Boska ekonomia cudu

 |  Written by Lech 'Losek' Mucha  |  7
Gdyby zapytać przeciętnego ateistę, czy wierzy w to, że istniał taki ktoś, jak Aleksander Wielki, ze zdziwieniem, albo rozbawieniem odpowie, że Aleksander Wielki to postać historyczna i nie ma najmniejszego powodu,  by w jego istnienie wątpić. Co ciekawe, najczęściej jest tak, że osoba traktująca jako fakt to, co wiemy o Aleksandrze, będzie próbowała nam wmówić, że to, z kolei, co wiadomo o Chrystusie, to nic więcej tylko wiara i nic pewnego nie da się na ten temat powiedzieć. Tymczasem fakty dotyczące życia, nauki i samego aktu Zmartwychwstania zostały spisane przez Ewangelistów w czasach, gdy żyli naoczni świadkowie Męki. A wszystko to, co wiadomo o Aleksandrze Wielkim, pochodzi z pism, z których najwcześniejsze datowane są na czterysta (sic!) lat po jego śmierci. Podobnie sprawa ma się z cudami. Wszyscy słyszeliśmy opowieści o różnych cudach, dokonywanych przez Boga, często za wstawiennictwem świętych, lub Maryi. Jednak ateiści nie traktują ich poważnie, w każdym doszukując się oszustwa, bądź naturalnego procesu wyzdrowienia. Pośród wielu cudów jest jeden szczególny. I chciałbym go tutaj pokrótce opisać.
Historia ta zaczęła się w 1637 roku w Hiszpanii. Miguel Juan Pellicer, dwudziestotrzyletni ubogi Aragończyk wracał z pracy w polu jadąc na oklep na mule. Najprawdopodobniej zmęczony pracą i upałem zasnął i spadł pod koło wozu, które zmiażdżyło mu nogę poniżej kolana. W otwarte złamanie wdała się gangrena i po nieudanych próbach leczenia, które kosztowały chorego tygodnie cierpień,  dwóch chirurgów szpitala w Saragossie amputowało nogę poniżej kolana. Nieszczęsny młodzieniec znalazł się w sytuacji, w której na życie mógł zarabiać jedynie żebraniem. Najpierw prosił o jałmużnę w Saragossie, gdzie wykonano amputację, potem wrócił do rodzinnej Calandy. Przez cały czas modlił się żarliwie do Matki Boskiej z Pilar, patronki Hiszpanii. Jego modlitwy zostały wysłuchane i za wstawiennictwem Najświętszej Panienki, w dwa i pół roku po amputacji, w czasie snu, noga została mu cudownie zwrócona. Ponieważ – zwyczajem ówczesnych żebraków - Pellicer prosił o jałmużnę pokazując się z odsłoniętą, niezagojoną całkiem raną na kikucie, setki świadków, zarówno z Saragossy, jak i z rodzinnej Calandy mogło zaświadczyć o tym, że stał się niesłychany cud. Sprawą zainteresował się zarówno Kościół Katolicki, w tym również Inkwizycja, której przedstawiciele dbali o czystość wiary tępiąc wszelkie zabobony, szczególnie fałszywe cuda,  ale także urzędnicy królewscy. W Saragossie odbył się proces. Przesłuchano wielu świadków, w tym operujących chirurgów, a także rodzinę i  sąsiadów młodzieńca. Wszyscy bez żadnego wahania potwierdzali fakt odzyskania nogi. Do dziś dnia zachowały się dokumenty, zarówno sporządzone przez dostojników Kościoła, jak i przez przedstawicieli świeckiej władzy królewskiej, potwierdzające prawdziwość zdarzenia.
