Sprawa "Radosława" (1)

 |  Written by Godziemba  |  6
Pułkownik Mazurkiewicz został aresztowany przez ubeków w lutym 1949 roku.
 
        Ważnym polem aktywności „Radosława” po zakończeniu akcji ujawnieniowej było tworzące się środowisko kombatanckie uczestników II wojny światowej. Najważniejszą i najliczniejszą organizacją kombatancką był utworzony w 1945 roku przez władze komunistyczne  Związek Uczestników Walki Zbrojnej o Niepodległość i Demokrację, noszący – po scaleniu we wrześniu 1948  ze Związkiem Osadników Wojskowych na Ziemiach Odzyskanych – nazwę  Związek Bojowników z Faszyzmem i Najazdem Hitlerowskim o Niepodległość i Demokrację.
 
        Początkowo „Radosław” dążył do powołania organizacji skupiającej byłych członków AK,  konsultował się w tej sprawie z  płk Czaplickim z Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, który stanowczo uznał ją za niemożliwą do wykonania ze względu na utworzenie przez władze ZUWZoNiD.  W tej sytuacji Mazurkiewicz podjął rozmowy Franciszkiem Jóźwiakiem (prezes ZUWZoNiD ) oraz gen. Jerzym Kirchmayerem w sprawie grupowego wejścia żołnierzy AK do organizacji i utworzenia w jej ramach samodzielnej sekcji akowskiej. Jego postulaty zostały  odrzucone, w zamian Jóźwiak sugerował indywidualne wstępowanie ujawnionych akowców do ZUWZoNiD. Mimo to „Radosław” zachęcał swoich podwładnych do wstępowania w szeregi ZUWZoNiD, a także szukania zatrudnienia w organach centralnej i terenowej administracji państwowej, co tak po latach wspominał jeden z jego najbliższych współpracowników: „z tego, co się orientuję, to była inicjatywa Szefa, żeby wstępować do partii, do milicji, do wojska, żeby po prostu chronić się […], bo wszystkich nas przecież nie wyrzucą”.
 
        „Radosław” starał się na różne sposoby pomóc byłym żołnierzom Zgrupowania w odnalezieniu się w powojennej rzeczywistości, również w aspekcie socjalnym. „Staram się utrzymać kontakt z moimi byłymi żołnierzami – wspominał - i pomagam im jak mogę, bo w wielu przypadkach tej pomocy potrzebują. Ułatwiam im na przykład znalezienie pracy lub przyjęcie na studia. Założyłem coś w rodzaju biura pośrednictwa pracy, poza tym różne spółdzielcze warsztaty, na przykład naprawy samochodów, i tak jakoś się wzajemnie popieramy”. W efekcie tej działalności w latach 1945-1946 powstały w Warszawie: warsztat samochodowy w postaci spółdzielni pracy „Transport” na ul. Tamka 28, w których pracowali przede wszystkim byli żołnierze „Zośki”, mechaniczny warsztat stolarski na ul. Grójeckiej 15, w którym pracowało wielu byłych żołnierzy „Miotły”, oraz fabrykę mydła i kosmetyków w Pruszkowie, w której zatrudnieni znaleźli głównie członkowie „Parasola”. Zakłady te przestały funkcjonować na przełomie lat 1947-1948.
 
       Dzięki aktywności Mazurkiewicza udało się również uruchomić w Warszawie bursę dla sierot po poległych żołnierzach Zgrupowania „Radosław”. Pomysłodawcą i inicjatorem tej koncepcji był ks. Zygmunt Trószyński, „Alkazar”, kapelan oddziałów AK w czasie wojny.
 
