Do tradycji powstańczej coraz chętniej odwołują się ci, dla których jeszcze niedawno nic ona nie znaczyła, lub też była raczej zagrożeniem, niż powodem do dumy. Co gorsza, równocześnie próbuje się rozgrywać środowisko powstańców, symbolikę zaś wykorzystywać do bieżącej walki politycznej. W tym samym czasie próbując odbierać prawo do jej używania tym osobom, którym chodzi wyłącznie o demonstrowanie pamięci.
W liście z okazji obchodów rocznicy 1 sierpnia, prezydent Andrzej Duda pisał między innymi: „Mimo różnic ideowych Polacy stanęli do walki razem, zjednoczeni ponad podziałami politycznymi. Wszyscy - narodowcy i socjaliści, syndykaliści i chadecy, konserwatyści i liberałowie. Bo to, co ich łączyło było mocniejsze niż to, co dzieliło. Łączyło ich pragnienie wolności, bycia gospodarzami we własnej ojczyźnie, suwerennego decydowania o swoim kraju. Wiedzieli doskonale, że tylko w wolnej Polsce mogą się ziścić ich pragnienia i nadzieje, aspiracje i marzenia.” Pamiętając o tej politycznej niejednorodności uczestników Powstania, nie można oczekiwać, że po upływie lat tak różni w swoich poglądach i wizjach Polski ludzie zajmować będą jedno, wspólne stanowisko wobec spraw bieżących. Kilkadziesiąt lat komunizmu i III RP, doświadczenia wojenne i powojenne, stanowią sumę zdarzeń, które prowadzić muszą do bardzo różnych opinii i nie trzeba tutaj szukać rozwiązań w teczkach IPN. Jednak bardzo wygodne jest posłużenie się kwantyfikatorem „wszyscy”, czytamy więc, że „powstańcy nie chcą” (apelu smoleńskiego, wojska, odznaczeń od szefa MON) lub wręcz przeciwnie „dali się złamać” czy też „zaszantażować” Macierewiczowi, co w ostatnich dniach było chyba najobrzydliwszym, co wyszło spod klawiatur zwolenników Komitetu Obrony Demokracji, gdy udało się doprowadzić do kompromisu w sprawie przywołania podczas rocznicowych obchodów takich postaci, jak prezydenci Ryszard Kaczorowski i Lech Kaczyński. Gdy więc piątka uczestników powstania, wśród której znalazła się Krystyna Zachwatowicz-Wajda, wezwała do bojkotu uroczystości z udziałem prezydenta i szefa MON, mogliśmy przeczytać, że „powstańcy bojkotują”, a jednak zobaczyć mogliśmy uroczystości pełne pięknych chwil, choć niestety poprzetykane politycznymi zgrzytami.
I tak w poniedziałkowy poranek, coroczne obchody w Parku Dreszera, poprzedzające Marsz Mokotowa wiodący na ul. Dworkową, burmistrz tej dzielnicy, Bogdan Olesiński, postanowił w swoim wystąpieniu skupić się na przeciwstawianiu niuansów historii i przypadku wykupienia krewnego z niemieckiego obozu do ataku na niewymienionego z nazwiska posła, a w raz z nim na niewymienioną z nazwy partię. I choć zabrakło determinacji, by wprost zaatakować Prawo i Sprawiedliwość, którego przedstawiciele znajdowali się na miejscu, intencje burmistrza były jasne. Jego słowa nie zmartwiły na pewno wyjątkowo licznych przedstawicieli Platformy (w mokotowskim parku pojawił się nawet Grzegorz Schetyna w towarzystwie Ewy Kopacz, którzy dołączyli do zawsze obecnych Małgorzaty Kidawy-Błońskiej i Marcina Święcickiego), nie spodobały się jednak części mieszkańców i weteranów. Wiem o tym z rozmów, ponieważ od kilku lat zanikł niepokojący wcześniej media nawyk buczenia. Były za to skromne brawa dla Hanny Gronkiewicz-Waltz, która mocniejsze akcenty polityczne zostawiła na inne okazje. Trochę głośniejsze oklaski rozległy się, gdy składano wieniec od prezydenta Andrzej Dudy.
Wśród wiązanek pojawiły się również kwiaty, złożone przez przedstawicieli PPS, SLD i Nowoczesnej. Lewica miała w powstaniu swój udział, niestety później przez jej komunistyczną część zaprzepaszczony i zakwestionowany niszczeniem pamięci o tym wielkim, patriotycznym zrywie Warszawiaków, nie mam jednak prawa odmawiać nikomu prawa do pamięci. Obecność szarfy z logo Nowoczesnej pokazuje jednak, że w 2016 roku każda chcąca zaistnieć siła polityczna musi liczyć się z tą częścią naszej historii i oddać jej cześć, choćby znajdując się najdalej od romantycznego patriotyzmu lata 1944 roku. Czy kiedyś okaże się to początkiem większej zmiany świadomości i konsensusu wokół szacunku dla naszej historii, tego nie sposób przewidzieć, jednak wszyscy, którzy przez lata walczyli o godne upamiętnienie Powstania mogą odczuć z tego powodu pewną satysfakcję.