Kroniki znają więcej takich cudów polegających na przywróceniu człowiekowi utraconej  kończyny, jednak ten cud zasługuje na szczególną uwagę. Przede wszystkim dlatego, że został bardzo dokładnie i ze szczegółami opisany, a dokumenty ze wspomnianego przeze mnie powyżej procesu są dostępne do dnia dzisiejszego. I każdy zainteresowany może je sobie na własne oczy obejrzeć. Nawiasem mówiąc – skoro tak –dziwne, jak mało popularna wśród katolików jest ta wiedza. Nie wiem dlaczego księża w kazaniach i na lekcjach religii, w celu wzmocnienia wiary swych parafian, pomijają tak dobrze udokumentowany cud. Nie wiem jak to było w przypadku P.T. Czytelników, ale ja o tym z ambony nigdy nie słyszałem. Tak, czy inaczej jest to wiedza, oparta o dokumenty pewniejsze niż wiele dowodów na istnienie niektórych znanych postaci historycznych. 
Ale jest jeszcze coś, co czyni ten cud niezwykle ciekawym. Jak można dowiedzieć się z dokumentacji sądowej, z zeznań świadków, Pellicer, po cudownym odzyskaniu nogi, wraz z rodziną i świadkami, pobiegł natychmiast do pobliskiego kościoła, chcąc podziękować Przenajświętszej Panience za wstawiennictwo. Ale idąc tam musiał podpierać się na kuli, gdyż noga nie była w pełni sprawna. Palce były przykurczone, skóra sina, mięśnie w zaniku. Już w chwili gdy wychodził po nabożeństwie dziękczynnym, trwającym około trzech godzin, stan nogi wyraźnie się poprawił, ale jej powrót do pełni sprawności trwał jeszcze kilka dni. Na pierwszy rzut oka wydaje się to dość dziwne. Skoro już Pan Bóg sprawia taki cud, jakim jest odzyskanie utraconej nogi, to czemu nie zrobi tego porządnie, z przytupem, jednorazowo? Utracona kończyna nie została stworzona de novo! Pellicer odzyskał swoją własną nogę, która spoczywała zakopana w ziemi obok szpitala, w którym ją amputowano, w odległości około 100 kilometrów od domu Miguela! Na cudownie zwróconej mu kończynie były ślady po zębach psa, który ugryzł go w dzieciństwie. (Oczywiście sprawdzono to, poszukując kończyny w miejscu jej zakopania, jednak poszukiwanie nie powiodły się. Nogi tam nie było!) Dla mnie, jako lekarza, chirurga, niezwykle ciekawy jest opis wyglądu tej replantowanej nogi. Dokładnie tak trzeba to nazwać – noga ta została Miguelowi Pellicerowi replantowana, czyli ponownie „przyszyta”, w cudowny sposób. Relacja o tym, co się działo z jego nogą, odpowiada dzisiejszym procesom gojenia się amputowanych kończyn! Oczywiście w siedemnastym wieku nie było technik pozwalających na takie zabiegi, a i dziś nie ma możliwości przyszycia nawet małego palca u nogi po tym, jak pozostawał on pogrzebany w ziemi przez dwa lata!
Dlaczego Bóg nie dokonał tego cudu jednorazowo? Tego nie wiem. Nie mnie osądzać cele boskiego planu. Każde tłumaczenie boskiej woli będzie nieudolne i obarczone błędem przypisywania Bogu ludzkich intencji. Jednak dzięki temu wiemy,  że gdyby cała sprawa była fałszerstwem, żaden ze świadków nie opisywałby stopniowego procesu gojenia się kończyny, bo nikt z nich o takim procesie nie mógł wiedzieć. Oprócz wielu dowodów, opartych na zeznaniach wszystkich biorących udział w procesie świadków, ten właśnie opis –niemożliwy do sfałszowania – przemawia do mnie najbardziej! Oczywiście nie mam pewności, że to był powód takiej, a nie innej „techniki” dokonania cudu. Widocznie, z jakiegoś powodu, Stwórca postanowił – w zgodzie z jakąś narzuconą sobie zasadą ekonomii cudu – ograniczyć swą wszechmoc tylko do tego co konieczne.
Szczegóły dotyczące Cudu i procesu, który był jego konsekwencją, można znaleźć w książce  Vittorio Messoriego, pod tytułem: Cud.
 
