatego jedzenie jest tam niedrogie i przyzwoite, że ktoś normalnie na tym zarabia! Na całe szczęście w dziedzinie barów mlecznych zrezygnowano z gospodarki centralnie sterowanej. Ja zapłaciłem za dodatkowy obiad, a bar go dostarczył!
Ale najważniejszą chyba zaletą tego systemu, jest to, że cała kwota przeznaczona przeze mnie, została spożytkowana na zakup jedzenia dla potrzebującego. Nic sie nie zmarnowało. Stało się tak dlatego, że nie było pomiędzy nami żadnego pośrednika. Żadnego urzędnika, który dostawał by pensję za to, że zabrał moją kasę i dał ją głodnemu, jednocześnie decydując za niego, jaki posiłek mu kupić. Bo następną ważną cechą tej sytuacji było to, że głodny człowiek, ten który najlepiej wie czego mu potrzeba - w tym konkretnym wypadku - schabowego - sam mógł zdecydować o  wyborze posiłku.
 
   Oczywiście w zinstytucjonalizowanym systemie pomocy społecznej jakiś pośrednik musi być! Ale powinien to być urzędnik najniższego możliwego szczebla. Im niższy szczebel, tym lepsze rozeznanie w potrzebach ludzi, którym musimy pomagać. Państwo powinno stworzyć duże programy pomocy tylko w wypadkach takich jak klęski żywiołowe. W sprawach zwykłej, codziennej pomocy ludziom powinno pozostawić i pieniądze, i prawo decyzji, ale też idącą za tym odpowiedzialność - samorządom.
 
   Wszystkie te zasady, które tu opisałem, przyczyniły się do stosunkowo dużej wydajności mojej skromnej pomocy. Trzeba powiedzieć, że w większej części pomoc społeczna działa mniej więcej tak, jak to powyżej opisałem. Dobra przeznaczane na pomoc dla biednych są kupowane na wolnym rynku i rozdawane potrzebującym. Ale jest jeden duży wyjątek. Jest to ochrona zdrowia. Z nieznanych mi powodów w ochronie zdrowia nadal mamy porządek socjalistyczny. Tymczasem jestem przekonany, że normalne zasady można i trzeba zastosować również w tej dziedzinie. Nie ma powodu, by ze zdrowych i przede wszystkim efektywnych sposobów pomocy wyłączać system ochrony zdrowia!
Bardzo ważną rzeczą jest zrozumienie, że ochrona zdrowia jest dobrem. Takim samym dobrem, jak chleb, zupa, kotlet schabowy, buty, samochód, skarpetki, dach nad głową, czy woda mineralna. Nie jest prawem przyrodzonym, takim jak prawo do życia, własności lub wolności wyznania. Ochrona zdrowia może być prawem nabytym, jeśli ktoś takie prawo sobie kupi, bądź ktoś je komuś podaruje. Dlatego zapis w konstytucji mówiący o prawie do bezpłatnej opieki zdrowotnej jest fikcją i można go włożyć między bajki.
 
   Koniecznie musi zaistnieć skuteczny system ochrony zdrowia dla ludzi ubezpieczonych. Oparty na jasnych zasadach, z wykorzystaniem różnego rodzaju ubezpieczeń. Nie można włożyć do jednego systemu tych, którzy są ubezpieczeni, z tymi, którym podstawowe dobra trzeba podarować. Jest tak z kilku dobrych powodów. Przede wszystkim - wzorem większości światowych systemów organizacji ochrony zdrowia - muszą zaistnieć jakieś dopłaty do leczenia, na które najbiedniejszych nie będzie stać. I za nich trzeba będzie zapłacić. Jeżeli uwierzymy w złudne, socjalistyczne zasady powszechnej równości i spróbujemy wyrównać dostęp do tego dobra, jakim jest ochrona zdrowia dla wszystkich, to jest dla tych, którzy za nie płacą i dla tych, którym je musimy sprezentować, nie poprawimy dostępu do leczenia dla biednych, ale za to znacznie pogorszymy ten dostęp dla znakomitej większości ludzi. Jeśli ktoś nie wierzy, niech sobie przypomni, albo zapyta starszych, jakie były skutki takiego równania w czasach realnego socjalizmu. Tylko dobry, prawidłowo sfinansowany, zbilansowany i sprawny ekonomicznie system ochrony zdrowia umożliwi zapewnienie podstawowych potrzeb zdrowotnych dla wszystkich, w tym tych, którzy z jakichś powodów, nie mogą go współfinansować!
 
