Wsparcie dla greckich komunistów (1)

 |  Written by Godziemba  |  2
Od jesieni 1947 roku Warszawa udzielała wsparcia materiałowego komunistycznym partyzantom greckim.
 
      Grecka wojna domowa, której pierwszym akordem  były walki w Atenach w grudniu 1944 roku między oddziałami komunistycznymi a siłami rządowymi i wspierającymi je Brytyjczykami, rozgorzała na dobre w połowie 1946 roku.
 
 
       Początkowo Stalin, pomimo apeli Nikosa Zachariadisa - sekretarza generalnego Komunistycznej Partii Grecji,  nie udzielał wsparcia militarnego greckim partyzantom. Dopiero pod wpływem ogłoszenia w marcu 1947 roku tzw. doktryny Trumana, przewidującej wsparcie gospodarczo-wojskowe Waszyngtonu dla Turcji i Grecji, zmienił swoje stanowisko.
 
 
       Moskwa nie zamierzała udzielać pomocy bezpośrednio, ale za pośrednictwem komunistycznych sąsiadów Grecji – Albanii, Bułgarii i Jugosławii.  Państwa te od co najmniej od 1946 roku wspomagały greckich partyzantów, wysyłając zarówno żywność, leki czy sprzęt wojskowy, jak i udostępniając im bazy na swoim terytorium oraz przyjmując rannych.  W czerwcu 1947 roku w Belgradzie uruchomiono radio „Wolna Grecja”, a  w sierpniu ww. trójka sąsiadów Grecji podjęła działania mające na celu koordynację pomocy. W tym samym czasie zapadły decyzje o udzielaniu regularnego wsparcia przez pozostałe kraje znajdujące się w sowieckiej strefie wpływów.
 
 
        W trakcie posiedzenia Biura Politycznego KC PPR z 14 czerwca 1947 roku „tow. Berman poinformował o rozmowie ambasadora Naszkowskiego z ministrem Mołotowem, w której m.in. (...) omówiono (...) sprawę Grecji”.   Parę tygodni później, podczas letniego urlopu spędzonego w Jugosławii, Bierut podczas rozmowy z Josipem Titą ustalił zakres polskiej pomocy dla greckich komunistów. Po powrocie do kraju Bierut wezwał szefa II Oddziału Sztabu Generalnego gen. Wacława Komara, pełniącego jednocześnie funkcję dyrektora VII Departamentu MBP (czyli wywiadu cywilnego)  i przekazał mu polecenie zorganizowania takiego wsparcia ze strony Polski.
 
 
        Komar natychmiast poleciał do Jugosławii i spotkał się w Dubrowniku z Titą oraz  Aleksandrem Rankoviciem, szefem aparatu bezpieczeństwa. Ranković przekazał mu kilka informacji o najbardziej palących potrzebach partyzantów Markosa (m.in. materiały detonacyjne, miny, wyposażenie radiotechniczne).
 
 
         „W początkach września – relacjonował Komar – po załadowaniu samolotu sprzętem radiowym, zapalnikami, granatami ręcznymi, minami przeciwpiechotnymi (...) wylecieliśmy do Belgradu”. Na miejscu podczas spotkania z  Rankoviciem oraz jego zastępcą, gen. Svetislavem Stefanoviciem, który zajmował się bezpośrednio „sprawami greckimi” omówiono ogólne zasady organizacji dostaw pomocy dla greckich partyzantów.
 
 
         Jakkolwiek Warszawa, w ślad za Moskwą, nie uznała greckiego Rządu Tymczasowego, postanowiła  powołać Towarzystwo Przyjaźni Demokratycznej Grecji, którego przewodniczącym został „proletariacki poeta” Władysław Broniewski. Towarzystwo miało oddziały we wszystkich województwach, prowadziło działalność propagandową oraz zbierało pieniądze na pomoc „dla greckich dzieci”. Było ono częścią międzynarodowej sieci podobnych stowarzyszeń powoływanych w wielu krajach europejskich z inicjatywy partii komunistycznych. W kwietniu 1948 roku odbyła się w Paryżu międzynarodowa konferencja poświęcona „pomocy Grecji demokratycznej”, w której wzięła udział kilkuosobowa polska delegacja na czele z kierownikiem Wydziału Zagranicznego KC PPR Ostapem Dłuskim.
 
 
         Jednym z nieoczekiwanych skutków tej „greckiej” aktywności Warszawy było pojawienie się pogłosek o werbunku ochotników do armii gen. Markosa. Jak w marcu 1948 roku informował centralę poznański WUBP, szerzyły się one „wśród młodzieży, przeważnie szkolnej, ZWM i OMTUR oraz wśród dorosłych, w środowisku robotniczym, przeważnie wśród członków PPR”Zapał kandydatów na ochotników zdołano dosyć szybko ostudzić. wzywając niektórych na przesłuchania.
 