Warto zwrócić uwagę na fakt, że choć polityków opozycji pojawiło się więcej, niż zazwyczaj, oprawa uroczystości była skromniejsza, niż w poprzednich latach i trudno, w odróżnieniu od trochę skromniejszej frekwencji, tłumaczyć to dość podłą pogodą i dniem powszednim. Zgodnie z lokalną tradycją pod powstańczy pomnik w parku im. Gen. Orlicz-Dreszera o godzinie 17 przyszło jednak wiele osób, po raz pierwszy pojawili się też młodzi ludzie z białymi i czerwonymi racami, dodając do kompozycji głazu, symbolu Polski Walczącej i dywanu biało-czerwonych i żółto-czerwonych kwiatów nowy, bardzo widowiskowy element.
Większa część obchodów Godziny W tradycyjnie odbywała się na Powązkach i na Woli, rondzie Dmowskiego i pl. Piłsudskiego, gdzie, jak co roku odbył się koncert powstańczych piosenek. Wieczorem 1 sierpnia Warszawa zaczyna wyglądać podobnie, jak 11 listopada, odkąd obchody Święta Niepodległości odbywają się już spokojnie. Choć tłum na ulicach ubrany jest inaczej, podobny jest nastrój uniesienia, wyrażający się patriotyczną odzieżą, flagami niesionymi przez ludzi czy zatkniętymi na stacjach metra, powracających z uroczystości długo jeszcze spotyka się w tramwajach i autobusach. I dla wszystkich jest jasne, że nie świętujemy tego dnia klęski, a odwagę i bohaterstwo.
W ostatnich dniach kilka razy mogliśmy natknąć się na stwierdzenie, że powstańcy walczyli o „demokratyczną Polskę”. Słowo „demokracja”, jak w czasach PRL, jest u nas ostatnio mocno nadużywane, w tym przypadku zaś jest nadużyciem bardzo wyraźnym, bowiem służyć ma tworzeniu fałszywej analogii między walką roku 1944, czy szerzej, lat 1939-1945 z dzisiejszą kontestacją wyniku ostatnich wyborów. W sierpniu ‘’44 chodziło zaś o Polskę wolną, niepodległą, reszta zaś była już sprawą indywidualnych wyborów – powstańcy nie byli partią polityczną, nie byli też Komitetem Obrony Demokracji, co pani prezydent Warszawy najwyraźniej umyka. „Gazeta Wyborcza” piórem Wojciecha Maziarskiego ogłasza „Powstanie Warszawskie to my”. Tymczasem poza redakcją na Czerskiej wszyscy pamiętają jeszcze artykuł Michał Cichego, opisujący losy żydowskiego policjanta Perechodnika, który „przetrwał nawet Powstanie Warszawskie, kiedy AK i NSZ wytłukły mnóstwo niedobitków z getta”. Czy Wojciech Maziarski pisze o tym samym Powstaniu?
Powstanie to dziś potężny, narodowy symbol, który jednoczy nie tylko warszawiaków. Wykorzystanie go do antypisowskiej propagandy jest w takim samym stopniu kuszące, co karkołomne. Gdy sięga po nie środowisko, dla którego polski patriotyzm był zawsze żywiołem groźnym i demonicznym, przypominajmy, jak traktowano je i jego uczestników wcześniej. Nie tylko przed 2005 rokiem, także później. W 2009 roku nie wpuszczono powstańców na obchody pod pomnikiem Gloria Victis. Dwa lata później o 20 strażnicy zaczęli zamykać cmentarz na Powązkach, tłumacząc, że nie ma przecież żadnego święta. Pamiętajmy o tym, słuchając Hanny Gronkiewicz-Waltz, pamiętajmy artykuł Cichego, czytając „Wyborczą”.