Lech Mucha
 
Tekst ukazał się w dwutygodniku Polska Niepodległa


ilustracja z:http://adonai.pl/cuda/graph/p45.jpg
Hun
5
5 (5)

7 Comments

Obrazek użytkownika alchymista

alchymista
Ja mimo wszystko mam wątpliwości.
Tekst zaczynasz od metody historycznej, to znaczy przedstawiasz  postać Jezusa jako historyczny fakt. OK.
Następnie miękko przeskakujesz od metody historycznej do wiary w cuda. To już nie jest całkiem w porządku. Oczywiście masz do tego prawo, ale ja też mam prawo do wątpliwości.
Bo metoda historyczna jak każda metoda naukowa zakłada powtarzalność eksperymentu. Cuda oczywiście się zdarzają wielokrotnie, ale moje pytanie brzmi: czy w XXI wieku zanotowano podobne cuda, i czy zdarzył się takowy tylko raz, i tylko w wieku XVII? Znasz kogoś, komu odrosła noga, oczy, ręka? Bo jak na razie słyszałem, ze niektóre stawonogi to potrafią, ale o ludziach nie. Istnieją też owady, które mają zdolność dosłownie do zmartwychwstania ze stanu przypominającego całkowitą śmierć, łącznie z rozpadem komórek itp, i to po trzech miesiącach. Jest to zjawisko naturalne, choć niewytłumaczalne. Ale o ludziach nic takiego nie wiem i chętnie się dowiem.
Obrazek użytkownika Lech 'Losek' Mucha

Lech 'Losek' Mucha
Zastosowanie pojęcia "powtarzalności eksperymetnu" do historii, nawet jako nauki, jest - wybacz - nonsensowne. Jak chciałbyś niby sprawdzić historyczność dowolnego zdarzenia, na przykład tego, czy Cezar powiedział: Alea iacta est, przekraczając Rubikon? Można oczywiście - śladem śp. prof Wolniewicza powiedzieć, że jako naukę można wyłącznie uznać matematykę, fizykę, chemię i biologię. 
Jak niby chcesz stosować tę zasadę do boskiej decyzji o przywróceniu nogi człowiekowi? 
Jak chciałbyć zmusić Boga, do powtórzenia Jego działania dziś? Nawet, gdyby ktoś obdarzony przez Boga łaką wiary w równym stopniu co Pellicer, dziś stracił nogę i się o cud modlił. 
Nawet zakładająć, że możnaby teoretycznie - ustawić jakieś zdarzenie ponownie, co do joty, to decyzje poszczególnych ludzi mogą być inne gdyż człowiek ma wolną wolę (a co dopiero Bóg!). No, chyba że uważasz że nie mamy wolnej woli, ale to czyni całą dyskusję nonsensowną.
Pytanie mnie, czy ja znam kogoś, komu odrosła noga, jako dowód, że Pellicerowi nie odrosła jest już poniżej wszelkiej krytyki (bez urazy)....
Lech "Losek" Mucha
Obrazek użytkownika katarzyna.tarnawska