   Tak jak istnienie taniego baru mlecznego, funkcjonującego na zdrowych zasadach, respektującego prawa ekonomii, pozwoliło mi nakarmić głodnego.
 
Oczywiście wiem, że nie da się zafundować operacji w sposób tak prosty, jak się kupuje obiad w barze mlecznym, albo buty w sklepie obuwniczym, ale co do zasady, sposoby finansowania pomocy dla głodnych, jak i wsparcia finansowego dla chorych, niczym sie między sobą nie różnią, jeżeli tylko uświadomimy sobie, że i chleb, i buty, i leczenie, to takie same "dobra".
 
Lech  Mucha
Tekst ukazał się drukiem w tygodniku Polska Niepodległa.

ilustracja z:
http://bi.gazeta.pl/im/3f/c6/10/z17589823IH,Bar-Mleczny.jpg
Hun
 
5
5 (3)

9 Comments

Obrazek użytkownika ro

ro
W którym miejscu jest ten bar? Za "moich czasów" były dwa, gdzie pożywiali się studenci i skromniej ubrana elita Gliwic: koło dworca i na Gottwalda (teraz chyba Częstochowska), niedaleko "Czerwonej Chemii". Ten na Gottwalda był prawdziwie mleczny - schabowego, ani nawet łazanek z kapustą nie serwowano, jedynym odstępstwem od mleka była jajecznica. Koło dworca - nie bardzo pamiętam, ale chyba można było dostać jakieś kanapki z mortadelą.
To znaczy: tanich i nawet smacznych jadłodajni było więcej, ale tylko te dwie szczyciły się mianem barów mlecznych.

Oczywiście w kwestii merytorycznej Twojego artykułu - zgoda, z jedną małą uwagą: i w realnym socjalizmie nie było większych kłopotów z dostępem do prywatnego leczenia (pod jednym wszakże warunkiem...)
Obrazek użytkownika Lech 'Losek' Mucha

Lech 'Losek' Mucha
Bar o którym piszę, nie jest oczywiście klasycznym barem mlecznym, bo można tam kupić, mnóstwo mięsnych potraw. Mieści się na rogu Kościuszki i Zygmunta Starego i nazywa, nie wiem czemu Teatralny... 
Nie jestem pewien, ale tego przy Cżestochowskiej chyba juz nie ma...
Znam tylko jedno miejsce w Gliwicach, gdzie są lepsze pierogi niż w Teatralnym, no, nie licząc tych, jakie sobie zrobie sam w/g przepisu moich rodziców... Ale te najlepsze (oprócz moich ) sprzedają mrożone. Więc trzeba je zabrać do domu. To pierogarnia przy Bednarskiej. A wybór tam jest taki, że byś nie uwierzył z czym można zrobić pierogi... Nawet ruskich są dwa rodzaje - z pieprzem i łagodne. :-)

Dziś również do prywatnego leczania nie problem przystąpić... Pod tym samym warunkim... Ale, o  ile sektor prywatny obecnie działa jawnie i w miarę transparentnie, o ile w tej kwestii zaszła zmiana, to w publicznej ochronie zdrowia zmiana jest znacznie mniejsza, choć oczywiście też wiele sie zmieniło.
Lech "Losek" Mucha
Obrazek użytkownika ro

ro
Nazwa wzięła się stąd, że przed laty była to kawiarnia "Teatralna" - z powodu Operetki, jedyne(!) miejsce w pobliżu, gdzie można było - gdy ktoś przyjezdny - poczekać przy kawie na seans.  

