"Wszyscy kochają Miriam, bo chce zdelegalizować islam, bo tak się wzrusza losem syryjskich potencjalnych uchodźców, bo taka piękna i płynnie mówi, bo mówi, że jest patriotką i nawet pamięta o rocznicach smoleńskich. A do tego jeszcze córka pastora."
https://www.salon24.pl/u/wawel/802618,miriam-shaded-lord-weidenfeld-czyl...
https://www.salon24.pl/u/wawel/802618,miriam-shaded-lord-weidenfeld-czyl...
https://www.salon24.pl/u/wawel/802618,miriam-shaded-lord-weidenfeld-czyl...
Garść ciekawych tekstów, choć część informacji pochodzi z tygodnika wprost.
JB
https://www.salon24.pl/u/wawel/802618,miriam-shaded-lord-weidenfeld-czyl...
https://www.salon24.pl/u/wawel/802618,miriam-shaded-lord-weidenfeld-czyl...
https://www.salon24.pl/u/wawel/802618,miriam-shaded-lord-weidenfeld-czyl...
Garść ciekawych tekstów, choć część informacji pochodzi z tygodnika wprost.
JB
(3)
9 Comments
Jakbym mógł
20 August, 2017 - 21:09
Już pierwszy link oprzytamnia.
Dziękuję, Alchymisto. Naprawdę mocno.
Człowiek szuka czasem potwierdzeń swoich myśli, taka Miriam się nagle znajduje
jako dowód, że rozumujesz chyba normalnie.
Poskrobiesz - i zaczyna lekko cuchnąć.
Pozdrawiam :o)
<p>"...upon all us a little rain must fall."</p>
Ja też dziękuję.
22 August, 2017 - 02:03
"Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo."
PS., Podałem dalej na TT. Nie
23 August, 2017 - 00:34
"Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo."
@Max
23 August, 2017 - 06:41
@Alchymista
25 August, 2017 - 00:03
A poza tym - dobrze pamiętam (choć miałam zaledwie trzy lata) naszą "emigrację" ze Lwowa. I nie była to żadna "repatriacja" tylko właśnie wypędzenie i ucieczka. Nasze mieszkanie, choć przecież tam mieszkaliśmy, dostał "w przydziale" jakiś Sowiet.. A moim marzeniem wówczas było, aby znaleźć miejsce, gdzie można będzie żyć: spać, jeść, bawić się (dziecięca "praca" to właśnie zabawa). Od tamtego czasu, do dziś, wciąż czuję się jak pielgrzym, trochę nomada. I od tamtego czasu również nie lubię Krakowa - to miejsce naszego pierwszego "postoju", po ekspatriacji. Ale - nie było tam miejsca dla nas - wędrowaliśmy dalej. Potem - kilka miesięcy w pokoiku o pow. 6 m2 - dwoje Rodziców, nas dwie i Mamusia w trzeciej ciąży. Później - nieco lepiej: wynajęte dwa pokoje z kuchnią, ustęp w podwórzu, piece kaflowe, woda ze studni, i małe dziecko z pieluszkami, i Tatko - po 10 godzin dziennie w szkole, bo nauczycieli brakowało... I znów lepiej - mieszkanie służbowe na UMCS-ie - dwa pokoje, bez kuchni tylko kącik z kuchnią elektryczną, ale za to śliczna łazienka z toaletą, możliwość korzystania z balkonu, znów piece kaflowe i wspólny korytarz oraz przedpokój, z Zakładem gdzie Tatko był adiunktem. I narodziny czwartego dziecka - jedyne, które przeżyła Mamusia bez stresu.
I dziedziniec oraz ogród należące do Uniwersytetu. Tam - bawiliśmy się wspólnie - dzieci pracowników, w zbliżonym wieku, bez względu na stanowiska służbowe rodziców. Te dwa lata to najpiękniejsze, a właściwie jedyne radosne dzieciństwo. W tamtym czasie, po wojnie, po raz pierwszy jadłam czekoladę (gorzką), do dziś lubię zwłaszcza taką. A od 31 grudnia 1949 - Wrocław: morze ruin, watahy szczurów, pluskwy w mieszkaniu... Z ostatnimi Mamusia walczyła skutecznie, z pomocą DDT, co przypłaciła ciężko, zdrowiem. Szkoła paskudna - czarne deski na podłogach, pokryte "pyłochłonem", śmierdzące (gdzie te piękne parkiety ze szkoły w Lublinie, gdzie dekoracyjne obrazki Stryjeńskiej z tańcami polskimi!?), w ścianie budynku od strony dziedzińca - jakieś "kopiące" cegły - niezabezpieczone przewody elektryczne. I cuchnące "wychodki" na dziedzińcu, oczywiście - bez wody...
Tatko co rano wychodził z domu, wracał wieczorem, czasem w środku nocy (po Radzie Wydziału), z okien domu słychać było strzały i sowieckie śpiewy na apelu porannym i wieczornym - w koszarach, w studni przy domu brakowało wody i wtedy przywoziliśmy ją z odległego o ok. 200 m baraku, dawnej fabryczki, latem na dziecinnym wózeczku, zimą - na sankach. Wspólnego dziedzińca ani zabaw dziecinnych już nie było...
Czemu to piszę? My, rzeczywiście wypędzeni, przyszliśmy na znacznie gorsze warunki, tracąc życiowy dorobek, unosząc głównie własne życie. I nie było narzekania czy "wybrzydzania" - co demonstrują dzisiaj wszyscy migranci. Dla wielu z nich, jeśli nie dla wszystkich, wojna jest pretekstem do szukania czegoś lepszego. We własnym kraju pozostali ci, którzy czują się związani ze swoją ojczyzną. Ta dzika reszta, tzw. uciekinerzy, to pasożytniczy nomadzi, szukający łatwego życia, wygodnej egzystencji, bez własnego wysiłku. Ciekawe, jak by reagowali, gdyby "dostali" to, co my? A choćby to, co otrzymywali Polacy w obozach dla uchodźców na zachodzie Europy, w czasach "Solidarności" i stanu wojennego. Nie mam wpółczucia dla tych "uciekinierów", może wśród nich jest 10% rzeczywiście poszkodowanych, reszta to banda najeźdźców. Hunów (bez obrazy "naszego"). I lepiej nam bez tych "szlachetnych" czy "pięknych" reprezentantów owych migrantów. Niechby wszyscy pozostali u siebie i tam walczyli o własne prawa. To byłby rzeczywisty sprawdzian ich patriotyzmu. Reszta - to oszustwo.
Pozdrawiam!
Starzeję się,
24 August, 2017 - 22:42
Dzięki Alchymisto za linki.
@ro
26 August, 2017 - 20:35
Kobiet w moim typie w życiu publicznym nie ma. Wyginęły. Na szczęście w życiu normalnym jest ich całkiem sporo, więc moje potrzeby estetyczne są zaspokojone
No cóż.
26 August, 2017 - 21:36
Ja już dostałem chłodnawy prysznic, koledzy @ro ,i @ alchymista jeszcze na takowy czekają,
Goebbelsy tego świata już nad tym pracują i nie będzie to Śliczna Mizeria.
Pozdrawiam
PS. Ja to wiem, jak zakwasić humor ;o)
<p>"...upon all us a little rain must fall."</p>
Torpedo W.
27 August, 2017 - 00:13