Leczenie w sieci. Szpitale pod kreską

 |  Written by Lech 'Losek' Mucha  |  1
Każdy, kto kiedykolwiek wziął jakikolwiek kredyt wie, że na kredycie się traci. Kredyt jest sam w sobie kosztem. Cudów nie ma. Nawet najniżej oprocentowany kredyt, to zarobek dla tego , kto pożyczki udzielił, a koszt dla tego, kto pożyczkę wziął. Nawet, jeśli spłacimy kredyt na czas, jesteśmy stratni. Czyli inaczej mówiąc, życie „na kredyt” jest – mniej lub bardziej – ale zawsze kosztowne. Jeżeli jeszcze dzięki kredytowi możemy rozwinąć firmę, prowadzić jakąś działalność gospodarczą, zarabiać, to można powiedzieć, że płacimy kredytodawcy haracz z naszych zysków. Z naszych zarobków, których byśmy nie pracując, nie mieli. Wtedy jakoś łatwo to przyjąć do wiadomości. Jeżeli jesteśmy w miarę bogaci i – powiedzmy – nie chcemy czekać na wymarzony dom, czy samochód – możemy tę naszą stratę przeboleć. Najgorzej jest wtedy, gdy pożyczamy na wysoki procent pieniądze konieczne na zaspokojenie podstawowych potrzeb, potrzeb niezbędnych do życia. Bo – gdy ktoś na przykład – musi pożyczyć pieniądze na chleb, to znaczy, że chcąc spłacić zaciągniętą pożyczkę ponosi koszty sprawiające, że ten jego chleb jest znacznie droższy. Jeśli, na przykład ma do wykarmienia dzieci, to konsekwencja kupowania chleba na kredyt jest taka, że część środków zamiast na chleb dla dzieci – trafia do lichwiarza. Powyższy wywód jest – jak sądzę – oczywisty dla każdego normalnie myślącego człowieka? Czyż nie? Po co więc go tu zamieściłem? O tym w dalszej części tekstu.
Wraz z nadejściem Nowego Roku mija pierwszy pełny rok działania sieci szpitali, sztandarowej reformy systemu ochrony zdrowia, podjętej przez rząd. Można więc poczynić pierwsze podsumowanie. Jak widać ze statystyk, kolejki się nie zmniejszyły. Dane nie są jeszcze pełne, ale z porównania ilości wykonanych procedur w szpitalach będących w sieci, z pierwszym półroczem 2017 roku widać, że procedur wykonano mniej. Zatem czas oczekiwania nie mógł się zmniejszyć. Było już kilka przypadków zamknięcia szpitali, które były w sieci, co jawnie przeczy samej idei reformy. Ale najgorsze jest to, że zadłużenie szpitali, wzrosło. „Tymczasem  – jak mówi Jerzy Gryglewicz, ekspert ds. ochrony zdrowia Uczelni Łazarskiego - w wielu powiatach szpitale nadal funkcjonują mimo kilku milionowych zobowiązań, ponieważ publiczna jednostka zadłuża się bezkarnie.”
Bezkarnie? No, to zależy dla kogo bezkarnie. My wszyscy płacimy za to karę! 
Pozwalając na to, by znaczna część działań mających miejsce w ramach publicznej ochronie zdrowia odbywała się „na kredyt”, rządzący systemem ludzie pozwalają na to, by spora część naszych, publicznych pieniędzy, zamiast na leczenie, przeznaczana była – w postaci odsetek – na lichwę. Jesteśmy jak rodzina, która kupuje chleb na kredyt i w związku z tym część i tak skromnych środków, którymi dysponuje, zamiast posłużyć wykarmieniu własnych dzieci, karmi dzieci lichwiarza, siedzącego z koniakiem w fotelu i liczącego pieniądze. To jest dokładnie tak, jak z pokrywaniem przez skarb państwa długów geniuszy z Nowoczesnej. W obu tych przypadkach lichwiarze, bez nerwów, pewni swego czekają na pieniążki, które rząd wypłaci im z naszych, bo przecież nie ze swoich oszczędności! Skarb Państwa zapłaci! My im zapłacimy!
Wielokrotnie zarzucałem obecnej władzy to, że jej działania są po prostu socjalistyczne. W sprawie organizacji ochrony zdrowia socjalizm władzy widać skupiony jak w soczewce. Zgodnie z przewidywaniami wprowadzenie systemu organizacji podobnego do tego, jaki działał w Związku Radzieckim, nie wpłynęło na skrócenie kolejek, ani nie poprawiło sytuacji pacjentów. Wyniki finansowe, oraz inne efekty działania sieci przez cały rok kalendarzowy są trzymane przez resort zdrowia w tajemnicy, co najlepiej świadczy o tym, jak bardzo udana była ta reforma. Założenia finansowe na rok 2019 nadal nie zostały podane, co z kolei świadczy o bezradności. Ustawa działa nieco ponad rok, ale już szykowane są istotne zmiany! To z kolei jest dowodem na jej niedopracowanie!
Już to, że komuś dziś się wydaje, że system sterowania czymkolwiek, wzięty wprost z komunizmu może zadziałać, jest niewiarygodne. Ale jak można nie rozumieć tak prostej zasady jak ta mówiąca, że  życie na kredyt jest korzystne wyłącznie dla lichwiarza, ale nie dla kredytobiorcy? Jak można nie rozumieć, że każda złotówka zmarnowana na skutek zadłużenia placówki ochrony zdrowia, za którą przecież odpowiada władza, jest złotówką odebraną pacjentom, a podarowaną bankierom? A przecież – jak napisałem na samym końcu pierwszego akapitu – to takie proste! Czego tu nie rozumiecie Panie i Panowie posłowie Zjednoczonej Prawicy?
I na koniec jeszcze jedno. Wszystkim „pelikanom”, łykającym każdą brednię wypowiedzianą przez polityków, tym którzy potrafią uzasadnić dowolny nonsens przez ich idoli popełniony, klakierom, próbującym przekonać rozsądnie myślących, że kopniak w zadek, wymierzony nam przez Unię, albo rząd Izraela, był kopniakiem zaplanowanym i już niedługo się obróci na naszą korzyść pod światłym przywództwem rządu Zjednoczonej Prawicy, chcę jasno powiedzieć: rząd Prawa i Sprawiedliwości, wdrażając reformę ochrony zdrowia, polegającą na centralizacji, wziął na siebie pełną odpowiedzialność za jej skutki i za skutki działania systemu. Efektów tej ustawy już się nie da wytłumaczyć zaniedbaniami pozostałymi po poprzednich rządach. Trzeba jasno uświadomić sobie bolesną prawdę: rządzi nami nie żadna tam prawica, tylko socjaliści. Ich pomysły, jak wszystkie pomysły socjalistów, zawsze kończą się źle. A w ochronie zdrowia pomysły socjalistów, kosztują życie. Konkretne życie, konkretnych ludzi.
 