Niedaleko pierogarni przy Bednarskiej, na Matejki, była słynna "Złota Gęś", w której za Niemca zatrzymywało się "pół Europy". Potem, za komuny została przemianowana na "Bagatela" (PSS Społem), a niedawno - słyszałem, umarła śmiercią naturalną. 

Z ciekawostek gastronomicznych w Gliwicach jeszcze: w lokalu koło Policji, czołgu i więzienia, gdzie do niedawna było "Sorrento", a teraz jest restauracja francuska (chyba autentyczna, bo po przeczytaniu menu jakoś nie nabraliśmy z żoną ochoty na déjeuner) - w latach 70-tych była automatyczna myjnia samochodowa, jedyna w Gliwicach. Budynek jest ten sam, tylko został trochę przerobiony wewnątrz... :-) 
Niedaleko, przy Młyńskiej jest ciekawa restauracja dla chłopców od 5 do 85 lat - napoje rozwozi kolejka, do której dobudowano lokal... 

Jeśli jednak chodzi o kuchnię i wystrój, to najbardziej mi odpowiada (w Gliwicach) "Chata Polaka". 
Obrazek użytkownika Lech 'Losek' Mucha

Lech 'Losek' Mucha
NO, ale z Teartalnego do operetki to kawał drogi jest :-)
Knajpa z kolejką istotnie jest fajna.
I rzeczywiście Bagateli już nie ma. Ale nie byłem tam nigdy w życiu, więc nie żałuję.
Chata Polaka jest OK. Lubiłem też U Holendra na Tarnogórskiej - świetne steki! lepsze niż w SteakChacie - ale obecnie nie działa, nie wiem, czy remont, czy wogóle zakmnęli. 
Skoro o stekach mowa, to najlepsze steki w południowej Polsce można zjeść w Krakowie przy św. Sebastiana (restauracja się nazywa chyba - Buhumil i Diego) i w karczmie na przełęczy Kocierskiej koło Andrychowa.  No i U Holendra w Gliwicach, ale nie wiem, czy jeszcze otworzą.
Zastanawiałem się nad nazewnictwem i chyba dlatego mówi sie o Teatralnym  "bar mleczny", żeby odróżnić ten rodzaj lokalu od baru z piwem... Bo oczywiście, nie jest to bar mleczny w ścisłym znaczeniu tego słowa.
 
Lech "Losek" Mucha
Obrazek użytkownika ro

ro
Z Karolinki na Czerwoną Chemię miałem ze trzy razy tyle.
A zresztą, wtedy odległości były jakieś inne. No i "nasycenie" miasta kawiarniami takie, że nawet do Kolorowej było blisko :-)  
Studencka Gondola na rogu Wrocławskiej i Łużyckiej, Warszawianka (koło kina Bajka), Agawa (dla "starych snobów") na rogu Dolnych Wałów i Zwycięstwa - w pobliżu lwów, które strzegły Muzeum (i ryczały, gdy przechodziła studentka - dziewica), wspomniana Kolorowa, Piast (razem z restauracją, na Placu Piastów) i więcej grzechów nie pamiętam. Był jeszcze Zameczek (ze striptisem), ale to już chyba Zabrze.

Steki... Kilka lat temu znakomite były w Lagunie nad jeziorem Pławniowickim (dojazd od strony Niewiesza). Szef kuchni, młody Polak, importowany z Francji, sam podawał przy zgaszonym świetle. Może jeszcze nadal są... Niestety, przestałem tam jeździć, gdy raz bardzo mi zależało na czasie (samolot), a Szef (z całym szacunkiem dla jego umiejętności kulinarnych) nawalił z powodu... wesela. Obiad był umówiony na godzinę, dzień wcześniej - do tych steków nie dało się inaczej.
I tak odkryłem Chatę Polaka (jeszcze przed pożarem). 
 
