Jeszcze w piątek rano wychodziłem z założenia, że wystąpienie prezydenta było na tyle wyraziste, że nie zostało przykryte ani przez nieobecność w sali sejmowej większości polityków Koalicji Obywatelskiej, ani przez kolorową krzykliwość posłanek Lewicy. Tej ostatniej największą wagę nadały dość emocjonalne reakcje polityków Prawa i Sprawiedliwości, o tyle nieuzasadnione, że sam ubiór nie jest przecież urażającą uczucia akcją w stylu narzucenia tęczowej flagi na figurę lub pomnik, a samo zaprzysiężenie głowy państwa jest wydarzeniem z natury radosnym. Zwłaszcza dla popierających go polityków, więc kolory, nawet mające takie, a nie inne znaczenie, nie są tu dla mnie żadnym rażącym nadużyciem.
Kontynuacja+
Andrzej Duda, przemawiając w Sejmie, przedstawił pięć kluczowych dla swojej drugiej kadencji spraw, a z listy tej wyłonił się uspokajający zwolenników PiS obraz kontynuacji działań z pierwszej kadencji (polityka społeczna) i tych zapowiedzianych w ostatniej kampanii wyborczej (wyrównanie poziomu życia tzw. Polski A i Polski B). Prezydent odwołał się równocześnie do aspiracji i nowoczesności, zapowiadając prace nad atrakcyjną ofertą dla młodzieży, która w sytuacji zagrożenia kryzysem nie powinna znów, tak jak jeszcze kilka lat temu, uważać emigracji za najlepszy, a czasem wręcz jedyny, wybór. Równocześnie Duda postawił nacisk na możliwość rozwoju i pracy w miejscowości zamieszkania lub innym miejscu, ale lepiej niż obecnie skomunikowanym. Wszystko to idzie w parze z zapowiedziami rządu i programami społecznymi zapoczątkowanymi jeszcze w poprzedniej kadencji, czyli Mieszkaniem+ i strategią odnowy połączeń sieci komunikacji zbiorowej. W sytuacji, w której gospodarka może stracić oddech, a samo PiS musi walczyć o młodego wyborcę, kierunek ten wydaje się optymalny. Z drugiej strony nie zabrakło odwołania do tradycji i wiary jako fundamentów, na których powinniśmy budować nowoczesność.
Bardzo ważne, również w kontekście wszystkiego, co wydarzyło się później, było podkreślenie w pierwszej części wystąpienia własnej legitymacji do sprawowania władzy poprzez pochwałę procesu wyborczego i frekwencji. Andrzej Duda nawiązał też do roku 1920 jako wielkiej zwycięskiej bitwy i momentu chwały polskiego żołnierza, lecz także przykładu ogólnonarodowego zjednoczenia, ponad wszelkimi podziałami, politycznymi czy klasowymi. Historia objawiła się zatem jako lekcja, wskazówka i fundament przyszłości. Orędzie było nie tylko nakreśleniem planu, lecz także przedstawieniem pewnego ideału, do którego powinniśmy dążyć.
Anarchista Margot
Jak bardzo ideał ten jest odległy od bieżącej rzeczywistości, pokazały już pustawe ławy zajmowane na co dzień przez przedstawicieli największej partii opozycyjnej. Ta cały czas kwestionuje wybór Andrzeja Dudy na prezydenta, a dziś, gdy patrzy na Białoruś i tamtejszą sytuację, dostrzega w niej niemal lustrzane odbicie polskich wydarzeń. Nie dostrzega natomiast, że taka analogia, przy całej swojej fałszywości, jest dla niej całkowicie kompromitująca – gdzie jej bowiem do odwagi, determinacji czy wreszcie społecznego poparcia białoruskich dysydentów, podważających uczciwość kolejnej wygranej Aleksandra Łukaszenki.
Białoruś jednak w naszej debacie, która zresztą debatą nazywa się już chyba tylko z przyzwyczajenia, jako punkt odniesienia nie pojawia się przecież dopiero teraz. O Białorusi i Rosji krzyczą krytycy policyjnej akcji związanej z zatrzymaniem aktywisty LGBT Michała Sz. (jak chce on sam – aktywistki Margot). Sama sprawa i przyczyny policyjnej akcji zostały już wielokrotnie opisane. Warto jednak spojrzeć na wydarzenia ostatniego weekendu szerzej, zwłaszcza że nie mamy do czynienia z zakończoną akcją. Wręcz przeciwnie – można się spodziewać, że konflikt ten będzie eskalował przynajmniej do końca wakacji. Konflikt, który opiera się na krzyczącej niesprawiedliwości: oto strona, która uważa się za pokrzywdzoną, rości sobie prawo do nierespektowania już nie tylko wrażliwości, lecz także fizycznej nienaruszalności mienia i osób. Gdy państwo próbuje jednak wyciągać konsekwencje takich zachowań, traktuje się to jako ciąg dalszy opresji, znajdując wpływowych sojuszników w mediach, świecie polityki, wreszcie strukturach unijnych. Rusza więc medialny walec, w szumie którego uszkodzenie mienia i pobicie, udokumentowane dzięki samym agresorom, stają się walką o prawa mniejszości, a formułowane wprost zapowiedzi dalszych aktów agresji („Jeśli wszystkie autka spłoną, nie będzie nam przykro” – piszą w mediach społecznościowych rzekome ofiary, namawiając do kolejnych zniszczeń) spotykają się z milczącą aprobatą lub zostają zwyczajnie przemilczane.