       Stanął również  na czele Obywatelskiego Komitetu Budowy Bursy im. Generała „Grota”. Jej budowa ruszyła w 1946 roku w momencie rozpoczęcia odbudowy  niemal całkowicie zniszczonego podczas Powstania gmachu Centralnej Szkoły Gazowej przy ul. Gdańskiej w Warszawie. Inwestycję finansowano ze środków operacyjnych AK oraz funduszy Komisji Likwidacyjnej będących w dyspozycji Mazurkiewicza, dochodów ze specjalnie organizowanych koncertów oraz zbiórek. Budynek, którego budowę ukończono w maju 1947 roku, składał się z dwóch dużych sypialni, kuchni, magazynu, jadalni oraz sali. Uroczyste otwarcie bursy wraz z poświęceniem odbyło się w dniu 11 maja 1947 roku. Pod stałą opieką ks. Trószyńskiego oraz ks. Leona Szeląga pozostawało ok. 50 sierot, które oprócz zakwaterowania i wyżywienia miały zagwarantowaną edukację w szkołach powszechnych oraz gimnazjum księży Marianów na warszawskich Bielanach. Władze komunistyczne zlikwidowały ww. bursę w lutym 1949 roku, przekazując jej Zarządowi Kuratorium Okręgu Szkolnego Warszawskiego.
 
       Ważnym elementem integracji środowiska byłych żołnierzy, nie tylko Batalionu „Zośka”, ale i całego Zgrupowania AK „Radosław”, stały się doroczne wyjazdy wypoczynkowe w góry. Pierwszy z nich odbył się na przełomie 1945/1946 r. w Zakopanem, kolejny  w Szklarskiej Porębie i- wzięło w nim odział około 55 osób, głównie z batalionów „Zośka” i „Parasol”. Ostatni wyjazd odbył się na przełomie 1947/1948 roku w schronisku Strzecha Akademicka w okolicach Karpacza.
 
       Na przełomie 1948/1949 funkcjonariusze MBP dokonali – pod pretekstem ukrycia broni z okresu okupacji niemieckiej - aresztowań wielu b. żołnierzy Batalionu „Zośka” Aresztowania te stały się dla władzy komunistycznej wygodnym pretekstem do rozprawy z szerszym środowiskiem akowskim.
 
       Po aresztowaniu swych byłych podkomendnych Mazurkiewicz ostrzegał znajomych, twierdząc, że „zobaczycie, że z tego będzie wielka afera, bezpieczeństwo będzie się starało zrobić z tego organizację, oczywiście na jej czele będę stał ja. Także liczcie się z tym, że w najbliższych dniach będę aresztowany”.  W połowie lutego 1949 roku ubecy aresztowali żonę Radosława” – „Irmę” oraz Kazimierza Plutę-Czachowskiego i Dominika Ździębło-Danowskiego. W odpowiedzi „Radosław” napisał  w dniu 20 lutego 1949 roku list do gen. Mariana Spychalskiego, w którym zwrócił uwagę „na niezdrową atmosferę, jaką wytwarza przewrażliwiona gorliwość Urzędu Bezp.[ieczeństwa] – przejawiająca się ostatnio w masowych aresztowaniach w ujawnionym środowisku Akowskim. (…) Ostatnie jej posunięcia kryją w sobie zarodki i możliwość pogłębiania wewnętrznego fermentu w Kraju, który i bez tego (o czem P.G. wie lepiej ode mnie) jest bardzo poważny, a w związku z ogólną sytuacją może stać się bardzo szkodliwym dla żywotnych interesów Państwa”.
 
       Równocześnie zdecydowanie  zaprzeczył istnieniu jakiejś tajnej organizacji – „ ani ja ani aresztowani ujawnieni żołnierze do żadnej organizacji nie należeliśmy (jeżeli któryś z chłopaków schował przy ujawnieniu nawet jakiś zardzewiały pistolet – bo to podobno jest podstawą aresztowania) to trzeba do tych rzeczy podchodzić po ludzku. Jest to młodzież – sentyment do broni, którą walczył przez szereg lat, jest bardzo duży – gdyby taki chłopak został w swoim czasie powołany do wojska – gdyby im umożliwiono dalsze normalne kształcenie się w rzemiośle wojskowym – nosiłby dziś z dumą tę polską broń – lecz przecież to nie od nas zależało że nas odepchnięto i to w sposób tak dotkliwie bolesny. Dziś grozi się paroma latami więzienia za tego rodzaju czyn, a przyczyny leżą w zupełnie innej płaszczyźnie”.
 