Lech Mucha
 
Tekst ukazał się w dwutygodniku Polska Niepodległa (19.12.2018.)
5
5 (2)

1 Comments

Obrazek użytkownika stronnik

stronnik
Ale komemtarzy to tu też nie ma. No bo co tu komentować? Jedynie może to, że głosując na PiS, raczej łatwowiernie głosowaliśmy na niewiadomą. Można by przewrotnie stwierdzić, że PiS nie miał z kim przegrać. Nie było debaty merytorycznej, w której starły by się poglądy i usłyszelibyśmy o projektach za ktorymi stałyby liczby i argumenty. Nie, myśmy słyszeli że PiS nie, bo nie. A PiS mówił nam co tam chciał, bo wiedział, że mamy dosyć PO. A teraz to mamy wymagania! Mamy zablokowaną scenę polityczną oraz słabość wszystkich ugrupowań narodowych czy patriotycznych. Tak długo jak długo nie będzie rzetelnych debat politycznych na argumenty i liczby, tak długo czeka nas niemoc w rozwiązywaniu najważniejszych węzłów gordyjskich, stanowiących klucze do naszej przyszłości. Zauważę na marginesie, że jakimś dziwnym zrządzeniem, ani służba zdrowia ani armia, nie są prorytetami obecnego rządu. Tak sądzę po tym w jaki sposób "rozwiązywane" sa problemy z jakimi te dziedziny muszą sobie stosunkowo szybko poradzić. A rząd (i PiS) zadowolony jak cholera.

Więcej notek tego samego Autora:

=>>