Obrazek użytkownika Lech 'Losek' Mucha

Lech 'Losek' Mucha
Zameczek jest  w granicach Gliwic. Przez pewien czas była tam taka zwykła dyskoteka.A od dłuższego czasu stoi i nic się tam - w każdym razie oficjanie nie dzieje... Mieszkam po drugiej stronie lasu. :-)
Lech "Losek" Mucha
Obrazek użytkownika alchymista

alchymista
To jest troszkę bardziej skomplikowane. nie wiem jak w Twoim miescie, ale w Warszawie bary mleczne przynajmniej do niedawna były dotowane przez ratusz. Czynsze w Warszawie sa absurdalnie wysokie i w znacznym stopniu dyktowane przez miasto, dlatego restauratorzy tną koszty tam, gdzie najłatwiej - to znaczy zapychają klienta ryżem, makaronem, ziemniakami, mąką - a produktów droższych "oby jak najmniej". Ale bary mleczne pozostały jako relikt komuny. Nie stanowią konkurencji dla prywatnych barów, więc są dotowane dla załatania wyrzutów sumienia radnych.

Wiem, że w takim barze łatwo się nabawić może nie powaznych zatruć, ale nerwic pokarmowych na pewno. Ponadto jedzenie przetrzymywane w rozgrzanych garnkach przez wiele godzin ma niewielką wartość, co jako lekarz na pewno wiesz lepiej.

Kwestia pomocy dla ubogich - no cóż, kilka razy miałem w ręku taką pomoc dostarczaną potrzebującym uchodźcom. Mąka ma kolor szary i pieczątkę Agencji Rynku Rolnego. Inne produkty też nie są zachęcające. Napis na opakowaniu głosił, że produkty dla ARR produkowała jakas firma - a więc nie ma mowy o grze wolnorynkowej. Jest przetarg, wygrywa jakiś tam koleś i dostarcza tę żywność.

Dlatego warto docenić program 500+. Całe szczęście, że nie zdecydowano się na bony towarowe, bo tu zaraz zaczęłoby sie kolesiostwo i okradanie najuboższych, wlepianie im przeterminowanych produktów, ograniczony zasięg działania bonów, nie wypłacanie reszty i tego typu nadużycia.
Obrazek użytkownika Lech 'Losek' Mucha

Lech 'Losek' Mucha
To nie jest w zasadzie bar mleczny. Użyłem tego określenia dla odróżnienia od baru z piwem, ale to nie bar mleczny. Jest tam mnóstwo mięsnych potraw więc nie jest raczej dotowany. Jak będziesz w Gliwicach to tam wpadnij, zobaczysz że przy tym ruchu, niewiele potraw ma szansę poleżeć w garnku. Jadam tam regularnie i nic złego mnie nie spotkało - choć musze przyznać, że żołądek mam żelazny i mało co mi szkodzi.
Ja nie twierdzę w tekście, że obecna pomoc społeczna jest idealna, raczej przedstawiłem pewien ideał po to by przeciwstawić to sytuacji w ochronie zdrowia i patologicznej sytuacji w tej dziedzinie. 
Aha, no i jestem zwolennikiem 500+ choć nam w naszej rodzinie  się nie należy bo jedno z dzieci już pełnoletnie... Ale nie mam żalu. Z tego co mówi moja żona - ginekolog położnik - efekty na porodówkach już widać!
Lech "Losek" Mucha
Obrazek użytkownika alchymista

alchymista
Ja w ogóle b. lubię Górny Sląsk. W Gliwicach nie byłem, ale uważam, że Katowice są bardzo ładnym miastem. No i zawsze ze wzruszeniem spoglądam na Orła, dumnie umieszczonego na jednym z budynków przy dworcu.

Więcej notek tego samego Autora:

=>>