       List ten został przechwycony przez ubeków i w dniu 28 stycznia przekazany Bolesławowi Bierutowi. W kręgu najważniejszych dostojników komunistycznych zapadła decyzja o aresztowaniu „Radosława”. Oficjalny rozkaz zatrzymania Jana Mazurkiewicza, pod zarzutem pełnienia funkcji „komendanta nielegalnej organizacji AK” został wydany w dniu 4 lutego 1949 roku przez płk Józefa Różańskiego. Jednocześnie w tym samym dniu kpt. Adam Krukowski, oficer śledczy MBP, wystąpił z wnioskiem do Naczelnego Prokuratora Wojskowego o zastosowanie wobec „Radosława”, podejrzanego o dokonanie przestępstwa ściganego z art. 86 § 1 i 2 Kodeksu Karnego Wojska Polskiego, środka zapobiegawczego w postaci aresztu tymczasowego z osadzeniem w więzieniu mokotowskim. Następnie decyzją Wiceprokuratora Naczelnej Prokuratury Wojskowej mjr. Zenona Rychlika z dnia 8 lutego 1949 roku został on tymczasowo aresztowany na trzy miesiące. Następnego dnia, 9 lutego 1949 roku, ppor. Wiesław Trutkowski, oficer śledczy MBP, wydał postanowienie o wszczęciu śledztwa przeciwko Janowi Mazurkiewiczowi, podejrzanemu o „przynależność do nielegalnej organizacji”.
 
        Kluczowe dla pierwszego etapu śledztwa było zeznanie jego żony, która przyznała, iż mąż powiedział jej, że „ujawnienie to jeszcze nie całkowity koniec działalności konspiracyjnej, a tylko jedyne wyjście z trudnej sytuacji (…) wydał równocześnie swym podwładnym rozkazy: zdawania broni tylko bardziej zniszczonej, a ukrywanie i magazynowanie broni i sprzętu dobrze utrzymanego w bezpieczne miejsce, wyrażając się, że przyjdzie czas, kiedy broń ta będzie użyta, lecz tylko na jego rozkaz. (…) Zdaniem męża było to słuszne: nie przejawiać początkowo żadnej działalności, aby w ten sposób uśpić i wykorzystać zaufanie władz”. W odpowiedzi Pułkownik zeznał, że mimo wsparcia akcji ujawniania uważał za niezbędne „zatrzymanie pewnych elementów w ręku chociażby do czasu wyjaśnienia sytuacji. Dokładnie rozumiałem to w ten sposób: nie mając 100% pewności stosunku Rządu do ujawnionych być gotowym w razie zawiedzenia się do odskoczenia i podjęcia akcji. (…) nurtowała mnie myśl, że dalsza praca konspiracyjna może być potrzebna w zależności od przyszłych warunków, w jakich kształtowała się będzie rzeczywistość. (…) Oceniając ogólnie sytuację (…) zdecydowałem sam z własnej inicjatywy zapewnić sobie możność pracy długofalowej”.
 
CDN.
5
5 (1)

6 Comments

Obrazek użytkownika Torpeda Wulkaniczna

Torpeda Wulkaniczna
Kirchmayera w czasach licealnych, juz nie pomnę co - było m.in. o jego dziecku wyleczonym z wielkiej gorączki naprzemiennymi kąpielami w wodzie gorącej i lodowatej.

Czyżby był ilustracją, jak walonkowa elita robi z ludzi prawych kompromisujące się gówno?

To był czas koniecznej pewnego rodzaju mimikry, gdy rządzą onuce z nadania katyńskich morderców.
A żyć trzeba.
Pytanie - jak znaleźć  równowagę między gorzką dumą a chlebem. 