Krakowskie Przedmieście na opak
Zważywszy na bardzo mocny udział w kryterium ulicznym polityków lewicy (w internecie wspieranych również przez działaczy PO), można stwierdzić, że w ramach powtarzania całej historii prawicowej opozycji z czasów, gdy nie miała ona widoków na przejęcie władzy, dzisiejsi przeciwnicy rządu doczekali się swojego „Krakowskiego Przedmieścia”. Nawet miejsce akcji jest prawie to samo. Znów mamy jednak wielkomiejski młody tłum w kontrze do symboli religijnych, ośmielany przez media i polityków, tyle że już bez wsparcia policji. Najstarsi z piątkowych zadymiarzy, dziś próbujący grzać antypolicyjne nastroje z wykorzystaniem sprawy George’a Floyda, zdążyli jeszcze zapewne klaskać policji i straży miejskiej brutalnie usuwającym sprzed Pałacu Prezydenckiego modlących się ludzi, co pokazała w filmie „Krzyż” Ewa Stankiewicz.
I tu właśnie ujawnia się kolejny konflikt: Platforma, która po cichu liczy na tę anarchizującą, młodzieżową rewolucję, sama zaczyna padać jej ofiarą, nie może bowiem sobie pozwolić na oczekiwany przez jej uczestników radykalizm. Stąd gwałtowna zmiana nastawienia do Rafała Trzaskowskiego, który w odczuciu uczestników demonstracji zwyczajnie ich porzucił (co też nie jest do końca prawdą), i kolejne niesnaski między obyczajowymi rewolucjonistami a twardogłowymi zwolennikami Platformy, którzy nie są w stanie wybaczyć żadnej wątpliwości wobec tak wyczekiwanego nowego potencjalnego lidera.
Nowy konflikt będzie się rozgrywał na wielu płaszczyznach, z których nie wszystkie jesteśmy dziś w stanie przewidzieć. Tym bardziej jednak warto nie stracić w tym uliczno-medialnym zgiełku perspektywy z czwartkowego orędzia Andrzeja Dudy. Przypomniane w nim fundamenty będą w najbliższym czasie bardzo potrzebne, tak jak istotne będzie narzucenie innych niż spory obyczajowe tematów debaty publicznej.
1 Comments
To ja właśnie do orędzia
24 August, 2020 - 20:54
Szczególnie o to wyrównywanie szans mi chodzi, o swobodę wyboru miejsca zamieszkania, warunki życia.
Mieszkam na świętokrzyskiej wsi (z własnego, świadomego wyboru). Na podwórzu siedliska, w chwili mojego wprowadzenia się stał jeszcze klasyczny stary wychodek.
Żeby się zbytnio nie rozdrabniać: fotowoltaika jest, częśto widzę takie dachy, sama otrzymuję ulotki, światłowód przechodzi nad dachem mojego domu, dofinansowanie do pieca, do okien - innymi słowy, ochrona powietrza przed zatruwaniem działa, ale co się tyczy kanalizacji...
Niedługo minie rok jak tu mieszkam i nie widziałam ani jednej szambiarki. Ani jednej. Warto dodać, że ta okolica to stare zakole Wisły, na jakieś 1,5m w głąb ziemi są iły, które nie przepuszczają nieczego, więc o przydomowych oczyszczalniach ścieków można tylko pomarzyć.
A ludzie korzystają tu z toalet, piorą, zmywają, czyszczą...
Jak kilku sąsiadów tutaj, tak i kuzynka spod Siedlec (więc "moda" ma zasięg ogólnokrajowy) doradziła mi szambo bez dna. No. Innymi słowy: wszystko w glebę. Z pewnością mniej widać te ścieki niż smog nad Krakowem.
Ludzie wyprowadzają rury odpływowe z domów do okolicznych rzeczej, sadzawek, strumyków.
Jak się zaczęłam zastanawiać, do którego z ministerstw by uderzyć, to mi wyszło i edukacji, i środowiska, i rozwoju wsi, i infrastruktury, i ekologii.
A edukacji też się załapało, bo proceder rury wyprowadzonej do pobliskiego strumyka oglądają od małego dzieci i takiego się uczą od małego poszanowania do ochrony ziemi, na której się wychowują.
Tak czy siak: wychodek ze światłowodem, który nad nim biegnie stanowi, w mojej ocenie, przepiękny zgrzyt cywilizacyjny.
Ossala