 
       Od listopada 1947 roku II Oddział Sztabu Generalnego w ramach operacji „Transport”, rozpoczął regularną wysyłkę pomocy dla greckich komunistów. Obejmowała ona  „dostawy określonych ilości uzbrojenia, umundurowania, wyposażenia medycznego, lekarstw i innego sprzętu” .  W zestawieniu sporządzonym w czerwcu 1948 roku wyliczono, iż od listopada 1947 do marca 1948 roku wysłano m.in. 10 tys. par butów, 10 tys. koszul żołnierskich, 15 tys. m.b. sukna mundurowego, 4,5 tys. karabinów typu „mauzer”, 50 ciężkich i 15 lekkich karabinów maszynowych, 18 moździerzy 81 mm, 679 pistoletów, 4 mln nabojów karabinowych, 8 kompletów radiostacji (notabene produkcji amerykańskiej), 26 t materiałów sanitarnych i sprzętu medycznego, 600 min przeciwczołgowych i 1,8 tys. przeciwpiechotnych oraz materiały wybuchowe .
 
 
        Jedynie część tego sprzętu wysłano drogą lotniczą, zdecydowaną większość przewieziono koleją przez  Czechosłowację i Węgry. Odbywało się to „pod przykryciem” znanej firmy przewozów międzynarodowych „Hartwig” SA, której dyrektorem był wówczas zaufany przedwojenny komunista Władysław Zawadzki.  
 
 
         Sprzęt dostarczano do Jugosławii, skąd była ona przerzucona do Grecji. W sumie kraje komunistyczne przekazały w tym okresie greckim komunistom m.in.  35 tys. karabinów, 5,5 tys. armat i moździerzy,  7 tys. wyrzutni przeciwczołgowych (tzw. pancerfaustów), 10 tys. min oraz odzież dla 12 tys. żołnierzy. Tak więc polski wkład w pomoc dla greckich komunistów był znaczący. Dostawy z Polski pozwalały na podstawowe wyposażenie 2–3 brygad partyzanckich, z których każda składała się  z ok. 1,5 tys. żołnierzy.
 
 
       Pomimo tego wsparcia komuniści greccy ponosili porażki. Nie udało im się na przełomie 1947 i 1948 opanować położonego blisko granicy z Albanią miasteczka Konitsa, ani zdobyć w lutym 1948 roku Salonik – drugiego co do wielkości miasta Grecji.
 
 
         Nic więc dziwnego, iż Stalin był wielce sceptyczny co do szans powodzenia greckich towarzyszy. Podczas rozmowy z  kierownictwami partii bułgarskiej i jugosłowiańskiej stwierdził, iż  „nie powinniśmy ulegać żadnemu kategorycznemu imperatywowi” odwołującemu się do moralnej odpowiedzialności. Nie jesteśmy związani żadnym kategorycznym imperatywem. Kluczem jest układ sił”.  Będąc świadomy dominacji anglosaskiej na morzu wskazał:  „powstanie w Grecji musi się skończyć, i to tak szybko, jak to tylko możliwe”.
 
 
        Najważniejszą przyczyną wstrzymania pomocy dla greckich komunistów był konflikt Stalina z Tito, który doprowadził  w czerwcu 1948 roku do  usunięcia Jugosławii z Kominformu. Komunistyczna Partia Grecji  opowiedziała się za Stalinem, co sprawiło, iż   pomoc z Belgradu została stopniowo wstrzymana, choć Jugosławia zamknęła całkowicie swoją południową granicę dopiero rok później.
 
 
        Obradujący w końcu lipca 1948 r. Komitet Centralny KPG potępił Titę i zwrócił się z apelem do „bratnich partii komunistycznych i robotniczych” – Albanii, Bułgarii, Węgier, Czechosłowacji, Rumunii i Polski – o wsparcie w uzbrojeniu, wyposażeniu i sprzęcie medycznym, a także o przyjmowanie ciężko rannych i dzieci. Partia sowiecka nie znalazła się wśród adresatów apelu, gdyż  Moskwa konsekwentnie odżegnywała się od jakiegokolwiek udziału w tym, co działo się w Grecji, i wykorzystywała swoją absencję do oskarżania Anglosasów o interwencję w sprawy wewnętrzne suwerennego państwa.
 