katarzyna.tarnawska
noga nie "odrosła", natomiast została cudownie "replantowana".
W wieku XX-tym zdarzył się cud nieco zbliżony (niestety, nie umiem znaleźć szczegółów, a pamięć jest zawodna), który to cud łączono z sanktuarium w Lourdes. Otóż ogrodnik jakiegoś francuskiego (chyba) magnata doznał skomplikowanego złamania podudzia, też chyba wskutek zmiażdżenia, noga nie goiła się, doszło do zapalenia kości i otwarta, cuchnąca i ropiejąca rana "oddzielała" górną część kończyny od zwisającego, bezwładnego kikuta. Właściciel majątku wspomagał "swego" inwalidę, ale ten nie mógł być w żadnym stopniu użyteczny i, wraz z rodziną, modlił się o cud. W pobliżu znajdowała się studnia, do której została wlana pewna ilość wody przywiezionej z Lourdes. Do tego miejsca (mam wrażenie, że znajdowało się poza granicami Francjii, chyba w Holandii) "pielgrzymował" ów ogrodnik z żoną. Podczas nabożeństwa, dramatycznie - w jednym momencie - noga została uzdrowiona: zrosła się kość, zniknęła rana i cuchnący wyciek, opadły niepotrzebne, zaropiałe bandaże. Żona ogrodnika widząc cud - zemdlała. Lekarze badający następnie tego człowieka stwierdzili wówczas, że ilość wapnia potrzebna do restytucji kości była większa aniżeli, w formie zjonizowanej, mogła znajdować się w organizmie uzdrowionego. Człowiek pracował później nadal - jako ogrodnik, pośmiertnie zapisał kości dla muzeum w Lourdes, gdzie istnieje specjalna komisja lekarska weryfikująca zgłaszane cuda. Na kościach - w miejscu ich złamania stwierdzono zgrubienie - takie jak obserwuje się częstokroć w miejscu wygojonych złamań. Żałuję, że nie mogę przytoczyć bliższych szczegółów, dodam tylko, że w lekarskiej komisji w Lourdes uczestniczą także lekarze-ateiści oraz że niezwykłość uzdrowienia (cud) orzekany jest mniej więcej raz na dwa lata. Nie uznawane są, jako cuda, tzw. uzdrowienia niepełne. Np. niewidome dziecko, które po przybyciu do Lourdes i po błogosławieństwie Najświętszym Sakramentem oraz przemyciu oczu wodą ze źródła uzyskało zdolność widzenia, którą specjaliści określili jedynie na 30%-wą - nigdy nie zostało przedstawione jako osoba, która doświadczyła cudu.
Istnieje jednak edycja z udokumentowaną "listą" kilkudziesięciu uznanych cudów - cudownych uzdrowień - związanych z sanktuarium w Lourdes. 
Zgodnie z teologią chrześcijańską - "sprawcą" cudu jest sam Bóg i Jemu samemu należy się wdzięczność, chwała i cześć. A co do "pośrednictwa"... Nie odpowiem. Osobiście wiem, że nasz Pan, Jezus Chrystus jest jedyną Drogą do Ojca! A ponadto - cieszy się, gdy Jego dzieci zwracają się do Niego wprost. Podobnie jak Ojciec w Rodzinie - chce rozmawiać z Dziećmi bezpośrednio.
Pozdrawiam.
 
Obrazek użytkownika katarzyna.tarnawska

katarzyna.tarnawska
chorej na gruźlicze zapalenie otrzewnej i gruźlicę płuc Marii Ferrand, którą opisał Alexis Carrel  w reportażu Droga do Lourdes stała się przyczyną jego nawrócenia.
Poniżej - fragment wprowadzenia wydawcy do tego świadectwa:
Alexis Carrel - autor głośnej książki Człowiek istota nieznana, laureat Nagrody Nobla   w dziedzinie medycyny i fizjologii, jako lekarz - mimo iż był człowiekiem niewierzącym - z obowiązku i z ciekawości badawczej towarzyszył w pociągu pielgrzymce chorych z Lyonu do Lourdes. Szczególnie opiekował się ciężko chorą Marią Ferrand, która do Lourdes dojechała w stanie agonalnym. Na oczach Carrela i innych lekarzy śmiertelnie chora Maria w ciągu trzech godzin całkowicie odzyskuje zdrowie. Doktor Carrel doznaje wstrząsu wewnętrznego! Rozpoczyna się przejmujący proces jego bezwarunkowego powrotu do Boga! O tych sprawach Carrel opowiada osobiście  w reportażu Podróż do Lourdes. Lektura tej książki jest tyleż wstrząsająca, co i wzniosła - nieporównywalna z jakąkolwiek inną. Jest światowym bestsellerem i niepodważalnym świadectwem prawdziwości lourdzkich cudów. Każdy kto się z nią zapozna nie pozostanie obojętny na najważniejsze sprawy w jego życiu.

Więcej notek tego samego Autora:

=>>