Krzysztof Karnkowski
artykuł ukazał się w piątkowym wydaniu Gazety Polskiej Codziennie
fot. Polskie Radio
W liście z okazji obchodów rocznicy 1 sierpnia, prezydent Andrzej Duda pisał między innymi: „Mimo różnic ideowych Polacy stanęli do walki razem, zjednoczeni ponad podziałami politycznymi. Wszyscy - narodowcy i socjaliści, syndykaliści i chadecy, konserwatyści i liberałowie. Bo to, co ich łączyło było mocniejsze niż to, co dzieliło. Łączyło ich pragnienie wolności, bycia gospodarzami we własnej ojczyźnie, suwerennego decydowania o swoim kraju. Wiedzieli doskonale, że tylko w wolnej Polsce mogą się ziścić ich pragnienia i nadzieje, aspiracje i marzenia.” Pamiętając o tej politycznej niejednorodności uczestników Powstania, nie można oczekiwać, że po upływie lat tak różni w swoich poglądach i wizjach Polski ludzie zajmować będą jedno, wspólne stanowisko wobec spraw bieżących. Kilkadziesiąt lat komunizmu i III RP, doświadczenia wojenne i powojenne, stanowią sumę zdarzeń, które prowadzić muszą do bardzo różnych opinii i nie trzeba tutaj szukać rozwiązań w teczkach IPN. Jednak bardzo wygodne jest posłużenie się kwantyfikatorem „wszyscy”, czytamy więc, że „powstańcy nie chcą” (apelu smoleńskiego, wojska, odznaczeń od szefa MON) lub wręcz przeciwnie „dali się złamać” czy też „zaszantażować” Macierewiczowi, co w ostatnich dniach było chyba najobrzydliwszym, co wyszło spod klawiatur zwolenników Komitetu Obrony Demokracji, gdy udało się doprowadzić do kompromisu w sprawie przywołania podczas rocznicowych obchodów takich postaci, jak prezydenci Ryszard Kaczorowski i Lech Kaczyński. Gdy więc piątka uczestników powstania, wśród której znalazła się Krystyna Zachwatowicz-Wajda, wezwała do bojkotu uroczystości z udziałem prezydenta i szefa MON, mogliśmy przeczytać, że „powstańcy bojkotują”, a jednak zobaczyć mogliśmy uroczystości pełne pięknych chwil, choć niestety poprzetykane politycznymi zgrzytami.
I tak w poniedziałkowy poranek, coroczne obchody w Parku Dreszera, poprzedzające Marsz Mokotowa wiodący na ul. Dworkową, burmistrz tej dzielnicy, Bogdan Olesiński, postanowił w swoim wystąpieniu skupić się na przeciwstawianiu niuansów historii i przypadku wykupienia krewnego z niemieckiego obozu do ataku na niewymienionego z nazwiska posła, a w raz z nim na niewymienioną z nazwy partię. I choć zabrakło determinacji, by wprost zaatakować Prawo i Sprawiedliwość, którego przedstawiciele znajdowali się na miejscu, intencje burmistrza były jasne. Jego słowa nie zmartwiły na pewno wyjątkowo licznych przedstawicieli Platformy (w mokotowskim parku pojawił się nawet Grzegorz Schetyna w towarzystwie Ewy Kopacz, którzy dołączyli do zawsze obecnych Małgorzaty Kidawy-Błońskiej i Marcina Święcickiego), nie spodobały się jednak części mieszkańców i weteranów. Wiem o tym z rozmów, ponieważ od kilku lat zanikł niepokojący wcześniej media nawyk buczenia. Były za to skromne brawa dla Hanny Gronkiewicz-Waltz, która mocniejsze akcenty polityczne zostawiła na inne okazje. Trochę głośniejsze oklaski rozległy się, gdy składano wieniec od prezydenta Andrzej Dudy.
Wśród wiązanek pojawiły się również kwiaty, złożone przez przedstawicieli PPS, SLD i Nowoczesnej. Lewica miała w powstaniu swój udział, niestety później przez jej komunistyczną część zaprzepaszczony i zakwestionowany niszczeniem pamięci o tym wielkim, patriotycznym zrywie Warszawiaków, nie mam jednak prawa odmawiać nikomu prawa do pamięci. Obecność szarfy z logo Nowoczesnej pokazuje jednak, że w 2016 roku każda chcąca zaistnieć siła polityczna musi liczyć się z tą częścią naszej historii i oddać jej cześć, choćby znajdując się najdalej od romantycznego patriotyzmu lata 1944 roku. Czy kiedyś okaże się to początkiem większej zmiany świadomości i konsensusu wokół szacunku dla naszej historii, tego nie sposób przewidzieć, jednak wszyscy, którzy przez lata walczyli o godne upamiętnienie Powstania mogą odczuć z tego powodu pewną satysfakcję.