 
          Po zerwaniu z Belgradem, na jesieni 1948 roku Warszawa została wyznaczona na  koordynatora pomocy dla komunistów greckich. Z relacji Komara wynika jednak, że „wczesną jesienią 1948 r. zostałem wezwany ponownie do tow. Bieruta, gdzie zakomunikowano mi, że jestem odpowiedzialny za organizację zaopatrzenia dla walczącej Grecji” . Podczas tego spotkania Bierut przedstawił Komarowi członka najwyższych władz KPG odpowiedzialnego za kontakty z zaprzyjaźnionymi partiami, Iannisa Ioanidesa. W trakcie rozmowy Bierut uznał, że w istniejącej sytuacji jedynym wyjściem będzie wykorzystanie drogi morskiej, i zaproponował, by zwrócić się do władz sowieckich o to, aby „zgodziły się dać załogi na polski statek”, ponieważ obawiał się, iż polscy marynarze „mogą zawalić (sypnąć)”.  Jednak Sowieci nie zgodzili się na dostarczenie własnych marynarzy.
 
 
CDN.
5
5 (2)

2 Comments

Obrazek użytkownika katarzyna.tarnawska

katarzyna.tarnawska
Zostawali, po zdobyciu wykształcenia - lekarzami, nauczycielami, inżynierami, marynarzami. Zdarzali się tacy którzy, bez wykształcenia, byli "kierownikami" - w kopalni (sztygarami), na budowie (mistrzami); ci, na ogół - nie mieli zwyczaju "przemęczać się".
Jedna z uczennic mego Tatka, w Studium Nauczycielskim (pomaturalnym) opowiadała swoją historię.
Mieszkali, czteroosobową rodziną, w chacie z klepiskiem zamiast podłogi, paleniskiem w środku chaty i dziurą w poszyciu dachu - zamiast komina. Uciekając z Grecji  (ojciec - komunista) - rozłączyli i pogubili się. Dziewczyna (wówczas - mała dziewczynka) - trafiła do Związku Sowieckiego. Głód, brud, pasożyty... Stamtąd, na szczęście - przekazano ją do Polski. Do Domu Dziecka trafila w dniu Wigilii. Wykąpana, z oczyszczoną głową, ubrana w czystą bieliznę i sukienkę - weszła, wraz z innymi dziećmi, do sali z dlugim stołem, nakrytym białym obrusem, z pięknie przystrojonym drzewkiem (choinką), z obfitym jedzeniem i prezentami dla każdego dziecka. Wtedy - pomyślała, że już umarła, i - że jest w Niebielaugh.
Zdobyła wykształcenie, odnalazła całą rodzinę, absolutnie "wyleczoną" z komunizmu. Dalszych jej losów nie znam. Później - część Greków wracała do kraju (jeden z moich kolegów był lekarzem klubu piłkarskiego - Panatinaikosu, zginął tragicznie - zamordowany przez bandytę-włamywacza, we własnym domu), część - dzieliła życie między Polskę i Grecję, niektórzy - polonizowali się - ożenieni z Polkami, niektórzy - emigrowali do Ameryki...
Grecy w Polsce - starali się zachować "odrębność etniczną" - pobierać się "wśród swoich", co jednak nie zawsze im "wychodziło".
Byli tacy, ze starszego pokolenia, którzy wreszcie dostrzegli, że zmarnowali życie - "walcząc" o komunizm. Tyle, że za tę "naukę" ostatecznie płaciła Polska, my, a nie ich ojczyzna - Grecja. Ładne byly dzieci - z tych małżeństw mieszanych polsko-greckich. 
Moja Córa miała w szkółce baletowej kolegę, z ojca Greka, chłopca niezwykle utalentowanego jako tancerza. Nie znam jego dalszych losów - nauczycielka i właścicielka tej szkoły zmarła zbyt wcześnie, aby chłopca wprowadzić do zawodu i sławy. Teraz - byłby już miał ok. 55 lat. Czyli - byłby emerytem. Koleżanka Ani za szkoły, córka Greczynki - była osobą niezbyt mądrą i pracowitą, ale - podobnie jak jej mama - osobą sprytną. Losow jej także nie znam. Jedna z moich pielęgniarek - żona Greka (blondyna, niebieskookiego, o rysach klasycznych - typowego Greka, nie Macedończyka) miała dwójkę udanych dzieci i męża - spolonizowanego.
Różnie toczyły się losy Greków w Polsce. W greckiej szkole, w Bieszczadach, gdzie Greczynki były nauczycielkami i uczyły m. in. języka polskiego - gdzie pracowałam na koloniach letnich - znalazłam konspekty lekcyjne. Była tam lekcja na temat higieny - "O drudnej musze" (litera D zamiast B). Mam nadzieję, że tamci uczniowie wrócili do Grecji.
Serdecznie pozdrawiam i dziękuję za wpis,
 

Więcej notek tego samego Autora:

=>>