Mam ciągle z tyłu głowy Teheran, "łzy Churchilla" i spustoszenie w głowach, jakie w końcu dotknęło moich rodaków.

Dzięki, Godziembo, pozdrawiam
 

<p>"...upon all us a little rain must fall."</p>

Obrazek użytkownika Godziemba

Godziemba
Nawet w tych podłych czasach można było żyć bez wchodzenia w podejrzane relacje z komunistami.

Mój dziadek - inżynier i przedwojenny oficer, najgorszy okres do 1955 roku spędził ucząc rysunku technicznego w podwarszawskim technikum. Było biednie, ale stracił honoru.

Pozdrawiam
Obrazek użytkownika MD

MD
Bardzo obrazowo o dylematach relacji do komunistycznej władzy w tym okresie można przeczytać w serii rozmów z ówczesnymi "literatami" jakie przeprowadził Jacek Trznadel i przedstawił je w swej książce pt. "Hańba domowa".
Obrazek użytkownika Godziemba

Godziemba
Oczywiście - książka prof. Trznadla to podstawowa lektura dotycząca tych dylematów, jednak nie obejmująca oficerów WP.

Pozdrawiam
Obrazek użytkownika MD

MD
Książka prof. Trznadla to rzeczywiście opis dylematów wyłącznie wybranych literatów. Jeśli chodzi o oficerów to problem ten nieco można dotknąć poprzez lekturę wspomnień gen. Kuropieski. Wydaje mi się jednak, że na ten problem trzeba spojrzeć znacznie szerzej bo sedno problemu leży w jaki sposób komunizm zniewalał jednostkę. Patrzymy na ten problem z punktu widzenia zdrady narodowej, i mamy oczywiście do tego prawo, ale sprawa dotyczyła zdrady człowieczeństwa, jego zaparcia się. Sprawa narodowa była wtórnym wyrzeczenia się prawdy, swych przekonań religijnych, zasad moralnych i przyjęcia komunizmu jako "nowej wiary" i mentalności. Stąd komuniści po wieloletnim pobycie w łagrach nie przestawali trwać w swych przekonaniach. Nie każdego w taki sam sposób dotykała ta czerwona zaraza, ale jeśli ktoś wszedł w relacje z władzą komunistyczną to już niezwykle trudno było się z tego wyrwać. Wydawałoby się, że jeśli ktoś trafił do ubeckiego więzienia to powinno go to wyleczyć z jakiegokolwiek flirtu z czerwonymi. Tymczasem dla przykładu wspomniany gen. Kuropieska mimo więzienia i tortur po wyjściu nadal wiernie służy komunistom wierząc w ich "ewolucję". Zatem kwestia podjęcia współpracy miała dość uniwersalne uwarunkowania niezależne czy ktoś był oficerem, literatem czy działaczem politycznym. Tak samo trudno było się z tego wyrwać i tak samo prowadziło do nihilizacji człowieczeństwa u takiej osoby.
Obrazek użytkownika Godziemba

Godziemba
Fakt - niewiele osób, zaangażowanych w komunizm (szczególnie do 1956 roku) było w stanie z nim ostatecznie zerwać.
Kuropieska już przed wojną miał bardzo mocno lewicowe poglądy, stąd jego akces do komunizmu po 1945 roku był dosyć "naturalny". On po prostu uwierzył, iż komunizm  (pomimo jego niedoskonałości, które widział) jest szansą na budowę "sprawiedliwego świata".

Niemal wszyscy lewicowcy są przekonani, iż możliwe jest stworzenie "lepszego" świata.  Takie przekonanie zazwyczaj kończy się tragicznie - w sytuacjach ekstemalnych  w Wandei, Auschwitz, na Kołymie lub w innych tego typu obozach śmierci, a w najlepszym razie przed sądem oskarżonym o łamanie "praw człowieka" lub podważanie zasad "liberalnej demokracji".

Pozdrawiam

Więcej notek tego samego Autora:

=>>