Warto zwrócić uwagę na fakt, że choć polityków opozycji pojawiło się więcej, niż zazwyczaj, oprawa uroczystości była skromniejsza, niż w poprzednich latach i trudno, w odróżnieniu od trochę skromniejszej frekwencji, tłumaczyć to dość podłą pogodą i dniem powszednim. Zgodnie z lokalną tradycją pod powstańczy pomnik w parku im. Gen. Orlicz-Dreszera o godzinie 17 przyszło jednak wiele osób, po raz pierwszy pojawili się też młodzi ludzie z białymi i czerwonymi racami, dodając do kompozycji głazu, symbolu Polski Walczącej i dywanu biało-czerwonych i żółto-czerwonych kwiatów nowy, bardzo widowiskowy element.
Większa część obchodów Godziny W tradycyjnie odbywała się na Powązkach i na Woli, rondzie Dmowskiego i pl. Piłsudskiego, gdzie, jak co roku odbył się koncert powstańczych piosenek. Wieczorem 1 sierpnia Warszawa zaczyna wyglądać podobnie, jak 11 listopada, odkąd obchody Święta Niepodległości odbywają się już spokojnie. Choć tłum na ulicach ubrany jest inaczej, podobny jest nastrój uniesienia, wyrażający się patriotyczną odzieżą, flagami niesionymi przez ludzi czy zatkniętymi na stacjach metra, powracających z uroczystości długo jeszcze spotyka się w tramwajach i autobusach. I dla wszystkich jest jasne, że nie świętujemy tego dnia klęski, a odwagę i bohaterstwo.
W ostatnich dniach kilka razy mogliśmy natknąć się na stwierdzenie, że powstańcy walczyli o „demokratyczną Polskę”. Słowo „demokracja”, jak w czasach PRL, jest u nas ostatnio mocno nadużywane, w tym przypadku zaś jest nadużyciem bardzo wyraźnym, bowiem służyć ma tworzeniu fałszywej analogii między walką roku 1944, czy szerzej, lat 1939-1945 z dzisiejszą kontestacją wyniku ostatnich wyborów. W sierpniu ‘’44 chodziło zaś o Polskę wolną, niepodległą, reszta zaś była już sprawą indywidualnych wyborów – powstańcy nie byli partią polityczną, nie byli też Komitetem Obrony Demokracji, co pani prezydent Warszawy najwyraźniej umyka. „Gazeta Wyborcza” piórem Wojciecha Maziarskiego ogłasza „Powstanie Warszawskie to my”. Tymczasem poza redakcją na Czerskiej wszyscy pamiętają jeszcze artykuł Michał Cichego, opisujący losy żydowskiego policjanta Perechodnika, który „przetrwał nawet Powstanie Warszawskie, kiedy AK i NSZ wytłukły mnóstwo niedobitków z getta”. Czy Wojciech Maziarski pisze o tym samym Powstaniu?
Powstanie to dziś potężny, narodowy symbol, który jednoczy nie tylko warszawiaków. Wykorzystanie go do antypisowskiej propagandy jest w takim samym stopniu kuszące, co karkołomne. Gdy sięga po nie środowisko, dla którego polski patriotyzm był zawsze żywiołem groźnym i demonicznym, przypominajmy, jak traktowano je i jego uczestników wcześniej. Nie tylko przed 2005 rokiem, także później. W 2009 roku nie wpuszczono powstańców na obchody pod pomnikiem Gloria Victis. Dwa lata później o 20 strażnicy zaczęli zamykać cmentarz na Powązkach, tłumacząc, że nie ma przecież żadnego święta. Pamiętajmy o tym, słuchając Hanny Gronkiewicz-Waltz, pamiętajmy artykuł Cichego, czytając „Wyborczą”.
Krzysztof Karnkowski
artykuł ukazał się w piątkowym wydaniu Gazety Polskiej Codziennie
fot. Polskie Radio
(1)
2 Comments
@Budyń
07 August, 2016 - 18:28
"„Gazeta Wyborcza” piórem Wojciecha Maziarskiego ogłasza „Powstanie Warszawskie to my”. Tymczasem poza redakcją na Czerskiej wszyscy pamiętają jeszcze artykuł Michał Cichego, opisujący losy żydowskiego policjanta Perechodnika, który „przetrwał nawet Powstanie Warszawskie, kiedy AK i NSZ wytłukły mnóstwo niedobitków z getta”. Czy Wojciech Maziarski pisze o tym samym Powstaniu?"
Artykuł Cichego, który wszyscy pamiętają ukazał się w GW w styczniu 1994 roku. Nosił tytuł "Polacy-Żydzi, Czarne karty Powstania". Nie odnosił się on do postaci Caleka Perechodnika. Recenzja wspomnień Perechodnika pióra Cichego ukazała się w Magazynie GW we wrześniu 2012 roku.
dzięki, zlały mi się w jeden
07 August, 2016 - 22:18
pozdrawiam